Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wiedziałam, że się spóźnię! - Wybiegając z baru jeszcze raz dziękując za informację Shakky. Kiedy mała wychodzić to tak sobie spojrzała na zegar i prawie ducha wyzionęła. Mimo, że aukcja zaczęła się piętnaście minut temu to wiedziała, że Law ją zabiję. Miała też nadzieje, że jak da mu kulki ryżowe to przebaczy jej te karygodne spóźnienie.

Biegła przez lasy nieświadoma tego co właśnie miało nastąpić. Uważała tylko by kulką nic się nie stało. Swoją porcję w drodze już zjadła i musiała przyznać, że były naprawdę dobre. Co do porcji Law to biegła z nimi w rękach oraz jeszcze miała trochę przypięte do biodra. By przeskoczyć z strefy do strefy to skakała po bańkach, które wszędzie otaczały wyspę. Nie było miejsca gdzie ich nie było i to właśnie to dawało swój klimat, który każdy by pozazdrościł. 

-Jaka ta wysepka ma numer? - Mruknęła pod nosem przechylając głową . - 3! No nie... Jeszcze trochę. Minuty leciały ale przybliżała się do celu. W końcu znalazła się przy drzewie z numerem jeden. Zostało tylko znaleźć dom aukcyjny. 

Zdzwiona jednak zatrzymała się. Wyczuła mnóstwo osób biegnących w jej stronę. Szybko rozpłynęła się, a różowe listki położyły się na zimie. Tu obok niej przebiegało mnóstwo żołnierzy marynarki. Nie wiedziała o co chodzi. W teorii aukcja jeszcze trochę powinna trwać... Gdy wszyscy zdołali ją ominąć, złożyła swoje ciało z powrotem.  Tym razem trochę wolniej przemierzał swoją drogę uważając po drodze. Założyła maskę.

Już z oddali mogła zobaczyć samotny wielki dom aukcyjny. Na około niej zebrało się mnóstwo marynarki. Słyszała krzyki i eksplozje. W wnętrzu pół koła była sobie jakaś gromadka na czele z trójką osób. I gdy jako pierwszą osobę zobaczyła Trafalgara... Cóż szybko mówiąc zapomniała gdzie się znalazła i po co. Chciała już odpokutować swoje grzechy i dać mu dobre jedzenie.

-Law! - Wydarła się. Wszystkie oczy zostały skierowane na nią i jakby ucichło. Oniemieli marynarze patrzyli na te absurdalną sytuację. - Chciałam przeprosić za spóźnienie! Ale mam jedzenie dla ciebie! - Uradowana zatrzymała się przy marynarce jak gdyby nic z wyciągniętymi kulkami. Mężczyzna pokręcił tylko głową. Wiedział by nie zostawiać jej samej. Ktoś z piratów zaśmiał się, a marynarka przerażona rozpoznając ją rozstąpiła się. 

-Na co czekacie?! Strzelać!- Ktoś wyżej rangą wydał rozkaz, a w stronę Mei ruszyła fala pocisków. Ruszyła w jedzeniem w rączkach, a kule przechodziło przez jej ciało nic jej nie zadając. - Logia! Nic nie zdziałamy! 

Załoga Sercowych patrzyła na to jak było by to normalne zjawisko w ich załodze. Załoga kapitana Kid miała dziwne miny, a załoga Słomianych Kapeluszy mieli jakby coś podobnego u siebie w załodze ale i tak to był dziwny widok. Niestety skończy się ta cała farsa kiedy ktoś śmiał zestrzelić jedzenie. Nagle stanęła osłupiała. Już chciano ją zaatakować ale poczuli falę okropnej aury, że nie mogli się ruszyć. Białowłosa dziewczyna zacisnęła zła szczękę. Skierowała twarz w osobę która śmiała to wykonać. Był to sam dowodzący tą idiotyczną załogą sprawiedliwości. Przerażony odsunął się.

-Bepo. - Miś drgnął na jej ton głosu. Wyciągnęła do niego rękę. Zrozumiał o co jej chodzi. Szybko zdjął z pleców kosę rzucając ją do prawowitej właścicielki. Metal zawirował w ręce. Górna część szkielet zabłysła w pełnym słońcu odsłaniając wielkie ostrze. Każdy podziwiał niecodzienne ostrze z zapartym tchem w płucach.  Podbiegał do głównego dowodzącego w mgnieniu oka. Mało kto to zobaczył. Znalazła się tuż przed nim. Zamachnęła się a daleko dystansowe cięcie poszybowało w jego stronę. Przyśpieszyła je dodając swoją moc diabelskiego owocu. Trwało to bardzo krótko. Maksymalnie dwie sekundy. Kilkadziesiąt osób z najbliższego otoczenia też oberwało. Wirowali w powietrzy odepchnięci lub krew lała się z ich głębokiej i szerokiej rany. Zrobiła to samo tylko z drugą pozostawioną połową. Już i tak była zła, w wyżywanie swojej złości na marynarce zawsze dobre.

-C-co TO było? - Oniemiała rudowłosa dziewczyna z długonosym chłopakiem odsunęli się gwałtownie chowając się za plecami blondyna o zawirowanych brwiach. 

-Nieźle. - dodał zielonowłosy szermierz.

-Czyli to jest ta Cherry z twojej załogi? - Kid z kamienną twarzą spojrzał na szatyna obok siebie.

-Mei. - Zignorował pytanie osoby obok, tylko zawołał dziewczynę. - Mówiłem ci byś się nie spóźniła.

-Ano, jakoś tak samo wyszło. - Zaśmiała się niezręcznie ściągając maskę. - Ale jeszcze mam to! - Podała mu drugie opakowanie kulek ryżowych. - Ale widzę, że i tak się nie nudziłeś... - Tuż za czerwonowłosym mężczyzną wyłonił się dobrze znana jej osoba. Patrzyli na siebie w ciszy. Wszyscy się im przyglądali. Było między nimi małe podobieństwo... Trochę większe nie licząc włosów. Uśmiechnęli się tak samo szeroko do siebie.

-MEI/LUFFY! - rzucili się na siebie. W końcu dotrzymali danego sobie słowa. Byli silniejsi. Dotarli do połowy. Są tuż przy Ren Line i tak blisko Nowego Świata. Mimo to i tak za sobą tęsknili.  Długo trwała przeprawa przez te morza ale wydawało im się jakby wypłynęli dopiero wczoraj.  Byli tacy szczęśliwi, że mogli w końcu się spotkać. Serca im przyśpieszyły z tej radości.

-Kapitanie kto to jest? - pytanie zadała osoba z załogi. Miał wielkie serca w oczach i dziwacznie się poruszała. W ustach miał odpalonego papierosa.

-To moja siostra, Mei.

-SIOSTRA!? - Załoga zaszokowana spojrzała na dziewczynę. Ta uśmiechnęła się do nich w ten sam sposób jaki uśmiechał się Luffy. - Dobra, coś w tym jest.

-A, więc dołączyłaś do załogi i stałaś się bardzo silna Mei.

-Mhm. - Kiwnęła głową.  - Jestem u tego nudziarza. - Wskazała kciukiem do tyłu na stojącego za nią Law, któremu tylko drgnęła powieka. - Ty też nie próżnowałeś Luffy.

-Kiedy indziej sobie pogadacie. Teraz musimy spieprzać Mei. Admirał tu nadlatuję.

-He? - Spojrzała na Law. - Co, czemu?

-Potem ci wyjaśnię, a teraz biegiem. - Ruszył pierwszy, a z nim reszta załogi i dziwny gigantyczny mężczyzną. 

-Do kiedyś Luffy. - Jeszcze raz przytuliła brata bardzo mocno śmiejąc się zadowolona. 

-Do zobaczenia. - Zaśmiał się i poczochrał jej włosy. 

I tak nowy rozdział zaczął być pisany. Przez to, że Monkey D. Luffy uderzył tenryuubito musieli uciekać z wyspy i to jak najprędzej. Przez jakiś czas nie będzie tu bezpiecznie do puki nie zniknie marynarka jak i piraci. Będą wyłapywani i wsadzani do więzienia. Niestety na drodze stanął im sam shichibukai... Kuma. Nie było trudno zobaczyć, że zachowywał się jakoś inaczej. Mechaniczniej. 

-W końcu go pokonaliśmy. - Mruknęła kucając na wielkim cielskiem czegoś przypominającego Kume. Dźgnęła to kosą przejeżdżając ostrzem w dół. Ukazało im się mnóstwo mechanizmów czy kabelków. - Niezłą broń sobie zrobili. - Spojrzała na stojącego za nią Law i Kid'a, który wcześniej z nim walczył. Jednak kiedy załoga Sercowych przechodziła obok to śmiał ich też zaatakować.  Tak więc go pokonali. Nie można powiedzieć, że nie, ale te zabaweczki były naprawdę silne. Mei zauważyła, że na jego obojczyku był numer PX-4

-Marynarka nie będzie się patyczkować. - Mruknął Law. - I mamy nowe towarzystwo.

Przed nimi pojawił się nowy cyborg. 

-Chcą nas zatrzymać lub wyeliminować do przybycia admirała. 

***

-Na szczęście udało nam się zwiać... - Szóstka osób przybyła na statek. Musimy popłynąć pod wodę i poczekać aż się uspokoi. Muszą jeszcze pokryć naszą łódź. Inaczej ich puszka kiedy popłynie aż tak głęboko w dół to ich ciśnienie zgniecie, dlatego pokrycie łodzi było konieczne. 

-Ne, ne. - Stanęła przed kapitanem. Miała w oczach wielki znak zapytania. - Kto to? - Wskazała palcem na wielkiego faceta z wcześniej. 

-Od dziś jest w naszej załodze. 

-Oooo! Miło mi! - pomachała do niego ręką. - Coraz więcej nas. - parsknęła. -No i będę musiała się wytłumaczyć. - Podrapała się po głowie wchodząc pod pokład wraz z towarzyszami. 

-Szybko! Zanurzamy się na maksymalną głębokość!

-Tak jest! 
 
-A my idziemy sobie porozmawiać.

-Hai, hai.

Będąc w pokoju Law na spokojnie usiedli i zaczęli rozmawiać. Mei opowiedziała wszystko ze szczegółami co jej się przytrafiło po tym jak ona poszła gdzieś indziej. Po rodzę dała mu jedną uratowaną porcję kulek ryżowych. Skinął głową zaczynając je zajadać słuchając co jego prawa ręka ma jeszcze do powiedzenia. Oczywiście nie była by sobą gdyby nie podżerała nie swojego jedzenia. Na twarzy mężczyzny można było zauważyć inne reakcje niż jego zwyczajna kamienna twarz czy w geście wielkiej irytacji. 

-Teraz chyba wiemy o niej prawie wszystko... Kiedyś słyszałem te historię ale myślałem, że to żart i nawet nie wpoiłem sobie tego do głowy. Ta historia jest mniej absurdalna niż to gdzie ty ją znalazłaś. - Mei jeszcze wcześniej wspomniała jak zdobyła ową broń. - Chodź nie dziwie się, że nikt jej nie wziął. Powiedziała ci, że kto ją weźmie to umiera, a ty mając na to wyjebane po prostu ją wzięłaś? - Skinęła głową, a co westchnął. - Jesteś niepoprawna. 

-Wiem.

-O tyle dobrze, że cię zaakceptowała i blokujesz tą dziwną aurę. Będziesz potrafiła ją wyzwolić?

-Nie wiem. Będę musiała spróbować. 

-Tutaj się nie waż. Kiedy indziej to zrobisz.

-Mhmm. - Westchnęła. - Mam chociaż nadzieję, że Luffy'emu nic nie jest. - Mruknął po pod nosem. 

-Jest głupszy od ciebie.

-To było nie miłe! 

-Ale prawdziwe.

-... 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro