Rozdział 16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na zebranie dowódców Corrie szła ze ściśniętym z nerwów żołądkiem. Wciąż nie do końca czuła się na miejscu, do tego miała opór przed założeniem opaski porucznika, która niegdyś należała do Izuru. Nie potrafiła o tym zapomnieć i chyba wszyscy zdawali sobie z tego sprawę.

Otoribashi od rana obserwował swoją zastępczynię kątem oka. Bez myśli o zebraniu była ostatnio nerwowa, sam zresztą nadal martwił się przedłużającym się śledztwem, które w tym momencie nie posunęło się ani o milimetr. Wciąż nie mieli podejrzanych w sprawie, a to mogło się źle skończyć.

Nie mógł też zostawić Corrie w biurze, nie miał do tego żadnego powodu, który nie zwracałby na nich uwagi pozostałych Oddziałów. Nie chciał tego, gdy wciąż nie wiedział, kto zagrażał jego zastępczyni.

Corrie zagryzła nerwowo wargę, gdy przekraczali bramę Pierwszego Oddziału. Nie czuła się tu na miejscu, lecz nie protestowała. To też należało do jej obowiązków. Do tego wciąż miała w głowie echo słów Byakuyi o uciekaniu przed odpowiedzialnością. Jakaś część jej chciała mu udowodnić, że się myli.

– Zdenerwowana? – zapytał cicho Otoribashi.

– Trochę. Wciąż mam sporo wątpliwości – odparła mimo wszystko spokojnie.

– To nic. Nie jesteś tu sama.

Corrie uśmiechnęła się lekko. Zaraz też wymienili powitania z dowódcami, którzy też już dotarli na miejsce. Oczywiście nie obyło się bez czekania na maruderów. Wściekła jak diabli Hinamori nie chciała słuchać tłumaczeń kapitana Hirako, Madarame również musiał pogonić Kenpachiego, żeby się w ogóle zjawił na zebraniu.

– Zdaje się, że jesteśmy w komplecie – zagaił wesoło Wszechkapitan Kyoraku, z sympatią spoglądając na przedstawicieli Trzeciego Oddziału.

Kiedy w końcu udało się wypełnić wszelkie luki w dowództwie, jedynie ta wyrwa przypominała, ile stracili podczas ostatniej wojny. Mogli odbudować miasto, zaleczyć fizyczne rany, lecz ci, co przeżyli, już zawsze będą pamiętać. Przywrócenie porządku miało przynieść spokój, odwrócić zły los. Brzmiało prosto, jednak Kyoraku wiedział, że nic bardziej mylnego. Widział to zresztą w nowej porucznik Trzeciego Oddziału – żywy przykład niepogodzenia się z konsekwencjami wojny.

– Słyszałem doniesienia o jakiś kłopotach w Trzecim Oddziale – dodał, poważniejąc na chwilę.

– Mieliśmy zaprószenie ognia. Zwykła nieuwaga – odparł Otoribashi swobodnym tonem. – Nic godnego uwagi.

Corrie nie poruszyła się, choć była nieco zaskoczona odpowiedzią swojego dowódcy, który ewidentnie chciał ukryć problemy przed resztą kapitanów. Owszem, wiedziała, że powinna przekazać sprawę porwania Shizuki i podpalenia mieszkania Dwójce, skoro podejrzenia padały na shinigami, jednak wydawało się, że Otoribashiemu zależy na odwróceniu od nich uwagi. Wołała jednak na razie nie pytać o powody. To nie był na to właściwy czas.

Przysłuchiwała się zebraniu, utwierdzając się, że w Seireitei panuje spokój. Zresztą od czasu ostatniej wojny shinigami mogli skupić się jedynie na obowiązkach, te zaś stały się nieco łatwiejsze, odkąd nikt nie próbował zmieniać porządku świata. Nie było powodów do niepokoju.

Dzięki temu uwinęli się z tym dość szybko i każdy mógł wrócić do swoich zajęć, z czego większość skwapliwie skorzystała. Corrie zamierzała towarzyszyć Ikkaku i Kenpachiemu do Jedenastki, gdzie pod czujnym okiem Yumichiki zostawiła Shizukę z towarzyszącą jej Ichiką, gdy poczuła lekkie dotknięcie w łokieć.

– Corrien.

Odwróciła się, spoglądając z niepokojem na Akona. Nigdzie w pobliżu nie widziała już Kurotsuchiego, którego obecność na zebraniu skutecznie ignorowała, by nie narobić głupot.

– Co się stało? – zapytała cicho.

– Musimy pogadać.

Zrozumiała już, po co Akon ją zaczepił. Skinęła głową kapitanowi Otoribashiemu, by poszedł bez niej, a sama pozwoliła się odciągnąć na bok porucznikowi Dwunastki. Nie sądziła, że Akon w końcu raczy spełnić daną jej obietnicę, coraz bardziej wierzyła, że będzie musiała znowu go odwiedzić albo radzić sobie sama.

– Więc? – zapytała, gdy była pewna, że nikt niepowołany ich nie słyszy.

– Sprawdziłem kilka rzeczy w obu sprawach. Nie powiem ci, kto za tym stoi, bo ślady reishi są zbyt śladowe, by dało się je z czymkolwiek porównać. Jedyne, czego jestem pewien, to fakt, że masz różnych sprawców. Możliwe, że te sprawy nie są w ogóle połączone ze sobą, jak zakładałaś na początku. Kimkolwiek jednak byli, dobrze wiedzieli, co robią. Bądź ostrożna, Corrien.

Shiroyama była dość zawiedziona, miała nadzieję na dużo więcej informacji, a Akon nie rozwiał żadnej z wątpliwości. Nie sądziła, by kłamał. Nie miał w tym żadnego interesu, a Dwunastka znana była z tego, że nie daje się naciskom z zewnątrz. Mylił się jednak co do sprawców – Corrie wierzyła, że było ich kilku, jednak myśl, że to niepowiązane sprawy, była zbyt abstrakcyjna. Za dużo zbiegów okoliczności, poza tym nie miała przecież aż tak poważnych wrogów, którzy mogliby się dopuścić takich czynów. Do tego wciąż jakiś shinigami wiedział o Shizuce wcześniej, skoro uprowadził ją od Kurenaiów.

Akon zostawił ją z tą wiedzą, nie chcąc, żeby Kurotsuchi zauważył całą sprawę. Stanięcie pomiędzy tą dwójką musiało skończyć się źle, a porucznik Dwunastki wolał przeżyć jeszcze jakiś czas. Do tego wciąż kiepskim pomysłem było ściąganie uwagi Mayuriego na kwestię, o której nikt nie chciał pamiętać. Lepiej niech to pozostanie przesadzoną opowieścią.

Wciąż rozważając te kwestie, Corrie dotarła do Jedenastki. Mogła, co prawda, zostawić Shizukę w Trójce, z pewnością dobrze by się nią tam zaopiekowali, jednak Shiroyama wolała powierzyć córkę przyjaciołom. To też nie było takie proste, większość z nich należała do ścisłego grona dowodzącego, więc poza spotkaniem pozostał jedynie Yumichika będący obecnie Trzecim Oficerem. Ayasegawa nie miał jednak nic przeciwko, nawet jeśli za Shizuką do Jedenastki przyszła Ichika, by spędzić trochę czasu z przyjaciółką.

Młoda Abarai zdążyła już przekonać Ikkaku do pojedynku, w którym porucznik w ogóle się nie starał. Nic dziwnego, nie chciał dziewczynce zrobić krzywdy, więc pilnowanie własnej siły też wymagało sporo uwagi. Ichikę to tylko bardziej motywowało do uzyskania zwycięstwa, uparty charakter odziedziczony po obojgu rodziców nie pozwalał się poddać.

Yumichika i Shizuka obserwowali starcie z werandy skryci w cieniu z herbatą w dłoniach. Ayasegawa pierwszy zauważył przyjaciółkę, uśmiechnął się do niej ciepło, choć dostrzegł jej niepokój. Najwyraźniej sprawy nie szły po ich myśli.

– Złe wieści? – zagaił.

– Raczej ich brak – odparła krótko, nie chcąc pogłębiać tematu przy córce. Shizuka uniosła na nią spojrzenie, po czym zaraz je odwróciła. – Wszystko w porządku, Shizu?

– Widziałam go – powiedziała cicho dziewczynka.

– Kogo?

– Tego mężczyznę, który mnie zabrał z Rukongai.

Corrie zmroziło na te słowa. Kucnęła przed córką, oglądając ją z każdej strony, jednak nie znalazła niczego, co świadczyłoby o kolejnej próbie porwania. Poza tym Yumichika zdawał się być zupełnie nieświadomy, że coś się zdarzyło, a raczej nie zachowywałby się tak, gdyby do czegoś doszło.

– Jest tutaj? To ktoś stąd? – dopytywała Corrie.

Naprawdę wątpiła, żeby sprawca miał być z Jedenastki, której członkowie w większości rozumem nie grzeszyli. Poza tym Shizuka za pierwszym razem mówiła o blondynie, a Shiroyama nie kojarzyła nikogo tutaj z jasnymi włosami.

Shizuka pokręciła głową.

– Nie, był tu tylko chwilę. Wujek z nim rozmawiał.

Corrie automatycznie spojrzała na Yumichikę, który w jednej chwili spoważniał.

– To musiał być ktoś z raportem w takim razie – odparł. – Shizu-chan, mogłaś mi powiedzieć od razu.

– Bałam się – przyznała dziewczynka i zaraz z niepokojem spojrzała na dorosłych. – Źle zrobiłam?

– Nie, bardzo dobrze – odparła bez wahania Corrie. – Yumichika z pewnością by was obronił, ale lepiej, że nie zostałyście z Ichiką wciągnięte w żadną walkę. Zostań z Ikkaku. Zaraz wrócimy.

Odciągnęła Ayasegawę na bok, żeby porozmawiać z nim na osobności. Nie chciała, żeby Shizuka słyszała z tego cokolwiek, już i tak zbyt wiele stresu miała przez tę całą sprawę. Poza tym lepiej, żeby nie widziała matki tak rozzłoszczonej.

– Shizuka powiedziała, że uprowadził ją blondyn w szatach shinigami – oznajmiła półgłosem.

– Nie wspominałaś wcześniej.

– Nie chcieliśmy wywoływać paniki. Yumi, kto to był?

Ayasegawa zastanowił się przez chwilę.

– Nie zwróciłem na to takiej uwagi, dokumenty kazałem zostawić na biurku, ale blondyn był tylko jeden. Zdaje się, że z Szóstki – odparł i pociągnął przyjaciółkę do biura, żeby sprawdzić ten ostatni otrzymany raport. – Tak, to był posłaniec z Szóstego Oddziału.

– Kto?

– Przepraszam, Corrie. Nie znam jego imienia.

Shiroyama nie zapytała o nic więcej. Zacisnęła zęby, żeby nie zacząć krzyczeć ze wściekłości. To nie była wina Yumichiki, zresztą całość brzmiała jak jakiś koszmar. Dlaczego ktoś z Szóstego Oddziału miałby robić coś takiego? Przecież to byli jej ludzie. Nie mogliby...

Uspokoiła się na tyle, na ile była w stanie. Na razie i tak musiała wrócić do Trzeciego Oddziału i zająć się swoimi obowiązkami. Nie mogła pochopnie podejmować decyzji i narażać innych. Nie w tej chwili.

– Shizu, wracamy – oznajmiła córce, gdy do niej wróciła.

Pojedynek pomiędzy Ikkaku a Ichiką już się skończył, jak zwykle porażką dziewczynki, która mimo wszystko nie traciła nastroju.

– Ciociu, a Shizu może pójść ze mną do Szóstki? – zapytała młoda Abarai. – Będziemy pod opieką taty i wuja.

– Nie – odpowiedziała Corrie może trochę zbyt gwałtownie, bo wszyscy spojrzeli na nią nieco zdezorientowani. – Przepraszam, Ichi, ale to zły pomysł. Za to możesz potem wpaść do Trójki, jeśli nie masz innych planów. Może tak być?

Ichika nieco zmarkotniała, ale pokiwała głową.

– Przyjdę potem – obiecała.

Corrie i Shizuka wróciły do Trzeciego Oddziału, gdzie Otoribashi zajmował się już swoją pracą. Spojrzał na nie znad czytanego raportu z niepokojem.

– Wszystko w porządku? – zapytał.

– Potem, kapitanie – obiecała Corrie.

Musiała o tym wszystkim poważnie pomyśleć. Poza tym może to nie był najlepszy pomysł, żeby wciągać w to bardziej Otoribashiego, skoro zamieszany w to był Oddział Szósty. Czy ktoś stamtąd działał sam czy na czyjeś zlecenie? Czy kapitan Kuchiki o tym wiedział? Corrie bała się odpowiedzi na te pytania, a jednak nie potrafiła odpuścić, bo sprawca wciąż mógł czyhać na nią i Shizukę. O siebie się nie martwiła, córce jednak nie pozwoli zrobić krzywdy. Nie tym razem.

Shuuhei wieczorem też zauważył, że coś jest nie tak. Corrie czymś się martwiła, nie chciała jednak budzić niepokoju Shizuki, więc poczekał, aż dziewczynka pójdzie się położyć.

– Coś taka nie w sosie? – zapytał, podając przyjaciółce kubek z herbatą.

Wzruszyła ramionami, nie mając ochoty o tym rozmawiać. Wciąż nie wiedziała, co z tą wiedzą zrobić, a i tak nie miała dowodów, żeby kogokolwiek oskarżyć. To wciąż były głównie poszlaki i teorie, których się obawiała. Nie wiedziała, co się wydarzy, kiedy to wszystko ujrzy światło dzienne.

– Corrie, co się dzieje? – zapytał raz jeszcze, mając nadzieję, że mimo wszystko nie będzie musiał wyciągać odpowiedzi przez resztę wieczoru.

– Shizuka widziała dzisiaj porywacza. To ktoś z Szóstego Oddziału – powiedziała cicho.

Shuuhei przez chwilę nie wiedział, jak zareagować. Przez myśl by mu nie przeszło, że ktoś ze składu Kuchikiego mógłby chcieć Corrie skrzywdzić. Oni ją tam uwielbiali przecież.

– Wiesz kto?

Pokręciła głową.

– Przyniósł do Jedenastki raport ze wspólnej misji, ale Yumichika nie zna jego imienia.

– To czemu tam nie poszliście? Przecież by go rozpoznał.

– Wiem – powiedziała cicho.

– Więc dlaczego?

– A co jeśli kapitan Kuchiki ma z tym coś wspólnego? – szepnęła.

Przez cały dzień zadawała sobie to pytanie. Pracowała z tym człowiekiem od wielu lat, a jednak bardzo słabo go znała. Wiedziała, jakie ma przyzwyczajenia w pracy, jak reaguje na różne rzeczy, a jednak nigdy nie potrafiła zgadnąć, co myśli naprawdę. Zawsze pomiędzy nimi był mur niedostępności dowódcy.

– Wątpliwe – stwierdził Shuuhei, choć niezbyt pewnie. – Jaki miałby w tym cel?

– Nie wiem.

– On wie o twojej przeszłości?

– Nie wiem. Nigdy nie dał mi sygnału, że coś na ten temat wie.

– Musisz iść do Szóstki i wyjaśnić tę sprawę – powiedział twardo. – Znasz tych ludzi. Do niedawna byli twoimi podkomendnymi.

– I jakoś jednemu z nich nie przeszkadzało, żeby porwać mi córkę? – warknęła. – Myślałam, że ich znam, a jeden lub więcej z nich postanowiło porwać Shizukę i spalić mieszkanie Izuru. Pod nosem kapitana Kuchiki albo za jego przyzwoleniem.

Zaraz do niej dotarło, jak niepotrzebnym było wyżywanie się na Shuuheiu. Chciał tylko pomóc, martwił się o nie obie. Dała się ponieść lękowi i powiedziała o kilka słów za dużo w złym tonie.

– Przepraszam – szepnęła. – To chyba dla mnie za dużo.

– Nie gniewam się – odparł i przyciągnął ją do siebie. – Chcesz, żebym tam jutro z tobą poszedł?

– Wolę, żebyś przypilnował Shizuki. Nie wiem, kto za tym stoi i komu mogę zaufać. To wszystko mnie przerasta.

Wtuliła się w niego w poszukiwaniu tej odrobiny bezpieczeństwa, które jej dawał. Wiedziała, że wciąż nie dała mu jednoznacznej odpowiedzi, że przez to wszystko była wobec niego straszliwie niesprawiedliwa, ale potrzebowała tej troski, bezpiecznej przystani, w której mogła skryć się ze wszystkimi wątpliwościami.

Do tej pory podejrzewała Wygnane Rody, że się o nią w końcu upomniały. Że może coś chcieli od Shizuki, choć czy naprawdę ci ludzie upadliby tak nisko, żeby prosić o pomoc shinigamich? Czy może mieli kogoś w ich szeregach? Nie miała na to ani jednego dowodu. Poza tym czy Byakuya Kuchiki naprawdę nie zauważyłby, że ma w Oddziale podwójnego agenta? Czy by go tolerował przez tyle czasu?

Czy sam Kuchiki zyskałby coś na zranieniu swojej byłej już Trzeciej Oficer? Czy upadłby tak nisko, by zlecić porwanie dziecka? Po co? To nie miałoby sensu. Gdyby coś do niej miał, z pewnością już dawno by jej o tym powiedział, a gdyby podejrzewałby ją o zdradę, osobiście by się z nią rozprawił. Tego była pewna. Przynajmniej do tej pory. Naprawdę mogła mu zaufać?

Czemu ktoś z Szóstki miałby na nią dybać? Znała ich lepiej bądź gorzej, nikt jednak nie traktował jej z wrogością. Nikomu też raczej nie zrobiła na tyle dużej krzywdy, by miałby się w ten sposób mścić. Ufali jej. Przeszli razem przez piekło wojen, przez wiele problemów.

Poza tym kto z nich mógłby wiedzieć o Shizuce? W Seireitei nie było ani pół plotki na ten temat, dopóki Corrie nie sprowadziła dziewczynki do siebie. Wątpiła, by Hisagi komuś powiedział, nie należał do osób, które zdradzają cudze sekrety. Przyjaźnili się przez te wszystkie lata. Nie zrobiłby jej takiego świństwa. Zwłaszcza teraz, gdy okazał jej dużo więcej sympatii.

Więc kto stał za tym wszystkim? Wciąż zbyt wiele pytań pozostawało bez odpowiedzi, nie pozwalając Corrie na skupieniu się na innych sprawach. Lęk i wściekłość sprzed lat teraz wracały, budząc ciemność, o której Shiroyama chciała zapomnieć na zawsze. Teraz nie była pewna, czy to się uda.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro