ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ᴅᴢɪꜱɪᴀᴊ ᴡ ᴍᴇᴅɪᴀᴄʜ ᴘɪᴏꜱɴᴋᴀ, ᴋᴛÓʀĄ ᴡʏᴋᴏɴᴜᴊᴇ ᴋᴡɪᴀᴛ ᴊᴀʙŁᴏɴɪ,ʟᴇᴄᴢ ᴢ ᴛᴇɢᴏ, ᴄᴏ ꜱɪĘ ᴏʀɪᴇɴᴛᴜᴊᴇ ᴊᴇᴊ ᴀᴜᴛᴏʀᴇᴍ ᴊᴇꜱᴛ ᴊᴀᴄᴇᴋ ᴋʟᴇʏꜰꜰ. ɴᴏꜱɪ ᴏɴᴀ ᴛʏᴛᴜŁ " ʜᴜŚᴛᴀᴡᴋɪ". ᴘᴀꜱᴜᴊᴇ ᴏɴᴀ ᴅᴏ ᴛᴇɢᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴜ. ᴢᴀᴄʜĘᴄᴀᴍ ᴅᴏ ᴏᴅꜱŁᴜᴄʜᴀɴɪᴀ. ɴᴡᴍ ᴄᴢᴍ ᴛᴀᴋ ᴏꜱᴛᴀᴛɴɪᴏ ᴄᴀŁʏ ᴄᴢᴀꜱ ᴘɪᴏꜱᴇɴᴋɪ ᴅᴏᴅᴀᴊᴇ. ᴛᴏ ᴊᴇꜱᴛ ᴢᴀꜱᴛᴀɴᴀᴡɪᴀᴊĄᴄᴇ🤣🤣🤣🤣

ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴄᴢʏᴛᴀɴᴋᴀ 😘😘
__________________________________
 ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ

Ubrana w długą, pudrowo-różową koszulę nocną siedziałam na parapecie. Znajdował się on przy wielkim oknie w moim salonie. Moje czarne włosy swobodnie opadały mi na ramiona. Od czasu kiedy musiałam je podciąć moje pukle podrosły. Długością sięgały już ponad obojczyk.

W dłoniach trzymałam śnieżnobiałą, porcelanową filiżankę, w której znajdował się ciepły napój, którym była herbatka. Ostatnia torebka jaka mi została w domu. Muszę przyznać, że ten napój jest moim drobnym uzależnieniem. Mogłabym go pić cały czas.

Niestety w realiach jakich obecnie przyszło nam żyć ciężko jest zdobyć chociaż małą torebkę tego napoju. Na rynku trudno jest dostać nawet najprostsze, najpotrzebniejsze rzeczy codziennego użytku.

Minęły już dwa tygodnie od tragicznego bombardowania nieopodal miejsca zamieszkania Dawidowskich. Mój najukochańszy chłopiec zamieszkał ze mną na czas remontu w jego rodzinnym mieszkaniu. Zapytałam Marysię, czy nie chciałaby zająć wraz z jej mamą pokoju gościnnego, ale obie powiedziały, że chcą nam dać troszkę prywatności. Obecnie młoda Dawidowska nocuje u swojej najlepszej przyjaciółki Dusi, a mama Alka postanowiła wyjechać na wieś do rodziny, aby odpocząć od tego jakże uciążliwego miejskiego zgiełku.

Przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej wygodnie usadawiając się na drewnianej powierzchni parapetu. Wpatrywałam się w jakże cieszący oko krajobraz widoczny za oknem. Nastawał ranek. Śliczne promienie słoneczne przebijały się chmury dając znać, że wszystko powoli budzi się do życia. Na ulicach powoli zaczęli pojawiać się ludzie, którzy z pewnością podążali do swojej pracy, aby utrzymać za coś rodzinę.

Ciekawi jesteście czemu jestem już na nogach? Otóż nie mogłam spać. Wierciłam się chyba z pół godziny na łóżku. Stwierdziłam w końcu, że nie ma to sensu i wstałam z łóżka zostawiając Alusia samego w pokoju. Nie chciałam go budzić. Tak uroczo wygląda jak śpi. A na dodatek wraz z Rudym i Zośką charują jak woły pociągowe, aby jak najszybciej skończyć remont.

Moje oczy cieszyły się widokiem pięknych, urodziwych roślin. W szczególności kwitnących kwiatów oraz urodziwych w liście koron drzew. Do moich uszu zaczęły dochodzić radosne ćwierkanie ptasząt.

Czyż to nie idealny moment, aby dać się ponieść wyobraźni?

Znajdowałam się w zaciemnionym pokoju. Bałam się. Stałam bez celu i nie wiedziałam, co się dzieje. Lekko wystraszona wystawiłam swe małe rączki do przodu w poszukiwaniu swojej mamusi.

- Mamo! - krzyknęłam. - Gdzie jesteś?!

Cisza.

- Mamusiu! - krzyknęłam po raz kolejny powstrzymując się od płaczu.
- Tu jestem skarbie nie bój się. - powiedziała czułym głosem rodzicielka.

Poczułam jak delikatnie podnosi mnie i bierze na rączki.

- Moja kochana córeczka.- pocałowała mnie w czółko. - Nie bój się byłam calutki czas obok ciebie. Byłam i zawsze będę.
- A gdzie jest tatuś? - zapytałam niewinnym głosem.
- Tatuś ma dla ciebie niespodziankę.
- A jaką? - zapytałam ciekawym głosikiem.
- Zaraz zobaczysz Marcysiu. - odpowiedziała i kliknęła mnie w nosek, na co zachichotałam.

Nagle w pokoju rozbłysły kolorowe światełka. Miały przeróżne barwy. Jedne były niebieskie inne żółte, a jeszcze inne zielone oraz czerwone. Światełka znajdowały się na świątecznym drzewku. Choinka prezentowała się elegansio w całej swej okazałości. Cała ubrana była w różnokolorowe bańki oraz łańcuchy. Była takaaa wielkaaaa.

- Ojejciuu!! Alem ślicznie!! - powiedziałam podekscytowana zasłaniając sobie rączkami usta.

Do moich uszu zaczęły dochodzić odgłos jakby ćwierkania? Nie potrafię tego opisać. To było coś takiego jakby ptaszki ćwierkały.

- Mamusiu, a co to tak gwiazda? - zapytałam rodzicielkę.
- Nie wiem skarbie. Może jakiś ptaszek, albo inne malutkie stworzonko schowało się w choince.
- Alem jakie? - zamarszczyłam nosek i spojrzałam na moją mamę.
- Tego nie wiedzą najstarsi górale.- powiedziała uśmiechając się szeroko.

A było to jej ulubione powiedzenie.

W choince coś się poruszyło. Wystraszyłam się jeszcze bardziej.

- Ku ku. - usłyszałam piskliwy głosik.

Nie wiedziałam, co to może być za stworzenie.

Po chwili usłyszałam ten sam odgłos centralnie przy moim uchu.

- Ku ku.

Przestraszona spojrzałam w stronę usłyszanego hałasu. A to był mój tatuś z śmieszną miną na twarzy.

Miałam lekko zeszklone oczka, ale zaczęłam chichotać.

- Tatusiu to calutki czas byłeś ty! - powiedziałam pomiędzy chichotem.
- Ja? Ale czym ja byłem? - zapytał się biorąc mnie na ręce.
- Tym zwierzątkiem z choinki!
- Króliczku, ale ja nic nie robiłem tam naprawdę mieszka jakieś stworzonko. - posadził mnie na swoich barkach. Tym sposobem byłam u niego " na barana".
- Nieplawda! - pisnęłam.
- Oj młoda damo nieładnie z tatusiem dyskutować.
- Przeprasiam tatusiu.- powiedziałam skruszona.
- Grzeczna dziewczynka.- powiedział uśmiechając się. - A teraz mój maluszku spójrz na sam szczyt choinki.

Podniosłam główkę w górę spoglądając we wskazane wcześniej przez mojego tatę miejsce. Choinka była baaardzo wysoka. Ledwo co sięgałam do jednego z pierwszych jej poziomów, a co dopiero na sam szczyt.

- Czegoś tam brakuje słońce, prawda?- zapytała moja rodzicelka uśmiechając się od ucha do ucha.
- Gwiazdki gwiazdki! - pisnęłam słodkim głosikiem.
- Brawo kochanie! - powiedział mój tatuś podając mi gwiazdkę do rączek.- Podniosę cię na samą górę, a ty założysz gwiazdkę na sam czubek choinki.
- Jasne! - powiedziałam uradowana.

Tatuś podszedł do choinki po czym podniósł mnie wyżej na tyle, abym mogła założyć gwiazdkę na sam czubek drzewka.

Wielka, złota gwiazda pięknie prezentowała się w całej swej okazałości na honorowym miejscu.

Zachichotałam uradowana i klasnęłam w rączki, a mój tatuś zaczął się ze mną bawić kręcąc się wokół własnej osi robiąc tym samym potocznie zwany " samolot".

Uśmiechnęłam się, a w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. Miałam wtedy zaledwie cztery latka, a pamiętam to zdarzenie jakby wydarzyło się przed chwilą.

Nie mogę uwierzyć w to, że już nigdy więcej ich nie zobaczę. Mam nadzieję, że spoglądają na mnie z góry. Czuwają nad mym losem i zawsze będą ze mną.

Usłyszałam radosne szczekanie. Nie minęła chwila, a Szarik niczym struś pędziwiatr przybiegł w moją stronę i wskoczył na parapet. Jednak nie udało mu się utrzymać równowagi i spadł na cztery łapki obijając się przy tym o ścianę.

- Oj ty mały, futrzasty gałganie.- powiedziałam lekko się uśmiechając i podnosząc pieska z ziemi po czym usadawiając go na swych kolanach.

Piesek radośnie zaszczekał i położył głowę na moich kolanach słodko przymykając przy tym oczka.

Uśmiechnęłam się lekko i znowu wyjrzałam przez okno zagłębiając się w swoich myślach.

Różne wspomnienia wirowały w mojej głowie jakby tańczyły. Zatapiałam się w swoich myślach coraz bardziej. Przed oczami miałam różne osoby oraz sytuację.

W każdym momencie czasu kryje się przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. W każdym momencie czasu kryje się wieczność.~ Andrzej Sapkowski, Wiedźmin Pani Jeziora.

Nagle poczułam dotyk na przy swoim ramieniu. Wystraszona, aż lekko podskoczyłam o mało co nie wytrącając filiżanki z moich dłoni.

- A gdzie moja księżniczka mi uciekła z rana? - zapytał mój ukochany składając na mych ustach czuły pocałunek.- Przepraszam nie chciałem cię wystraszyć..
- Zniknęłam niczym Kopciuszek z balu o północy. - zachichotałam. - Nic się nie stało skarbie.
- Tylko ty kochanie nie zostawiłaś po sobie żadnego śladu, a Kopciuszek to przynajmniej buta zostawiła.- powiedział marszcząc przy tym nosek.
- No jak to nie! - prychnęłam oburzona. - Ofiarą wcześniejszego wydarzenia by była filiżanka, a ty byś ją sklejał!
- Ale to się nie liczy! Bo ja cię już znalazłem, a książę szukał księżniczki, kiedy miał buta. - powiedział energicznie gestykulując.- A czemu to właśnie ja miałbym ją sklejać proszę panienki?
- Obiecuje kochanie, że następnym razem zostawię jakiś ślad. - zachichotałam.- Kto zbija ten skleja!
- Trzymam za słowo.- powiedział i pocałował mnie w czoło.- Ale ja bym nie zbił! Z twoich dłoni by wypadła!
- Ale za twoim pośrednictwem! - zachichotałam.

Oboje wybuchnęliśmy śmiechem z powodu pseudo sprzeczki o prawię zbitą filiżankę. Aleksy jest jak taki zarazek dobrego humoru oraz optymizmu. Przychodzi niespodziewanie i tylko rzuci jakimś tekstem, a wszystkim od razu pojawia się szeroki uśmiech na twarzy.

Przyjrzałam mu się dokładnie. Skubany już był gotowy do wyjścia, albowiem mieliśmy dzisiaj iść na zbiórkę harcerską. W końcu po pewnym czasie byłam gotowa powrócić do brania czynnego udziału w tym przedsięwzięciu.

Aluś ubrany był w jasnoniebieską koszule, na którą ubrał szarą marynarkę oraz szare spodnie do kompletu. Na jego szyi gościł krawat.

- No no Aluś klasa. - powiedziałam uśmiechając się. - Przystojniaczek z ciebie.
- Dziękuję za uznanie.- uśmiechnął się szeroko.- Jeszcze to nie koniec mojej stylówki!

Chłopak szybko pobiegł do sypialni o mało co nie zawadzając o framugę.

Pokręciłam głową z rozbawieniem. Co on wykombinował? Tego nie wie nikt. Tego nie wiedzą najstarsi górale.

- Jesteś gotowa?! - krzyknął.
- Jestem gotowa jak żona na niespodziewany powrót męża z delegacji!
- No nie mogę.- zaśmiał się.- Aż tak?!
- Taaaak!!
- To wychodzę!

Niebieskooki wyszedł dumnym krokiem do salonu, a na jego głowie pojawił się szary kaszkiet pasujący kolorem do marynarki oraz spodni.

- I jak ci się podoba? - zapytał uśmiechając się szeroko od ucha do ucha jak to miał w zwyczaju.
- O matko..- wydusiłam z siebie. - Wyglądasz nieziemsko Aluś!
- Cieszę się, że ci się podoba skarbie. - powiedział poprawiając przy tym swoje blond włosy.- Moja ślicznotka też powinna już się ubrać. Niedługo musimy wychodzić.
- Ma się rozumieć przystojniaku. Już lecę się ubrać. - uśmiechnęłam się i zeskoczyłam z parapetu wraz z Szarakiem.

Szybko jak burza popędziłam do pokoju. Usłyszałam tylko radosne szczekanie mojego pupila i śmiech Alka. Uwielbiam, gdy się uśmiecha i jest szczęśliwy.

Otworzyłam wielką, drewnianą szafę. Jej drzwiczki zaskrzypiały pod wpływem gwałtownego szarpnięcia w moją stronę. Jak zwykle nie potrafiłam się na nic zdecydować. Wzrokiem wędrowałam po każdym odzieniu, jakie wisiało na wieszaku.

Wkońcu po dość długim namyśle z szafy wyciągnęłam jasnożółtą sukienkę z krótkim rękawem oraz bufiastymi rękawami. Była ona dopasowana w talii. Można było ją zawiązać wstążką. Sukienka sięgała lekko przed kolano. Dobrałam do niej białe skarpetki zdobione koronkowymi obszyciami wokół kostki.

Gdy miałam już wszystko przygotowane przebrałam się w wybraną przeze mnie stylówke. Następnie rozczesałam moje czarne włosy, które ułożyły się w lekkie fale. Na usta nałożyłam czerwoną szminkę po czym opuściłam pomieszczenie w poszukiwaniu mojego ukochanego.

Szłam przez korytarz i usłyszłam śmiech połączony z krzykiem dochodzący z kuchni. Uśmiechając weszłam do środka. Moim oczom ukazał się widok niebieskookiego bawiącego się z moim psem.

- A co tu się wyprawia?- zapytałam uśmiechając się.
- A bawimy się z Szarolem. To jest drab jeden pieroński. Skąd on się urwał. - zaśmiał się Aleksy nadal bawiąc się z moim psem.
- Napewno nie z łańcucha.- zaśmiałam się.- Musimy się już zbierać. Może weźmiemy Szarika ze sobą?
- Zatem chodźmy. - powiedział uśmiechając się. - To bardzo dobry pomysł wybiega się ten gałgan się jak buszmen po lesie to może się łaskawie uspokoi.
- Chodźcie wy buszmeny jedne.- zaśmiał się i pocałowałam go w policzek.

Blondyn pokręcił głową z rozbawieniem i pokazał mi, abym jako pierwsza przekroczyła próg drzwi.

Wyszłam z kuchni udając się do przedpokoju. Ubrałam swoje czarne buciki i otworzyłam drzwi od mieszkania. Gdy mój chłopak oraz pies byli już gotowi do wyjścia udaliśmy się w stronę miejsca zbiórki.

🌟

Droga minęła nam niesamowicie szybko. Szliśmy ulicami Warszawy, które oświetlało światło słoneczne. Aleksy całą drogę drażnił się z Szarikiem. No nie mogę z nich. Ten futrzasty gamoń prawie wbiegł do sklepu mięsnego bo zobaczył.. kiełbasę. Tak kiełbasę. Ten dzwoniec jeden, gdy tylko widzi ten pokarm dostaje pierdzielca.

Musieliśmy go siłą odciągać bo inaczej by tam wparował i wszystko zeżarł. Taka cwana bestia z niego.

Dotarliśmy do miejsca docelowego. Dzisiejszego dnia zbiórka odbywała się w lesie. Dokładnie tym samym lesie, w którym kiedyś z Alkiem musieliśmy zostać na noc.
Przeszliśmy przez " zaporę " z pokrzyw, która zarosła jeszcze bardziej.

Przybyliśmy na leśną polanę, gdzie już zgromadziło się większość harcerzy. Przybył również ON- Orsza. Wszyscy wiedzą kim on jest nie muszę przedstawiać i również nie muszę przypominać, że opierdziel od niego jest przedni.

Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu mojej przyjaciółki i jej ukochanego. Ale nie mogłam ich nigdzie dostrzec.

Nigdzie ich nie było.

Nagle usłyszałam chichot pochodzący zza krzaków. Zastanawiałam się, kto to może być.

Osoba, albo osoby, które chochotały były coraz bliżej.

Bliżej..

I bliżej..

Aż nagle zarośla poruszyły się, a z nich wybiegła Patrycja, a za nią Janek.

Uśmiechali się od ucha do ucha. Chichocząc zbili ze sobą piątki.

Razem z Alkiem spojrzeliśmy w ich stronę w z " pytajnikami" w oczach.

ᴘᴀᴛʀʏᴄᴊᴀ

Od rana byłam podekscytowana tym dniem, albowiem mieliśmy się udać na zbiórkę harcerską. Dawno mnie na takim przedsięwzięciu nie było. Nie mogłam się doczekać, aż spotkam się z harcerzami i poczuje smak adrenaliny przy akcjach małosabotażowych.

Kulturalnie szliśmy sobie na miejsce zbiórki. Jednak niestety coś nas zatrzymało, a mianowicie patrol szkopów. Usłyszeliśmy ten ich gruby, niski głos mówiący " Halt".

Zaśmierdziało szkopem.

Kazał nam pokazać dokumenty no to mu daliśmy. Patrzył się na nas krzywym wzorkiem. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Popatrzył w te papiery jeszcze raz. Po chwili stwierdził, że chce, abyśmy z nim pojechali z nim na komisariat.

Wraz z Jankiem spojrzeliśmy porozumiewawczo na siebie i wzięliśmy nogi za pas. Niemcy rzucili się za nami w pogoń. Uciekaliśmy przez pół miasta, aż wkońcu zgubiliśmy ich skacząc przez potok, który znajdował się nieopodal lasu.

Niemcom nie udało się pokonać przeszkody i wpadli do potoku ugrzężając przy tym w błocie po pas, albowiem niedawno dość konkretnie padało.

Mówię wam wiedzieć dwóch szkopów po pas grzężących w błocie to po prostu złoto. Było słychać jak cały czas pod nosem mówią" scheiße".

Razem z Jankiem prysnęliśmy szybko z miejsca zdarzenia uciekając dłuższą drogą, aby zmylić szwaby wrazie jakby się uwolnili z tego błota.

Zaczęliśmy chichotać idąc w kierunku miejsca zbiórki.

- Kochanie widziałaś ich miny?- zaśmiał się Janek.- Wili jak glizdy w tym błocie.
- Taaaaak! Ugrzęźli jak muchy w smole.- zaśmiałam się.
- Jeszcze jak klnęli pod nosem, a podobno Niemcy są narodem o kulturalnym wychowaniu. Takie z nich dżentelmeni jak z koziej dupy trąba.- powiedział Janek śmiejąc się jeszcze głośniej.
- Zgadzam się z tobą bez dwóch zdań! - powiedziałam ledwo powstrzymując się od śmiechu. - Ciszej głupolu bo nas usłyszą.
- Wypraszam sobie nie jestem żadnym głupolem. - powiedział prychając piegus powstrzymując się od śmiechu.
- Przepraszam nie bądź na mnie zły kochanie.- powiedziałam robiąc słodkie oczka.
- Jestem w stanie wybaczyć ci twój niegodziwy czyn, ale nie ma nic za darmo.

Od razu wiedziałam, że skubaniec chce buziaka bo czegóż innego mógłby pragnąć.

Przekręciłam oczami i złożyłam na jego ustach czuły pocałunek. Mój ukochany od razu był w lepszym humorze. Buziak to dla niego świętość.

Nie mogliśmy się powstrzymać od śmiechu. Calutki czas cicho chichotaliśmy. Nie mogliśmy przestać.

Szliśmy przed siebie, aż nagle doszliśmy na miejsce zbiórki. Ujrzeliśmy Marcysię i Alka, którzy wpatrywali się w nas z "pytajnikami" w oczach.

- Klękajcie narody, albowiem widzicie przed sobą duet, który właśnie uciekł szkopskim sznyclom! - powiedział mój ukochany zadowolony dumny jak paw.
- Złapali was? - zapytała przerażona czarnowłosa.- Bałam się, że coś wam się stało..
- Nie kochana spokojnie. Ten Rudzielec jak zawsze koloryzuje.- powiedziałam przytulając czarnowłosą. - Mieliśmy małą przygodę i zostawiliśmy Niemców w potoku ugrzęźniętych w błocie.
- Ich miny musiały być cudowne. - powiedziała Marcysia uśmiechając się.
- Oj tak. Gdybyś ich widziała pękła byś ze śmiechu. - powiedziałam chichocząc.

Nagle usłyszeliśmy gwizdek. Wszyscy harcerze poczęli ustawiać się w szeregu. Musieliśmy się szybko zwijać i do nich dołączyć. Ujrzeliśmy Orszę wraz z Zośką.

- Witam was wszystkich serdecznie drogie Panie i Panowie. - powiedział Orsza.- Dzisiaj zajmiemy się planowaniem pewnej akcji.
- Jakaż to będzie akcja druhu komendancie? - zapytał któryś z harcerzy.
- Odbędzie się ona w teatrze Uranii*.- odpowiedział tajemniczo Orsza.- Potrzebujemy do niej pomocy naszych Pań.

Akcja w teatrze? Jestem za! Nie mogę się jej doczekać! Ciekawa jestem, co będziemy musiały tam robić.

Życie jest jak huśtawka. Raz jest lepiej, a raz gorzej. Musieliśmy dojść do siebie po bombardowaniu nieopodal mieszkania Dawidowskich, ale teraz powracamy do akcji.

Jeden jest rytm
Jeden rytm
Jeden jest wydech i wdech
Nasyć się równym oddechem
Nasyć się dzisiaj za trzech, bo

Raz tylko dany Ci czas
I ani on Twój ani czyj
Z czasem się wszystko ustoi
Więc żyj na huśtawce, żyj

_________________________________
* nazwa zaciągnięta na potrzeby opowiadania z serialu " Bodo"
_________________________________
ᴡɪᴛᴀᴊ ʟᴜᴅᴜ ᴡᴀᴛᴛᴘᴀᴅᴀ! 🤣🥰

ᴘʀᴢᴇᴘʀᴀꜱᴢᴀᴍ ᴡᴀꜱ, ᴢᴀ ᴛᴏ, Żᴇ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ ᴍɪᴀŁ ᴢᴅᴇᴄᴢᴋᴀ ᴘᴏŚʟɪᴢɢ. ᴍɪᴀŁᴀᴍ ᴛʀᴏᴄʜĘ ɴᴀᴜᴋɪ ( ɢŁᴜᴘɪᴀ ɢᴇᴏɢʀᴀꜰɪᴀ 😒😒😒🤣🤣🤣) ᴏʀᴀᴢ ɴɪᴇ ᴡɪᴇᴍ, ᴄᴏ ᴍɴɪᴇ ᴏᴘĘᴛᴀŁᴏ, ᴀʟᴇ ɴɪᴇ ᴍᴏɢŁᴀᴍ ꜱɪĘ ᴢᴀᴛʀᴢʏᴍᴀĆ ᴘɪꜱᴢĄᴄ ᴛᴇɴ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ ɪ ᴡʏꜱᴢᴇᴅŁ ᴛʀᴏꜱᴢᴇᴄᴢᴋĘ ᴅŁᴜŻꜱᴢʏ ɴɪŻ ᴢᴡʏᴋʟᴇ.🥺🥺🥺🥺🤣🤣🤣🤣

ᴘʀᴀɢɴĘ ᴘᴏᴅᴢɪĘᴋᴏᴡᴀĆ ᴢ ᴄᴀŁᴇɢᴏ ꜱᴇʀᴅᴜꜱᴢᴋᴀ ᴍᴏᴊᴇᴊ ᴘʀᴢʏᴊᴀᴄɪÓŁᴄᴇ AnonimHypnosis ᴢᴀ ᴡʏᴋᴏɴᴀɴɪᴇ ɴᴀᴊᴄᴜᴅᴏᴡɴɪᴇᴊꜱᴢᴇᴊ ᴏᴋŁᴀᴅᴋɪ ɴᴀ Śᴡɪᴇᴇᴇᴄɪᴇᴇᴇ!!! ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

ᴍᴀʀᴄʏꜱɪᴀ ɴᴀᴍ ᴡʀᴀᴄᴀ ᴅᴏ ꜰᴏʀᴍʏ ᴊᴜŻ ᴄᴏŚ ᴛᴀᴍ ᴘᴏŻᴀʀᴛᴏᴡᴀŁᴀ. ᴋᴏʙɪᴛᴀ ᴡʀᴀᴄᴀ ɴᴀ ᴡŁᴀŚᴄɪᴡᴇ ᴛᴏʀʏ🤣🤣🤣🤣 ᴅᴏᴅᴀŁᴀᴍ ᴛʀᴏꜱᴢᴇᴄᴢᴋĘ ŚᴡɪĄᴛᴇᴄᴢɴᴇɢᴏ ᴋʟɪᴍᴀᴛᴜ. ʙᴀʙʏ ᴍᴀʀᴄʏꜱɪᴀ ꜱɪĘ ᴘᴏᴊᴀᴡɪŁᴀ 🤣🤣❤️❤️❤️❤️❤️

ᴍᴜʜʜᴀʜᴀʜᴀ ᴘᴏʟꜱᴀᴛ ᴢɴᴏᴡᴜ ᴡ ᴄᴜᴅᴏᴡɴʏᴍ ᴍᴏᴍᴇɴᴄɪᴇ 😏😏😏 ᴊᴀᴋ ᴍʏŚʟɪᴄɪᴇ, ᴄᴏ ꜱɪĘ ꜱᴛᴀɴɪᴇ ᴡ ᴛᴇᴀᴛʀᴢᴇ? 😏😏😏😏

ᴊᴜŻ ᴘᴏᴘʀᴀᴡɪŁᴀᴍ 5 ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁÓᴡ ʟᴇᴄɪᴍʏ ᴢ ᴋᴏᴋꜱᴇᴍ ᴅᴀʟᴇᴊ!! 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣

ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴅɴɪᴀ/ ᴡɪᴇᴄᴢᴏʀᴜ/ ɴᴏᴄʏ

ᴛᴜʟᴀꜱᴋɪ🥰🥰😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro