ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 38

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ᴅᴢɪꜱɪᴀᴊ ᴡ ᴍᴇᴅɪᴀᴄʜ ᴘɪᴏꜱᴇɴᴋᴀ ᴋᴡɪᴀᴛᴜ ᴊᴀʙŁᴏɴɪ ᴘᴛ." ᴍᴏɢŁᴏ ʙʏĆ ɴɪᴄ", ᴋᴛÓʀᴀ ᴘᴀꜱᴜᴊᴇ ᴅᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴜ. ᴢᴀᴄʜĘᴄᴀᴍ ᴅᴏ ᴏᴅꜱŁᴜᴄʜᴀɴɪᴀ.

ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴄᴢʏᴛᴀɴɪᴀ 🥰😘
_________________________________
ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ

Nie myślała o niczym. Była samotna, była pusta. Nie miała już nic i nie czuła w sobie niczego. Nie było pragnienia, głodu, zmęczenia, strachu. Zginęło wszystko, nawet wola przetrwania. Była tylko wielka, zimna, przeraźliwa pustka. Czułą tę pustkę całym jestestwem, każdą komórką organizmu. Czuła krew na wewnętrznej stronie ud. Było jej to obojętne. Była pusta. Straciła wszystko.~ Andrzej Sapkowski, Wiedźmin Czas pogardy

Wtulałam się mocno w klatkę piersiową mojego ukochanego lejąc rzewne łzy w jego koszulę. Jego wcześniej śnieżnobiałe odzienie wierzchnie teraz było lekko poszarpane od wbitych w nie drobinek szkła. Trzęsącymi dłońmi zaczęłam powoli odpinać guziki od jego koszuli. Moim oczom ukazały się drobne rany,w które wbite były kawałki potłuczonego szkła. Postanowiłam strzelić się porządnie w łeb. Jeżeli mam im pomóc muszę myśleć trzeźwo. Muszę ich ratować za wszelką cenę..

- Marcelina weź się w garść!- strzeliłam sobie z otwartej ręki w czoło.- Skończ ryczeć łzy tu nie pomogą..Musisz ich ratować słyszysz?!..

Otarłam łzy z policzków, jednak one wciąż wypełniały moje oczy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, którym się znajdowałam. Oprócz tego,że w oknach nie było szyb zauważyłam, że z jednego parapetu oderwał się kawałek ściany,a na podłodze leżały kawałki tynku. Niektóre rzeczy spadły pod wpływem wstrząsów z regałów oraz z stołu.

Nagle usłyszałam odgłos skrzypiącej pod wpływem kogoś ciężaru podłogi. Byłam bardzo zestresowana nie wiedziałam kto to może być. Łzy z moich policzków zaczęły płynąć jeszcze bardziej. Rozejrzałam się wokoło w poszukiwaniu czegoś, czym mogłabym w razie czego okiełznać atak ze strony nieznajomego, jednak jedyne co miałam pod ręką to kawałki szkła, a myśląc pod wpływem silnych emocji nie mogłam dostrzec niczego innego.

Odgłos kroków był bardziej słyszalny.

I bardziej..

Aż nagle moim oczom ukazała się Marysia, która wraz z Szarikiem weszła do salonu. Dziewczyna trzymała w rękach malutką skrzyneczkę przypominającą apteczkę. Po młodej Dawidowskiej widać było, że była w szoku. Marysia podążała w głąb pokoju odziana w lekko poszarpaną koszulę nocną, a na jej twarzy widoczna była rozcięta skroń, która została profesjonalne zabandażowana. Musiała pod wpływem wstrząsu uderzyć się w głowę. Dziewczyna chwiejnym krokiem podeszła w moją stronę i przykucnęła obok odkładając apteczkę. Po chwili dziewczyna mocno mnie objęła. Szarik od razu wbiegł pomiędzy nas bo również chciał się przytulić.

Rozpłakałam się jak małe dziecko.

- Marysiu musimy ich uratować słyszysz?! - krzyknęłam zrozpaczona.
- Spokojnie Marcysia..Nerwami nic tu nie zdziałamy..
- Ratuj ich proszę.. Bez nich nie mam dla kogo żyć..- szepnęłam i starałam się uspokoić.
- Spokojnie..uspokój się.. Oni nie umrą rozumiesz?..Obudziłam się z was najwcześniej..Gdy tutaj przyszłam od razu sprawdziłam, czy żyjecie..U wszystkich tętno było wyczuwalne i wszyscy oddychaliście..Gdy sprawdziłam,że nikt z was nie jest w stanie zagrożenia życia udałam się do kuchni po apteczkę..
- Czyli..oni..żyją?..
- Tak Marcyś żyją i będą żyć..są nieprzytomni..-przytulała mnie mocno dopóki się nie uspokoiłam na tyle,aby móc myśleć w miarę racjonalnie.- Muszę sprawdzić ich obrażenia i je opatrzyć..
- A co ja co mam robić?..- zapytałam spoglądając na dziewczynę.
- Usiądź sobie chwileczkę..Musisz odpocząć..
- Chce pomóc.- powiedziałam stanowczo patrząc na dziewczynę.
- Ale..
- Chce pomóc! - krzyknęłam zdesperowana.

Marysia spojrzała na mnie z niedowierzaniem i lekkim przerażeniem. Wystraszyłam się. Nie poznawałam siebie w tamtym momencie. Byłam zrozpaczona i zdeterminowana,ale nie usprawiedliwia mnie to,abym zachowywała się w ten sposób.

- No dobrze pokaże ci co i jak.. - powiedziała dziewczyna i przykucnęła przy swoim bracie.

Ze spuszczoną głową przykucnęłam obok niej. Było mi głupio,że zachowałam się w ten sposób. Dziewczyna wytłumaczyła mi co mam robić i w jaki sposób. Pokazała mi jak mam wyciągać drobinki szkła z klatki piersiowej Alka oraz jak mam odkażać jego rany, natomiast ona sama powiedziała,że zajmie się Patrycją i Jankiem.

Wraz ze swoim uszatym, puszystym pomocnikiem zabraliśmy się do wspomnianych wcześniej czynności.Szarik nauczył się podawać w pyszczku rzeczy, o które go poprosiłam. Pojętna z niego psina.

Próbując opanować drżące ręce oraz strumienie lejących się z oczu łez robiłam wszystko tak jak byłam poinstrułowana. Jednak cały czas się bałam, że zrobię coś źle.. że przeze mnie mojemu najukochańszemu chłopcowi coś się stanie..

Czasami zastanawiam się, czy nie przyciągam kłopotów. Wszędzie, gdzie tylko się pojawię od razu coś się dzieje.. Normalnie jak magnes. Tylko niestety taki, który przyciąga kłopoty.. W zasadzie to niby nigdy nie wiemy, jakie niebezpieczeństwo na nas czeka.

Niebezpieczeństwo jest ciche. Nie usłyszysz, gdy nadleci na szarych piórach.~ Andrzej Sapkowski, Wiedźmin Czas pogardy

Ale,czy to prawda?

To pytanie nurtowało mnie coraz bardziej.

ᴘᴀᴛʀʏᴄᴊᴀ

Pomalutku nastawał wieczór. Słońce zaczynało znikać za horyzontem. Niebo poczęło przybierać różne odcienie czerwieni oraz pomarańczu, co idealnie komponowało się z różnorakimi kolorami koron drzew. Jako, że był listopad natura była wyjątkowo piękna oraz posiadała swego rodzaju tajemniczą, jesienną aurę. Chmury przybrały różowe oraz złote barwy, co wraz z uschniętą trawą pokrytą liśćmi zachwycało swym nieziemskim widokiem.

Wieczorki były dość chłodne, tak więc po szkolnym dniu pełnym wrażeń postanowiłam okryć się ciepłym kocykiem i położyć się na łóżku. Z stolika nocnego wyciągnęłam książkę Aleksandra Kamińskiego pt." Kamienie na szaniec". Moim oczom ukazała się okładka, na której widoczni byli trzej główni bohaterowie uśmiechnięci od ucha do ucha. Mimo, że lekturę przerobiłam w październiku byłam z nią silnie związana. Nie miałam serca się z nią rozstać. Jako, iż była jeszcze "godzina młoda" postanowiłam wylosować sobie rozdział, który przeczytam przed snem.

Tak też zrobiłam. Zamknęłam oczy i rozchyliłam książkę, aby kartki otworzyły się na losowej stronie.

Po chwili otworzyłam powieki, a moim oczom ukazała się.. Pustka. Tak dokładnie pustka. Strony, które wcześniej pokryte były drukiem nagle stały się śnieżnobiałe. Zaczęłam przekładać po kolei kartki, ale nadal było tak samo. Zdeczka się zdziwiłam nie wiedziałam o co chodzi.

Nagle na czystych kartkach zaczęły pojawiać się jakieś litery, z których ułożyła się jakaś zagadka, która brzmiała następująco:

Ma mnie każdy, lecz nie każdy lubi- możesz uwierzyć? Możesz mnie dotknąć, zobaczyć, lecz nie zdołasz uderzyć. Bawię dziecko, przygnębiam starca, cieszę dziewczę urocze. Kiedy płaczesz- ja szlocham, gdy się śmiejesz i ja chichocze. Czym jestem?

Zdziwiłam się. Nie miałam pojęcia, co to wszystko ma znaczyć. Ktoś sobie ze mnie żarty robi, czy jak. Nie byłam pewna co mam zrobić, jednak coś ciągnęło mnie, aby rozwiązać tą zagadkę.

Wstałam z łóżka i zaczęłam się zastanawiać, co mogło być rozwiązaniem.

Zaczęłam sobie zadawać pytania:

Co każdy ma, lecz nie każdy to lubi? Przez, co można coś zobaczyć oraz dotknąć, lecz nie uderzyć? Co bawi dziecko, przygnębia starca i cieszy dziewczę? Jaka rzecz jest w stanie płakać, kiedy i ktoś płaczę oraz śmiać się, gdy ktoś się śmieje?..

Chodziłam po pokoju zastanawiając się. W moim pokoju znajdowało się duże lustro, które stało naprzeciwko mnie. Przez moment spojrzałam w nie i olśniło mnie.

- No jasne!! - krzyknęłam uradowana. - Przecież każdy ma w domu lustro, ale nie każdy lubi się w nim przeglądać. Małe dzieci śmieją się na swój widok widząc się w nim, natomiast starsi ludzie są przygnębieni spoglądając w nie, gdyż widzą, że z latami ich wygląd się zmienia. Cieszy dziewczę, ponieważ każda dziewczyna, gdy się gdzieś szykuje przegląda się w nim. Gdy się w nie spojrzy widać wszystkie uczucia, które odczuwamy. Tak więc łącząc to wszystko kluczem do rozwiązania zagadki jest lustrzane odbicie! - wzięłam książkę w dłonie i podeszłam do lustra.

Nagle zwierciadło jakby mnie wciągnęło? Nie potrafię tego wytłumaczyć. Była to dość dziwna sytuacja. Nie pamiętałam z niej wiele.

Po chwili stało się tak jakbym straciła świadomość.

🌟

Niespodziewanie znalazłam się w całkiem innym miejscu. Stałam na środku jakiegoś mieszkania cały czas ściskając w dłoniach książkę, którą jako jedyną zdążyłam zabrać ze swojego domu. Nie wiedziałam, ani co ja tu robię, ani co dokładnie się ze mną stało. Nie byłam pewna, czy to aby nie sen, czy też jakaś iluzja. Cała ta sytuacja wydawała mi się dziwna. Była jak z rodem z książki fantasy, w której magiczne rzeczy nie dzieją się naprawdę.

- Patrycja chodź na chwileczkę! - zawołał mnie jakiś głos.

Wystraszona schowałam książkę pod materacem starej kanapy i poszłam w stronę pomieszczenia, z którego dochodził głos. Była to kuchnia.

Moim oczom ukazał się chłopak o dość nietypowej urodzie. Miał dość delikatne, subtelne rysy twarzy. Dosłownie jak kobieta. Był wysoki, o niebieskich oczach i blond czuprynie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom to był Tadeusz Zawadzki! Ale skąd ja się tu.. jak on tutaj..i na dodatek mnie zna!!

- Co ty taka wystraszona jakbyś ducha zobaczyła? - zaśmiał się.- Chciałem ci tylko powiedzieć, że dzisiaj u nas odbędzie się tajne nauczanie.
- U..u nas?
- No tak Pati. Nie pamiętasz, że chwilowo mieszkasz u mnie?

Nie rozumiałam za bardzo o co w tym wszystkim chodzi było to dla mnie dziwne. Jak to się stało, że z nim mieszkam? Co się stało z moją rodziną?

- Ale dlaczego?..- zapytałam.
- Któryś z twoich sąsiadów powiedział Niemcom, że wasza rodzina ukrywa Żydów.. W tym czasie nie było cię w domu.. Nie zdążyliśmy niestety ostrzec twojej rodziny.. - powiedział blondyn ze współczuciem w głosie i mocno mnie przytulił.
- Ale.. jak..- przytuliłam się mocno do chłopaka i zaczęłam płakać.
- Cichutko.. spokojnie..
- To znaczy, że oni.. nie żyją?..- szepnęłam płacząc.

Chłopaka zatkało poczułam jak momentalnie sztywnieje, a w jego oczach widoczne jest zakłopotanie.

Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.

- Idź otwórz.. - powiedziałam i starałam się uspokoić.

Chłopak w lekkim szoku wykonał moje polecenie.

Nie dowierzałam temu, co właśnie usłyszałam. Byłam w największym szoku w życiu. Płakałam jak dziecko.

Usłyszałam liczne głosy osób, które przybyły na tajne nauczanie. Postanowiłam wziąć się w garść. Otarłam łzy i zwilżyłam twarz wodą.

Musiałam stawić temu czoło.

Zawsze trzeba działać. Źle czy dobrze, okaże się później. Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się.~ Andrzej Sapkowski, Czas pogardy

🌟

Otworzyłam moje ociężałe powieki, lecz zaraz szybko je zamknęłam, ponieważ nie mogłam przyzwyczaić się do światła.

Wzięłam swoją dłoń i starałam się zasłonić swoje oczy. Moje źrenice z każdą chwilą przyzwyczajały się do światła, aż w końcu byłam w stanie otworzyć powieki. Nie za bardzo ogarniałam sytuację, co dokładnie się stało. Strasznie bolała mnie głowa i miałam mroczki przed oczami. Leniwie przewróciłam głowę w lewą stronę i ujrzałam Janka, któremu Marysia kończyła opatrywać dłoń.

Dostrzegłam, że niedaleko niego rozbił się wazon z kwiatami. Wystraszona podniosłam głowę z myślą, że coś mu się stało.

Marysia zobaczyła, że się obudziłam, więc przykucnęła obok mnie.

- Spokojnie wazon poranił mu tylko rękę.. miał wielkie szczęście, że nie uderzył go w głowę.. Jana Bytnara nic nie złamie. - uśmiechnęła się i pokazała mi żebym dalej leżała spokojnie, na co pokiwałam głową.

Dziewczyna uśmiechnęła się i po czym podniosła się z podłogi i poszła w inną stronę pokoju.

Mój wzrok powędrował w stronę mojego ukochanego, któremu grzywka spadła na oczy. Złapałam go za rękę na, co chłopak westchnął jak małe dziecko i powiedział słodkim głosem:

- Buziakaaaaaaa!

Inni ludzie przez sen szeptają kogoś imię lub mówią jakieś ważne rzeczy.

Tymczasem Jan Bytnar:

Buziaaaaka.

Jemu to się chyba nigdy nie znudzi wyłudzanie buziaków. Po kim to on ma ja nie wiem naprawdę. Jego mama nie wygląda na taką, która cały czas by chciała buziaka. To może po tacie. Jest przysłowie jaka matka taka córka to w tym wypadku będzie jaki ojciec taki syn.

Przybliżyłam się do niego i złożyłam na jego
czuły pocałunek.

Nagle Jasiu zaczął się wiercić. Chwileczkę coś tam pomarudził, jak to on ma w zwyczaju i nagle otworzył swoje oczy uśmiechając się od ucha do ucha.

Cały on.

I takiego go kocham.

ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ

Wyciągnęłam już wszystkie drobinki szkła oraz przemyłam drobne rany od nich powstałe. Spojrzałam na twarz Alka, który słodko zmarszczył nosek i zaczął się wiercić po czym otworzył swoje oczka.

W tamtym momencie zaczęłam płakać jeszcze bardziej niż wcześniej. Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło w tym momencie.

Rzuciłam się mu na szyję.

- Ty idioto! Kretynie jeden! Debilu! Draniu! Nie rób mi tak nigdy więcej słyszysz?! Ja cię tak bardzo kocham, a ty mi taki numer wykręcasz ?!
- Cichutko już jestem tutaj..- przytulił mnie mocno.
- My wszyscy tutaj jesteśmy..- usłyszałam znajomy mi głos. I spojrzałam w jego stronę. Był to Janek, który podszedł wraz z Patrycją bliżej nas.

Nie wiedziałam, czy to się dzieje naprawdę, czy ja śnie.

- Nigdy więcej mnie tak nie straszcie!!- krzyknęłam, a po moich policzkach spływały łzy w coraz większych ilościach.
- Nie będziemy obiecujemy..- powiedziała Patrycja

Wszyscy przytuliliśmy się. Poczułam się bezpiecznie. Zaczęłam się powoli uspokajać. Nie mogłam do siebie dopuścić tego, że ledwie parę sekund temu myślałam, że straciłam wszystko, a tak wcale nie było..

I że mogło być nic..

A jest wszystko..
________________________________
ᴡɪᴛᴀᴊ ʟᴜᴅᴜ ᴡᴀᴛᴛᴘᴀᴅᴀ! 🥰🤣

ᴄʜᴄɪᴀŁᴀʙʏᴍ ᴡꜱᴢʏꜱᴛᴋɪᴍ ᴡᴀᴍ ᴢ ᴄᴀŁᴇɢᴏ ꜱᴇʀᴅᴜꜱᴢᴋᴀ ᴘᴏᴅᴢɪĘᴋᴏᴡᴀĆ, ᴀʟʙᴏᴡɪᴇᴍ ᴘᴏᴅ ᴍᴏɪᴍ ᴏᴘᴏᴡɪᴀᴅᴀɴɪᴇᴍ ᴡʏʙɪŁᴏ ᴘᴏᴅɴᴀᴅ 6ᴋ ᴡʏŚᴡɪᴇᴛʟᴇŃ! ᴊᴀᴘɪᴇʀᴅᴢɪᴇʟᴜᴜᴜ ꜱᴋĄᴅ ᴛʏʟᴇ?! ɴɪᴇ ᴡɪᴇʀᴢᴇ ᴡ ᴛᴏ ᴄᴏ ᴛᴜ ꜱɪĘ ᴏᴅᴡᴀʟᴀ! ᴅᴢɪĘᴋᴜᴊĘ!! ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

ꜱᴢᴄᴢᴇɢÓʟɴɪᴇ ᴘʀᴀɢɴĘ ᴘᴏᴅᴢɪĘᴋᴏᴡᴀĆ ᴍᴏᴊᴇᴊ ᴘʀᴢʏᴊᴀᴄɪÓŁᴄᴇ AnonimHypnosis ᴢ ᴄᴀŁᴇɢᴏ ꜱᴇʀᴅᴜꜱᴢᴋᴀ. ᴛᴏ ᴡꜱᴢʏꜱᴛᴋᴏ ᴅᴢɪĘᴋɪ ᴛᴏʙɪᴇ ᴋᴏᴄʜᴀɴᴀ! ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

ᴛᴀᴋ ꜱᴇ ᴏꜱᴛᴀᴛɴɪᴏ ᴍʏŚʟᴀŁᴀᴍ, ᴄᴢʏ ʙʏŚᴄɪᴇ ᴄʜᴄɪᴇʟɪ ᴍɪᴇĆ ᴛᴀᴋɪ ᴊᴀᴋʙʏ ᴅᴏᴅᴀᴛᴋᴏᴡʏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ ᴏ ᴋᴀŻᴅʏᴍ ʙᴏʜᴀᴛᴇʀᴢᴇ ᴢ ᴋꜱɪĄŻᴋɪ? ᴡ ꜱᴇɴꜱɪᴇ, Żᴇ ʙʏŁᴏʙʏ ᴛᴀᴍ ɴᴀᴘɪꜱᴀɴᴀ ᴊᴇɢᴏ ʜɪꜱᴛᴏʀɪᴀ ᴏᴅ ᴍᴀŁᴇɢᴏ ᴍᴏŻᴇ, ᴀʟʙᴏ ɴɪᴇ ᴡɪᴇᴍ ᴄᴏŚ ꜱɪĘ ᴡʏᴋᴍɪɴɪ.

ᴍᴏɪ ᴋᴏᴄʜᴀɴɪ ᴘᴏᴅ ᴛʏᴍ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴇᴍ ᴍᴏŻᴇᴄɪᴇ ᴢᴏꜱᴛᴀᴡɪᴀĆ ᴡ ᴋᴏᴍᴇɴᴛᴀʀᴢᴀᴄʜ ᴘʏᴛᴀɴᴋᴀ ᴅᴏ ʙᴏʜᴀᴛᴇʀÓᴡ. ᴛᴀᴋᴀ ᴅʀᴜɢᴀ ᴇᴅʏᴄᴊᴀ ᴍᴏŻɴᴀ ᴘᴏᴡɪᴇᴅᴢɪᴇĆ ʙᴏ ᴅᴜŻᴏ ᴊᴜŻ ꜱɪĘ ᴘᴏᴢᴍɪᴇɴɪᴀŁᴏ ᴏᴅ ᴄᴢᴀꜱᴜ, ɢᴅʏ ᴘɪᴇʀᴡꜱᴢʏ ʀᴀᴢ ʙʏŁʏ ᴏɴᴇ ᴘɪꜱᴀɴᴇ.

ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴅɴɪᴀ /ᴡɪᴇᴄᴢᴏʀᴋᴜ/ᴘᴏᴘᴏŁᴜᴅɴɪᴀ

ᴛᴜʟᴀꜱᴋɪ🤗🤗🤗🥰😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro