🌟ᴡꜱᴢʏꜱᴛᴋᴏ ɴᴀ ᴏᴘᴀᴋ| ꜱᴋᴜᴛᴋɪ ɢᴅʏʙᴀɴɪᴀ🌟

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


ᴋʀÓᴛᴋɪᴇ ɪɴꜰᴏ:

• ᴡʏᴅᴀʀᴢᴇɴɪᴀ ᴅᴢɪᴇᴊĄ ꜱɪĘ ᴡ ꜱɪᴇʀᴘɴɪᴜ, ʟᴇᴄᴢ ᴘÓŹɴɪᴇᴊ ᴡ ʟɪꜱᴛᴏᴘᴀᴅᴢɪᴇ. ᴢᴅᴇᴄᴢᴋᴀ ꜱᴋᴏᴍᴘʟɪᴋᴏᴡᴀɴᴇ ᴡꜱᴢʏꜱᴛᴋɪᴇɢᴏ ꜱɪĘ ᴅᴏᴡɪᴇᴄɪᴇ ᴢᴀ ᴄʜᴡɪʟᴋĘ xᴅᴅᴅᴅᴅᴅᴅ

• ᴊᴇꜱᴛ ᴛᴏ ᴊᴀᴋʙʏ ᴅᴏᴅᴀᴛᴋᴏᴡʏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ, ᴋᴛÓʀʏ ɴɪᴇ ᴍᴀ ɴᴀ ᴄᴇʟᴜ ᴢᴍɪᴇɴɪĆ ɢŁÓᴡɴĄ ꜰᴀʙᴜŁĘ ᴏᴘᴏᴡɪᴀᴅᴀɴɪᴀ.

•ᴅᴏᴅᴀŁᴀᴍ ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴɪᴇ ʀᴏᴅᴢᴇŃꜱᴛᴡᴏ ᴏʀᴀᴢ ᴋᴜᴢʏɴᴀ, ɢᴅʏŻ ᴡ ᴏʀʏɢɪɴᴀʟᴇ ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ ᴊᴇꜱᴛ ᴊᴇᴅʏɴᴀᴄᴢᴋĄ ɪ ᴡŁᴀŚᴄɪᴡɪᴇ ᴘᴏᴢɴᴀᴊᴇᴍʏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴇᴊ ʀᴏᴅᴢɪᴄÓᴡ ᴡᴇ ᴡꜱᴘᴏᴍɴɪᴇɴɪᴀᴄʜ.

• ᴏʙᴇᴄɴᴀ ᴊᴇꜱᴛ ɴᴀʀʀᴀᴄᴊᴀ ᴛʀᴢᴇᴄɪᴏᴏꜱᴏʙᴏᴡᴀ.

• ᴄᴢʏᴛᴀꜱᴢ ɴᴀ ᴡŁᴀꜱɴĄ ᴏᴅᴘᴏᴡɪᴇᴅᴢɪᴀʟɴᴏŚĆ, ʟᴇᴘɪᴇᴊ ꜱᴋᴏɴꜱᴜʟᴛᴜᴊ ꜱɪĘ ᴢ ʟᴇᴋᴀʀᴢᴇᴍ ʟᴜʙ ꜰᴀʀᴍᴀᴄᴇᴜᴛĄ, ɢᴅʏŻ ᴍᴏŻᴇ ɢʀᴏᴢɪĆ ᴛᴏ ɴᴀᴘᴀᴅᴇᴍ Śᴍɪᴇᴄʜᴜ 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣

ɴɪᴇ ɴᴏ ᴛᴀᴋɪ Żᴀʀᴄɪᴋ xᴅᴅᴅᴅᴅᴅᴅᴅᴅᴅ

ᴡ ᴍᴇᴅɪᴀᴄʜ ᴘɪᴏꜱᴇɴᴋᴀ ᴍĘꜱᴋɪᴇɢᴏ ɢʀᴀɴɪᴀ" ɪ ᴄɪᴇʙɪᴇ ᴛᴇŻ, ʙᴀʀᴅᴢᴏ", ᴋᴛÓʀᴀ ɴᴡᴍ ᴄᴢᴇᴍᴜ ᴛᴀᴋ ꜱᴛʀᴀꜱᴢɴɪᴇ ᴍɪ ᴘᴀꜱᴜᴊᴇ ᴅᴏ ᴛᴇɢᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴜ 😅😅😅😅😅😅 ᴢᴀᴄʜĘᴄᴀᴍ ᴅᴏ ᴏᴅꜱŁᴜᴄʜᴀɴɪᴀ!! 😘😘😘

ᴍɪŁᴇɢᴏ ᴄᴢʏᴛᴀɴᴋᴀ!!! 😘😘😘

ɴᴏᴛᴀᴛᴋᴀ ɴᴀ ᴅᴏʟᴇ↓
________________________________________

Niebo błękitne spowite białymi, puchatymi chmurami. Tylko blask słoneczny był w stanie przebić się przez obłoki. Niby letni, zwyczajny dzień, lecz tak naprawdę był jednym z niebywałych dób w życiu trójki chłopaków. Cóż takiego się wydarzyło? Zaraz dowiecie się sami!

Dawno, dawno temu.. wróć! Wcale nie tak dawno! Zacznijmy więc od początku. W niedalekiej przeszłości żyło trzech młodych, przystojnych chłopców. Każdy z nich był na swój sposób wyjątkowy oraz posiadał jakiś niezwykły talent. To właśnie było w tej trójce niezwykłe, że uzupełniali siebie na wzajem. Młodzi mężczyźni byli dla siebie niczym bracia, lecz nie rodzonymi. Jak trzej muszkieterowie stali za sobą murem. Wyznawali zasadę " jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" i to czyniło ich realacje wyjątkową.

Najniższy z nich– Rudy, w rzeczywistości Jan Bytnar, lecz z powodu jego obfitej w piegi twarzy oraz rudawych włosów zwany był właśnie Rudym, ale wracając był bardzo bystrym chłopcem. Często opowiadał różne żarty, którymi potrafił rozśmieszyć nawet najtwardszą, niczym kamień osobę. Miał najbardziej szalone pomysły z całej trójki. Zawsze chciał być najlepszy. Uwielbiał zakłady z chłopakami, które oczywiście starał się wygrać. Nierzadko mu się to udawało.

Średniego wzrostu mężczyzna o oczach niczym błękit oceanu, a twarzy o rysach tak delikatnych, że zdawałoby się, że jest z porcelany był najspokojniejszy z nich. Panował nad sobą w najbardziej stresowych sytuacjach. Można powiedzieć, że trzymał nerwy na wodzy, a ogarniał całe towarzystwo. Był swego rodzaju ojcem grupy, który pilnuje by dwójka nieogarniętych, niesfornych dzieci nie odwaliła jakiejś mamiany. Mowa tu oczywiście o Tadeuszu Zawadzkim, przez przyjaciół zwany Zośką.

Najwyższy, dobrze zbudowany mężczyzna o oczach niebieskich, jak bezgwiezdne niebo o włosach złotych, niczym złotowłosej królewny był po prostu wulkanem energii. Uśmiech zawsze gościł na jego twarzy, a optymizm wręcz bił od niego z kilometra. Często najciężej było mu zapanować nad emocjami, lecz z czasem nauczył się zachowywać zimną krew. Chudy i długi jak glizda, dlatego również był tak zwany. Mowa tu oczywiście o Macieju Aleksym Dawidowskim, na którego wszyscy wołali Alek.

Wiecie, no nie ukrywam, że były to największe ciacha w stolicy. Dziewczyny mdlały na ich widok. Każda chciała być najbliżej ich i wyrwać chociaż jednego na czułe słówka, jednak nasi bohaterowie nie żywili uczucia do żadnej z ówczesnych panien. Można rzec, że każdy z nich czekał na " tą jedyną wyjątkową". Nie chcieli miłości szukać na siłę, jeno twierdzili, że ona powinna przyjść sama z czasem.

Jak już wszystko wiecie o naszych jakże przebojowych bohaterach to już wam opowiadam, co tutaj się dzieję. Można powiedzieć, że historia o Marcelinie Kochanowskiej, którą jakże dobrze znacie odwróciła się na opak! Już wszystkiego się dowiecie.

Janek, Alek oraz Zośka przybyli sierpniowego, słonecznego dnia nad brzeg Wisły. Chcieli oderwać się od brutalnej rzeczywistości, która ich otaczała. Gdy wokół panuje śmierć, a na ulicach przelewa się niewinna krew każdy chciałby chociaż na chwilkę poczuć spokój. Święty spokój, który pozwoli zapomnieć o tym, co dookoła się dzieję.

Zośka zatapiał się w jakże ciekawej lekturze jaką był " Pan Tadeusz". Nasza epopeja narodowa wprawiała samego Tadeusza w zachwyt. Nie tylko dlatego, że główny bohater miał tak samo na imię i chciał wyrywać Zosię, co to to nie! Chodziło mu bardziej o postać księdza Robaka, która swym patriotycznym nastawieniem go zadziwiała. W tym samym czasie dwóch głupoli, czyli Janek i Alek kąpali się w Wiśle, a raczej wrzucali się do niej i zakładali się, kto przepłynie od brzegu do brzegu szybciej.

- Każdy harcerz d*pa, kiedy wrogów kupa! - zakrzyknął zwycięsko prężąc się Aleksy.- A ty Janie z jednym przeciwnikiem poradzić sobie nie umiałeś. Wygrałem!
- Ty ty uważaj sobie kupidole jeden bo jak cię złapie to nie ręczę za siebie! - ryknął niższy i rzucił się na złotowłosego, co skutkowało tym, że oboje wylądowali w wręcz lodowatej wodzie.
- Jak dzieci.. - pokręcił głową Tadeusz wychylając nos z nad lektury.- Wy jełopy jedne, czy wy kiedyś zmądrzejecie?
- To pytanie retoryczne? - zaśmiał się Alek wynurzając się z wody. - My mamy wrodzony intelekt.
-  Ta, jasne intelektem to wy od urodzenia nie grzeszycie. - oznajmił dalej zatapiając się w lekturze.
-  Odezwał się Albert Einstein, co matmy nie rozumie i musze mu pomagać.- zaśmiał się Janek spoglądając porozumiewawczo na swego kompana.
-  Rozum- nie dane mu było dokończyć, gdyż Aleksy wraz z Janem wciągnęli swego ojca grupy do wody.

Cisza.

Cisza jak makiem zasiał.

Jeno odgłos chlupotu słychać było.

Pisk.

Tragiczny pisk.

Wynurzenie.

Śmiechy.

- Aleksy widzisz z nas to jednak jest duet na sto dwa. - zaśmiał się rudzielec zbijając sztamę ze swym wspólnikiem.
- Śmiałeś w to w ogóle wątpić? - zaśmiał się Aleksy.
- Jak ja was kiedyś dorwę to.. - warknął Zośka spoglądając w tafle wody.
- To? Halo Zośka! - Janek począł machać ręką przy oczach Tadeusza.
- C–co? znaczy.. To wam nogi z d*py powyrywam! - krzyknął rozwścieczony wpatrując się zagorzale w tafle rzeki.
- Nie denerwuj się Zosieńko. Złość piękności szkodzi. - zaśmiał się Aleksy. - Te, co ty tak patrzysz się w tą wodę, jakbyś jej w życiu nie widział?
- Widzicie?- zapytał poważnie blondyn.
- No woda, ptaki śpiewają, z boku jest dąb. - powiedział śmiejąc się Janek.
- Jełopie, pytam się, czy widzicie to co ja w tej wodzie.- odparł Zośka.- Jakieś.. miasto? Przypatrzcie się.
- Toż ki pierun wymyślił miasto w wodzie. Może od razu Atlantydę odnalazłeś.- zaśmiał się Aleksy wpatrując się w tafle wody.
- W końcu on ma mniej zębów niż trójząb Posejdona.- zaczął śmiać się w niebo głosy Janek.
- Ha ha ha bardzo śmieszne idioci. Wyostrzcie patrzałki! - wskazał w miejsce, gdzie widział niebywałe zjawisko.

Rzecz niesłychana tedy się stała. Jak wcześniej naśmiewali się z Zośki teraz wszyscy nie dowierzali, co się dzieje. W tafli wody jakoby wyobrażenie miasta się pojawiło. Metropolii wielkiej i rozbudowanej o nowoczesnej technologii, której wcześniej nie widzieli.

Zdziwieni przecierali oczy ze zdumienia, czy to aby sen, czy może jawa? Czy to się dzieje naprawdę?

I wtedy właśnie stało się to, czego nikt się nie spodziewał..

🌟

W tym samym czasie dwie dziewczyny zawzięcie dyskutowały o swoich autorytetach. Odkąd przeczytały książkę Kamińskiego i poznały jej głównych bohaterów zmieniły swój światopogląd. Zaczęły dostrzegać wartości, które dla chłopców były najcenniejsze. Przyjaźń, braterstwo, miłość w tamtych czasach były dla chłopców największymi skarbami.

W stolicy województwa małopolskiego panowała tedy jesień. Listopadowe popołudnie dawało o sobie znaki. Zimny, porywisty wiatr kołysał pokryte już różnokolorowymi liśćmi drzewa, które przypominały falujące przy tańcu walca suknie. Pokrywają one nagie drzewa i wirują tworząc różnobarwne kobierce na rzadkich już trawnikach. Wszędzie można spotkać radosne dzieciaki, które zbierają kasztany, aby potem w szkołach zrobić z nich ludziki.

Ulice wypełnia blask stygnącego już słońca, gdyż ciemność zbliża się nieubłaganie. Pozbawione już letniego szaleństwa kula jakoby z ognia chce schować się za horyzontem. Młode, czternastoletnie dziewczyny podążały właśnie do mieszkania, aby zdążyć schronić się przed rozpoczynającą ulewą. Krople deszczu poczęły z delikatnym hukiem odbijać się o kamienną kostkę brukową.

Wysoka, kasztanowa dziewczyna o oczach niebieskich, niczym bezchmurne niebo starała się pogonić swą kompankę, aby szła szybciej. Była to oczywiście Pa.. stop! Wiem, że każdemu teraz na myśl przyszła nasza kochana Patrycja Dąbrowska, lecz wiecie tylko spełniam wasze gdybanie, więc wracając..

Była to oczywiście Marcelina Kochanowska. Dziewczyna była duszą romantyczki oraz marzycielki. Często zagłębiała się w swych wyobrażeniach. To w jakiś sposób była jej ucieczka od codzienności. Jej kasztanowe, wręcz prawie rude włosy związane były w dwa potocznie zwane francuzy. Ubrana była w czarną ogrodniczkę, która ubrana była na biały, obcisły golf. Na całą stylizację dziewczyna narzuciła płaszczyk.

- Ruda weź się rusz! - krzyknęła kasztanowłosa poganiając przyjaciółkę. - Zaraz będziemy przemoknięte do suchej nitki! Mama mnie zabije, jak będziemy chore!
- Gdybyś miała krótkie nóżki Melka to byś nie była taka harda! - pisnęła czarnowłosa ledwo co dorównując kroku kasztanowłosej.

Pewnie zastanawiacie się czemu ruda nie jest ruda? Otóż odpowiedź jest prosta. Marcelina od swego imienia nazwana została " Marcepanem", bądź " Melą", natomiast Patrycja przez swoją uroczą piegowatą twarz zwana była " Rudą" lub " Pieguską", a wszystko to było zasługą właśnie przeczytania lektury " Kamieni na szaniec". Gdyż jak dobrze wiecie pewien osobnik rónież nosił takie miano.

Niziutka, czarnowłosa dziewczyna o oczach ciemnych, niczym nocne niebo starała się dorównać kroku towarzysce spaceru. Była to oczywiście Ma.. stop! Znowu pewnie każdy z was skojarzył ten opis z Marceliną, lecz tym razem jesteście w błędzie! Ten opis należy do Patrycji Dąbrowskiej!

Niezwykle utalentowanej dziewczyny na wszelakie sposoby. Czarnowłosa lubowała się w występach teatranych, tańcu, śpiewie oraz fotografii. Jej głos przypominał śpiew anioła, a taneczne ruchy były płynne niczym nurt rzeki. W tej główce kłębiło się mnóstwo marzeń, które chciałaby spełnić. Ciemne włosy opadały na jej ramiona, a odziana była w czarne jeansy orazbiała bluzę z kapturem, na którą narzucona była kurtką.

Rudowłosa jako iż była niezdarna często zdarzało jej się zrobić coś przez przypadek. Teraz również tak było weszła w kogoś zamyślając się przez dłuższą chwilę.

- Ojć! - pisnęła zaskoczona.- Bardzo pana..- nie dokończyła spoglądając na blondwłosego chłopaka, w którego weszła.- Znaczy Ciebie przepraszam..
-  Nic się nie stało madame.- odrzekł flirciarskim głosem całując wierzch jej dłoni.
- Oj Melka się rozmarzyłaś! - zachichotała Ruda.- Pewnie o tym Janku z kamieni, jaki on cudowny. - zrobiła minkę rozmarzenia przedrzeźniając swoją przyjaciółkę.
- Milcz, jak do mnie mówisz Ruda.- prychnęłam z trudem, gdyż jej buzie oblał soczysty rumieniec.
- Jakim Janku z kamieni? - zdziwił się młodzieniec.- Mniejsza o to. Chciałbym, a raczej chcielibyśmy wraz z moim przyjaciółmi zapytać, gdzie się obecnie znajdujemy?
- W Krakowie, na ulicy Dąbskiej. - oznajmiła Mela przeszywając młodzieńca wzrokiem, gdyż dałaby sobie głowę urwać, że gdzieś go już widziała.
- W K..Krakowie?- zdziwił się.- Chłopaki jesteśmy w Krakowie! Tu gdzie smok wawelski straszy!
- Czego się drzesz, przecież smoka już nie ma i nigdy nie było.- zaśmiał się niższy piegus.
- Gdzie wasze maniery?! - oznajmił chłopak o delikatnych, kobiecych rysach.- Tadeusz Zawadzki, miło mi.- pocałował dłonie dziewczyn.
- Tak między nami to też Zośka, każdy tak do niego mówi. No zobaczcie jaka dziewczynka by była z niego piękna! - zaśmiał się blondyn.- Jan Bytnar, dla przyjaciół Rudy.- również ucałował dłonie panienek.
- Ah zatkaj się już Rudy! - prychnął najniższy z nich.- Jestem Maciej Aleksy Dawidowski, lecz każdy zwie mnie Alek. - wykonał taki sam gest, jak jego poprzednicy.

Dziewczyny wręcz oniemiały, gdy nazwiska te usłyszały. Przez ich głowy przeleciało mnóstwo myśli na sekundę. Czyż to aby nie zbieżność nazwisk? Czy też może to po prostu sen, a może jawa. Może zwykłe wyobrażenie, jednakże stało przed nimi trzech przemoczonych już od kropli deszczu  młodzieńców, którzy zachowywali się dość inaczej niż chłopcy z XXI wieku. Byli szarmanccy, niczym młodzi dżentelmeni. Rozglądali się również płochliwie widząc nową architekturę miasta, lub jeżdżące nowoczesne środki transportu.

- Miło nam was poznać.- odrzekła po chwili Patrycja.- Może wejdźmy na klatkę schodową, bo zmokniemy już do suchej nitki.

Czarnowłosa chwyciła pod łokieć swoją rozmarzoną przyjaciółkę i zaprowadziła całą grupę do bloku, w którym mieszkała Marcelina. Wszyscy jak jeden mąż weszli na klatkę schodową.

- A wy piękne panie? Jak się zwiecie?- zapytał Tadeusz przeczesując swoje mokre włosy.
-  Marcelina Kochanowska, lecz mówią do mnie Mela albo Marcepan.- odparła nieśmiało kasztanowłosa przyglądając się Jankowi kątem oka.
-  Patrycja Dąbrowska, a nazywają mnie Rudą lub Pieguską, Marchewka też czasem się zdarza.- odrzekła chichocząc.
-  Ty powinnaś być taką kózką! - zaśmiał się Aleksy czochrając czarne pukle Patrycji.
-  No hej zostaw cwaniaku! - pisnęła chichocząc. Ktoś tu chyba zauroczył się w naszym Aleksym.
-  Koniec tych czułości.- powiedział stanowczo Zośka.- Dziewczyny to, co powiemy będzie dla was trochę.. zaskakujące. Pewnie będziecie mieć nas za debili, ale.. my jesteś z Warszawy i..i w ogóle w Krakowie nie ma szopów?
-  Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Szkopów w Polsce nie ma już z kilkadziesiąt lat. - odrzekła Marcelina.- Tu jest Polska kochani.
-  P..Polska? To my wrócimy na mapy świata? - zdziwił się Janek marszcząc nosek. - Który mamy rok?
-  Owszem wrócimy, lecz w pełni wolni staniemy się dopiero w '89 roku. Gdy pokonamy komunizm.- odparła Patrycja, gdyż jej kompanka zdawała się być nieobecna. - Mamy rok dwa tysiące dziewiętnasty.*

Chłopcy stanęli, jak wryci. Usłyszeli coś niesamowitego. Ich ukochana Ojczyzna, o którą tak walczyli, byli gotowi oddać za nią życie, a właściwe to zrobili, lecz o tym nie wiedzą jest w pełni wolna. Jednak nie znali całej historii do końca.

- To wszystko jest chyba jakiś sen. Zaraz tymi drzwiami wejdą szkopy i coś nam zrobią.- powiedział Janek niedowierzając.
- Nie wejdą, bo ich tutaj nie ma.- odparła pewnie Mela.- Słuchajcie panowie wszystko wam opowiemy, lecz nie teraz. Strasznie pada deszcz, a nie możecie zostać u mnie na noc. Moi rodzice i bracia będą was dosłownie przesłuchiwać, co wy tutaj robicie i kim jesteście i w ogóle będzie wywiad. Ale możecie nocować na zapleczu u mojego kuzyna Kuby, jest zegarmistrzem i właściwie siedzi i cały czas naprawia te zegary w nich dłubiąc. Na noc wraca do mieszkania, więc to idealna kryjówka. Pójdę tylko do domu po parasole.
- Mela nam wyszła ze stanu rozmarzenia to myśli całkiem racjonalnie. - zaśmiała się Patrycja, a kasztanowłosa wystawiła jej tylko język wchodząc po schodach.

🌟

- Jestem!- krzyknęła Marcelina wchodząc do mieszkania.- Ale za chwilkę wychodzę, bo zanim wrócimy z Pati to musimy pojechać do Kuby.
- Słyszę myszko, słyszę.- zaśmiała się matula pilnując gotującej się zupy.- Do Kuby? Czegoś potrzebuje?
-  Ym.. ten chciał żebym mu śrubokręt przywiozła! - palnęła na poczekaniu dziewczyna. - Ten płaski.
- No dobrze Marcelciu tylko uważajcie na siebie i weź parasol.- oznajmiła rodzicielka.- A i bym zapomniała! Pozdrów Kubę!
- Ma się rozumieć mamuś! - odparła kasztanowłosa szybko przekraczając się do pokoju braci i podkradając im parę ubrań dla nowych przyjaciół. - Ten śrubokręt to tata trzyma w swojej skrzynce na narzędzia?!
- Tak tak w tej czerwonej!

Dziewczyna wykradła mały plecak ze swojego pokoju oraz książkę "Kamienie na szaniec", po czym dla niepozoru wzięła wspomniany wcześniej śrubokręt. Zabrała dwa parasole i wyszła z mieszkania żegnając się ze swoją rodzicielką. Jej bracia, akurat przybywali poza miejscem zamieszkania, a tata był w tym czasie w pracy, dlatego mogła bez problemu przemycić te rzeczy, bez fali zbędnych pytań.

Nie minęła chwilka, gdy dziewczyna zeszła, a właściwie zbiegła z tobołkami na dół do swoich kompanów. Była lekko zdyszana i rumiana, lecz jak błyskawica pełna energii wpadła na parter bloku mieszkalnego. Na dole przywitały ją ogłosy rozmów, śmiechu oraz czasem pisku, gdyż Aleksy droczył się z Patrycją pociągając ją za ciemne pukle.

- Słuchajcie kochani. Mam wszystko, co potrzeba. Musimy pojechać tramwajem parę przystanków. - odrzekła nieśmiało.- Po drodze wam wszystko opowiemy.
- Zatem ahoj przygodo!- krzyknął Janek, który zabrał Melce tobołek z rzeczami.

Wesoła kompania wyruszyła więc w swoją podróż rozkładając parasole. Podążając na przystanek tramwajowy oddalony o kilkaset metrów dyskutowali zawzięcie o wszystkim, co tylko im ślina na język przyniosła. Dziewczyny zaczęły tłumaczyć chłopakom, że są uważani za bohaterów w ówczesnym świecie. Wśród młodzieży są swego rodzaju autorytetami, który każdy chciałby naśladować. Ich sposób bycia, braterstwo, oddanie, optymizm, humor skradły serce milionom młodych Polaków.

- Tylko jest jeden problem..- odrzekła Marcelina.- Bo w książce to Aleksy był najwyższy i posiadał płową czuprynę, a Rudy był rudawy i najniższy..
- A wy przedstawiając się nam powiedzieliście na odwrót..- dopowiedziała nieśmiało Patrycja.
- Jak na odwrót?! Co wy mówicie?! Macie jakieś te lusterko, czy coś wy kobiety macie przy sobie wszystko! - pisnął przerażony Alek dotykając swojej twarzy.
- Już już spokojnie Aleczku. - zachichotała Mela wyciągając ze swojego tobołka małe lusterko.- Proszę tylko nie zbij.

Chłopak panicznie spojrzał na swoje odbicie w lusterku po czym zamarł podając je Rudemu, który gdy ujrzał siebie również zamarł jakby jakiegoś ducha zobaczył.

- O.. o cholera o cholera o cholera..- krzyknął przerażony Aleksy.- Mam ryj Rudego!
- A ja mam ryj Alka! - pisnął Rudzielec.
- Zatkajcie się zwrócicie na siebie niepotrzebną uwagę.- oznajmił spokojnym głosem Zośka.- Pewnie to przeniesienie miało jakiś skutek uboczny. Nie powiem, że nie dość komiczny.- zaśmiał się.
- Nie pozbieram się z tym do końca życia! Utknąłem w skórze Rudzielca wy to czaicie?! Przecież żadna panienka mnie nie zechce.- złamał się Alek. - I jeszcze jestem kurduplem.
- A ja jestem wieżowcem! I jeszcze moje włosy nie są takie długie i rudziaste i takie w pędzla czesane tylko prawie białe! - pisnął Rudzielec.- Życie jest niesprawiedliwe, a ten to tylko z nas dworuje!
- Dworuje znaczy, że cieśnie beke? - zapytała  nieśmiało czarnowłosa.
- Cieśnie beke? Co to za wyrażenie?- zdziwił się Tadeusz.
- No w dzisiejszych czasach " cisnąć beke" to synonim do " dworować z kogoś", co w wolnym tłumaczeniu znaczy " żartować z kogoś". - wytłumaczyła Marcelina żywo gestykulując.
- Skubana ma słownik w głowie, to się szanuje. - wyszczerzył się Rudzielec.
- Ma się ten wrodzony talent.- rudowłosa zrobiła zarozumiałą minkę rumieniąc się.
- Dobra dość słodzenia moi drodzy wchodzimy do tego tramwaju właśnie jedzie.- wskazała na pędzący tramwaj Patrycja.

Maszyna zatrzymała się z pieskiem kół obok swojego przystanku. Nasi bohaterowie ledwo co zdążyli podbiec, aby trawaj im nie uciekł, jednak ostatecznie cała ferajna zdążyła wskoczyć do środka przed zamknięciem drzwi.

- Uhu huuuuuuuuuu no powiem, że te nowoczesne tramwaje to mi się podobają.- odrzekł podekscytowany Aleksy, który cieszył się jak dziecko widząc coś nowego.- A wam chłopaki?
- Powiem, że robią ogromne wrażenie! - oznajmił Tadeusz rozglądając się po pojeździe.
- Nadal nie wierze w to, co widzę.- odparł Janek, gdy odezwał się głos zapowiadający następny przystanek. - C..co to za głos?! Skąd, gdzie, jak! - pisnął na cały głos Rudzielec.
- Ciii.. spokojnie Jasiu to tylko zapowiedź następnego przystanku.
- O matko, o matko te rzeczy to był sen u nas czegoś takiego nie ma.- odpowiedział.- A te przyciski to do czego? - blondyn zaciekawiony zaczął klikać guziki po kolei, a jednym z nich był " stop".
- Janek nie! - pisnęła Patrycja, lecz było już za późno.

Panowie, którzy akurat sprawdzali bilety stwierdzili, że nasi bohaterowie są huliganami, którym się nudzi. Wy to rozumiecie?! Szok w trampkach! Wywalili ich z tramwaju, przez co musieli iść na piechotę plus zapłacić 50 zł za zatrzymanie tramwaju. Dziewczyny będą musiały zgłosić się do wydziału komunikacji, aby zapłacić karę. Oczywiście z kimś dorosłym.

- Janek debilu przez ciebie nas wyrąbali z tramwaju! - krzyknął rozwścieczony Tadeusz.
- Zośka daj mu spokój, nic się nie stało był po prostu ciekawy, jak to działa.- powiedziała na obronę Rudzielca Marcelina.
- Przez tego kretyna i jego ciekawość musimy iść na piechotę!
- Dajcie żyć chłopaki! Mamy trochę do przejścia musimy dostać się prawie do centrum! - krzyknęła Patrycja uciszając przez to całe towarzystwo.

Wesoła ferajna poszła pieszo do zakładu zegarmistrza Jakuba Dobrzańskiego, kuzyna Marceliny. Szli dalej uliczkami oglądając niesamowite widoki pięknej panoramy miasta. Chłopcy po chwili podziękowali Jankowi, za to co uczynił, gdyż z tramwaju nie zobaczyliby czegoś tak pięknego.

Chyba po drodze minę
Stary znajomy brzeg
Za chwilę mamy spotkać się
_______________________________________
Książka została rozpoczęta w tym właśnie roku, dlatego postanowiłam, że oni wtedy właśnie również się spotkają 🤗🤗🤗🤗
_______________________________________
ᴡɪᴛᴀᴊ ʟᴜᴅᴜ ᴡᴀᴛᴛᴘᴀᴅᴀ!! 😅😅😅🥰🥰🥰

ᴅᴢɪꜱɪᴀᴊ ᴘʀᴢʏʙʏᴡᴀᴍ ᴅᴏ ᴡᴀꜱ ᴢ ᴅᴏᴅᴀᴛᴋᴏᴡʏᴍ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁᴇᴍ ᴢ ᴡᴀꜱᴢᴇɢᴏ ɢᴅʏʙᴀɴɪᴀ, ᴋᴛÓʀʏ ᴅᴢɪᴇᴊᴇ ꜱɪĘ ᴡ ᴛʏᴍ ꜱᴀᴍʏᴍ ᴄᴢᴀꜱɪᴇ, ɢᴅʏ ᴘʀᴏʟᴏɢ ɢŁÓᴡɴᴇɢᴏ ᴏᴘᴏᴡɪᴀᴅᴀɴɪᴀ, ᴊᴇᴅɴᴀᴋŻᴇ ᴢᴀꜱᴢŁʏ ᴘᴇᴡɴᴇ ᴢᴍɪᴀɴʏ 😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅

ᴄʜŁᴏᴘᴄʏ ᴘʀᴢᴇɴɪᴇŚʟɪ ꜱɪĘ ᴅᴏ ᴄᴢᴀꜱÓᴡ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴ I ᴏᴅᴍŁᴏᴅɴɪᴇʟɪ ᴅᴏ ʟᴀᴛ 15 ᴜᴡᴀɢᴀ ᴊᴜŻ ᴛŁᴜᴍᴀᴄᴢĘ, ᴅʟᴀᴄᴢᴇɢᴏ!! ᴏᴛÓŻ ᴛᴏ ᴊᴇꜱᴛ ᴛᴀᴋ ᴊᴀᴋʙʏ ɪɴɴᴀ ʟɪɴɪᴀ ᴄᴢᴀꜱᴏᴡᴀ, ᴘʀᴢᴇᴢ ᴄᴏ ᴊᴀᴋ ᴏɴɪ ꜱɪĘ ᴘʀᴢᴇɴɪᴇŚʟɪ ᴏᴅᴍŁᴏᴅɴɪᴇʟɪ ᴅᴏ ʟᴀᴛ 15, ᴀ ɢᴅʏ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴʏ ꜱɪĘ ᴘʀᴢᴇɴɪᴏꜱŁʏ ᴛᴏ ᴊᴀᴋʙʏ ᴘᴏꜱᴛᴀʀᴢʏŁʏ ꜱɪĘ ᴏ 5 ʟᴀᴛ. ᴍᴀᴍ ɴᴀᴅᴢɪᴇᴊĘ, Żᴇ ᴅᴏʙʀᴢᴇ ᴛᴏ ᴡʏᴛŁᴜᴍᴀᴄᴢʏŁᴀᴍ ɪ ᴍɴɪᴇᴊ ᴡɪĘᴄᴇᴊ ʀᴏᴢᴜᴍɪᴇᴄɪᴇ ᴏ ᴄᴏ ᴍɪ ᴄʜᴏᴅᴢɪ ❤️😅❤️😅❤️😅❤️❤️😅😅❤️😅❤️😅❤️

ᴊᴀᴋ ᴍᴏɢʟɪŚᴄɪᴇ ᴅᴏꜱᴛʀᴢᴇᴄ ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ ᴡ ᴛᴇᴊ ᴏᴘᴏᴡɪᴇŚᴄɪ ᴡʏɢʟĄᴅᴀ ᴊᴀᴋ ᴘᴀᴛʀʏᴄᴊᴀ, ᴀ ᴘᴀᴛʀʏᴄᴊᴀ ᴊᴀᴋ ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴᴀ. ᴛᴀᴋ ꜱᴀᴍᴏ ꜱᴛᴀŁᴏ ꜱɪĘ ᴢ ᴄʜŁᴏᴘᴀᴋᴀᴍɪ ᴀʟᴇᴋ ᴡʏɢʟĄᴅᴀ ᴊᴀᴋ ᴊᴀɴᴇᴋ, ᴀ ᴊᴀɴᴇᴋ ᴊᴀᴋ ᴀʟᴇᴋ 😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅 ᴄʜᴄɪᴀŁᴀᴍ ᴢʀᴏʙɪĆ ᴅʟᴀ ᴡᴀꜱ ᴛᴀᴋɪᴇ ᴢᴅᴊĄᴛᴋᴏ ᴋᴛÓʀᴇ ᴢᴏʙᴀᴄᴢʏᴄɪᴇ ᴏ ᴛᴜ ɴᴀ ᴅᴏʟᴇ

ᴛʏʟᴋᴏ ɴɪᴇ ᴍᴏɢŁᴀᴍ ᴢɴᴀʟᴇŹĆ ᴅᴏʙʀᴇɢᴏ ᴘʀᴏɢʀᴀᴍᴜ Żᴇʙʏ ᴢᴍɪᴇɴɪĆ ɪᴍ ᴋᴏʟᴏʀ ᴡŁᴏꜱÓᴡ 😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅😅

ᴊᴀᴋ ᴍᴏɢʟɪŚᴄɪᴇ ᴅᴏꜱᴛʀᴢᴇᴄ ᴏᴋŁᴀᴅᴋᴀ ɢŁÓᴡɴᴇɢᴏ ᴏᴘᴏᴡɪᴀᴅᴀɴɪᴀ ᴢᴍɪᴇɴɪŁᴀ ꜱɪĘ, ᴀ ᴢᴀᴘʀᴏᴊᴇᴋᴛᴏᴡᴀŁᴀ ᴊĄ ɴᴀᴊᴜᴋᴏᴄʜᴀŃꜱᴢᴀ ɴᴀ Śᴡɪᴇᴄɪᴇ AnonimHypnosis!!! ᴢᴀ ᴄᴏ ᴢ ᴄᴀŁᴇɢᴏ ꜱᴇʀᴅᴜꜱᴢᴋᴀ ᴊᴇᴊ ᴅᴢɪĘᴋᴜᴊĘ!!! ʙᴜᴢɪᴀᴄᴢᴋɪ ɪ ᴛᴜʟᴀꜱᴋɪɪɪ ᴅʟᴀ ᴄɪᴇʙɪᴇ!!! ❤️❤️🤗🤗❤️🤗🤗❤️🤗❤️🤗❤️🤗❤️🤗❤️🤗❤️❤️❤️❤️🤗🤗❤️

ᴄʜᴄɪᴀŁᴀʙʏᴍ ᴡᴀꜱ ʀÓᴡɴɪᴇŻ ᴘʀᴢᴇᴘʀᴏꜱɪĆ ᴢᴀ ᴛᴏ, Żᴇ ᴅᴀᴡɴᴏ ɴɪᴄ ɴɪᴇ ᴡʏꜱᴛᴀᴡɪᴀŁᴀᴍ ᴢ ᴛʀᴢʏ ᴛʏɢᴏᴅɴɪᴇ. ᴡɪᴇᴄɪᴇ ᴊᴀᴋ ᴛᴏ ᴊᴇꜱᴛ ᴡ ᴡᴀᴋᴀᴄᴊᴇ ᴄᴢᴀꜱᴇᴍ ᴛʀᴢᴇʙᴀ ᴘᴏᴍÓᴄ ʀᴏᴅᴢɪᴄᴏᴍ, ᴛᴏ ɢᴅᴢɪᴇŚ ꜱɪĘ ᴡʏᴊᴅᴢɪᴇ, ᴛᴏ ᴄᴏŚ ᴛʀᴢᴇʙᴀ ᴢʀᴏʙɪĆ, ᴀ ᴍɪɴᴜᴛᴋɪ ʟᴇᴄĄ, ᴀʟᴇ ᴘᴏꜱᴛᴀʀᴀᴍ ꜱɪĘ, Żᴇʙʏ ᴘᴏᴊᴀᴡɪŁ ꜱɪĘ ʀÓᴡɴɪᴇŻ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ ᴅᴏ ɢŁÓᴡɴᴇɢᴏ ᴏᴘᴏᴡɪᴀᴅᴀɴɪᴀ, ᴊᴇᴅɴᴀᴋŻᴇ ɴᴡᴍ, ᴄᴢʏ ᴡʏʀᴏʙɪᴇ ꜱɪĘ ᴡ ᴛʏᴍ ᴛʏɢᴏᴅɴɪᴜ 🥺🥺🥺🥺🥺🥺🥺🥺🥺🥺🥺🥺🥺🥺🥺🥺🥺

ᴄÓŻ ᴛᴏ ᴊᴜŻ ᴡꜱᴢʏꜱᴛᴋᴏ ɴᴀ ᴅᴢɪꜱɪᴀᴊ!!! ᴍᴀᴍ ɴᴀᴅᴢɪᴇᴊĘ, Żᴇ ᴜᴅᴀŁᴏ ᴍɪ ꜱɪĘ ᴡᴀꜱ ᴄʜᴏᴄɪᴀŻ ᴛʀᴏꜱᴢᴇᴄᴢᴋĘ ʀᴏᴢŚᴍɪᴇꜱᴢʏĆ, ᴘʀᴢᴇᴢ ᴄᴏ ɴᴀ ᴡᴀꜱᴢᴇᴊ ʙᴜᴢɪ ᴘᴏᴊᴀᴡɪŁ ꜱɪĘ ᴘɪĘᴋɴʏ ᴜŚᴍɪᴇᴄʜ!!! 🤗❤️🤗❤️❤️🤗🤗❤️❤️🤗🤗🤗❤️❤️🤗❤️🤗❤️🤗

ɴɪᴇ ᴢᴀᴘᴏᴍɪɴᴀᴊᴄɪᴇ, Żᴇ ᴋᴀŻᴅʏ ᴢ ᴡᴀꜱ ᴊᴇꜱᴛ ᴄᴜᴅᴏᴡɴʏ ɪ ᴡʏᴊĄᴛᴋᴏᴡʏ!!! ɪ ᴘᴀᴍɪĘᴛᴀᴊᴄɪᴇ, Żᴇ ᴊᴜᴛʀᴏ ᴊᴇꜱᴛ ᴢᴀᴡꜱᴢᴇ ɴᴏᴡᴇ ᴡᴏʟɴᴇ ᴏᴅ ᴡꜱᴢᴇʟᴋɪᴄʜ ᴘʀᴏʙʟᴇᴍÓᴡ ᴏʀᴀᴢ ʙŁĘᴅÓᴡ, ᴊᴀᴋ ᴛᴏ ᴍᴀᴡɪᴀŁᴀ ᴀɴɪᴀ ꜱʜɪʀʟᴇʏ, ᴋᴛÓʀᴀ ᴍɪᴀŁᴀᴍ ᴡᴄᴢᴏʀᴀᴊ ᴏᴋᴀᴢᴊĘ ᴏʙᴇᴊʀᴢᴇĆ ᴢ ᴍᴏᴊĄ ᴍᴀᴍĄ. ᴢ ᴄɪᴇᴋᴀᴡᴏꜱᴛᴋɪ ᴅᴏᴅᴀᴍ ᴡᴀᴍ Żᴇ ᴍɪŁᴏŚĆ ᴀʟᴇᴋꜱᴇɢᴏ ɪ ᴍᴀʀᴄᴇʟɪɴʏ ᴡᴢʀᴏʀᴏᴡᴀɴᴀ ᴊᴇꜱᴛ ᴡŁᴀŚɴɪᴇ ɴᴀ ᴀɴɪ ɪ ɢɪʟʙᴇʀᴄɪᴇ, ɢᴅʏŻ ᴛᴏ ᴀɴɪᴀ ɴɪᴇ ᴄʜᴄɪᴀŁᴀ ᴘʀᴢʏᴢɴᴀĆ ꜱɪĘ, Żᴇ ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀŁᴀ ꜱɪĘ ᴡ ɢɪʟᴜ ᴏᴅʀᴢᴜᴄᴀᴊĄᴄ ᴊᴇɢᴏ ᴢᴀʀĘᴄᴢʏɴʏ. ᴘɪĘᴋɴᴀ ᴍɪŁᴏꜱɴᴀ ʜɪꜱᴛᴏʀɪᴀ!!! ❤️❤️🥺❤️🥺❤️🥺🥺❤️🥺❤️🥺❤️❤️🥺

ᴛᴜʟᴀꜱᴋɪɪɪɪ🤗🤗🤗🥰🥰🥰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro