Rozdział 71

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy to się stało? Sama już nie wiedziała. Wszystko toczyło się bardzo szybko. Nieprzytomny Luffy. Zoro, który zdołał przeciąć smoczą skórę, a potem jego opadnięcie z sił. Law leżący na ziemie. Kid i Killer zniknęli jej z oczu, chodź wiedziała gdzie byli. Na niższym piętrze gdzie goniła ich Big Mom, która niestety zdołała przeżyć. Prometheus zdołał się wyrwać i poleciał za nią. Kiedy Kaidou skierowała się w jej stronę, była gotowa do ataku. Była gotowa zmienić obronę na atak by obronić brata. Była w stanie oddać swe życie, a jednak ku kolejnej radości, wstał. Spojrzał na nią tym swoim charakterystycznym głupkowatym spojrzeniem po czy skierował je na Kaidou, ale nie było już takie ciepłe jak potrafiło być. Lodowate spojrzenie ugrzęzło na przeciwniku. Kolejne z wielu starć, rozpoczęło się. 

Mei ostrożnie by nie zwrócić na siebie uwagi, udała się do Law. Położyła dłoń na jego plecach. Skierował na nią swoje oczy. W tym czasie Luffy osiągnął coś niesamowitego. Oboje patrzyli oniemiali jego nagłą zamianą i siłą. Haki użyte przez Słomianego było inne niż te o wiele wcześniejsze. Zdołał znokautować Kaidou po czasie siłowania się na haki bez dotykania go! Rozszerzyli swoje oczy jak i usta. Po raz pierwszy widzieli taki przejaw siły. 

-Trafek - Luffy skierował się proso do niego. - Weź Zoro i udajcie się na dół. Obiecuję, że pokonam Kaiodu chodź by nie wiem co! Mei... - Ty ich spojrzenia się skrzyżowały.

-Nii-san - zaraz mu przerwała. Pomogła wstać Law, a ten bez większych sprzeciwów i awantur poszedł do szermierza dając wiarę w jego słowa. Położył jeszcze przed tym rękę na głowię Mei wiedząc jak to się skończy, dlatego okazał wsparcie na swój dogodny sposób. - Wiesz, że nie zostawię cię?

-Wiem  - uśmiechnął się. - Dlatego chciałem zaproponować...

-Zawsze Luffy, zawsze - podeszła do brata obejmując go. - Pokonamy go razem. - Silne ramiona zgarnęły drobniejsze ciało do siebie. Przydał im się moment tylko dla nich. Tak dawno nie czuli tego ciepła. Kiedy ostatnim razem mieli na to czas? Nie pamiętała, ale jedyna co mogła stwierdzić, to że czuła się jak w ramionach Ace'a, który uwielbiał jak wtulała się w jego ramiona. Biła od  niego taka sama siła i dobroć. Korzystała z tego momentu do puki ktoś im nie przerwie. Chłonęła jak gąbka ten moment. Kto wie kiedy nastąpi moment na ponowienie tego gestu? Przyłożyła ucho do piersi brata pod którym spokojnie biło serce. Szybkie uderzenie dały sygnał. Za nim by się w tym zatraciła, chodź jak bardzo chciała to nie był czas na to. Przy tej kojącej chwili, dalej uważnie przypatrywała się wielkiemu smokowi. Kaidou nawet będąc nieprzytomnym, wyglądał jakby planował morderstwo i wybicie całego kraju. 

Westchnęła głośno. Odsunęła się od brata, który obserwował jej mimikę. Stała się nagle zła. Brwi blisko siebie, a przymrużone oczy lustrowały postać kawałek od nich. Przyjął tą samą twarz. Siostra wyczuła jak się wybudza. Miała w tym rację. Sekundę po tym wielkie cielsko poruszyło się. Był w swojej hybrydowej formie. 

-Zbieram go ze sobą, i zostawiam was! - Krzyk Law dotarł do niech. Skinęła do niego głową w podzięce i zaufaniu. 

-Śmiało! - Odparł Luffy szeroko wykrzywiając twarz. Był gotów do kolejnej walki. 

Gdy Kaidou starał się wstać, Law zabrał Zoro oraz Zeusa, który zdołał się uwolnić z kostki. Szukał z krzykiem swojej mamy. Nie było by to zbyt dobrym posunięciem gdyby ją odnalazł. Jednak ta wielka chmura była silna i irytująca. 

-Widzę, że dobrze się bawicie! - Monstrum wypluł zalegającą się w ustach krew, wycierając resztki z zębami na wierzchu. - Im trudniejsza sytuacja, tym szerzej się uśmiechasz, co? 

Z krzykiem rodzeństwo rzuciło się na wroga. Nie tracili czasu. Imperator radził sobie z ich atakami. Z początku był zaskoczony, że Słomiany także potrafi taką moc z siebie wyciągnąć, ale dalej to nic nie znaczyło. Nic nie go pokona. Szóstka czy tym bardziej, teraz dwójka gówniarzy z najgorszego pokolenia! To prawda, zaczynali się poprawiać. Dziewucha potrzebna mu do odczytywania starożytnego pisma, teraz zamiast skumulowanych kwiatów, kompresowała je, dzięki czemu stawały się silniejsze i o wiele wytrzymalsze, Słomiany potrafił lepiej radzić sobie z haki i wydobyć z niego o wiele więcej. Jednak to nic! Nie ważne czego użyją! Ta dwójka była niesamowicie irytująca i wytrzymała! To tyle. Dzięki temu mógł tylko dłużej się zabawić. Jedyna szkoda w tym wszystkim, to chciał zobaczyć tą niesamowitą kosę, która została pochłonięta. Że niby pochłonęła taką moc, a nie potrafiła z niej używać?! Był zawiedziony! Liczył z jej strony na coś bardziej ekscytującego, a tu nic. Wiele słyszał o tej mocy kiedy dotarł do Wano i zniewolił kraj. Wielu uważany za mit, ale osoby w długowiecznych klanach wierzyły w jej istnienie. Z początku myślał, że chcą wierzyć, że takie coś istnieje by ich kiedyś uratować, jednak zdziwił się gdy okazało się to prawdą. Monkey D. Mei. Posiadła tą moc. Ukazała się kilka razu by pokazać swoją siłę. Co jej po tym kiedy świetnie nią walczyła i zdecydowała przed decydującą walką na wchłonięcie jej, by przylecieć bez kosy, bez treningu z nauki władania nią i pokazać praktycznie nic?  Zerknął na swój bok. Każda inna rana już dawno przestawała go obchodzić, nawet tego szermierza co zadał mu na połowę klatki piersiowej, wielką szramę. Już nie krwawiły i nawet nie bolały, to dlaczego ta ciągle dawała o siebie znać skoro nie była aż tak nawet głęboka jak ta zadana katanami? Czuł ją i była niezmiernie irytująca jak ta banda dzieciaków, która potrafiła tylko atakować.  Nie ujmował mocy Logi, nawet takiej słabej. Logia dalej była potężna. Musiał przyznać mimo wszystko co powiedział wcześniej. Jak i Słomiany i Wiśniowa dziewucha robili progres. Odkrywali większe potencjały swoich mocy. Szybciej to zakończy niż doprowadzą do przebudzenia!

Odepchnął ich kolejny wspólny atak. 

Mei wystrzeliła brata do wroga. Naładował swój haki tym co zdołał powalić Kidou. Między jego pięścią, a maczugą smoka wytworzyła się czarna kula. Po zderzeniu tak silnych haki, nic dziwnego, że nawet nie potrafią się dotknąć. Co kolejną sekundę odpychali się, a zamiast nich obrywało otoczenie, trzaskające się na coraz mniejsze części. 

Kaidou odparł Luffy'ego, a ten gładko wylądował przy siostrze. 

-Spróbuj tego! - Krzyknęła Mei z swoją determinacją. Przed dłonią wytworzyła śrubę. Okręcała się na około swojej osi, coraz szybciej i szybciej. Z bananem na ustach, wystrzeliła pocisk wielkości i długości jej ciała. Głośny świst przedarł powietrze. Kaidou wyczuwając coś potężnego w tym ataku od razu odskoczył. Za wolno. Czuł niezadowolony jak atak drasnął mu udo. Spojrzał na zadowoloną twarz gówniarza. Była bardzo zadowolona. Już coraz lepiej wyczuwała jak sprawnie skompresować ataki i wytworzyć z nich coś przydatnego. 

Znowu poczuł to nieprzyjemne uczucie. Domyślił się, że ta ranka też nie da mu spokoju. 

Skoczył do Mei. Szybko rozpłynęła się unikając wielkiej metalowej borni, która z chęcią by ją pogruchotała. Zaraz zjawiła się niedaleko brata. 

-My się wcale dobrze bawimy, Kaidou. Więc chichraj się sam! - Zagrzmiał Słomiany. 

-W takim razie, rozruszam dla was tę imprezę! - Zamachnął się swoją maczugą i cisnął w dwójkę irytujących bachorów. -RAIMEI HAKKEN! - Potężny atak nasączony haki z łatwością kruszył wszystko na około, doprowadzając wszystko do obłędu. -Już wiem jak się czujecie jak przywali się komuś silniejszemu. Niezła frajda. Niczym szczeniak dajesz się pochłonąć próbie pokonania przed sobą wroga! 

Luffy zeskoczył z wielkiego kamienia ułamanego przez atak, a Mei wzniosła się ku górze, tworząc skrzydła. Z szerokim uśmiechem skoczyli do Imperatora. Słomiany rozciągnął swoją rękę pompując swoją pięść i pokrywając ja haki, a Wiśniowa dziewucha wytworzyła nad sobą skrzyżowane ze sobą sierpy. Kaidou ze swoja bronią tylko czekał kiedy zaatakują, a on w odpowiedniej chwili zderzy ich z rzeczywistością i prawdą.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro