Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po wylewającym łzy dniu, Mei doszła do siebie u już następnego dnia uśmiechnięta i pełna energii rozkazywała załodze. A ta nie mająca żadnego wybory wykonywali je. Dzień zapowiadał się naprawdę cudownie. Monkey nie mogła się doczekać dopłynięcia na następną wyspę. Wszystko wynikało na to, że w końcu dotrą tam gdzie ciągnęła ją obietnica z bratem. Oczy jej się zaświeciły kiedy widziała już potężne góry Red Line. Cała załoga z kapitanem na czele patrzyła na przybliżające się góry. Były bardzo masywne. Z ich informacji wynikało, że by przepłynąć na Nowy Świat musieli przepłynąć 10 tysięcy metrów pod ocean i dostać się do miasta ryboludzi. Ich łódź podwodna nie wytrzymałaby takiego ciśnienia. Musieli zboczyć z kursu i dostać się na Archipelag Sabaody. Pomimo tego, że jest nazywana archipelagiem, to w rzeczywistości jest ogromnym lasem namorzynowym, który wyrasta ze środka oceanu, a każde drzewo służy jako oddzielna "wyspa", na której mieszkają ludzie. Ponieważ jest to grupa drzew, a nie wyspa, jak pozostałe na Grand Line, to nie posiada pola magnetycznego, które przyciąga log pose. 

Z powodu małej odległości do Red Line, końca pierwszej Grand Line i Nowego Świata, odwiedzany jest przez wielu podróżników, którzy zmierzają do Nowego Świata. Mentalność tutejszych ludzi kontrastuje z unikatowym środowiskiem. Jest to ogromne centrum biznesowe, w którym światowa arystokracja wykupuje swoich niewolników. Na nich musieli szczególnie uważać. Nie mogą wejść im w paradę. Dosłownie. Oni za wszystko mogą cię zabić i nie ponieść za to żadnych konsekwencji. znani także jako niebiańskie smoki. Są to ludzie żyjący w świętym mieście Mariejois. Rządzą Globalnym Rządem i korzystając ze swojej pozycji narzucają swoją wolę ludziom położonym niżej od nich. Czasem przechadzają się po Archipelagu, lecz noszą specjalne kule, dzięki którym nie oddychają tym samym powietrzem, co pospólstwo. Wszyscy znajdujący się w pobliżu światowego arystokraty mają obowiązek kłaniać się przed nim, by nie wzbudzić jego gniewu. Nakaz ten dotyczy nawet królowych i królów. Kiedy zrani się taką osobę, to od razy wysyłana jest na ciebie admirał. 

Mimo to załoga miała nadzieje, że ich nie spotkają. Wracając de tego po co mieli udać się na tamtą wyspę to powód był prostu. Musieli pokryć łódź specjalną substancją dzięki, której ich łódź bez problemu mogła popłyną na 10 tysięcy metrów pod powierzchnią morza. Kiedy zacumowali przy najbliższym brzegu z żółtej łodzi wyszło tylko piątka ludzi. Law, Mei, Bepo, Shachi oraz Peunguin. 

-Musimy znaleźć kogoś to nam pokryję naszą puszkę. - Mei westchnęła na stwierdzenia wypadające z ust Shachiego. - A tobie co?

-Skoro tu jesteśmy to nie musimy od razu pokrywać statku! Chodźmy pozwiedzać! Na pewno mają tu dobre jedzenie! Nie odpuszczę tego. - Nie mówiąc głośno miała nadzieje spotkać brata. Nawet zostanie tu kilka dni by go spotkać prędzej czy później. 

-Pójdziemy zobaczyć aukcje. - Nagle z propozycją wyszedł sam kapitan. 

-Okey! - Wszyscy się zgodzili.

-Zaczyna się za kilka godzin, więc do ustalonej godziny macie wolną rękę. Znajduję się w pierwszej strefie. - Dodał. 

***

Trójca święta od razu gdzieś się ulotniła zostawiając Law i Mei samych. Nic nie mówiąc skierowali się gdzieś przed siebie. Byli teraz w strefie z numerem 45. A między 40, a 49 to była typowa strefa turystyczna wypełniona sklepami o różnorodnym typie. Trafalgar trzymał z tyły na szyi ubrania białowłosej. Ciągle gdzieś się szarpała by tam podejść potrącając przy okazji innych. Jednak to nie o to mu chodziło. Nie chciał by robiła za dużego zamieszania. Na tej wyspie jest jeszcze baza marynarki. Dziewczyna uspokoiła się z nadmuchanymi policzkami i tak szła obok przyjaciela. Niby rozumiała sytuacje, ale te jedzenie samo ją do siebie ciągnęło. Przecież każdy powinien zrozumieć! Bez jedzenia nie da się funkcjonować. Widząc budkę z watą cukrową już nie mogła wytrzymać. Tym razem ona szarpnęła Law do siebie. Szatyn nawet nie zdążył się obrócić, a ona już wciągała piątą watę. 

-Masz. -  Nawet dała mu jedną! Powieka mu drgnęła na jej zachowanie. Odetchnął głęboko i zatopił w końcu wargi w cukrze. 

I tak mijały im następne godziny. W końcu Law rozluźnił się, mniej zwracając uwagę na otoczenia. Skorzystał w końcu z tego, że mógł robić tu cokolwiek. Nigdy tego głośno nie powie ale dobrze się bawił z Mei. Nie odmawiał jej na następne atrakcje. W końcu musiała wyszaleć przed Nowym Światem, który będzie jeszcze niebezpieczniejszy. Są tam jeszcze groźniejsi piraci. W tym czterej imperatorzy... 

Wracając do sytuacji, nawet poszli do parku Sabaody trafiając na największą atrakcję, którą był młyn diabelski. Dużo rzeczy było tam stworzone z baniek, nawet pojazdy z których nie śmieli nie skorzystać. 

-Za niedługo zaczyna się aukcja. - Mruknął patrząc na wielki zegar wiszący na jakimś słupie. 

-To idź Law, a ja jeszcze polecę po coś do jedzenia! - Nie czekając na odpowiedź pobiegła przed siebie. I tak by jej nie zatrzymał więc tylko odwrócił się i poszedł w kierunku strefy z numerem jeden. 

Monkey D. Mei pognała i tak w bliską drogę do domu aukcyjnego, ponieważ był on z numerem jeden, a ona kierowała się do baru z numerem 13. Słyszała jak ktoś tam mówił, że mają tam najlepsze kulki ryżowe! Było do jedno z ulubionych dań Law. Chciała mu zrobić niespodziankę i je dla niego kupić. Tak więc po kilkunasty minutach biegu była już w strefie 13. Ujrzała wysoką górkę, a na jej szczycie mieścił się niewielki bar wykonany z drewna. Nad drzwiami była wielka tabliczka potwierdzająca je status. Wbiegła do środka z dużym uśmiechem. O dziwo nikogo tam nie było oprócz czarnowłosej kobiety za barem. 

-Dobry.

-Witam. - Uśmiechnęła się i wypuściła dym z papierosa. - Monkey D. Mei, nie mylę się?

-Yyy, skąd pani wie? - Usiadła przed blatem na krzesełku barowym.

-Wie się to i owo, a szczególnie kiedy silny pirat przybywa na tą wyspę. 

-Rozumiem. - Już automatycznie chciała położyć swoją kose na miejsce obok siebie, ale jej tam nie było. - Ano tak. Bepo ją ma. -Zaśmiała się. - Proszę o dużą porcję kilek ryżowych!

-Oczywiście. - Zabrała się do roboty. - Tak swoją drogą, wiesz coś na temat swojej kosy?

-Niewiele. - Mruknęła. - Pani chyba wszystko wie.

-Być może. Ale nie Pani tylko Shakky. Też byłam kiedyś piratem. - Wypuściła następną walę dumu.

-Ooo, naprawdę? - ta spokojnie kiwnęła głową. - Skoro wiesz tak dużo, to może wiesz cokolwiek o kosie Boga śmierci?

-I to całkiem sporo. - Postawiła przed jej twarzą kawę. - Na kosz formy. - Rzuciła szybko. - Co do kosy, to powinnaś wiedzieć, że zbiera duszę. - Stwierdziła. Widząc potwierdzenie mówiła dalej. - Legenda głosiła, że sam pierwotny właściciel tej kosy stąpał po tych morzach i oceanach. To nie jest dosłownie broń samego Boga, ale tak została nazwana ta osoba. Był piratem. Pływał on samotnie po Gran Line. Gdy kogoś napotykał nieważne w jakim wieku była to osoba, kobieta czy mężczyzna czy nawet potwór czy zwierzęta, mordował ich z zimną krwią. Nie bawił się tylko od razu zażynał. Nikt go nie zdołał pokonać, nawet cała marynarka razem wzięta. I tak przez całe życie. W końcu u kresu swojego życia zaszył się na bezludnej wyspie i tam umarł. Nikt nie wiedząc jak jego dusza została wchłonięta do kosy. Tak powstała ta kosa. Bardzo absurdalna historia ale tylko taka jest znana. To właśnie tą kose dzierżysz. Jest tak silna i wytrzymała jak morski kamień - kairoseki (ale nie ma jej działania) i ostrzejszy i silniejszy niż legendarnych 12 mieczy. Nie wiem jak możesz wytrzymać taką mrożącą krew w żyłach aurę. Jest ona okropna. I jak załoga w której się znajdujesz to wytrzymuję. I mogę się domyślać dlaczego ale ta kosa wybiera sama właściciela. Jeżeli ktoś nieproszony ją weźmie lub bez zgody osoby jej dzierżącej to spotka go tragiczna i okrutna śmierć. Dlatego każdy boi się jej dotykać. A skoro ona jest tobie wierna to znaczy, że jest zadowolona z ciebie. Mimo takiej przerażającej broni to jest bardzo lojalna. Będzie z tobą do końca twoich dni. Możesz z niej wyciągnąć o wiele więcej, ale jak to zrobić to już nie było mi dane wiedzieć. Ostatnie co wiem to, że duszę które zbiera można wymienić. Nie wiem na ile jest to prawdą, bo nigdy jeszcze nie spotkano osoby, która była ją w stanie walczyć i żyć. Dodam jeszcze, co do aury to pewnie nawet o tym nie wiedząc ale ją wyciszasz by nikt nie ucierpiał od niej. Nie chcesz by komuś tobie bliskiemu stała się krzywda. Jak widzisz jesteś wyjątkowa. - Zakończyła historię śmiechem i położyła gotowe zamówienie zapakowane przed białowłosą dziewczyną. 

Mei z otwartą buzią patrzyła oniemiała na Shakky. Dowiedziała się aż tyle w jednym momencie.
Wstała gwałtownie kiwając głową na boki by się ogarnąć.

-Dziękuję bardzo! Dzięki dobie tyle się o niej dowiedziałam! Jesteś niesamowita! Jeszcze raz dziękuję!

-Ależ nie ma sprawy kochana. Skoro mogłam pomóc to dlaczego nie miałbym tego robić. Jesteś piratem jak ja kiedyś, do tego polubiłam cię i jak patrzę na twoją maskę aż przypominając mi się lata mojej młodości.

-Maskę. - Spojrzała na przypiętą do boku swoją charakterystyczną białą maskę. 

-To już historia na inny czas, ale jak widzę Shanks wybrał dobrą osobę do przekazania jej dalej. - Wydmuchała w jej stronę biały dym. 








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro