Rozdział 3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Scena bitwy morskiej może odrobinę leżeć, gdyż nie ukrywam, że to pierwsza taka moja próba. Mam jednak nadzieję, że nie jest aż tak źle.


Spokojny rejs trwał nadal. Pogoda dopisywała, jakby Dark ją zaczarował. Po tych wszystkich opowieściach, które o nim krążyły, niejeden właśnie by w to uwierzył. Wody Archipelagu były znane z gwałtownych zmian pogodowych, które następowały jedna po drugiej w dość nieprzewidywalnych wariacjach. Żeglowanie w takich warunkach było naprawdę trudne, choć „Inocencia" trafiła na niemal całkowity spokój. Słońce grzało w plecy, a delikatne powiewy wiatru nie chłodziły zbytnio rozgrzanych ciał pracujących marynarzy.

Dark nie odpuścił i dzień po dniu upływały Jackowi na szorowaniu pokładu, gdyż kapitan wciąż nie był zadowolony z efektów jego pracy. Zawsze znalazł jakąś plamkę brudu, którą musiał wytknąć arystokracie z drwiącym uśmiechem na twarzy. Wydawało się, że nie ma to końca przy biegającej w tę i z powrotem załodze. Do tego słyszał niewybredne komentarze także pozostałych piratów dotyczących traktowania jego osoby przez Darka, choć musiał przyznać, że nikt mu nie robił krzywdy, a racje, które dostawał, nie były dużo mniejsze od najniższych stopniem piratów.

W pewnym momencie padł na niego czyjś cień. W pierwszej chwili chciał zignorować pirata, żeby oszczędzić sobie niewybrednych komentarzy, ale wstał z godnością i otarł spocone czoło. Przed nim stał Dark zupełnie niewzruszony panującym upałem i uśmiechający się kpiąco. Jack poczuł niewielką satysfakcję, gdy zauważył, że jest kilka centymetrów wyższy, przez co z tej odległości pirat musi lekko unieść głowę, by spojrzeć mu w oczy.

W ogóle Dark jak na taką legendę był dość wątłej postury: wąskie ramiona, drobne dłonie, chwilami można było odnieść wrażenie, że nosi zbyt duże ubrania, w których po prostu się topi. Także rysy jego twarzy były delikatniejsze, a skóra wyglądała na gładką, choć smaganą od lat słonym, morskim wiatrem. Przypominał raczej laleczkę niż groźnego herszta piratów, o którym krążą legendy.

– Coraz lepiej ci idzie – stwierdził kapitan.

– Dobrze się bawisz? – warknął brunet.

– Całkiem nieźle. Mam dla ciebie radę: ściągnij koszulę. Od razu zrobi ci się chłodniej.

– Wal się.

– Arystokrata nie powinien być tak niegrzeczny. Kto cię kultury uczył? – westchnął Dark.

Jack nie spodziewał się tego, co stało się chwilę później. Kapitan wyciągnął zza paska srebrny sztylet o „wąsach" przy rękojeści i rozciął nim brudną szmatę, która jeszcze kilka dni temu była drogą koszulą z wysokiej klasy jedwabiu. Nie uszkodził przy tym skóry bruneta, po czym zmysłowym ruchem zsunął materiał z jego ramion. Jacka zatkało, a na jego policzki wpełzł lekki rumieniec, gdy złapał się na myśli, że to bardzo erotyczna zaczepka.

Dark otaksował go oceniającym spojrzeniem i uśmiechnął się z zadowoleniem. Zanim Jack zorientował się, co zamierza, kapitan przyciągnął go do siebie i pocałował. Początkowo było to tylko muśnięcie warg, które przeszło w namiętniejszą pieszczotę przerwaną gwałtownym odepchnięciem. Brunet odsunął się na krok z rumieńcami i wyrazem obrzydzenia na twarzy, jakby nie mógł się zdecydować, czy powinno mu się podobać czy nie.

– Tak źle całuję? – zapytał Dark, robiąc minę zruganego psiaka.

– Nie zwykłem być całowany przez mężczyzn – syknął przez zęby jeniec.

Odpowiedział mu rechot załogi, która z ciekawością obserwowała całą sytuację, na chwilę odrywając się od pracy. Brązowowłosy również wyglądał na rozbawionego. Brunet nie bardzo rozumiał, co jest śmiesznego w jego słowach, ale chyba nikt nie zamierzał mu tego wyjaśnić.

– I dobrze – stwierdził kapitan z cynicznym uśmiechem. – Do mnie jednak będziesz musiał się przyzwyczaić, bo mi smakujesz, Jack. Wracać do pracy. Ty też, moja zabaweczko.

– Będziesz wisiał.

– To kwestia sporna.

Dark oblizał się prowokująco, ale chłopak nie zareagował, zaciskając pięści. Gdyby zaatakował, nie wiadomo, co ten drań by wymyślił w ramach kary, a już zdążył upokorzyć go w wystarczający sposób. Tym razem naprawdę przeholował. Szykany, polecenia najgorszej pracy, kpiny rozumiał, ale pocałunek? Za kogo ten człowiek się ma? Parszywy, obleśny, nienormalny drań, któremu się wydaje, że wszystko mu wolno. Zwykły morderca, gwałciciel, złodziej. Jack nie mógł się doczekać aż zobaczy jego ciało dyndające na szubienicy. Zrobi wszystko, aby tak się stało, choćby miała to być ostatnia rzecz w życiu, jaką zrobi.

Niedługo później z bocianiego gniazda usłyszeli informację o zbliżających się dwóch statkach Zjednoczonej Marynarki, które dość szybko pokonywały dzielącą ich odległość. Na „Inocencii" zapanowało poruszenie. Piraci bowiem zdawali sobie sprawę, że prawdopodobnie zostali rozpoznani, a tym razem odwrót był już niemożliwy.

– Mapę! – zażądał Dark.

Przez chwilę studiował podaną płachtę, słuchając relacji pierwszego oficera. W tym czasie piraci nadal wykonywali swoje obowiązki, przygotowując również okręt do starcia gotowi porzucić wszystko na rzecz bitwy. Nikt też nie spoglądał na Jacka, który wpatrywał się w zbliżające się okręty. Wiedział, że to może być dla niego szansa na ucieczkę, którą należało wykorzystać. Wystarczy chwila nieuwagi ze strony Darka i jego załogi.

– Revy, Jack pod pokład i ma tam siedzieć jak mysz pod miotłą. Reszta przygotować się do walki. Ściągniemy ich na płycizny – zakomenderował Dark.

– „Inocencia" jest pełna towaru – zauważył bosman.

– Jak zanurzenie? – kapitan spojrzał na Marie'ego.

– Jesteśmy mniejsi. Damy radę.

– W porządku. Byle nie dać się wziąć w dwa ognie. Do dzieła.

Jack nie miał okazji zobaczyć przygotowań do bitwy, bo Revy wepchnął go pod pokład do kajuty, w której spał, po czym zamknął drzwi na klucz. Był zbyt cennym więźniem, żeby pozwolić mu uciec w zamieszaniu, poza tym z pewnością próbowałby przeszkadzać piratom, a do tego nie mogli dopuścić.

„Inocencia" skierowała się na płytsze wody w pobliżu niewielkich, bezludnych wysepek, które majaczyły się na horyzoncie. Dark zdawał sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest sytuacja, skoro przeciwko sobie mają aż dwa okręty. Te jednak były cięższe i masywniejsze, o większym zanurzeniu niż statek piratów nawet z ładunkiem – to mogło pomóc im zapanować nad przebiegiem walki, którą planował bardzo starannie. Co innego przecież napaść na fregatę handlową, która szybko przestanie się bronić, a co innego regularna bitwa morska z wojskiem. Niepotrzebne ryzyko należało od razu wyeliminować.

Do pierwszego starcia doszło w ciągu kilkunastu kolejnych minut. Okręty Zjednoczonej Marynarki próbowały zasypać „Inocencię" kulami, jednak tylko kilka z nich dotarło niemal do celu, nie wyrządzając przy tym szkód. Mimo to wróg był coraz bliżej, co znacznie ułatwiało mu celowanie. Dark jednak nie zamierzał dać się tak szybko dopaść. Osobiście stanął za sterem i tak manewrował okrętem, aby utrudnić im zadanie. Przez moment wyglądało to tak, jakby przeciwnik zmusił ich do ucieczki, ale to miało swój cel. Gdy tylko wpłynęli na płytsze wody, rozkazy zostały zmienione pod kątem prawie bezpośredniego starcia.

– Chodźcie, psy – syknął pod nosem. – Tu będzie wasz grób.

Uważnie obserwował zachowanie przeciwnika. Tak jak przewidział, ten się rozdzielił, aby wziąć piratów w kleszcze. Nie minęło jednak dużo czasu, gdy jeden z okrętów osiadł na mieliźnie, która pojawiała się w tym obszarze dość przypadkowo i wręcz niezauważalnie. Wystarczył jeden błąd sternika. To rozbawiło załogę Darka. Znali te wody lepiej od Zjednoczonej Marynarki, więc teraz mieli ich na widelcu.

– Kapitanie, „Biała Dama" na sterburcie! – krzyknął Wisielec.

Dark wykrzywił lekko usta, ale nie skomentował tego faktu. Wiedział, że losy Zjednoczonej Marynarki są policzone, skoro do gry wszedł inny statek piratów. Nie mieli szans z tymi diabłami, a teraz połowa sił przeciwnika była w kłopotach. Droga, którą obrała „Biała Dama" jednoznacznie określała, którym okrętem się zajmie. Drugi pozostawał w gestii „Inocencii".

Zniszczenie okrętu, który osiadł na mieliźnie, było proste. Może i tamci walczyli jeszcze, ale ich pole manewru zostało mocno ograniczone. Armaty podziurawiły kadłub, zamieniając go w ser szwajcarski. Abordaż był niepotrzebny, ocalała załoga opuściła pokład, próbując ratować życie, lecz na to nie pozwoliła niby zbłąkana kula ze strony „Białej Damy". Drugi statek również został zniszczony, a jego szczątki właśnie zabierało morze. Było po bitwie.

– Kapitanie, „Biała Dama" daje sygnały na spotkanie – poinformował jeden z marynarzy.

Dark prychnął. Nie miał ochoty na spotkanie z Sharringtonem. Nie przepadał za nim, z czego pirat zdawał sobie doskonale sprawę. Mimo to zawsze korzystał z okazji, żeby popsuć brązowowłosemu humor. Może myślał, że coś na tym ugra, skoro jego statek był tylko o jedno oczko niżej na liście Zjednoczonej Marynarki jako największego zagrożenia.

– Niech mu będzie. Przygotować się do cumowania. I ani słowa o jeńcu – polecił.

„Biała Dama" była niewiele większym okrętem od „Inocencii", ale bardziej zaniedbanym. Galion przedstawiał postać młodej dziewczyny odzianej w białą sukienkę, ta była z prawdziwego materiału, co dawało naprawdę upiorny efekt i potęgowało złą sławę jednostki. Załoga również dawała wiele do życzenia. Wielu z nich brudnych, o ciałach zniszczonych przez walkę i szkorbut, z brakującymi zębami o posępnych twarzach i bez litości w oczach. Żadna ofiara im nie umknie, zabiją każdego niezależnie od wieku, pozycji społecznej i płci.

Załoga „Inocencii" patrzyła podejrzliwie w stronę tamtych. Gotowi byli sięgnąć po broń, gdyby tylko wyczuli niebezpieczeństwo grożące ze strony przypadkowego sojusznika. Zdawali sobie przecież sprawę, że „Biała Dama" może zaatakować również ich, nie mieli żadnego sojuszu, a przy tym obie załogi kierowały się innymi zasadami. Niemal każde ich spotkanie było dość szorstkie i nie wyglądało, aby dzisiejsze miało skończyć się inaczej.

Przez chwilę wyglądało to tak, jakby czekano aż Dark wkroczy na pokład obcej jednostki. Nie zamierzał jednak tak ryzykować. Mogli spróbować wziąć go na zakładnika, choć załoga „Inocencii" była świadoma rozkazu w takim wypadku – zostawić i ratować okręt. Czekał na ruch z tamtej strony. On również był gotowy do walki z tymi krwiożerczymi bestiami.

– Chłodne powitanie całkiem w twoim stylu – na trap wszedł kapitan „Białej Damy".

– Nie ochłonęliśmy jeszcze po bitwie, Sharrington. Czego szukasz tak daleko od domu?

Wysoki, barczysty pirat o ciemnej twarzy z opaską na jednym oku i z fajką w zębach wszedł na pokład „Inocencii" i rozejrzał się po nim. Ciemne, tłuste włosy opadały w strągach na spłowiałą, kiedyś prawdopodobnie niebieską koszulę. Wyszczerzył się, spoglądając na Darka ciskającego w jego stronę gromy z oczu.

– Po co ta oburzona mina? W końcu ci pomogłem.

– Poradzilibyśmy sobie – rzucił chłodno Dark.

– W to nie wątpię. W końcu w twoich żyłach płynie krew kapitana Jeffreya Darka – zakpił. – Pewnie ciężko nieść legendę na tak wątłych ramionach.

– Czego chcesz?

– Słyszałem, że nieźle się obłowiliście ostatnio. Do tego macie bardzo cennego gościa.

Brązowowłosy prychnął. Wiedział, że wieść już się rozeszła, Szramowaty nigdy nie trzymał gęby na kłódkę zbyt długo zwłaszcza po udanych interesach i kilku głębszych. Nic dziwnego, że Sharrington zaczął wietrzyć okazję. Zawsze wiele pragnął ze strony „Inocencii".

– I cóż z tego? Każdy po swojemu zarabia na życie. Ty polujesz na statki Zjednoczonej Marynarki i nikt ci nie robi z tego powodu wyrzutów.

– Robię to dla dobra wszystkich. Odrobina wdzięczności z twojej strony by nie zaszkodziła – ujął w krzywe palce podbródek Darka i uniósł jego głowę do góry, uśmiechając się lubieżnie.

Stojący najbliższej piraci sięgnęli po broń gotowi bronić swego kapitana, lecz ten machnął na ich ręką i odsunął się od jednookiego. Zza jego pleców widział, że załoga „Białej Damy" jest gotowa do ataku. Czekali tylko na rozkaz.

– Uważaj, bo stracisz coś więcej niż oko – syknął.

– Zawsze to samo. Święta „Inocencia" i jej kapitan. Zignoruję tę groźbę i coś ci poradzę. Zjednoczona Marynarka szuka twojego gościa, a niebezpiecznie pływać z łupem zbyt długo. Wyspa Czaszek zawsze jest otwarta dla takich jak my.

Wśród ludzi Darka przeszedł oburzony szept. O Wyspie Czaszek nie mówiło się dobrze nawet wśród piratów. Tam nie sięgało już żadne prawo, nic więc dziwnego, że był to macierzysty port „Białej Damy".

– Nie wrzucaj nas do jednego worka z takimi jak ty.

– Gardzisz mną – stwierdził Sharrington. – Powinienem cię uświadomić, gdzie twoje miejsce, podlotku.

– Wiem, gdzie jest moje miejsce – warknął Dark. – Nie musi mi tego mówić stary, obrzydliwy dziad wietrzący krew i chędożący każdą napotkaną dziewkę. Dostałeś, coś chciał, więc wynoś się i nawet nie próbuj za nami płynąć. Inaczej zatopię tę łajbę, której mianujesz się kapitanem.

– Duże słowa jak na taką małą... – nie do kończył, gdy rapier bosmana znalazł się na jego gardle.

– Ani słowa więcej, kapitanie Sharrington. Proszę opuścić pokład „Inocencii" i odpłynąć tak, jak prosił kapitan Dark.

Przez moment mężczyźni mierzyli się spojrzeniami, w powietrzy czuć było napięcie, które mogło być zaczątkiem walki. Jednooki wyszczerzył się wrednie, ale nie rzucił wyzwania.

– Przyjdzie i na was czas. Jeszcze będziesz błagać, kapitan Dark.

Odwrócił się i wrócił na własny statek, po czym „Biała Dama" odpłynęła. Dopiero wtedy wszyscy odłożyli broń i odetchnęli z ulgą. To mogło skończyć się dla nich naprawdę źle. Bitwa z tamtymi piratami przyniosłaby szkody i śmierć wielu ludziom, a tego brązowowłosy wolał uniknąć.

– Kapitanie? – Marie wyrwał Darka z zamyślenia.

– W porządku – odparł, choć w jego głosie nadal było słychać rozdrażnienie. – Jak zapasy słodkiej wody?

– Została mniej więcej połowa.

– Wykorzystamy, że jesteśmy przy wyspach i uzupełnimy. Każ wystawić warty. Ta harpia może wrócić.

– A Jack?

– Niech zostanie u siebie. Potem któryś zaniesie mu żarcie.

– Kurs?

– Gniazdo Piratów.


Kąpiel była dla niej prawdziwym wybawieniem. Co prawda był to tylko prysznic z morską wodą, ale i tak lepsze to niż nic pośrodku oceanu. Przyzwyczaiła się do takiego życia, choć czasami było ciężko. Kobieta na morzu zawsze ma gorzej, a to pomieszczenie zostało zaadoptowane na łazienkę specjalnie dla niej, gdy dołączyła do załogi. Reszcie nie przeszkadzał brak możliwości kąpieli, zresztą wskakiwali do morza w ubraniach, gdy zapach stał się dokuczliwy, a słońce i wiatr suszyły ich niemal od razu. Na pokładzie i w boju nie musieli wyglądać zbyt porządnie. Nie to co ona.

Myślami była jeszcze przy „Białej Damie". Przerażająca historia galionu tamtego okrętu sprawiała, że nie chciała mieć z Sharringtonem nic wspólnego. Nie miał zasad, robił, co chciał, krzywdził innych przy każdej możliwej okazji. Zresztą podobno sukienka, która wisiała na dziobie jego okrętu, została zdarta z tej dziewczyny, którą tak splugawił. Szczycił się tym, jakby miał być z czego dumny, a w każdym porcie przynajmniej jedna nieuważna dziewka zostawała jego ofiarą. Przerażający typ.

Wiedziała, że gdyby nie jej pozycja, gdyby nie „Inocencia", wyszarpnąłby ją za włosy do własnej kajuty, a nawet zabawiłby się z nią na pokładzie własnego okrętu, potem rzucając ją swej załodze. Jeden nieuważny krok i byłaby w kłopotach. Fakt, za daleko wywędrowali z powodu porwania Jacka, ale to był pech, skoro od razu napatoczyła się „Biała Dama".

Takie chwile przypominały jej, jak wiele ryzykowała. Życie na morzu nie było ani łatwe ani bezpieczne. Mogła wiele stracić. Mimo to był to jej świadomy wybór. Wiedziała, ile będzie musiała poświęcić, ale nie widziała innego życia dla siebie niż to. Nie mogła zawieść ich wszystkich nawet, jeśli czasami stawało się to jeszcze trudniejsze. Była, kim była. Takie jest jej przeznaczenie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro