Rozdział 14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To ostatni rozdział, jaki mam przygotowany w całości. Z następnym mam mały problem, więc nie obiecam, że się wyrobię do następnego miesiąca. Ale potem powinno już pójść z górki.


Corrie nigdy nie lubiła wizyt w Dwunastym Oddziale. Tak jak kapitan Kuchiki nie przepadała za ekscentrycznym dowódcą, którego praktyki trudno można było nazwać w jakikolwiek sposób etycznymi. Zresztą większość jego podwładnych nie należała do osób szczególnie empatycznych, a bycie zwykłym szeregowcem wiązało się z większym ryzykiem niż niejedna misja wysokiego poziomu w innych Oddziałach.

Niechęć wobec Kurotsuchiego pogłębiła się po wojnie z Wanderliechami do tego stopnia, że samo wspomnienie naukowca pogarszało jej nastrój, a czasami wręcz doprowadzało do wybuchu. Zresztą powód nie był dla nikogo tajemnicą, choć jedynie kapitan Otoribashi znał wszystkie szczegóły jako świadek ostatniej konfrontacji tej dwójki. I choć sam nie pałał od tamtego dnia sympatią do Mayuriego, powstrzymał Corrien przed niechybnym konfliktem spowodowanym rozpaczą.

Przez ostatnie dziesięć lat Corrie unikała pojawiania się w barakach Dwunastki. Kapitan Kuchiki nie zmuszał jej do tego, wysyłając z dokumentami czy dyspozycjami innych Oficerów, a czasem nawet Renjiego, by nie zaognić sytuacji. Zresztą Kurotsuchi też nieczęsto zaglądał do biura Szóstki, więc zwykle wszyscy zapominali o konflikcie.

Nim przekroczyła bramę Dwunastki, wzięła głęboki oddech, żywiąc nadzieję, że nie spotka znienawidzonego kapitana. To byłby najlepszy scenariusz – rozmówić się z Akonem bez udziału Kurotsuchiego i wrócić do siebie bez psucia sobie krwi. Choćby chciała, nie mogła załatwić tego przez pośredników, więc ta wizyta była nieunikniona. Zresztą nawet gdyby posłała Akonowi prośbę, by przyszedł do niej, to porucznik Dwunastki albo by się jakoś wymigał albo nie mogliby porozmawiać sam na sam, a na tym też Corrie zależało.

Nie uszła daleko, gdy została zaczepiona przez jakiegoś shinigamiego. Chyba należał do jednego z nowych roczników, na pewno też nie zajmował się pracą w Instytucie, sądząc po jego wyglądzie.

– Mogę jakoś pani pomóc? – zapytał lękliwie.

– Przyszłam do Akona. Jest u siebie?

– Zaraz zapytam, czy może pani się z nim zobaczyć.

Corrie westchnęła. Nie wzięła ze sobą opaski porucznika, zresztą czuła opór przed zakładaniem jej, chociaż wiedziała, że tego nie uniknie i choćby na najbliższe zebranie dowódców będzie musiała ją zabrać. Na razie jednak starała się o tym nie myśleć. Przy tym świeżak najwyraźniej nie wiedział, z kim ma do czynienia, co nie dziwiło Shiroyamy. Nie była tu przecież częstym gościem.

– Po prostu mnie do niego zaprowadź – poleciła.

Wiedziała, jak bardzo członkowie Dwunastki nie lubią, jak shinigami z innych Oddziałów kręcą im się po barakach. Zresztą dla wszystkich Oddziałów było to równie irytujące, choć akurat w tym miejscu było też dość niebezpieczne. Rzeczy, nad którymi pracował Instytut Technologii i Rozwoju, objęte zostały tajemnicą do momentu, aż nie zostaną zatwierdzone, poza tym czasami o wypadek nietrudno, a dodatkowe problemy nie były pożądane.

Chłopak jeszcze przez chwilę nie wiedział, co ma robić. Corrie przewróciła oczami i sama ruszyła do gabinetu Akona, nie chcąc spędzać tu więcej czasu niż to konieczne. Jeszcze ktoś wpadłby na pomysł jakiś dodatkowych formalności i przepytywania jej o powód wizyty, a wolała, żeby temat został pomiędzy nią a rogatym porucznikiem.

– Nie wolno... – zaczął shinigami, ale uciszył się pod jej spojrzeniem i tylko towarzyszył jej aż do odpowiednich drzwi.

Zapukała i weszła po otrzymaniu pozwolenia, odsyłając spojrzeniem swojego przewodnika. Akon uniósł spojrzenie znad jakiś notatek, po czym odpalił papierosa.

– Nie powinnaś tu przychodzić – oznajmił niezadowolony. – Jeśli kapitan cię tu zastanie, kto wie, co się może stać.

– Nie zajmę ci dużo czasu w takim razie – odparła.

– Czegokolwiek chcesz, odpowiedź brzmi "nie". Nie zamierzam dać się w nic wciągnąć, Corrien. Nie licz na to.

Shiroyama podeszła do biurka i spojrzała beznamiętnie na Akona.

– Potrzebuję twojej pomocy. Wiem, że kapitan Otoribashi kazał przekazać wam wszystkie próbki z porwania Shizuki i podpalenia mieszkania Izuru. Kurotsuchi pewnie nawet do tego nie zajrzał, bo ma w dupie problemy innych Oddziałów, a ja potrzebuję wyników.

– Nie, Corrien – odpowiedział, zamykając teczkę leżącą przed nim. – Powiedziałem ci, że nie pomogę. Będą z tego problemy.

– Akon, do cholery! – warknęła. – Proszę tylko, żebyś ruszył sprawę.

Porucznik Dwunastki zaciągnął się dymem, chcąc opóźnić konfrontację. Wiedział jednak, że Shiroyama nie odpuści. Za dobrze ją znał, by łudzić się, że przemówi jej do rozsądku, bo ten wyłączał się u niej, gdy tylko ktoś odpowiednio mocno nadeptywał jej na odcisk. Tak było i tym razem.

– Nie powinnaś zajmować się tą sprawą – powiedział spokojnie. – Jesteś zbyt zaangażowana emocjonalnie, a to skończy się kolejną katastrofą. Zapomniałaś już, co wyczyniałaś w czasie ostatniej wojny? Tym razem mogę nie zdążyć pozbyć się dowodów, a nikt nie chce, żebyś trafiła do Dwunastki jako obiekt eksperymentalny.

Corrie skrzywiła się wymownie. Nie chciała pamiętać o tym wszystkim, co się wtedy wydarzyło. To ciemne miejsce w jej duszy bez wspomnień o tamtych dniach przypomniało o sobie w świetle ostatnich zdarzeń. Wtedy obiecała sobie, że nigdy więcej do tego nie dopuści, ale teraz nie była pewna, czy była w stanie dotrzymać tej obietnicy. Nie wiedziała, co zrobi, jeśli Shizuce stanie się krzywda, bo nie zdąży jej obronić. Do tego był jeszcze Shuuhei. Oczywiście była świadoma, że porucznik Dziewiątki nie jest shinigamim od wczoraj, że potrafi o siebie zadbać, ale o Izuru też tak myślała, a wystarczyła chwila, by go straciła. Nie chciała znowu tego przeżywać, a przez Hisagiego budziła się ta głupia myśl o tym, by znów być dla kogoś całym światem.

– Akon.

– Nie. Nie angażuj się w to bardziej. Przekaż sprawę Dwójce, niech oni znajdą osobę, która cię zaatakowała.

– Nie będę siedzieć cicho i czekać – oburzyła się. – Nigdy więcej na to nie pozwolę, ale żeby ruszyć dalej, potrzebuję twojej pomocy.

Nie chciał się zgodzić. Zbyt dobrze pamiętał, do czego Corrie była zdolna w czasie ostatniej wojny, by nie obawiać się o wynik tego starcia. Kimkolwiek była osoba, która próbowała z nią zadrzeć, też nie wiedziała, na co się porywa. Może źle zrobił, zatajając to dziesięć lat temu, ale na myśl o piekle, jakie musiałaby przejść potem, jakoś nie miał serca jej dobijać. Mimo wszystko znali się długo i choć nie można było ich nazwać szczególnie bliskimi przyjaciółmi, to jakiś cień sympatii istniał. Poza tym nawet Akon uważał, że i tak wystarczająco stracili, by jeszcze obarczać Corrien czymś takim.

Shiroyama wpatrywała się w niego uparcie, nie zamierzając odpuścić. To też go nie dziwiło. Od zawsze taka była. Gdy sprawa dotyczyła jej najbliższych albo ludzi, za których czuła się odpowiedzialna, nie odpuszczała. A teraz ktoś porwał jej córkę, a potem próbował ją zastraszyć, podpalając mieszkanie porucznika w Trzecim Oddziale. Nic dziwnego, że chciała dopaść drania osobiście.

Drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka wkroczył Kurotsuchi w towarzystwie nieodłącznej Nemu. Gdy dostrzegł Corrie, w jego spojrzeniu pojawił się gniew i podejrzliwość.

– Co ta kretynka tu robi? – zapytał opryskliwie.

Shiroyama chciała coś odwarknąć, ale Akon był szybszy.

– Mieliśmy jedną sprawę do przedyskutowania, kapitanie. Porucznik Shiroyama właśnie wychodziła – powiedział, po czym spojrzał na Corrie. – Czas na ciebie, Corrien. Dam ci znać za kilka dni.

Shiroyama zacisnęła pięści, ale po spojrzeniu Akona zrozumiała, że ostatecznie spełni jej prośbę. Chyba tylko po to, by pozbyć jej się teraz z gabinetu.

– Dziękuję, Akon. Będę czekać na wiadomość.

– Tak, tak, idź już. Jestem zajęty.

Corrie minęła Kurotsuchiego, nie patrząc na niego. Mimowolnie wróciło do niej wspomnienie tamtego dnia, gdy błagała kapitana Dwunastki o zmianę decyzji i jego suchą, beznamiętną odpowiedź, która roztrzaskała tę odrobinę nadziei narodzoną chwilę wcześniej. Nie potrafiła mu tego wybaczyć.

– Nemuri, odprowadź ją do bramy! – Usłyszała jeszcze za sobą, ale nie odwróciła się ani razu.

Z każdym krokiem bliżej do wyjścia z baraków Dwunastki łatwiej było uciszyć na nowo tę zrodzoną w czasie wojny ciemność, usłuchać rozsądku powtarzającego, że rzucenie się z bronią na tego szaleńca i tak niczego nie zmieni. Wciąż miała kogo chronić, dla kogo żyć – ta myśl była jak zaklęcie, które powstrzymywało autodestrukcję przez ostatnie dziesięć lat. Bała się tylko, jak długo będzie jeszcze potrafiła się tak oszukiwać.

W dość ponurym nastroju wracała do Trójki. Na razie jedyne, co mogła zrobić, to zająć się swoimi nowymi obowiązkami, poza tym później była umówiona z Rangiku i Rukią, więc nie powinna zostawiać kapitana samego z raportami.

– Dzień dobry, Corrie-san. – Usłyszała.

Dopiero teraz zwróciła uwagę na uśmiechającego się do niej Kimurę.

– Shohei.

– Nie spodziewałem się ciebie w tej okolicy. Wszystko w porządku? – zapytał z troską.

Uśmiechnęła się lekko, choć niezbyt przekonywująco.

– Wiele się teraz dzieje – odparła dość ogólnie. – Miałam do pogadania z Akonem, a wizyty w Dwunastce nigdy nie są proste.

– Kapitan Kurotsuchi – domyślił się, choć w Szóstce to nie było żadną tajemnicą. – Słyszałem, co się stało. Mogę jakoś pomóc?

Corrie przez moment było głupio. Gdy się ostatnio widzieli, nie zdradziła mu prawdziwej przyczyny przyjęcia awansu. Teraz o Shizuce wiedzieli wszyscy, wielu również o tym, że na dziewczynkę ktoś dybał. Zresztą o pożarze w Trzecim Oddziale też wieść się rozniosła.

Zaraz jednak zganiła się za to w duchu. Nie miała obowiązku nic mu mówić, nie byli ze sobą blisko, a łączyła ich głównie relacja przełożony-podwładny. Sympatia nie miała tu nic do gadania.

– Myślę, że dam sobie radę. Mam dobrego dowódcę – odparła. – Jak tam w Szóstce? Radzicie sobie?

– Mniej więcej. Porucznik trochę marudzi, że został sam z rozliczeniami miesięcznymi, ale myślę, że sobie poradzi. Chociaż o twojej nieobecności w biurze jakoś nie da się zapomnieć. – Zaśmiał się. – Że też kapitan Kuchiki pozwolił ci odejść.

– Nie miał powodu do blokowania mojego awansu, a pewnie niedługo znajdzie kogoś na moje miejsce – odparła.

– Ale to nie będzie to samo. Nikt nam ciebie nie zastąpi, Corrie-san.

– Już nie przesadzaj, Shohei. Jak będziesz się tak zachowywać, utrudnisz aklimatyzację nowemu Trzeciemu Oficerowi, a może nawet zablokujesz własny awans, kiedy kapitan Kuchiki zobaczy, że siejesz w Oddziale niepokój – opieprzyła go.

Schylił głowę, jasne włosy na moment przesłoniły oczy młodego oficera.

– Przepraszam, Corrie-san. Jestem stronniczy i naprawdę wolałbym, żebyś została w Szóstce.

– Coś się stało? – zapytała, wyczuwając, że coś jest nie tak. Shohei zwykle tryskał optymizmem. – Masz jakieś kłopoty?

– Mój ojciec podjął ostatnio kilka decyzji, które uważam za złe – powiedział. – Czuję, że się z tego nie wyplączę, a nie wiem, co powinienem zrobić. Ten stary osioł mnie nie słucha.

Corrie przez chwilę nie odpowiadała. Shohei bardzo rzadko wspominał o swojej rodzinie, która przecież pochodziła z Seireitei. Byli szlachtą, co prawda o niskim znaczeniu, ale dumną ze swojej roli w Soul Society. Kimura jednak zachowywał się bardzo normalnie w Oddziale, nigdy się nie wywyższał ponad innych i zyskiwał sympatię wśród pozostałych shinigamich. Corrie osobiście uważała, że powinien już dawno dostać nieco wyższe stanowisko, jednak na każdą sugestię kapitan Kuchiki z jakiegoś powodu ciągle odmawiał.

– Rodzina to ważna sprawa – powiedziała w końcu. – Może nie najłatwiejsza w obyciu, ale nikt z nas nie chce żyć sam. Może powinieneś jeszcze raz porozmawiać ze swoim ojcem na ten temat – zasugerowała.

– To raczej nic nie da. Ten stary pryk i tak zrobi, co chce – mruknął. – Nikt mu nie przemówi do rozsądku.

Corrie nie umiała mu w żaden sposób doradzić, bo też Shohei nie wspomniał, jakiej sprawy dotyczy konflikt pomiędzy nim a jego ojcem. Pustych pocieszeń też nie chciała mu dawać. Z drugiej strony nie należała już do Szóstego Oddziału, więc rozwiązywanie problemów jego członków nie leżało w jej obowiązkach. Wątpiła jednak, żeby Renji coś tu zdziałał. To zawsze ona tym się zajmowała.

– Może kapitan Kuchiki będzie umiał ci coś doradzić w tej sprawie – zasugerowała.

– Wybacz, Corrie-san. Już z przyzwyczajenia szukałem u ciebie wysłuchania, a teraz masz nowy Oddział i jego problemy. Do tego swoje własne kłopoty. A ja ci jeszcze ich dodatkowo przysparzam.

Uśmiechnęła się ciepło i pokręciła głową.

– W porządku. To miłe, że wciąż chcecie na mnie polegać – odpowiedziała. – Jestem pewna, że wyjdziesz z tego obronną ręką.

– Dziękuję, Corrie-san. To wiele dla mnie znaczy.

Odprowadził ją do bramy Trzeciego Oddziału, po czym dość pospiesznie się pożegnał i odszedł, choć Shiroyama nie dostrzegła tej odrobiny nerwowości w jego ruchach.

Pogodny uśmiech zniknął z twarzy Shoheia, gdy przystanął w bocznej, opuszczonej alejce. W głowie kołatały mu słowa ojca wymieszane z pocieszeniami Corrien. Sam już nie wiedział, jaka decyzja będzie w tej sytuacji dobra, lecz nie wierzył, że wyjdzie z tego cało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro