Stare znajomości 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powietrza, potrzebowała więcej powietrza. Coś ciężkiego spoczęło na piersi Holly. To było poczucie winy, które zżerało ją każdego cholernego dnia. Poczucie winy, że go nie uratowała przed nim samym. Rozpaczliwie próbowała się stąd wydostać. Przemierzała chodnik przy ruchliwej ulicy, chcąc się do brata, ale nawet nie mogła po niego zadzwonić, bo zapomniała telefonu. Spojrzała na tak dobrze znany budynek przed sobą i ruszyła w jego kierunku. Nie patrząc na otoczenie weszła na jezdnie...

Cain właśnie zmierzał do siłowni, której był właścicielem. Wjechał w boczną uliczkę niezbyt uczęszczaną, i to z niemałą prędkością, kiedy nie wiadomo skąd, przed jego samochodem wyrosła kobieta. Dał po hamulcach tak gwałtownie, że opony zapiszczały, a pas boleśnie wpił się w jego ramie i rzuciło go do przodu.

– Co, do cholery?! – ryknął, a po chwili wypadł wściekły z zaparkowanego auta. Ruszył za kobietą, której o mało nie przejechał, gdy ona szła, jakby nigdy nic. Dopadł do niej, złapał za ramię. – Jak, do chuja, łazisz?! – Puścił ją. – Życie ci niemiłe?!! – darł się w niebogłosy.

Kiedy tylko padły jego słowa, kobieta się odwróciła. Cain na jej widok poczuł, jakby dostał w twarz. To była pieprzona Carmichael. Wyglądała strasznie blado. Nim zdążył się odezwać, na jego oczach zaczęła się osuwać na ziemię.

– Kurwa – zaklął.

W ostatniej chwili zdążył ją złapać, chroniąc przed upadkiem. Nie myśląc długo, wziął jej bezwładne ciało na ręce. Bez większego problemu, bo była zdecydowanie lekka, przetransportował ją jakieś trzydzieści metrów dalej, do budynku, który należał do niego. Pchnął drzwi nogą, udając się prosto do swojego biura, w którym stała niewielka kanapa. Ułożył na niej nieprzytomną Holly, po czym odsunął się i zaczął wpatrywał w dziewczynę, której z całego serca nienawidził. Nie, to już nie była dziewczyna. To była młoda kobieta, którą rano zmieszał z błotem. Jego palce bezwiednie odgarnęły ciemny, krótki kosmyk z jej czoła, ukazując zaróżowioną bliznę. Zmarszczył brwi na ten widok.

– Coś ty, kurwa, zrobił mojej siostrze?! – Danny wpadł do biura kumpla, drąc się na niego i odpychając Caina od Holly.

– Nic jej nie zrobiłem. To ona weszła na jezdnię i gdyby nie ja, ta pieprzona dziewucha leżałaby tam dalej – warknął zły. – Ale zaraz, co ty tutaj robisz? Tak kochasz u mnie pracować, że nawet w wolne przychodzisz? – zakpił.

– Korzystam z tego wolnego wedle mojego widzimisię. A co do niej, to jakoś ci nie wierzę. – Wstał i spojrzał ma Patersona. – I jeszcze raz ją obrazisz, a dostaniesz w pysk.

– Obrońca się znalazł – prychnął. – Wychodzę i wracam za pięć minut. Lepiej dla was, żeby jej tu nie było, kiedy wrócę.

– Pieprz się Cain – warknął Danny, próbując ocucić siostrę.

– Zrobię to, jak znajdę chętną, chociaż... – Cain postanowił dopiec kumplowi w najgorszy z możliwych sposób. Wiedząc o tym, nie zamierzał trzymać gęby na kłódkę. – Zresztą twoja siostra też nieźle się pieprzy, ma cipkę pierwsza klasa – powiedział. W jednej chwili, kiedy Danny spojrzał na niego, Paterson zdał sobie sprawę, że przeholował.

– Zapierdole cię!!! – ryknął Carmichael, rzucając się z pięściami na Caina. Złapał go za podkoszulek. – Ostrzegałem cię, tyle raz ci mówiłem, że ona nie jest dla ciebie. A teraz, żebyś się od niej odpierdolił. Doigrałeś!! Wpierdolę ci, sukinsynu!!

Byli sobie prawie równi wzrostem oraz muskulaturą i rocznikiem. Obaj mieli po dwadzieścia sześć lat i byli w świetnej formie. Jednak pierwszy cios zadał Carmichael, trafiając Caina prosto w szczękę, aż odrzuciło mu głowę w tył. Następny cios wyprowadził Cain. Trafił w żebra, ale Danny nie był mu dłużny i poczęstował go takim samym ciosem. Szamotali się, aż obaj o mało nie wyłamując drzwi z zawiasów wypadli na korytarz, zwracając uwagę innych. Zadawali sobie celne razy. Ich bójkę przerwało dwóch mężczyzn. Odciągnęłi ich od siebie na bezpieczną odległość i mówiąc do nich, żeby się uspokoili. Ogólnie panowało niezłe zamieszanie.

– Jesteś skurwysynem – warknął Danny, spluwając krwią na posadzkę.

– A twoją siostra dziwką, która mi dała – rzucił Cain, nie panując nad gniewem, który płonął w jego żyłach.Po jego słowach zapadła wokół cisza, a oni dopiero po chwili się zorientowali, że współpracownicy na coś patrzeli.

Holly stała w drzwiach biura Caina. Jej oczy skrzyły się niebezpiecznie. A więc to tak? Paterson uważał dziewczynę za dziwkę, mimo że ona oddała mu swoje dziewictwo? Miał cholerną rację, to miasto było za małe dla ich dwójki.

– Danny, odwieziesz mnie do domu? – zapytała cicho, podchodząc do brata i nie obdarzając Caina nawet spojrzeniem. Nie mieli sobie nic do powiedzenia. Nie po tym jak ją obraził.

– Holly, ja... – zaczął Paterson, ale Danny uniósł rękę.

– Daruj sobie. Nawet się, kurwa, nie odzywaj. Przepuść nas – warknął i zgarnął siostrę do swojego boku. Była blada jak ściana.

– Wychodzimy z tej pierdolonej nory. A ty – zwrócił się do Caina – poszukaj sobie

nowego pracownika. Zwalniam się – oświadczył.

Cain patrzył z mieszaniną uczuć za odchodzącym rodzeństwem. Wiedział, że przesadził i chyba nie było już na świecie nic, co mogłoby polepszyć jego stosunki z tamtą dwójką. Wściekły ruszył do siebie, zatrzaskując z hukiem drzwi, która aż zaskrzypiały. Nie miał ochoty widzieć nikogo.

Wszedł do przylegającego do jego biura łazienki, spojrzał na wiszące i przymocowane do zielonych kafelek lustro i skrzywił się na widok siniaka tworzącego się na jego szczęce. Dotknął opuchniętej dolnej wargi.

– Sss – syknął.

Chwycił ręcznik, zmoczył róg pod kranem z wodą, po czym wytarł krew. Musiał przyznać, że należało mu się. Z niewiadomym mu powodów chciał dojebać kumplowi, co mu wyszło perfekcyjnie, ale nie spodziewał się, że jego słowa usłyszy Holly. Ta dziewczyna wkurwiała go, ale do bycia dziwką było jej daleko. On akurat o tym wiedział, bo właśnie z takim rodzajem kobiet ostatnio sypiał. Chociaż chyba nie był jedynym z braci Paterson, który ją miał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro