ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 40

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ᴘᴀᴛʀʏᴄᴊᴀ

- Wszyscy tutaj zgromadzeni Panowie powinni się ze mną zgodzić, że kobiety posiadają wiele talentów. Więc myślę, że w tym przypadku ich pomoc będzie nieunikniona. - powiedział tajemniczo Orsza.

Jak można tak trzymać ludzi w niepewności?

Orszę wszyscy znali z tego, że był królem opierdzielu. Harcerze potrafili trząść ze strachu portkami na sam jego widok. Wyznawał zasadę, że w jego hufcu ma panować reżim taki jak w wojsku. Za każdy niegodziwy czyn ponosiłeś karę, a za zasługę otrzymywałeś pochwałę. Taka kolej rzeczy. Chcesz, czy nie musisz się dostosować.

W naszym społeczeństwie uchodził za niejakiego "człowieka tajemnice". Nikt nigdy nie wie, czy ma dobry humor, czy też zły. Zawsze ma jednakowy wyraz twarzy. Tylko raz w życiu zobaczyłam, że zebrało mu się na prawdziwe żarty. Było to po naszej pierwszej akcji, gdy zażartował, że nie widział kolędników w lecie.

- Będzie nas tak druh trzymał w niepewności, czy też wyjawi nam plan? - zapytał mój ukochany dyskretnie łapiąc mnie za rękę.
- Oj Janek z ciebie zawsze była niecierpliwa istota. - zaśmiał się lekko druh komendant, jednak cały czas miał ten sam wyraz twarzy.
- Co racja to racja druhu komendancie.- zaśmiał się Rudzielec.
- Już mówię. - rzekł Orsza pokazując Zośce, aby rozłożył plan budynku, a wszystkim pozostałym gestem ręki by podeszli bliżej. - Otóż znacie już miejsce akcji. Na deskach scenicznych tego teatru codziennie wystawiane są musicale. Oczywiście wszystko w języku niemieckim bo jakże inaczej. Nas interesuje seans niedzielny, albowiem wtedy gromadzi się tam cała niemiecka śmietanka. Podobno nawet zdarza się, że przychodzą tam wysoko postawieni generałowie, którzy wysyłani są do Warszawy w delegację.

Słuchałam go z wielką uwagą. Orsza przekazywał nam plan szczegółowo opisując każdą jego część. Niemiecka śmietanka gromadząca się w teatrze brzmi ciekawie. Niestety nam - Polakom zabronili chodzić do tegoż budynku. Jest on częścią strefy "nur für Deutsch"*.

Szkoda kocham teatr..

- Ale jak to się mówi do miedzy. Skoro mają się tam pojawić tacy goście to szkoda by było przegapić takiej okazji. Dostaliśmy polecenie dowiedzieć się jak najwięcej informacji. Śmietanka na takich spotkaniach zawsze rozmawiają o służbowych sprawach, a jak już się napiją to języki im się rozwiążą. Dlatego każdy z was dostanie zadanie. - powiedział Orsza z nutką tajemniczości jak to miał w zwyczaju.- Patrycja doszły mnie słuchy, że masz talent aktorski to prawda?

Spojrzałam po kolei na moich przyjaciół robiąc śledztwo, który z nich mu o tym powiedział. Po nich można było czytać jak z otwartej książki. Obserwując chwilę ich zachowania doszłam do wniosku, że to nie był, ani Janek, ani Marcelina, a także nie Aleksy.

Następnie mój wzrok powędrował na Zośkę, który udawał normalne zachowanie. Ha! To musiał być on! Nie ma innego wyjścia!

- Możliwe.- powiedziałam uśmiechając się nieśmiale.
- Mam dla Ciebie idealne zadanie. - powiedział druh komendant, który zaczął szukać czegoś w kieszeni.- W tym teatrze gwiazdą jest niejaka.. Nosz ki pieron, gdzie to zdjęcie się podziało?

Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nie sposób było się opanować. Radosny odgłos śmiechu odbijał się echem po całej leśnej polanie. Nie był to jednak dobry pomysł. Od razu poczuliśmy karcący wzrok Orszy. Wtedy już wszyscy wiedzieli, że muszą przestać.

Nastała cisza.

Trochę przerażająca cisza.

- Szarik szukaj. - powiedziała szeptem Marcelina i odpięła pieska ze smyczy.

Minęło już trochę czasu od znalezienia Szarika. Można powiedzieć, że mu się urosło dość porządnie. Już nie jest takim małym futrzastym potworkiem. Nabrał wagi i wzrostu. Obecnie jest średniej wielkości pieskiem o długiej sierści.

Szarik chociaż jest krnąbrny to jednak pojętny z niego uczeń. Gdy tylko usłyszał polecenie od swojej pani wykonał je bez wahania. Zaczął węszyć swoim noskiem. Przepchał nawet samego druha komendanta.

- Czyj to pies do cholery jasnej?! - krzyknął lekko poddenerwowany Orsza.
- Mój. - powiedziała pewnie Marcelina.- On znajdzie to zdjęcie.
- Zapchlony kundel! - krzyknął druh komendant.- Prędzej zrobi tutaj raban niż przyniesie fotografie!
- Sugeruje druh, że mój pies ma pchły?! - krzyknęła zdenerwowana czarnowłosa.

Widać było, że Aleksy próbuje ją powstrzymać żeby zostawiła sprawę w spokoju. Byłam pewna jednak, że na nic są jego starania nic nie dadzą.

- A Pan to ma pchły i wszy jak ruskie czołgi!- dodała po chwili czarnowłosa, na co harcerze wybuchnęli śmiechem.
- Waż słowa młoda damo!!- powiedział Orsza.

To jeszcze oczywiście nie koniec. Szarik przy szukaniu fotografii przewrócił Zośkę, którego śnieżnobiała koszula przybrała barwy lekko zielone od trawy. Ale ostatecznie przyniósł zdjęcie w pyszczku i podał je Marcelinie. Dziewczyna wzięła fotografie od swojego pupila i pogłaskała go po głowie.

- Tego Pan szukał? - zapytała nadal zdenerwowana czarnowłosa i podała zdjęcie Orszy. - Przepraszam za moje zachowanie, jednakże nie ocenia się książki po okładce. Może Szarik jest rozrabiaką, ale swoje zadania wykonuje perfekcyjnie i nie dam go obrażać.

Orsza przez moment zamilkł spoglądając na Szarika i Marcelinę.

- Powiem ci Marcelino, że temperament to ty masz. Wszy jak ruskie czołgi. Kreatywne. - zaśmiał się druh komendant tym razem można ująć, że prawdziwie.- Ja również przepraszam. Szarik bez wątpienia ma potencjał.
- Tak jakoś się wymyśliło.. - powiedziała nieśmiale dziewczyna jeżdżąc ręką po przedramieniu.- Szarol dzwońcu do nogi!

Piesek bez zastanowienia wykonał polecenie swojej pani i grzecznie usiadł obok niej pozwalając zapiąć się w smycz.

- Dobrze wracając do akcji.. - Orsza wystawił fotografie w naszą stronę.- To jest niejaka Hannah Greta Schulz*. Gwiazda tegoż teatru. Ma wystawiać musical wraz z partnerem scenicznym Kristofem Wellingerem*. I to jest właśnie zadanie dla Ciebie Patrycjo. Chłopcy zajmą się Hannah, a ty ją zastąpisz. Może zechcesz zaśpiewać ten musical z Anodą? Podobno ma idealne poczucie rytmu.

Spojrzałam na mojego ukochanego, który aż zesztywniał jak usłyszał, że mam na scenie zaśpiewać i zatańczyć z Anodą.

- No.. dobrze.. - powiedziałam niepewnie ściskając przy tym dłoń Janka.
- Cudownie. Dzisiaj u Zośki od razu po zbiórce będziecie mieli okazję poćwiczyć.- powiedział druh komendant.- Teraz kolejna sprawa. Ktoś gra tutaj na skrzypcach? Dostaliśmy informację, że w orkiestrze tego teatru potrzebują zastępstwo, ponieważ ich skrzypaczka zachorowała.

Nastała cisza.

Spojrzałam na Marcelinę.

- Nawet o tym nie myśl.- szepnęła patrząc na mnie. Skubana od razu wiedziała, co chce zrobić. - Boje się występu przed publicznością..
- Ale Marcyś nie będziesz grała sama. Będziesz musiała dołączyć do mniejszej orkiestry. - szepnęłam.- Przy okazji będziesz mogła podsłuchać o czym gadają szwaby.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale! Musisz być tam ze mną! - powiedziałam głośnym szeptem. - Marcelina.
- To prawda Marcelino? - zapytał druh komendant.
- Zabije cię za to.. - szepnęła mi na ucho. - Ja.. kiedyś grałam, ale już nie gram. Zresztą nie mam skrzypiec.
- Nie ma za co kochana. Też cię kocham mua. - powiedziałam uśmiechając się chytrze.
- Idealnie się składa bo mam w domu skrzypce. - zabrał głos Zośka.

Czarnowłosa myślała, że jej się upiecze, a tu Zośka elegansio wkroczył do akcji. Nieśmiała dziewczyna przytuliła się do przedramienia swojego chłopaka.

- W takim razie mamy już kolejną sprawę załatwioną. - oznajmił Orsza.- Teraz kwestia obsługi. Potrzebujemy trzech kelnerów. Alek, Rudy, Zośka wchodzicie w to?
- Jasne. - powiedział mój ukochany, który zaczął zachowywać się dość dziwnie.
- Dobrze w takim razie wszystkie rolę mamy ustalone. Na dniach poznacie szczegóły akcji, kto, co i gdzie będzie robić. - powiedział druh komendant. - Teraz przedstawię wam plan budynku.

Orsza zaczął pokazywać wszystkim zgromadzonym szczegółowy plan teatru Urania. Był on wykonany bardzo dokładnie. Widać, że wiele pracy zostało włożone, aby powstał.

Druh komendant zaczął omawiać każde pomieszczenie. Przedstawiał nam w jaki sposób rozłożone są patrole oraz jak mamy się zachowywać. W końcu naród niemiecki to ludzie o wielkiej kulturze.

- Dobrze to wszystko na dziś. Możecie się rozejść. - oznajmił Orsza.- Czuwaj.
- Czuwaj! - odpowiedzieliśmy chórem.

Druh komendant odszedł w nieznanym nam kierunku.

Harcerze zaczęli rozchodzić się do swoich domostw. Zostały tylko osoby, którym zostało przydzielone zadanie. Reszty mieliśmy się dowiedzieć na dniach.

Wraz z Zośką na czele wyruszyliśmy do jego mieszkania, aby zrobić próbę taneczną. Później do tego wszystkiego dojdzie śpiewanie.

🌟

Droga zleciała nam dość szybko. Nie minęła chwila, aż znaleźliśmy się na ulicy Koszykowej. Martwi mnie strasznie zachowanie Jasia. Jest jakiś taki inny. Gdy szliśmy do mieszkania Zośki był strasznie małomówny jak na niego. Zwykle potrafi opowiadać tyle historii na raz, a teraz milczał. Jego twarz nie promieniała tym nieziemskim uśmiechem.

Gdzie te radosne oczy pełne iskierek?

Gdzie ten powalający uśmiech, który pokochałam?

Gdzie jest ten pieprzony Rudzielec, który umie rozbawić samą swoją obecnością?

- Możesz mi powiedzieć, co się dzieje? - zapytałam spoglądając w jego śliczne niebieskie oczy.
- A co ma się dziać? Wszystko w porządku. - powiedział lekko unosząc końciki ust.
- Coś nie sądzę..

Niestety nie dane mi było kontynuować konwersacji z moim ukochanym, albowiem zostałam zawołana przez Zośkę, aby otrzymać tekst musicalu.

ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ

- Nigdy nie mówiłaś, że grasz na skrzypcach. - powiedział Aleksy zastawiając mi drogę do salonu, gdzie miała się odbyć próba.
- GRAŁAM chciałeś powiedzieć misiu. Czas przeszły. - powiedziałam uśmiechając się słodko. - Aluś no weź zaraz zaczyna się próba.
- Nie puszczę cię kochanie dopóki mi nie obiecasz, że coś dla mnie zagrasz. - powiedział mój ukochany spoglądając mi w oczy.
- Nie odpuścisz uparciuszku?- chłopak pokręcił główką przecząco. - No dobrze obiecuje misiu, że zagram coś dla ciebie.
- I to mi się bardzo podoba. - powiedział niebieskooki składając na moich ustach czuły pocałunek oraz przepuszczając mnie w drzwiach. - Panie przodem.

Uśmiechnęłam się do niego słodko i weszłam do salonu, a chłopak wraz ze mną. Zobaczyłam tam dość niecodzienny widok. Janek siedział grzecznie na kanapie wpatrując się groźnym wzrokiem w Anodę, który stał obok Patrycji, albowiem omawiał wraz z Zośką musical.

Jego spojrzenie było ostre niczym niewidzialny sztylet. Jasiu był po prostu zazdrosny. Nie odezwał się ani słowem. Obserwował bacznie każdy ruch Anody. Był niczym drapieżnik wpatrzony w swoją ofiarę.

Zośka gestem ręki pokazał mi, abym podeszła bliżej. Uczyniłam to, o co zostałam poproszona spuszczając Szarika ze smyczy, aby dać mu trochę swobody. Aleksy usiadł sobie wygodnie obok Janka i puścił do mnie oczko. Zośka postawił na stole zakurzony futerał ze skrzypcami.

- Moja mama na nich grała.. - powiedział blondyn patrząc na mnie. - Teraz są twoje.
- Ojejku.. ale ja nie mogę ich przyjąć na zawsze. Zagram na nich tylko na tej akcji.
- Moja mama z pewnością chciałaby, żebyś na nich grała już zawsze. Kochała ten instrument całym sercem. - powiedział Zośka.
- No dobrze. To będzie zaszczyt na nich grać. - powiedziałam uśmiechając się.

Otarłam futerał z kurzu i powoli zaczęłam go otwierać. Zamek z głośnym hukiem otworzył się, a lekko zardzewiałe zawiasy otworzyły się z zgrzytem. Moim oczom ukazał się piękny drewniany instrument.

Powoli wzięłam go do rąk wraz z smyczkiem.

- Są cudowne. - uśmiechnęłam się w stronę Zośki.
- Zatem będziesz miała okazję na nich zagrać. To są nuty do musicalu, który mają grać w tą niedzielę w teatrze. - podał mi nuty.
- Bei mir bist du schoen.* Ciekawy utwór. - powiedziałam i ustawiłam sobie nuty.

Mój wzrok powędrował w stronę Alka, który uśmiechnął się do mnie tym swoim nieziemskim uśmiechem. Zarumieniłam się i położyłam instrument na swoim barku. Zobaczyłam również, że Janek siedzący obok mojego ukochanego zdaje się być bardziej rozsierdzony niż był wcześniej.

Oj Rudzielcu nie masz powodów do zazdrości. Ona kocha tylko Ciebie..

- Możemy już zaczynać. -powiedziałam.

Anoda ustawił się wraz z swoją partnerką na środku prowizorycznego parkietu jakim obecnie była podłoga w salonie.

Zaczęłam delikatnie sunąć smyczkiem po strunach skrzypiec. Całe pomieszczenie wypełnił dźwięk tegoż instrumentu.

Anoda jak na dżentelmena prowadził cały taniec. Obejmował rudowłosą w talii, co jeszcze bardziej rozwścieczyło siedzącego na prowizorycznej widowni Janka.

Jednak to jeszcze nie koniec. Czara goryczy się przelała, gdy przy końcu piosenki Anoda łapiąc Patrycję w talii odchylił ją do tyłu przez co była zmuszona spojrzeć mu w oczy. I tu tkwi haczyk bo Anoda wcale w oczy nie patrzył tylko no.. gdzie indziej.

Wtedy to Janek niczym husaria podczas szarży w mgnieniu oka pojawił się obok Anody i uderzył go pięścią w twarz.

- Co ty wyprawiasz Janek do jasnej cholery?! - krzyknęła Patrycja patrząc w oczy swojego ukochanego.
- Właśnie! Do reszty cię powaliło?! - krzyknął Rodowicz łapiąc za obolałe miejsce.
- Nie będzie cię gnój jeden obmacywał! - krzyknął Rudzielec.
- Janek! Uspokój się! To tylko taniec nic nie znaczący! Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie! - powiedziała i wbiła się w usta swego ukochanego składając na nich czuły pocałunek. Rudzielec momentalnie się uspokoił. - Spokojnie porozmawiamy o tym później, zgoda?
- No.. dobrze, ale ja nie zezwalam żebyś z nim teraz tańczyła! - powiedział już spokojniejszy Rudzielec.

Zośka widząc, że dzisiejsza próba nie ma sensu postanowił ją zakończyć. Wraz z Anodą poszedł do kuchni, aby pomóc swemu koledze z drużyny w zmniejszeniu bólu na twarzy.

- Kochanieee. Może coś zagrasz dla nas na rozluźnienie atmosfery. - powiedział mój ukochany słodko się uśmiechając.
- Ale.. no dobrze daj mi chwilkę muszę się zastanowić.

Zośka skończył pomagać Anodzie i wrócił do nas. Rodowicz stwierdził, że po całym zdarzeniu musi ochłonąć i pojawi się na jutrzejszej próbie. Cała czwórka moich przyjaciół zajęła miejsca na kanapie. Nawet zaciekawiony Szarol usiadł na kolanach Alka. Janek przytulił do siebie swoją ukochaną i już spokojniejszy delikatnie gładził jej plecy dłońmi.

Po chwili zastanowienia jaki utwór wykonam zaczęłam sunąć smyczkiem po strunach instrumentu, z którego zaczęła rozbrzmiewać melodia.

- Questa mattina mi sono alzato o bella ciao, bella ciao, bella ciao ciao ciao
una mattina mi sono alzato e ho trovato l'invasor. (Dziś o poranku gdy się zbudziłam o piękna, żegnaj! piękna, żegnaj! piękna, żegnaj, żegnaj, żegnaj! Dziś o poranku gdy się zbudziłam, Spotkałam wroga w kraju mym) - zaśpiewałam cicho grając na instrumencie.

- O partigiano portami via o bella ciao, bella ciao, bella ciao ciao ciao o partigiano portami via che mi sento di morir.( Hej partyzancie, weź mnie ze sobą, o piękna, żegnaj! piękna, żegnaj! piękna, żegnaj, żegnaj, żegnaj! Hej partyzancie, weź mnie ze sobą, Bo czuję powiew śmierci już.) - zaśpiewała podłapując melodie Patrycja.

- E se io muoio da partigiano o bella ciao, bella ciao, bella ciao ciao ciao e se io muoio da partigiano tu mi devi seppellir. ( A jeśli umrę, jako partyzant, o piękna, żegnaj! piękna, żegnaj! piękna, żegnaj, żegnaj, żegnaj! A jeśli umrę, jako partyzant, Chcę byś pochował godnie mnie.) - zaśpiewałam kolejną wzrotke wciąż grając na instrumencie.

- E seppellire lassú montagna o bella ciao, bella ciao, bella ciao ciao ciao E seppellire lassú montagna sotto l'ombra di un bel fior. ( Pogrzeb mnie w górach, tam hen wysoko, o piękna, żegnaj! piękna, żegnaj! piękna, żegnaj, żegnaj, żegnaj! Pogrzeb mnie w górach, tam hen wysoko Gdzie piękny kwiat kładzie swój cień.) - kolejną zwrotkę zaśpiewała Patrycja.

- Tutte le genti che passeranno o bella ciao, bella ciao, bella ciao ciao ciao e le genti che passeranno mi diranno: che bel fior. ( I wszyscy ludzie, co tam przechodzą o piękna, żegnaj! piękna, żegnaj! piękna, żegnaj, żegnaj, żegnaj! I wszyscy ludzie, co tam przechodzą Powiedzą: "Jaki piękny kwiat!") - zaśpiewałam kolejną zwrotkę.

- E quest'è il fiore del partigiano o bella ciao, bella ciao, bella ciao ciao ciao e quest'è il fiore del partigiano morto per la libertà. ( Ten kwiat należy do partyzanta, o piękna, żegnaj! piękna, żegnaj! piękna, żegnaj, żegnaj, żegnaj! Ten kwiat należy do partyzanta, Co życie swe za wolność dał!'') - ostatnią zwrotkę zaśpiewała Patrycja zakańczający tym samym utwór.

Z instrumentu wydobyła się ostatnia nuta. Zakańczając tym samym piosenkę wzięłam skrzypce w dłonie i uśmiechnęłam się. Wszyscy zaczęli klaskać w dłonie, a Szarik począł szczekać.

Uśmiechnęłam się nieśmiało i ukłoniłam się jak prawdziwa księżniczka.

- Nie wiedziałem, że znacie włoskie piosenki.- powiedział mój ukochany.
- A widzisz kochanie. Życie jest pełne niespodzianek. - powiedziałam posyłając buziaka w jego stronę.

Życie jest pełne niespodzianek, tych dobrych i tych złych, złe dzieją się wtedy, gdy ma się stać coś dobrego i zajmie jego miejsce.
_________________________________
* tylko dla Niemców
* postacie wymyślone na cel opowiadania
* w tłumaczeniu na polski " Dla mnie jesteś piękna" lub " Przy mnie jesteś taka piękna". Piosenka pochodzi z 1932 roku i była ona częścią żydowskiego musicalu wystawianego w Nowym Jorku.
_________________________________
ᴡɪᴛᴀᴊ ʟᴜᴅᴜ ᴡᴀᴛᴛᴘᴀᴅᴀ!! 🤣🥰🥰

ᴅᴢɪꜱɪᴀᴊ Łᴀᴘᴄɪᴇ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴀ ᴢ ᴢᴅᴇᴄᴢᴋᴀ ᴡŁᴏꜱᴋɪᴍ ᴋʟɪᴍᴀᴛᴇᴍ. ᴛʀᴏᴄʜĘ ᴢᴀᴘᴀᴄʜɴɪᴀŁᴏ ᴅᴏᴍᴇᴍ ᴢ ᴘᴀᴘɪᴇʀᴜ🤣🤣🤣🤣

ᴍᴀᴍ ɴᴏᴡʏ ʀᴏᴋ! ᴊᴜŻ 2021! ᴊᴀᴋ ᴛᴇɴ ᴄᴢᴀꜱ ꜱᴢʏʙᴋᴏ ᴍɪᴊᴀ! ᴢ ᴛᴇᴊ ᴏᴋᴀᴢᴊɪ ᴘʀᴀɢɴĘ ᴡᴀᴍ ŻʏᴄᴢʏĆ ᴘᴏᴍʏŚʟɴᴏŚᴄɪ ɪ ᴡꜱᴢᴇʟᴋɪᴄʜ ꜱᴜᴋᴄᴇꜱÓᴡ ᴡ ɴᴏᴡʏᴍ ʀᴏᴋᴜ ɪ ɴɪᴇᴄʜ ꜱᴢᴀᴍᴘᴀɴ (ᴏᴄᴢʏᴡɪŚᴄɪᴇ ᴘɪᴄᴄᴏʟᴏ 😏😏🤣🤣) ꜱɪĘ ᴡʏʟᴇᴡᴀ ʜᴇᴋᴛᴏʟɪᴛʀᴀᴍɪ! 🥂🥂🥂🥂

ᴊᴀᴋ ᴡᴀᴍ ꜱɪĘ ᴘᴏᴅᴏʙᴀ ᴢ ᴀᴋᴄᴊĄ ᴡ ᴛᴇᴀᴛʀᴢᴇ? ᴛᴀ ᴀᴋᴛᴏʀᴋᴀ ᴄᴏ ᴡʏꜱᴢŁᴏ, Żᴇ ᴊᴇꜱᴛ ʜᴀɴɴᴀʜ ɢʀᴇᴛᴀ ꜱᴄʜᴜʟᴢ ᴍɪᴀŁᴀ ᴍɪᴇĆ ʙᴀʀᴅᴢɪᴇᴊ ᴢʀʏᴛᴇ ɪᴍɪĘ ᴛʏᴘᴜ ʜᴇʟɢᴀ, ᴀʟᴇ ꜱᴛᴡɪᴇʀᴅᴢɪŁᴀᴍ Żᴇʙʏ ᴍɪᴀŁᴀ ᴊᴇᴅɴᴏ ᴄʜᴏᴄɪᴀŻ ɴᴀᴡᴇᴛ ɴᴏʀᴍᴀʟɴᴇ xᴅᴅᴅᴅ ᴋᴛᴏ ᴢɢᴀᴅɴɪᴇ, ᴅʟᴀᴄᴢᴇɢᴏ ᴡŁᴀŚɴɪᴇ ᴍᴀ ɴᴀ ɴᴀᴢᴡɪꜱᴋᴏ ꜱᴄʜᴜʟᴢ? 😏😏😏😏

ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴅɴɪᴀ /ᴡɪᴇᴄᴢᴏʀᴜ / ɴᴏᴄʏ

ᴄʜɪʟʟᴜᴊᴄɪᴇ ꜱᴏʙɪᴇ ᴊᴀᴋ ꜱᴢᴀʀᴏʟ ɴᴀ ᴛʏᴍ ᴢᴅᴊ xᴅᴅᴅ ɴɪᴇ ᴍᴏɢŁᴀᴍ ꜱɪĘ ᴘᴏᴡꜱᴛʀᴢʏᴍᴀĆ Żᴇʙʏ ɢᴏ ᴛᴜᴛᴀᴊ ɴɪᴇ ᴡꜱᴛᴀᴡɪĆ xᴅᴅᴅ

ᴛᴜʟᴀꜱᴋɪ 🤗🤗🤗❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro