Pszczółka 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rodzeństwo wyszło z budynku i pokierowało w kierunku zaparkowane samochodu, który stał na parkingu. Danny był wściekły na Caina. Kumple zachował się jak totalny kutas, którym w rzeczywistości się okazał. Nawet jeżeli jego siostra poszła z nim do łóżka, ten fiut nie miał prawa o tym mówić. Był cholernym kretynem, a Carmicheal uważał go za kumpla. Aż do teraz, bo właśnie znajomość z nim przeszła do historii. Nie miał zamiaru tracić więcej czasu na tego pieprzonego frajer.

– I co teraz zrobisz? – Holly zapytała brata, kiedy zapinała pas, siedząc już w aucie.

– Poszukam innej pracy – wyszczerzył się, a po miuncie ruszył z parkingu. – Ba, nawet wiem, gdzie ją znaleźć.

– Szybki jesteś. – Zaśmiała się, ale od razu spoważniała. – Przepraszam, gdybym nie wróciła, wszystko byłoby po staremu.

– Holly, przestań pieprzyć. On nie miał prawa tak o tobie mówić, nawet jeżeli było coś między wami. To on jest chujem i tyle. Kto normalny wygaduje takie rzeczy?

– Zranienie ludzie?

– Zranieni? A niby czym? On nie potrafi poradzić sobie z gniewem na coś i na kogoś, więc próbuje właśnie w tej sposób zranić ciebie, mnie. Jemu udało się tyle, że właśnie stracił najlepszego kumpla.

– Wiesz, że cię kocham? – Pochyliła się i ucałowała go w policzek.

– Nie ma to jak starszy brat, co?

– A żebyś wiedział. To, dokąd jedziemy?

– Zobaczysz. – Puścił do niej oko, po czym zmienił pas ruchu.

Czterdzieści minut później Danny zajechał przed nieduży biały budynek. Holly rozejrzała się zaciekawiona. Jeszcze nigdy tutaj nie była i nie miała zielonego pojęcia, dokąd zabrał ją przed nią drzwi, przepuszczając przodem. Jak tylko Holly pokonała próg, uderzył w nią dziwny zapach, nie to, że niemiły, ale jakiś taki...

– Nie marszcz nosa, niestety tutaj tak pachnie. Wiesz, morze testosteronu ma taki zapach. – Poruszył zabawnie brwiami, na co się zaśmiała.

– Co to za miejsce? – zapytała.

– Zaraz zobaczysz.

Przeszli korytarzem, po czym Danny pchnął duże zielone drzwi, a jej oczom ukazała się sporej wielkości sala z... ringiem. Do tego kilku facetów uderzało w worki, inny skakali na skakankach, ale jej uwagę przyciągnął ktoś będący na ringu w jednym z narożników. Jego sylwetka zdawała się dziwnie znajoma, chociaż nie wiedziała skąd. Poruszył ramionami i zmienił pozycję. Nawet z tej odległości tatuaże były bardzo dobrze widoczne. Powędrowała wzrokiem do drugiego zawodnika, będąc oszołomiona.

– Ale jak? – zapytała brata, kiwając głową w kierunku kolesia z malunkami na skórze.

– Długa historia, ale to tutaj mam zamiar się zatrudnić, dlatego grzecznie poczekamy, aż skończą. Chodź. – Pociągnął ją w kierunku kilku ławek i gości na matach.

Dla Holly wyglądało to raczej na klub bokserski, a nie siłownię, gdzie do tej pory pracował Danny. Owszem był trenerem personalnym, ale do końca była przekonana o jego wyborze nowej pracy. Chociaż, co ona tam mogła wiedzieć.

Przyglądała się uważnie dwójce mężczyzn, mających sparing. Byli naprawdę dobrzy, ale ona kibicowała tylko jednemu z nich. Uśmiechnęła się, kiedy jednym ciosem powali tego drugiego na matę. Gdyby to była walka naprawdę, to wygrałby przez nokaut. Pomógł wstać swojemu partnerowi, wystawił ręce poza linii, gdzie jeden z chłopaków stojących przy ringu, rozwiązał mu rękawice, pomagając mu je po chwili ściągnął rękawice. Przeszedł między linami i zeskoczył. Była ciekawa, czy ją pozna. W sumie nie zdziwiła się, gdyby nie, bo nie miała już swoich długich włosów.

– A ty, co tutaj robisz, Danny?! – zawołała idąc w ich kierunku Wesley. W sumie był zdziwiony wizytą przyjaciela, ale chyba bardziej tym, że przyprowadził ze sobą jakąś dziewczynę, która nie była Lili. Podszedł do tej dwójki i uśmiechnął się.

– Przyszedłem w odwiedziny.

– Taa, jasne. Wyrzucili cię z roboty, czy jak? I co ty masz na tej swojej paskudnej buźce?

– Nie musieli, sam odszedłem. A to – wskazał na opuchnięty policzek – długa historia i szybki cios. Nie szukasz czasem pracownika? – Wesley zmierzył bruneta dość uważnie i wygiął brew.

– Cholera, pytasz poważnie?

– Jak najbardziej.

– A niech mnie – zaśmiał się Wesley – jasne, stary. Jeszcze jedna para rąk się przyda. Witamy na pokładzie. Ale jestem niegrzeczny. Z kim to do mnie przyszedłeś? Coś ty za jedna, słonko?

Holly się zaśmiała na nazwanie ją słonkiem. Nie poznał jej. Fakt, trochę zmieniła się od ich ostatniego spotkania, które było kilka lat temu, jakby w innym życiu. Chyb jej włosy zmieniły ją do niepoznania, chociaż kiedy widziała Wesleya, była gówniarą. Wstała z ławki i spojrzała mężczyźnie prosto w oczy, czekając na jakieś objawienie. W końcu dostrzegła ten błysk, a jego usta wygięły się w szerokim uśmiechu.

– O kurwa, mój malutki dzbanuszek miodku. – Zaśmiał się, porywając dziewczynę w ramiona i okręcając się z nią dookoła. – Holly, to naprawdę ty?

– Jesteś spocony, koleś – próbowała udawać zniesmaczoną.

– Wiesz – przybliżył usta do jej ucha, wciąż ją trzymając – możemy spocić się razem, maleńka.

– Nic się nie zmieniłeś. – Zaśmiała się. – Tęskniłam.

– A ty – Postawił ją i odsunął się – wydoroślałaś i jesteś jakaś inna.

– To znaczy jaka? – cmoknęła, spodziewając się powiedzenia głupoty z jego strony.

– No nie wiem, hm,m... Bardziej kobieca.

– może dlatego, że kiedy mnie ostatni raz widziałeś, byłam nieopierzonym podlotkiem?

– Ha, może być. – Puścił od niej oko. – Mamy do porozmawiania. Ale teraz pozwólcie, że wezmę szybki prysznic, a później omówimy twoją pracę, Danny.

– W takim razie czekamy.

– Idźcie do mojego biura. – Wskazał im miejsce, po czym udał się do szatni, gdzie mieściły się prysznice.

Holly uśmiechała się pod nosem, co od razu zauważył jej Danny, który się cieszył, że poprawił siostrze humor. Wiedział, że Wesley będzie jak balsam na jej zbolałą duszę. Posadził ją w fotel przyjaciela za biurkiem i wyszczerzył się.

– Pasuje ci to miejsce.

– Że niby jako szefowej? – Uniosła kąciki ust w małym uśmiechu.

– Tak. Może Wesley potrzebuje jeszcze kogoś do pomocy? Moglibyśmy pracować tutaj wspólnie, co ty na to?

– Nie myślałam o tym. Wiesz, chciałam po przerwie zimowej wrócić na ostatni semestr i zdać egzaminy.

– To w czym problem?

– W tym, że jeszcze nie wysłałam żadnego podania ani nic takiego. Zresztą... na studiach świat się nie kończy. Może i rzeczywiście praca tutaj byłaby lepszym rozwiązaniem dla

mnie. Ja już i tak nigdy nie wrócę do tego, co było.

– Nie mów tak, siostra.

– Taka prawda. Ten cały gówniany metal we mnie trzyma mnie do kup... – urwała na widok stojącego w drzwiach Wesleya.

– Opowiesz mi wszystko – zwrócił się do Holly, która znała to jego spojrzenie – bo wieczorem zabieram cię na kolację, kochanie. A ty, Danny, możesz zaczynać od teraz?

– Że już?

– No tak. Potrzebuję rąk do pracy. Mam kilku zawodników, którym przyda się twoja pomoc.

– Ale on jest trenerem personalnym, a nie trenerem bokserów – zauważyła Holly.

– Jestem też fizjoterapeutą, mała – przypomniał jej brat.

– To co tutaj jeszcze robisz? – rzucił Wesley.

– Dzięki za pracę, szefie – powiedział Carmichael i ruszył do wyjścia.

– Przyjdź później, podpiszemy umowę. – Danny odwrócił głowę. – Cieszę się, że w końcu zdecydowałeś się na prace u mnie.

– Ja też, więc dzięki. Ale ona – wskazał Holly – to moja młodsza siostra, koleś – ostrzegł go i puścił oko do sis, po czym zostawił ich samych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro