Degradacja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Korytarz do biura Madame wypełniał intensywny zapach bzu. Ester była pewna, że gdyby zamknęła oczy, bez problemu wyobraziłaby sobie ogród z oczkiem wodnym i drewnianą ławką otoczoną ozdobnymi roślinami. Teraz jednak kroczyła przez korytarz wyłożony płytkami, ciemnymi i równie lśniącymi, co onyks. Spoglądała na namalowane na białej ścianie filigranowe wzory kwiatów, które wyglądały, jakby wyrosły z ciemnej podłogi niczym z ziemi.

Naprawdę podobał się jej ten wystrój? Czy może celowo skupiała się właśnie na nim, by odciągnąć uwagę od obecnej sytuacji?

Niemal zapomniała o dwóch ochroniarzach za swoimi plecami. Ich kroki były prawie niesłyszalne, ale mimo to, mając za sobą ich ogromne sylwetki, Ester czuła przechodzący po ciele dreszcz. Obecność mężczyzn przypomniała jej, że niezależnie od tego, jak piękny i stylowy byłby korytarz, najpewniej szła teraz na rzeź.

Taryfa ulgowa zakończyła się wczoraj.

Jeden z ochroniarzy stojących przy drzwiach otworzył je, po czym wprowadził Ester z jej niechcianą świtą do gabinetu Madame.

Dziewczyna bywała tutaj już wielokrotnie, ale nigdy w takich okolicznościach.

Nic się nie zmieniło od ostatniej wizyty: począwszy od lśniących mebli z ciemnego drewna, przez rozwarte przeszklone drzwi prowadzące do ogrodu, a skończywszy na właścicielce gabinetu, stojącej przy sztaludze.

Ester jak zawsze zatrzymała się przed mahoniowym biurkiem, nie patrząc w prawą stronę na malującą Madame. Splotła dłonie z tyłu, by wyglądać profesjonalnie, choć przecież w żadnym stopniu nie zmieniało to oczywistego faktu: poniosła porażkę. Wyciszała emocje, skupiając wzrok na nieokreślonym punkcie przed sobą, zanim usłyszała pytanie:

– Jakiego koloru jest niebo, Ester?

Przełknęła ślinę, ale gardło miała zaschnięte do tego stopnia, że w rezultacie niemal się zakrztusiła.

– Niebo ma wiele kolorów.

Szpilki wystukały równy rytm o podłogę, gdy Madame odeszła od sztalugi. Odwiązała fartuch, na którym widniały pomarańczowe, czerwone oraz fioletowe plamy. Najpewniej takich kolorów było dziś niebo Madame.

– Co poszło nie tak? – zapytała, gładząc ołówkową spódnicę.

Ester doskonale znała odpowiedź na to pytanie. Chyba powinna oswajać się z przyznawaniem się do porażek. Jej błędy pociągną za sobą kolejne.

– Wszystko.

Madame mruknęła coś pod nosem i zajęła miejsce przy biurku. Od niechcenia przejrzała jakieś papiery, a później równie niedbale założyła kosmyk kasztanowych włosów za ucho. Jeszcze tydzień temu były one brązowe, choć ich kondycja w żadnym stopniu nie zdradzała, jak często poddawano je farbowaniu. Nawet z pierwszymi zmarszczkami na twarzy Madame swoją urodą bez problemu przebiłaby o dwadzieścia lat młodsze od siebie kobiety. W tym zdecydowanie Ester.

– Wszystko i jeszcze więcej – odparła Madame, sięgając po czerwoną papierośnicę.

Kobieta paliła rzadko, więc nie było wątpliwości, że Ester swoim przybyciem (choć wcześniej umówionym) wyprowadziła ją z równowagi.

– Inwestuję w ciebie od ośmiu lat, Ester, a sprzątam po twojej porażce pierwszy i ostatni raz – podjęła ponownie, wypuściwszy smugę dymu z ust. – Dałam ci dach nad głową, dostęp do edukacji oraz pozycję mojej protegowanej. – Wyliczała na palcach. – Dlaczego mnie zawiodłaś?

Madame miała rację. Ester nie była nawet godna patrzeć jej w oczy, niczym niewyróżniająca się służka z rezydencji.

Pochyliła głowę i splotła ręce z przodu.

– Proszę o wybaczenie.

– Oczywiście, że prosisz. – Madame przyjrzała się pozostałościom czerwonej szminki, która ozdobiła rurkę papierosa. – Chociaż jeżeli już pominiemy bałagan, który za sobą zostawiłaś, to okazuje się, że jakimś cudem Boria jednak padł od twojego strzału. – W głosie Madame i tak nie było słychać zadowolenia.

Ester nie wiedziała, dlaczego musiała zabić starego trenera łyżwiarstwa figurowego, i zapewne nigdy się nie dowie. Nie po takiej porażce; pewne drzwi właśnie się przed nią zamykały.

– Jak mam to zrekompensować?

Usta Madame rozciągnęły się w łagodnym uśmiechu. Dobrze – uległość i chęć naprawienia popełnionych błędów były obecnie jedyną bronią dziewczyny.

– Nie tylko ty tamtego wieczoru zawaliłaś swoje zadanie. Boria odwiedził moje miasto z dość osobliwym gościem.

Gestem ręki przywołała jednego z ochroniarzy stojących za Ester. Mężczyzna podał kobiecie granatową teczkę, a ta wyciągnęła z niej kartkę.

– Właśnie – mruknęła. – Leonid Zaharov. Przyprowadzisz do mnie tego chłopca. Chcę, żeby dołączył do mojej kolekcji, więc obejdź się z nim delikatnie.

„Towar ma być w stanie nienaruszonym", powiedziałby pierwszy lepszy zleceniodawca zajmujący się handlem ludźmi, ale nie Madame.

– Zrozumiałam.

Może jednak postara się dotrzeć do informacji o Borii. Istniała szansa, że te okażą się kluczowe w taktyce, jaką Ester obrałaby przy następnym zadaniu.

– I jeszcze jedno, Ester.

– Tak?

– Nie jesteś już moją protegowaną. Będziesz walczyć o ten przywilej od początku, dopóki nie uznam, że jesteś odpowiednia.

Ester doceniła, że przez te lata nauczyła się zachowywać pozorny spokój w sytuacjach, w których miała ochotę wrzeszczeć. Odkąd pamiętała, szła po trupach, ale mimo to i tak znalazła się w ślepym zaułku.

– Rozumiem – odparła.

Nie zdziwiła się, kiedy Madame skinęła na mężczyzn, by ci chwycili ją za ramiona.

– W takim razie wiesz, że za każdy błąd od teraz płacisz jak wszyscy inni.

Takie prawo podziemnego światka Osmarun.

Przywileje Ester skończyły się, kiedy jeden z mężczyzn wymierzył pięść w jej żołądek. Cios był pewny, jakby gotowy na zadanie dziewczynie bólu od bardzo dawna. Możliwe, że jej oprawca zaliczał się do osób, które pokonała w drodze do stania się przyszłą prawą ręką Madame.

Drugi cios w to samo miejsce sprawił, że Ester zgięła się wpół. Przygryzła język do krwi, usiłując odciągnąć uwagę od bólu. Nawet teraz poddawano ją testom. Madame najwyraźniej chciała wiedzieć, z jakiej gliny była ulepiona Ester, skoro zgodziła się, by krew ozdobiła podłogę jej gabinetu.

Trzeci cios nie nadszedł, więc najpewniej mężczyźni czekali na reakcję Madame.

Ester wiedziała, że kobieta z pewnością wyda dalsze polecenia. Pozwoliła sobie spojrzeć ukradkiem na jednego z ochroniarzy, na tego zadającego ciosy. Okazało się, że miała rację. Należał do tych, których upokorzyła podczas jednej z prób Madame.

– Dalej – powiedziała kobieta.

Kolejny cios trafił w wątrobę i był jak dotąd najbardziej dotkliwy.

Ester straciła dech, przed oczami pojawiły się mroczki. Wytrzyma. Musi udowodnić Madame, że ta się myliła, że ona dalej była godna jej uwagi. Inaczej nie przetrwa w Osmarun ani nigdzie indziej.

Umiała wchłaniać ból. Starała się utrzymać równowagę, a nie opierać o trzymającego ją ochroniarza. Radziła sobie przez te osiem lat, więc teraz, gdy była starsza, taki incydent powinien stanowić dla niej drobnostkę.

Nie potrafiła oszacować, jak i ile czasu pozostała przytomna, ale ból przenikający jej ciało w każdym miejscu świadczył o tym, że trwało to dość długo.

*

Powieki miała ciężkie, ale suchość w ustach stała się tak uciążliwa, że Ester nie zwlekała z otworzeniem oczu. Nadal znajdowała się w rezydencji, i to w swoim pokoju, choć rzadko przez nią używanym. Skoro łaska Madame się skończyła, być może spała tu ostatni raz. Dobrze, że poza butelką wody i spodenkami do spania nie miała tu niczego więcej.

Odruchowo chciała podnieść się z łóżka, ale powstrzymał ją przeszywający ból na wysokości brzucha. Dopiero teraz zauważyła, że jej ramiona pokrywały fioletowe sińce.

Szlag, ile czasu pozwoliła sobie na sen, skoro obrażenia zaprezentowały się już w pełni na jej ciele?

Sięgnęła po butelkę i wylała jej zawartość na twarz. Choć woda miała letnią temperaturę, to i tak spełniła swoje zadanie. Umysł dziewczyny nie był już zamglony, więc mogła oszacować sytuację, powracając do ostatnich wydarzeń. Właściwie wydarzeń sprzed ośmiu godzin. Zegarek na jej ręku wskazywał dwudziestą pierwszą.

Wszystkie jej mięśnie protestowały, ale w końcu zdołała wstać. Mimowolnie przygryzła język, ale ten bolał po poprzedniej próbie odciągnięcia uwagi od zadawanych ciosów.

Co Ester będzie robić następnym razem w podobnej sytuacji, która z pewnością nadejdzie? Paznokcie też już obgryzła.

Dostrzegła granatową teczkę leżącą na nocnym stoliku. Sięgnęła po przedmiot i sprawdziła jego zawartość, wiedząc już, że jej zadanie się rozpoczęło. Na papierze widniały podstawowe informacje o kolejnej zachciance Madame oraz zdjęcia.

Ester uważnie przyjrzała się fotografiom zrobionym podczas zawodów łyżwiarskich. Na samo wspomnienie o tamtym wydarzeniu jej obolały żołądek dawał o sobie znać ze zdwojoną siłą.

Z informacji wynikało, że Leonid Zaharov miał dziewiętnaście lat.

Zabawne, Ester będzie polować na o rok starszego od siebie łyżwiarza, który przyjechał do Osmarun, pewnie nie mając pojęcia, ile brudów kryje w sobie to miasto.

Na tyle, na ile tylko pozwoliły jej fotografie, otaksowała każdy detal swojego nowego celu: blond włosy, jasne oczy, delikatnie zakrzywiony nos, na którym znajdowały się piegi. Sylwetka Leonida, jak przystało na łyżwiarza, była atletyczna. Chłopakowi zdecydowanie brakowało do napakowanych ochroniarzy, którzy szwendali się po całej rezydencji Madame, ale nie wypadało też nazwać go chudzielcem.

Według informacji chłopak ważył siedemdziesiąt kilogramów przy wzroście metr siedemdziesiąt osiem, więc po ogłuszeniu Ester chyba powinna poradzić sobie z jego ciężarem.

Dobrze, wszystko jeszcze obmyśli. Stawką była jej reputacja, a ta wiązała się z kolei z możliwością w miarę spokojnego życia, bez zamartwiania się na każdym kroku o jego utratę. Przynajmniej z pozoru, ale to i tak stanowiło dużą korzyść.

Jeśli już wkroczyło się do podziemnego świata Osmarun, nigdy się go nie opuszczało. No chyba że z poderżniętym gardłem lub nabojem w głowie.

– Idę po ciebie – powiedziała Ester, po raz ostatni spoglądając na fotografię Leonida Zaharova.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro