4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rebecca Paterson patrzyła smutnymi oczami na swojego jedynego syna, który zatracił się w bólu i nienawiści. Ubolewała, że oskarżał o wszystko Holly, ale to Preston był pod wpływem narkotyków, o czym Cain nie wiedział. Nic mu nie powiedzieli o tym, że jego młodszy brat był narkomanem, bo załamałby się jeszcze bardziej. Zresztą, sami aż do tego feralnego dnia nic nie wiedzieli, a jej mąż doznał wstrząsu na wieść o śmierci syna, skutkiem czego był zawał.

Nigdy nie mieli pretensji do Holly o to, co się wydarzyło. Obiecała im, że będzie miała na niego baczenie, ale przecież nie mogła upilnować Prestona, nie była jego niańką. A po wszystkim nie wiedzieli się, co się z nią działo. Widzieli tylko, że brała udział w wypadku. Przyjaźniła się z jej mamą, Gwen Carmichael, ale widać, że nawet przyjaźń miała swoje granice. Szanowała to, dlatego nie wypytywała, dlaczego jej córka nie pojawiła się na przegrzebie ani nie przyjechała do domu, aż do teraz. Podejrzewała, co się mogło stać, ale to nie miała pewności. Jednak i tak, nawet wbrew Cainowi postanowiła spotkać się z Holly. Nie widziała jej ponad pół roku. Wybrała numer do jej domu i czekała, aż ktoś odbierze. Niby mogła do nich pójść, ale nie chciała być natarczywa.

– Tak? – usłyszała cichy głos przyjaciółki.

– Cześć, tutaj Rebecca. Czy mogę porozmawiać z Holly?

– Cóż... nie wiem, czy to jest dobry pomysł.

– Proszę. Chciałabym zobaczyć się przyjaciółką syna – poprosiła. Może od niej dowie się czegoś więcej.

– Poczekaj, zaniosę jej telefon – oświadczyła Gwen i poszła do córki. – Do ciebie, kochanie – podała Holly urządzenie i przystanęła obok.

– Kto to? – zapytała prawie bezgłośnie.

– Porozmawiaj.

– Tak? – Odezwała się Holly, kiedy przejęła telefon od mamy.

– Tutaj Rebecca Paterson, chciałabym się z tobą spotkać.

– Ja... – zawahał się.

– Proszę, umówimy się gdzieś na lunch. Bardzo chciałabym się z tobą zobaczyć i obiecuję, że Cain się o tym nie dowie. Wiem, że między wami jest jakiś zgrzyt, a on... Cóż, on chyba nie do końca jeszcze poradził sobie z tym wszystkim.

– Rozumiem. – I na prawdę rozumiała. – Dobrze, proszę tylko podać miejsce, przyjadę.

– W Cipriani w południe, pasuje ci, kochanie?

– Tak, będę punktualnie, do zobaczenia – pożegnała się i rozłączyła. Znała mamę Prestona dość dobrze. Była kobietą o łagodnym usposobieniu, która kochała swoich synów. Holly widziała w jej oczach tyle miłości do dzieci, zawsze, kiedy na nich patrzyła. A teraz jeden z nich leżał w ziemi. Uczucie bólu znowu ścisnęło ją w środku. Wzięła głęboki oddech, żeby się nie rozpłakać. Tęskniła za nim każdego dnia.

– Na pewno tego chcesz? – zapytała ją mama.

– Tak, chociaż tyle jestem winna. To ze mną wtedy był jej syn i nawet policja nie wie wszystkiego, co się wydarzyło.

– Powiesz jej? – Mama usiadła przy niej. – Wiesz, że nie musisz, to nie była twoja wina. To był wypadek, cholernie nieszczęśliwy wypadek. – Holly nie chciała prostować jej

słów, bo to co mówiła jej mama, nie było do końca prawdą.

– Nie wiem – odpowiedziała szczerze. – Czy to coś zmieni, kiedy dowie się o wszystkim? Nie, więc nie wiem, czy jest sens. Wystarczy, że wie, że był ćpunem. To i tak był dla nich wielki cios. Ale mimo wszystko tęsknie za nim. Był najlepszym przyjacielem jakiego miałam, tylko trochę się pogubił – łzy pociekły jej po policzkach – a ja nie umiała mu pomóc. Naprawdę próbowałam.

– Och, kochanie, nie płacz. – Przytuliła ją.

– Przepraszam. – Pociągnęła nosem. – Chyba powinnam się szykować do tego lunchu – zmieniła temat. – Muszę przeszukać szafę, może znajdę jakąś długą sukienką, bo mam dosyć ciągłego chodzenia w leginsach.

– A jak nic nie znajdziesz, pojedziemy jutro na babskie zakupy, tylko nie dzisiaj.

– Dobrze.

– Więc nie masz nic przeciwko, że Danny cię podrzuci?

– Nie róbcie sobie kłopotu, wezmę taksówkę, mamo.

– Nie, nie. Chcę wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Jeszcze nie kupiliśmy ci nowego samochodu.

– Nic nie szkodzi. Zresztą, nie wiem, czy odważę się usiąść za kółkiem. – Lekko wzruszyła ramionami, bo posiadanie auta nie było dla niej najważniejsze.

– Dasz radę, wierzę w ciebie, córcia. – Mama ucałowała ją w czoło. – Muszę załatwić kilka spraw. Na pewno dasz sobie radę?

– Mamo – upomniała ją.

– Dobrze już dobrze. Kocham cię.

– Ja ciebie też.

Godzinę później czarny mustang, za którego kierownicą siedział Danny, pędził ulicami Miami. Holly obserwowała ludzi, auta, palmy. Wszystko, co oznaczało jej rodzinne miasto, które tak bardzo kochała. Bała się trochę rozmowy z panią Paterson, ale wiedziała, że było to nieuniknione. Gdyby jeszcze tylko Cain tak bardzo jej nienawidził, byłoby znacznie łatwiej. Cicho westchnęła.

– Na pewno jesteś gotowa? – zapytał Danny.

– Nie wiem, braciszku. Nie mogłam jej odmówić. Ta kobieta nic mi przecież nie zrobiła, więc dlaczego mam ją karać za zachowanie Caina? Nie mogę.

– Też racja. Ale ten pajac, jak się nie uspokoi, źle się to dla niego skończy.

– Niech sobie żyje swoim życiem i da mi święty spokój – powiedziała pełna goryczy. Kiedyś między nimi wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Nie było tak skomplikowane.

– Jesteśmy – oświadczył, parkując przed pod restaurację Cipriani.

– Dzięki. – Posłała mu uśmiech.

– Dzwoń, jakby co.

– Mhm.

Odpięła pas, pomachała bratu i wysiadła. Bez oglądania się za siebie, ruszyła do lokalu. Była strasznie zdenerwowana. Do tego stopnia, że spociły się jej dłonie, które wycierała kilka razy w swoją długą szarą sukienkę na krótki rękaw. Mimo że była końcówka września, temperatura oscylowała w granicach dwudziestu pięciu stopni. Wolałaby mieć na sobie coś innego, ale pewne rzeczy powinny być zakryte przed ludzkimi spojrzeniami. Widziała w oczach pielęgniarek i lekarzy litość i współczucie, więcej nie chciała tego oglądać u reszty ludzi.

Weszła do środka i zaczęła się rozglądać.

– W czym mogę pomóc? – zapytała jedna z kelnerek.

– Byłam umówiona na lun... – urwała. – Tam siedzi osoba – wskazała stolik ustawiony w ogródku pod palmami – z którą mam się spotkać.

– Zatem – wskazała ręką – zapraszam.

Holly ruszyła do stolików na zewnątrz. Po tylu miesiącach spędzonych w szpitalu, pragnęła powietrza. Cieszyła się, że mam Prestona wybrała akurat takie miejsce. Szklane drzwi się rozsunęły, a ona nim usiadła, spojrzała na zatokę, na której stały przy kei zacumowane jachty. Ten widok wypełnił ją spokojem. Podeszła do stolika, gdzie siedziała Rebecca.

– Dzień dobry – przywitała się z nią.

– Holly? – Mama Prestona uniosła głowę, spoglądając na nią z niemałym zaskoczeniem. – To ty?

– To ja. – Przejechała dłonią po swoich krótkich kosmykach, na które gapiła się pani Paterson. – Tak, wiem... – odchrząknęła. – Wglądam inaczej w tych włosach.

– Owszem, ale bardzo ładnie. Pasuje ci taka fryzurka. Proszę, usiądź i zamówimy coś. – Posłała jej uśmiech, a Holly zajęła miejsce. – Stęskniłam się za tobą, tak dawno się nie widzieliśmy, praktycznie od... W każdym razem dość długo.

– To prawda, długo – potwierdziła Holly.

Kelner przyniósł zamówione dania, a kiedy zniknął, obie kobiety zabrały się za lunch. Holly czuła się trochę nieswojo w towarzystwie mamy Prestona. Bardzo ją lubiła, a okazywana serdeczność... nie spodziewała się takiego przyjęcia z jej strony po tym, co si wydarzyło.

– Nie robiłam porządków w jego pokoju – odezwała się nagle pani Paterson. – Nie mogłam pozbyć się ani jednej jego rzeczy. No i te jego origami... – Westchnęła. – Tyle tego jest, a ja nie mam sumienia wyrzucić. On je robił dla ciebie.

– Odkąd byłam małą dziewczyną – potwierdziła i coś w środku aż ją zakuło na to wspomnienie. Miłe, ale ociekające żalem. – Nawet na studiach nie zaprzestał – powiedziała jakby bardziej do siebie. – Mimo że chodziliśmy na różne zajęcia, zawsze z rozpoczęciem nowego tygodnia znajdywałam jednego w plecaku. Dbał o mnie na swój własny sposób, chociaż – uniosła głowę, a po chwili ją opuściła na swój talerz – gdzieś się po drodze zagubił – wyszeptała, grzebiąc widelcem w sałatce.

– On cię kochał. – Holly spojrzała na nią zdziwiona. – No, nie w ten sposób jak chłopak dziewczynę, ale jak brat siostrę. – W oczach dziewczyny zalśniły niechciane łzy. – Wydaje mi się, że to też jest powodem złości Caina.

– On obwinia mnie o wszystko. – Zacisnęła palce na widelcu, próbując połknąć łzy. – Czy on wie o Prestonie? Wie o jego nałogu? – zapytała. Bo to, że jej rodzina trzymała język za zębami, nie świadczyło o tym, że nie wiedział.

– Nie, nic nie wie. – Rebecca pokręciła głową. – Nie mieliśmy sumienia mu powiedzieć. Wystarczy, że śmierć brata tak nim wstrząsnęła, a później jeszcze śmierć.

– Bardzo mi przykro z powodu podwójnej straty – szepnęła. – Proszę Cainowi nie mówić, to już i tak nie pomoże, a może go jeszcze bardziej rozzłościć.

– On był taki wściekły, kiedy nie pojawiłaś się na pogrzebie. Do tej pory tego nie rozumiem.

– Nie mogłam. – Holly skrzywiła się na wspomnienie, gdzie przebywała w dniu pogrzebu przyjaciela. On był grzebany, a ona była w śpiączce.

– O mało nie pobił się z twoim bratem. – Holly zamarła na chwilę z uniesionym widelcem w dłoni. – Boże, to był koszmar. – Mama Prestona westchnęła żałośnie.

– Przykro mi, gdybym mogła cofnęłabym czas... – Mama Prestona nie znała prawdy, a ona nie miała sumienia jej tego mówić. To nie miała już sensu. – Gdyby to pomogło, wolałabym umrzeć zamiast niego. – Wstała gwałtownie od stołu. Tego było dla niej za dużo. – Przepraszam, ale muszę iść.

– Holly! – Pani Paterson krzyknęła za nią, ale ona popędziła do wyjścia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro