ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 44

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


ᴅᴢɪꜱɪᴀᴊ ᴡ ᴍᴇᴅɪᴀᴄʜ ᴘɪᴏꜱᴇɴᴋᴀ ᴡ ᴡᴇʀꜱᴊɪ ᴘᴏʟꜱᴋɪᴇᴊ ᴢ ᴍᴜꜱɪᴄᴀʟᴜ ɴᴏᴛʀᴇ  ᴅᴀᴍᴇ ᴅᴇ ᴘᴀʀɪꜱ ᴘᴛ. " ʙᴇʟʟᴇ", ᴋᴛÓʀᴀ ᴘᴀꜱᴜᴊᴇ ᴅᴏ ᴛᴇɢᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴜ. ᴡʏᴋᴏɴᴜᴊᴇ ᴊĄ ꜱᴛᴜᴅɪᴏ ᴀᴄᴄᴀɴᴛᴜꜱ ᴢᴀᴄʜĘᴄᴀᴍ ᴅᴏ ᴏᴅꜱŁᴜᴄʜᴀɴɪᴀ.

ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴄᴢʏᴛᴀɴᴋᴀ 😘😘😘
________________________________
ᴀʟᴇᴋ

Czy normalne to, że tak zawzięcie tęsknie? Chciałabym się złączyć z ukochaną swym sercem. Boleść mą pierś rozrywa, gdyż w framudze drzwi stoi inna, jednak tak wyglądem podobna, czyż to moja miła?

Wszyscy wstaliśmy, aby wysłuchać, co ciekawego ma ta czarnowłosa panienka. Czy wzrok mój mnie myli? Czemu tak me serce kołacze widząc tą osobistość?

- Mam wieści od Orszy. Powiedział, że zgadza się na spotkanie z doktorem Jankowskim. Jeżeli uzyskacie jego przychylność nie widzi przeciwskazań na przeprowadzenie akcji, jednak ciężarówkę będziecie musieli zorganizować sobie sami.- powiedziała poprawiając swoje czarne warkocze.
- Jutro z rana wybiorę się do szpitala i porozmawiam z Jankowskim, a wy chłopcy zajmiecie się ciężarówką. Dziękujemy Basiu za informację. Przekaż Orszy, że wszystkim się zajmiemy. - powiedział stanowczo Zośka.

Basiu? Jaka Basia? Toć to Marcelina. Lśniące czarne włosy zaplecione w warkocze, sukienka z bufiastymi rękawami, lecz wyczuwam lawendę nie bez i agrest..

- Mogłabym chwilkę porozmawiać z Alkiem? Na osobności?- zapytała.
- Jasne. Może zostań u nas na chwilkę zrobimy ci ciepłą herbatę. Na zewnątrz robi się coraz chłodniej. - powiedział Zośka.- Chodź Janek pomożesz mi.
- Jasne.- powiedział spoglądając na mnie po czym oboje wyszli z pokoju.

Me serce jakby fikołka zrobić chciało myśląc, że spotkało swoją ukochaną. Czy ujrzałem jej oblicze?

Podszedłem do niej bliżej stając naprzeciw czarnowłosej. Dziewczyna przyglądała mi się z zaciekawieniem. Nie wiedziałem, co czynie nie panowałem nad sobą. Nad tęsknotą, która ogarnęła całe moje jestestwo.

- Alek.. ja chciałam cię przeprosić za tamto na moim przyjęciu.. Słyszałam do czego wtedy mogło dojść i wiedz, że dołożę wszelkich starań, abyś znów ujrzał Marcelinę.- powiedziała przyglądając się memu obliczu.- Zazdroszczę jej wiesz? Chciałabym być na jej miejscu. Mieć cię tylko dla siebie. Uwić sobie gniazdo w zacisznym miejscu. Tylko ty i ja.
- Marcelina, ale my jeszcze uwijemy sobie gniazdko, gdzie tylko będziesz chciała. - powiedziałem.
- Mar..? Znaczy tak zróbmy to! Ucieknijmy stąd daleko tylko ty i ja i nikt nas nie rozdzieli! - zaczęła zbliżać się w moją stronę i rozpinać mi guziki od koszuli poczym wbiła się w moje usta. Pocałunek trwał dłuższą chwilę, a ona chciała co raz to więcej i więcej. Ciągnęła mnie w stronę kanapy.

Było to dla mnie dziwne uczucie. Nie czułem przysłowiowych motylków w brzuchu. To było coś zupełnie innego. Marcelina nie byłabym taka zachłanna w pocałunku. Jej muśnięcie ustami było delikatnie niczym kwiat rozkwitającej róży. Tedy to właśnie przez zorientowałem się, że to na prawdę nie była Marcelina.. Odepchnąłem ją od siebie i zdezorientowany szybko zapiąłem koszule.

- Wyjdź.- powiedziałem stanowczo.
- Ale Alek.. ja.. nie chciałam.. porozmawiajmy.. - powiedziała jąkając się.
- A co chciałaś?! Co chciałaś?! Wykorzystaś okazję! Wiesz, że za nią cholernie tęsknie! A ty ją przypominasz! Ale wiesz co? Wygląd to nie wszystko!
- Alek uspokój się..- powiedziała wystraszona.
- Powiedziałem wyjdź! Tam są drzwi!
- Co tu się dzieje? Słychać was w całej kamienicy zaraz godzina policyjna i szkopy się zlezą.- powiedział Janek. - Basiu to twoja herbata.
- Nie lubię gorącej. Muszę już iść. Żegnajcie.- niczym strzała wyparowała z mieszkania i tyle ją widzieliśmy.

Poczułem na sobie zdezorientowany wzrok przyjaciół. Czułem się wtedy jakby patrzyli na mnie z pogardą za to do czego mogło dojść..

- Co się stało? - zapytał Zośka.
- Nic. - powiedziałem roztrzęsiony, lecz nie dałem po sobie tego poznać.
- Alek co się z tobą dzieje?- zapytał Janek kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Po prostu potrzebuje spokoju.
- W takim razie chłopaki do łóżek. Jutro z samego rana wstajemy i organizujemy akcje. Macie być wypoczęci. - zarządził Zośka.- Hania pościeliła jedno łóżko w pokoju gościnnym, a drugie u mojego taty w sypialni. Nadal nie wrócił od ciotki.
- Dziękujemy.

Wszyscy udaliśmy się do swych posłań. Położyłem się na łóżku przykrywając się kołdrą po same uszy. Zschowałem głowę w poduszce, a z moich oczu zaczęły wylewać się łzy. Powiecie, że mężczyźni nie płaczą? Czasem każdy z nas ma ochotę wydusić z siebie wszelkie emocje gromadzące się w nas. Płacz jest czymś naturalnym, dlatego nawet mężczyzna potrafi płakać. Obwiniałem się za wszystko, co się stało. Zmęczony wylewaniem łez zasnąłem oddając się w ręce Morfeusza.

🌟

Mała dziewczyna. Ciemne włosy miała. Cała zakrwawiona w podartej sukni kroczy. Któż ją wybawi od fizycznej przemocy? Cierpi katusze. Krew wylewa niewinną. Bije, popycha ją kat nieposkromiony. Nad ciemnowłosą śmierć ciąży. Kostucha z błyszczącą kosą zabiera niewinnych. Nie zna litości. Pewien głupiec chciał zagrać o właśne życie z śmiercią w szachy, lecz ona była potężniejsza od niego..

- Aleksy!- zawołała. - Czemu mi to robisz?
- Ale księżniczko..
- Kochałam cię, a ty szybko znalazłeś pocieszenie w innej.- szepnęła.
- Nie chciałem.. myślałem, że to ty..
- Zostawiłeś mnie. Zapomniałeś o mnie. - szepnęła.- Zapomniałeś o mnie..
- Nie księżniczko!!
- Zapomniałeś o mnie..- szepnęła.- Bo kto przysięgę naruszy biada jemu. Ach biada i biada jego złej duszy.*
- Księżniczko.. nie chciałem..
- Zapomniałeś o mnie..

Jej blade oblicze znikać zaczęło, a podarta suknia falowała na wietrze. Twarz jej zdobiła rana na lewym policzku, której wcześniej nie miała. Cały czas krzyczała:" Zapomniałeś o mnie".

- Alek! To ja spokojnie! To ja Janek! Obudź się! - krzyknął Janek.

Spojrzałem na niego przerażony.

- Powiesz w końcu co się dzieje? Również jestem teraz rozbity i tęsknię cholernie za Pati. Mam cały czas wrażenie, że stanie za chwilę w drzwiach i obrazi się na mnie za nazywanie jej kozą. - uniósł lekko kąciki ust do góry.- Albo jak się ze mną droczy o buziaka. Tęsknię za jej dotykiem, za jej ustami. Czuję taką wewnętrzną pustkę, że jest mi czegoś brak. - powiedział.- Wiem, że ty też tęsknisz. Znamy się tak długo, że jestem w stanie stwierdzić jak się zachowujesz w danej sytuacji, a więc?
- Nie wiem co się ze mną dzieje.. Gdy przyszła do nas Basia z meldunkiem myślałem, że to Marcelina.. Ona mówiła coś do mnie.. Nie zapamiętałem co dokładnie mówiła. Byłem skupiony na jej wyglądzie..Wyglądała jak ona.. Powiedziała, że chce uwić gniazdo razem ze mną.. tylko ona i ja.. pocałowała mnie i była taka nachalna.. Wtedy właśnie poznałem, że to nie Marcysia ona jest delikatna jak pąk róży, które uwielbia..- po moim policzku spłynęły łzy.
- Czujesz się winny. - podsumował Janek.- To nie była twoja wina. Każdy z nas inaczej reaguje na sytuację stresowe. Kochasz Marcelinę. Jest ci bliska.. tęsknisz za nią.. a jak pojawiła się Basia, która powiem ci wygląda jak sobowtór Marcepana to nie dziwię ci się, że mogłeś myśleć, że to ona. W tym przejawiła się twoja tęsknota. To było nieświadome stary.. - klepnął mnie w ramie.- A teraz zbieraj się i ładnie się ubierz. Złożymy wizytę Malinie i jego lubej Lily. Tam masz stylówke. Znaj moje dobre chamskie serce, że ci ją przygotowałem. Zośka już poszedł do doktorka.
- O matko..- spojrzałem na zegarek. Była na nim godzina siódma trzydzieści.- Już się zbieram!!

Szybko zacząłem się przebierać w przygotowany przez Janka ubiór dla mnie. Była to biała koszula, szare spodnie w kratkę z szelkami, do tego płaszcz w beżowym kolorze oraz kaszkiet pasujący do spodni.

- Janek ty się za dużo nie naoglądałeś filmów gangsterskich? - zaśmiałem się lekko.- Bo stylówki iście podobne do filmowych.
- I właśnie o to chodzi. Nie zapomnij wziąć broni. - powiedział.- Zbieraj się szybciej nie mamy całego dnia. Jeszcze dzisiaj chcę zobaczyć moją Patusie.
- Już jestem gotowy! - powiedziałem poprawiając koszule.
- To chodź już! - krzyknął.

W ekspresowym tempie wyszliśmy z mieszkania. Kroczyliśmy w stronę przystanku tramwajowego. Musieliśmy dosłownie " złapać" tramwaj. Malina i Rossie mieszkali na obrzeżach miasta, dlatego właśnie musieliśmy dostać się tam transportem miejskim.

Od kiedy tylko porozmawiałem z Jankiem poczułem ulgę. Może z niego czasem menda społeczna, ale również oddany przyjaciel. Zmotywał mnie do działania, a zwłaszcza tym, że mogę dzisiaj spotkać Marcysie. Tylko ten doktorek musi się zgodzić..

Wraz z Rudzielcem złapaliśmy tramwaj, który był przeludniony. Była to normalna rzeczy w okupowanej Warszawie. W pojeździe wyznaczona była strefa tylko dla Niemców, na której teranie nie mógł przebywać żaden Polak. Podczas podróży oddałem się swoim myślom, które błądziły wokół mojej ukochanej. Tak bardzo chciałbym już ją zobaczyć..

🌟

- Serwus Malina jak życie? - zapytał Janek zbijając sztamę z wysokim brunetem.- To mój przyjaciel Aleksy. Aleksy to jest Andrzej Kowalik dla znajomych Malina. Król przemytu, a zwłaszcza kiełbasy.
- Aleś mnie przedstawił Bytnar. Mów mi po prostu Malina.- powiedział zbijając ze mną sztamę.- Zapraszam was bardzo serdecznie do kuchni.
- Kochanie! Mamy gości!- krzyknął prowadząc nas do wspomnianego wcześniej pomieszczenia.
- Kogo?! - usłyszeliśmy damski głos.
-Naszego małego Bytnara!

Wchodząc do pomieszczenia ujrzeliśmy średniego wzrostu kobietę o białych jak śnieg włosach i niebieskich oczach. Odziana była w czerwoną sukienkę z lekko bufiastymi rękawami, a jej usta zdobiła szminka w kolorze dobranym do sukienki.

- Miło cię widzieć Lily.- powiedział uśmiechając się szelmowsko Janek.
- Wzajemnie Bytnar.- powiedziała lekko przerażona.
- Siadajcie do stołu, a ja skoczę po coś mocniejszego, co będziemy tak o suchym pysku siedzieć. - oznajmił brunet i opuścił pomieszczenie.
- Lily Lily nie nauczyli cię, że po nazwisku to po pysku? - zapytał uśmiechając się cwanie i zasiadł do stołu, a ja wraz z nim.
- Czego chcesz? - fuknęła.
- A ja muszę od razu czegoś chcieć?- prychnął.
- Raczej nie przyszedłeś tu chyba wraz z swoim kolegą obstrzelony jak szczur na święto morza tylko po to, aby pogawędzić wesoło przy herbatce. Czego chcesz?
- Bystra jesteś jak woda w kiblu Lily,ale masz rację mam interes. Potrzebujemy ciężarówki Maliny. Musisz pomóc go przekonać, aby nam ją pożyczył na jedną dobę. Następnego dnia pojazd wróci do waszej stodoły. -powiedział Janek zakładając nogę na nogę.
- Przecież ta ciężarówka jest nam potrzebna  i dobrze o tym wiesz.- prychnęła.
- Droga Lily żyjesz sobie tutaj jak panienka na włościach, ale wiesz jedno słowo i może to się skończyć. A Malina wie o twoim gestapowskim kochanku? Jak jemu było? A no tak Joseph? Albo wie kto go zakapował do szwabów w '39 za przemyt? - zakpił Bytnar kładąc pistolet na stole wycelowany w jej stronę.

Przyglądałem się całemu zajściu. Zawsze wzbraniałem się przed zabijaniem. Nie chciałem odbierać nikomu życia. Nie lubiłem używać takiej formy jakiej był szantaż, lecz to była nasza jedyna szansa..
Wykonałem więc to samo, co Janek. Położyłem pistolet na stole wycelowany w Lily.

- Wiesz, że podobno każda broń raz w roku musi wystrzelić samoistnie? - zapytał kpiącym tomem Bytnar. Nie znałem go z takiej strony.
- No dobrze już dobrze! Zamknij się Janek! Pomogę wam! Ale masz trzymać język za zębami! - prychnęła zflustrowana Lily.- A teraz to schowajcie bo Malina zaraz przyjdzie.

Czym prędzej rozładowaliśmy pistolety i schowaliśmy pod płaszcze, aby Malina nie ujrzał nic podejrzanego. Miejmy tylko nadzieję, że się zgodzi..

- Jestem już. Wybaczcie, że tyle to trwało, lecz wiecie chciałem dobrać odpowiedni trunek do okazji.- powiedział biorąc kieliszki z kredensu i polewając nam trunek.- Więc w jakiej sprawie przyszliście?
- Chcielibyśmy pożyczyć ciężarówkę.- powiedziałem.
- Konkretnego masz ziomka Janek. Lubię konkrety. Wiecie, że to wykluczone jest mi potrzebna do przemytu.- powiedział stanowczo wznosząc kieliszek w górę.- No to napijmy się. Wznieśmy toast za to, aby te szkobskie france dały w końcu nogę z naszej Warszawy, ażeby ten terror się skończył.
- No to lu.- powiedział Janek.

Wypiliśmy po kieliszku. Powiem wam, że mocny towar. Kopie po wątrobie. Odstawiliśmy kieliszki i zasiedliśmy do stołu. Lily postawiła na stole ciasto domowej roboty i czekała na dalszy rozwój wydarzeń.

- Prosimy to dla nas ważne Malina. Bardzo ważne.- powiedziałem.
- Wykluczone dzisiaj muszę złapać transport z kiełbasą i innymi pysznościami.- powiedział zapierając się swego.
- Słuchaj Malina.. daj im tą ciężarówkę. Mam znajomego w Warszawie, który mógłby nam pożyczyć pojazd. Jak im tak zależy to im daj. Nie pożałujesz swego wyboru.- oznajmiła Lily uśmiechając się zalotnie siadając na kolanach Maliny.
- Hm.. skoro Lily tak ślicznie prosi to wam dam. Macie kluczyki.- rzucił je na stół.- Tylko nie ma być tam żadnej ryski. A i piliście, a jak to mawiają piłeś nie jedź, więc dzwońcie po kolegę jakiegoś żeby prowadził.
- Spokojnie Tadeusz powinien zaraz tu być. - powiedział Janek wstając od stołu.- My się będziemy już zbierać czas nas nagli. Dziękujemy Malina jestem twoim dłużnikiem i twoim też Lily.
- Bywajcie w zdrowiu.

Pożegnaliśmy się z Maliną i jego lubą Lily. Nie spodziewałem się po Janku, że potrafi być tak stanowczy jak nigdy. Na gościńcu czekał na nas Tadeusz.

- Serwus. I jak udało się? - zapytał.
- Ma się ten wrodzony talent.- zaśmiał się Janek.- Z Aleksym zgrany z nas duet. Szybko poszło, ale ty musisz prowadzić bo my trochę podpici jesteśmy.
- Skąd ja to wiedziałem.- przewrócił oczami.- Chodźcie.

Udaliśmy się do stodoły. Otworzyliśmy z głośnym zgrzytem wielkie, drewniane drzwi. Naszym oczom ukazała się ciężarówka. Wsiedliśmy do pojazdu zajmując miejsca i odjechaliśmy z posesji Maliny.

- Jak poszło z Jankowskim?- zapytałem.
- Z początku był uparty i powiedział mi, że gdyby mógł to by wszystkich stamtąd wyciągną. Marudził, że nie ma miejsc na oddziale, ale ostatecznie się zgodził. Dzisiaj po południu je przywiązą z podejrzeniem Tyfusu. Spokojnie oczywiście to nie będzie ta choroba. Po prostu Niemcy boją się jej jak diabeł święconej wody.
- Łaska boska, że się zgodził. Rozumiem. Dziękuję Zośka za wszystko..- powiedziałem.

W głębi duszy uradowałem się jak dziecko. Me serce radować się poczęło. Czy znów dane mi będzie ujrzeć mą ukochaną? Spojrzeć w jej ciemne jak noc oczy. Pogłaskać jej rumiane lica. Dotknąć czarne loki spolątane. Znów wróciła ta utracona przedtem nadzieja.

Trzeba wierzyć do końca. Mimo, że czasem wydaje nam się, że już wszystko stracone.

ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ

Kolejny dzień na Szucha był męczący. Czułam się źle nie tylko fizycznie, lecz psychicznie. Ewa wraz z swą córką zażyły cjanek.. Udało mi się wezwać pomoc, lecz nie wiem, czy w odpowiednim momencie.. Boli mnie każda cząstka ciała. Na szczęście wezwali mnie do lekarza..

- Tą panią połóżcie tu na drugim łóżku.- powiedział doktor Miłkowski.

Mógł powiedzieć w naszym ojczystym języku, gdyż do gabinetu doktora przynieśli kolejną osobę więźniowie, którym Niemcy nakazali to uczynić. Spojrzałam w stronę tamtego łóża i ujrzałam moją ukochaną siostrzyczkę.

- Pati..co oni ci zrobili..- szepnęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. - Jak się czujesz?
- Boli mnie tylko ten mały paluszek.- pokazała mały palec od lewej dłoni uśmiechając się lekko. Poczucie humoru nie opuszczało jej nawet w takiej sytuacji. Podziwiam ją za to.- A ty jak się czujesz?
- Nie ukrywam, że bywało lepiej i mam już dość.. Napsujemy tym szwabom krwii tak, żeby zapamiętali nas na zawsze. Jak mam być szczera to jak widzę mordę Langego to mam ochotę mu powiedzieć, co o nim myślę. Zwykle bym wybuchła, ale tym razem za bardzo się boje żeby cokolwiek powiedzieć. Chociaż pojechałabym po nim równo.- uśmiechnęłam się lekko.
- Oj tak temperament to ty masz. Zwłaszcza jak zasugerowałaś Tadeuszowi prosto z mostu, że jest babą.*- zaśmiała się lekko po czym skrzywiła się z bólu.
- Przykro mi, że muszę przerwać waszą konwersacje drogie panie, lecz nie mamy czasu. Posłuchajcie mnie uważnie.- doktor Miłkowski rozejrzał się po pomieszczeniu i zaczął mówić głośnym szeptem.- Podam paniom zastrzyk, który wywoła objawy podobne do Tyfusu. Niemcy strasznie się go boją tym sposobem zawiozą panie do szpitala na oddział zakaźny. Spokojnie dolegliwości potrwają maksymalnie dwa dni.
- Niech pan robi.- powiedziałam lekko drżącym głosem, gdyż strasznie bałam się zastrzyków.

Doktor Miłkowski był obeznany w swym fachu. Wiedział, co robił. Cicho po kryjomu wziął szczykawkę napełniając ją następnie lekiem. W mgnieniu oka zrobił nam zastrzyk  po którym poczułam się dość dziwnie. Nagle zaczęła mnie boleć głowa. Dostałam dreszczy jakbym miała wysoką temperaturę.

Usłyszałam jak do gabinetu wchodzi jeden z Niemców, który nie cierpliwił się, kiedy w końcu będzie mógł nas zabrać na kolejne przesłuchania. Na sam dźwięk jego głosu całe moje ciało sparaliżował strach.

- Du kannst sie nicht nehmen. ( Nie możecie ich zabrać.) - powiedział stanowczo Miłkowski.
- Warum? ( Dlaczego?) - prychnął Szwab.
- Patienten mit Verdacht auf Typhus. ( Pacjentki z podejrzeniem Tyfusu.) - odparł.

Niemiec jak szybko się pojawił tak wybył z gabinetu lekarskiego. Niemcy chorobliwie bali się tej choroby. Uciekali przed nią jak tylko mogli.

Co się działo dalej?

Nie pamiętam.

Wszystko odbywało się  jakby na jawie.

Z każdą chwilą czułam się coraz gorzej. Miałam wysoką gorączkę byłam strasznie osłabiona. Zaczęłam tracić świadomość, aż w końcu straciłam przytomność.

🌟

Czułam jakby moja głowa była jak bomba, do której wybuchu było coraz bliżej, gdyż ból z każdą sekundą się zwiększał. Otworzyłam ociężałe powieki. Spoglądając w lewo zobaczyłam na łóżu Ewe, a obok Róże?

To nie możliwe przecież one nie żyją..

Umarły..

Zażyły cjanek..

Następnie spojrzałam w prawo. Ujrzałam tedy Patrycję całą obandażowaną oraz ubraną w białą koszulę nocną.

Wszędzie biel..

Stop to my w niebie jesteśmy, że tak na biało wszędzie? Białe ściany, białe łóżko, białe koszule nocne, białe bandaże. To ja umarłam, czy żyje?

Już nic nie ogarniam.

Z powodu nasilającego się bólu zamknęłam oczy po raz kolejny. Nie wiedziałam, gdzie jestem i co ze mną jest. Nie potrafiłam stwierdzić, czy to sen, czy też jawa.

- Panie doktorze, wie pan, gdzie leży Marcelina Kochanowska i Patrycja Dąbrowska? - usłyszałam jakby zagłuszony głos.
- Tak, proszę wejść to tutaj sala 202. Tylko niech państwo założą ten kitel dla niepoznaki w końcu to oddział zakaźny.

Zgrzyt drzwi.

Zapiszczało w mojej głowie.

Dotyk.

Przyjemny dotyk.

Otworzyłam z trudem oczy i ujrzałam Jego. Czy to jest jawa, może sen? Czy to wszystko tutaj dzieje się na prawdę? Jego oczy błękitne niczym toń oceanu spotkały się z moimi, a jego usta delikatnie pocałowały wierzch mojej dłoni.

- Aluś.- szepnęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Ciii kochanie moje nie musisz mówić nic. - powiedział troskliwym tonem.- Zabiorę cię stąd i już nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić nikomu.
- Kocham cię.- szepnęłam lekko ściskając jego dłoń.
- O widzę, że ten książę z bajki to jednak dojechał do swojej królewny i nie zagubił się w tych lasach i dolinach.- wtrącił jakiś głos.
- Ewa? Myślałam, że nie żyjesz..- spojrzałam w lewą stronę.
- Nie święty Mikołaj.- zaśmiała się.- To dzięki tobie nas odratowali w odpowiednim czasie zrobili nam płukanie żołądka, przez co trucizna nie zdążyła się jeszcze rozpowszechnić. Jesteśmy ci dozgonnie wdzięczne.

Spojrzałam na Alka i lekko uniosłam konciki ust. Nadal nie wierze w to wszystko, co tu się dzieje.

- Aluś.. wyciegniemy je też? Ona mi pomogła na Szucha..- powiedziałam. - Pomożecie im zapewnić  wikt i opierunek?
- Cała ty Marcysiu zawsze najpierw myślisz o innych,a później o sobie. - uśmiechnął się lekko.- Dobrze porozmawiam z Zośką podobno jest do wynajęcia jakieś mieszkanie niedaleko Koszykowej.
- Dziękuję misiu.
- Dla Ciebie wszystko skarbie.- delikatnie musnął moje usta.- A teraz porywamy was z Jankiem w pewne zaciszne miejsce.
- Ojejku, a jakie? - zapytałam ciekawska.
- Tam, gdzie kłosy latem się złocą, a łąki pokryte są zielenią.- pogłaskał mnie delikatnie po głowie.
- Bawimy się w zagadki? - zaśmiałam się lekko, co sprawiło mi ból.
-Wiem, że je lubisz.- uśmiechnął się lekko i pogłaskał mnie po głowie.- Spodoba ci się tam obiecuje księżniczko.

Myślałam, że już nigdy go nie zobaczę. Nie spojrzę mu w oczy. Nie poczuje jego dotyku. Nie przytulę się do niego i nie usłyszę tych dwóch pięknych słów z jego ust  jakim są " Kocham Cię". Jednak teraz już wiem, że mimo, że dojdzie rozłomki to osoby przeznaczone sobie odnajdą się. Bo miłość drogę zna.

Wiem, że miłość drogę zna
Poprowadzi nas przez świat
Ty ze mną i ja z tobą
Przez mrok, ku jutrzence dnia
___________________________________
*Cytat z " Świtezianki" Adama Mickiewicza
*  W rozdziale 4 Zośka nie chce pozwolić dziewczynom iść na akcje mówiąc słowa " Akcje Małego Sabotażu nie są dla dziewczyn ". Wtedy to Marcelina odpowiada mu ripostą " No skoro tak to czemu ty dowodzisz?"
___________________________________
ᴡɪᴛᴀᴊ ʟᴜᴅᴜ ᴡᴀᴛᴛᴘᴀᴅᴀ!!!😅😅🥰🥰

ɴᴀ ᴘᴏᴄᴢĄᴛᴋᴜ ᴄʜᴄɪᴀŁᴀʙʏᴍ ᴡᴀꜱ ᴘʀᴢᴇᴘʀᴏꜱɪĆ, Żᴇ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ ᴍɪᴀŁ ᴢᴅᴇᴄᴢᴋᴀ ᴘᴏŚʟɪᴢɢ, ᴀ ᴛʏᴍ ʀᴀᴢᴇᴍ ᴛᴏ ɴɪᴇ ᴡꜱᴢʏꜱᴛᴋᴏ ᴘʀᴢᴇᴢ ɢᴇᴏɢʀᴀꜰɪĘ, ʟᴇᴄᴢ ᴘᴏʟꜱᴋɪ ɪ " ᴛʀɪꜱᴛᴀɴᴀ ɪ ɪᴢᴏʟᴅĘ". ᴀŻ ᴅᴢɪᴡɴɪᴇ ʙᴏ ᴊᴀᴋ ᴘʀᴢᴇᴄᴢʏᴛᴀŁᴀᴍ ꜰʀᴀɢᴍᴇɴᴛʏ ᴛᴇᴊ ʟᴇᴋᴛᴜʀʏ ᴛᴏ ᴍɪᴀŁᴀᴍ ᴛᴀᴋɪᴇ ᴋᴜʀᴅᴇ ʀᴏᴢᴍᴀʀᴢᴇɴɪᴇ, Żᴇ ᴀŻ ᴛᴜ ᴊᴀᴋɪᴇŚ ʀʏᴍʏ ᴅʏᴍʏ ꜱĄ ᴡ ᴛʏᴍ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀʟᴇ 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣

ᴄʜᴄɪᴇʟɪʙʏŚᴄɪᴇ ᴡʏᴛŁᴜᴍᴀᴄᴢᴇɴɪᴇ, ᴅʟᴀᴄᴢᴇɢᴏ ᴅᴏʙʀᴀŁᴀᴍ ᴛĄ ᴘɪᴏꜱᴇɴᴋĘ ᴅᴏ ᴛᴇɢᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴜ? ᴘɪꜱᴢᴄɪᴇ ᴛᴜᴛᴀᴊ →

ᴄʜᴄɪᴀŁᴀʙʏᴍ ᴡᴀᴍ ʙᴀᴀᴀᴀᴀᴀᴀᴀᴀʀᴅᴢᴏᴏᴏᴏᴏ ᴘᴏᴅᴢɪĘᴋᴏᴡᴀĆ ᴢᴀ ᴘᴏɴᴀᴅ 12ᴋ ᴡʏŚᴡɪᴇᴛʟᴇŃ!!! ᴊᴀᴘɪᴇʀᴅᴢɪᴇʟᴜᴜᴜᴜ ꜱᴋĄᴅ ᴛᴏ ꜱɪĘ ʙɪᴇʀᴢᴇ?!!!! ᴅᴏᴘɪᴇʀᴏ 11 ʙʏŁᴏ!!! ᴅᴢɪᴇᴋᴜᴊᴇᴇᴇᴇᴇᴇᴇ ᴡᴀᴍ ʙᴀᴀᴀᴀᴀᴀᴀᴀᴀʀᴅᴢᴏᴏᴏᴏᴏ!!! ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

ᴀ ᴡ ꜱᴢᴄᴢᴇɢÓʟɴᴏŚᴄɪ ᴄʜᴄɪᴀŁᴀᴍ ᴘᴏᴅᴢɪĘᴋᴏᴡᴀĆ ᴍᴏᴊᴇᴊ ᴘʀᴢʏᴊᴀᴄɪÓŁᴄᴇ AnonimHypnosis ᴅᴢɪĘᴋᴜᴊĘ ʙᴀᴀᴀᴀᴀᴀᴀᴀᴀʀᴅᴢᴏᴏᴏᴏᴏ ᴋᴏᴄʜᴀɴᴀᴀᴀᴀᴀ!!!! ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

ᴜʜᴜ ʜᴜᴜᴜᴜ ᴢᴀᴘᴀᴄʜɴɪᴀŁᴏ ʀᴏᴍᴀɴᴛʏᴢᴍᴇᴍ ᴛʀᴏᴄʜĘ ᴡ ᴛʏᴍ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀʟᴇ, ᴋᴛᴏ ꜱɪĘ ꜱᴘᴏᴅᴢɪᴇᴡᴀŁ, Żᴇ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴʏ ᴢᴏꜱᴛᴀɴĄ ᴜᴡᴏʟɴɪᴏɴᴇ ᴡ ᴛᴀᴋɪ ꜱᴘᴏꜱÓʙ ɪ ᴋᴛᴏ ꜱɪĘ ꜱᴘᴏᴅᴢɪᴇᴡᴀŁ ʙᴀꜱɪɪɪ ɴᴀꜱᴢᴇᴊ ᴊᴀᴋŻᴇ ᴜʟᴜʙɪᴏɴᴇᴊ ʙᴏʜᴀᴛᴇʀᴋɪ? 😏😏😏😏🤣🤣🤣🤣🤣

ᴍᴀᴍ ɴᴀᴅᴢɪᴇᴊĘ, Żᴇ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ ᴡᴀᴍ ꜱɪĘ ᴘᴏᴅᴏʙᴀŁ 🤗🤗🤗🤗🤗

ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴅɴɪᴀ/ᴡɪᴇᴄᴢᴏʀᴜ / ɴᴏᴄʏ

ᴛᴜʟᴀꜱᴋɪɪɪɪ 🥰🥰🥰🤗🤗

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro