Rozdział 6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

No to zaczynamy zabawę^^

Walające się wszędzie papiery nieszczególnie zachęcały do spędzania czasu w biurze Trzeciego Oddziału, choć kapitan Otoribashi nieodmiennie twierdził, że sobie radzi i nie potrzebuje nikogo do pomocy. Zwykle nikomu to aż tak nie przeszkadzało, ale były dni, kiedy radę tę słyszał niemal od każdego.

Hirako zajrzał do biura przyjaciela bez pukania, a widząc, że go nie zastał w tym obrazie nędzy i rozpaczy, raźno ruszył do kolejnego miejsca, gdzie prawdopodobnie urzędował Rose. Tym razem się nie mylił, kapitana Trójki zastał na werandzie z kubkiem herbaty i kilkoma teczkami położonymi obok. Mężczyzna pogrążony w lekturze nawet nie zauważył jego nadejścia.

– Ktoś tu wypełzł z nory, co? – zagaił Hirako.

Rose uniósł spojrzenie na przyjaciela, upijając łyk zimnej już herbaty. Skrzywił się nieco na ten wniosek.

– Jak mogę ci pomóc, Shinji?

– A tak wpadłem w odwiedziny.

– Znowu zdenerwowałeś swoją porucznik? – domyślił się Otoribashi.

Hirako uśmiechnął się jedynie, po czym bez zaproszenia usiadł obok. To nie był pierwszy raz, kiedy rozzłościł Hinamori, robił to średnio kilka razy w miesiącu, choć zwykle dziewczyna dość szybko się uspokajała. Zdarzyło się jednak, że doszło do interwencji Hitsugayi, który nadal był czuły na punkcie przyjaciółki z dzieciństwa.

– I tak po powrocie będą na mnie czekać jej pyszne ciasteczka i świeża herbata. Mógłbyś kiedyś spróbować.

– Próbowałem ciasteczek Momo-san. Są pyszne.

– Nie to miałem na myśli – prychnął Hirako. – Czas najwyższy, żebyś sobie znalazł nowego porucznika.

– Radzę sobie i nie czuję potrzeby komukolwiek tego proponować – odparł tak samo jak zawsze, gdy temat powracał.

Nie widział nikogo na miejsce Izuru, z którym może spędził niewiele czasu, lecz szybko zaczęli sobie ufać, a współpraca szła gładko. To, co stało się w czasie ostatniej wojny, wszystko zmieniło. Wciąż pamiętał tamten dzień, kiedy nieśmiała nadzieja zamieniła się w pełen rozpaczy skowyt i okres żałoby, który trwał do dzisiaj. Przeklinał tamten dzień i własną słabość, że nie potrafił czegokolwiek zrobić dla tej dwójki.

Po prawdzie czasami myślał o tym, by zaproponować to wolne stanowisko Corrien. W jakiś sposób czuł się za nią odpowiedzialny, chciał jej jakoś pomóc, ale obawiał się, że dziewczyna odmówi. Zbyt wiele wspomnień wiązała z Trzecim Oddziałem, by zgodzić się bez oporu. Dlatego nigdy nawet nie zaczął tego tematu i starał się unikać dziewczyny. Zresztą Trzecia Oficer była rzadkim gościem w jego biurze, z dokumentami Byakuya zwykle wysyłał Renjiego albo tego młodego oficera, Kimurę. Zdawało się, że wszyscy próbują udawać, że nie ma potrzeby, aby Corrien pojawiała się w Trójce.

– A Kensei co miesiąc marudzi, że spóźniasz się z papierologią – odparł Hirako. – A przecież daleko nie trzeba szukać idealnej kandydatki na to miejsce.

– Shinji, to nie jest temat, który chciałbym po raz kolejny wałkować. Po co przyszedłeś?

– Zrobiłeś się ostatnio drażliwy, przyjacielu. Czas ruszyć z miejsca zamiast wciąż rozpamiętywać przeszłość.

– Nie rozpamiętuję... – zaczął, ale uśmiech Hirako wprost powiedział, że go przejrzał.

Teraz zrozumiał prawdziwy cel tej wizyty. Rose wiedział, że jest w tym trochę prawdy, nie chciał nikogo innego na to stanowisko, bo nikt z nich nie byłby Izuru. Nie chciał też przeżywać znowu tego samego. Izuru mu zaufał pomimo głębokiej rany w duszy pozostawionej przez Ichimaru, a gdy przyszło co do czego, nic nie mógł dla niego zrobić.

– Nie chcę o tym rozmawiać, Shinji. I uprzedzając twoje kolejne światłe rady, wątpię, żeby Corrien chciała zostać moim porucznikiem. Wciąż się nie pozbierała po tym wszystkim.

– Oboje powinniście coś zmienić w życiu. Czas ruszyć do przodu.

Rose myślał o tym jeszcze długo po wyjściu przyjaciela. Słusznie miał wątpliwości, lecz nie mógł nie przyznać racji Shinjiemu, że ta stagnacja trwa zbyt długo. Ranom powinno pozwolić się leczyć, rozdrapywanie ich nie było ani mądre ani zdrowe. Poza tym jeśli zapyta, nikt nie będzie mógł mieć do niego pretensji, że Corrien się nie zgodziła. Dziewczyna miała prawo odmówić, tak samo on miał prawo dać jej tę szansę, bo o tym, że na nią zasługuje, wiedzieli wszyscy.

Corrie porządkowała dokumenty, które Renji zostawił rozłożone byle gdzie i pognał na umówiony wcześniej trening z Ikkaku. Nic się nie zmieniło, odkąd został porucznikiem, nadal nie znosił papierów, a to kończyło się tym, że to Corrie dbała o porządek w biurze. Oboje zdawali sobie sprawę, jak bardzo kapitan Kuchiki nie znosi chaosu i chyba tylko dzięki Shiroyamie Szósty Oddział wciąż mógł się nie obawiać krwawej łaźni w biurze.

Z myśli wyrwało ją pukanie w futrynę otwartych drzwi. Uśmiechnęła się na widok gościa.

– Dzień dobry, kapitanie Otoribashi. Kapitan Kuchiki wyszedł jakiś czas temu w jakiejś rodowej sprawie, powinien wrócić za godzinę – powiedziała.

– Przyszedłem do ciebie, Corrien. Możesz mi poświęcić chwilę?

Utrzymała uśmiech na twarzy, choć w oczach pojawiło się zaniepokojenie.

– Oczywiście. Zaparzę herbaty.

Obojgu dało to chwilę na przemyślenie sytuacji. Corrie nie była głupia, wiedziała, co oznacza ta wizyta, a jednak chciała odroczyć w czasie słowa kapitana Trójki i własną odpowiedź, której mężczyzna z pewnością się spodziewał.

Jednak nie mogło trwać to wiecznie, skoro herbata została przygotowana. Nikt też nie kwapił się zawracać pilnie głowy Trzeciej Oficer, by musiała przełożyć tę rozmowę na inny czas. Była tym trochę zawiedziona, bo jej podwładni wiecznie znajdowali sobie nieodpowiedni czas na przychodzenie z problemami. Dziś jednak nikt z nich nie psocił.

Otoribashi trochę się wahał, lecz nie po to tu przyszedł, żeby teraz stchórzyć. Przyjrzał się Shiroyamie uważnie, widział w jej spojrzeniu zarówno niepokój, jak i świadomość, z czym do niej przyszedł.

– Corrien, chciałbym, żebyś została moim porucznikiem – powiedział poważnie, odpuszczając sobie wszelkie wstępy.

Dla obojga była to niezręczna rozmowa, więc chciał to im ułatwić jak najbardziej. Udawanie, że mają jeszcze inne tematy do dyskusji, uważał za marnowanie czasu obojga.

– Kapitanie Otoribashi, podejrzewam, że zna pan już moją odpowiedź. Nie nadaję się na porucznika, zresztą jest mi dobrze w Szóstym Oddziale i nie chcę stąd odchodzić. Przykro mi, ale odmawiam.

– Nie uważam, żebyś się nie nadawała. Słyszałem, że kapitan Kuchiki już złożył ci taką propozycję i wtedy też odmówiłaś. Jesteś doświadczoną shinigami, stanowisz cenne wsparcie dla Oddziału.

Corrie spojrzała w okno. Tych samych argumentów użył Byakuya wiele lat temu, gdy porucznik Shirogane odchodził na emeryturę i zarekomendował ją na swoje miejsce. Tak jak wtedy nie czuła się przygotowana do tak wielkiej odpowiedzialności.

– Jest wielu innych, bardziej doświadczonych i zasłużonych shinigami ode mnie – powiedziała cicho.

– Nikogo innego nie widzę na miejscu Izuru – przyznał. – Nikogo innego nie chcę.

Ta szczerość zaskoczyła Corrie, nie sądziła bowiem, że to usłyszy. Wiedziała, że żadne z nich nie chce używać Izuru jako argumentu w dyskusji. To byłoby niezręczne i godziło w dobre imię poprzedniego porucznika Trójki.

Nie powiedziała głośno, że sentyment nie powinien być głównym argumentem wyboru. Pamiętała dobrze, jak ostrożni na początku byli wobec Otoribashiego, jak leczyli z czasem rany zadane przez zdradę Ichimaru i jakim wsparciem stał się nowy kapitan. Pamiętała też i tę scenę chciałaby zapomnieć najbardziej na świecie, jak oboje nie mogli nic zrobić oprócz patrzenia, jak ich nieśmiała nadzieja wali się w gruzy, z których nic już nie powstanie.

– Nie będę cię na siłę przekonywał – kontynuował Rose, gdy nie odpowiedziała. – Proszę jednak, żebyś się zastanowiła. To miejsce będzie na ciebie czekać.

– Obawiam się, że moja odpowiedź się nie zmieni. Nie chcę być porucznikiem, a zwłaszcza w Trzecim Oddziale. Myślę, że rozumie pan, dlaczego – odparła.

– Proszę tylko, żebyś o tym pomyślała. Wiesz, gdzie mnie szukać, gdybyś zmieniła zdanie.

Chwilę później Corrie została sama w biurze. Gdy była pewna, że nikt nie widzi, pozwoliła pojedynczej łzie spłynąć po policzku. To wszystko było trudne, a Otoribashi próbował skomplikować to jeszcze bardziej, choć miał jak najlepsze intencje. Jednak nie rozumiał kompletnie uczuć, które nią targały od dziesięciu lat. Możliwe, że sądził, że da radę jakoś Corrie pomóc pozbierać się w końcu po latach żałoby i osamotnienia. Może też chciał mieć obok kogoś, z kim mógłby wspominać. Corrie zawsze zaskakiwała ta myśl, że przecież Otoribashi bardzo szybko zyskał zarówno ich przychylność, jak i sympatię Kiry, który na wieść o nowym dowódcy był pełen najgorszych przeczuć.

Sama wtedy była dość podejrzliwa. Niewiele wiedzieli o Visoredach – grupie shinigamich, którzy zostali poddani okrutnemu eksperymentowi hollowfikacji przez Aizena, a co zostało wyjaśnione dopiero po stu latach, gdy bitwa o sztuczną Karakurę przeszła do historii. Wtedy też mogli wrócić do Seireitei, do którego z pewnością mieli mnóstwo żalu. Niewielu tych, którzy znali ich wcześniej, działało jeszcze w strukturach Gotei 13, lecz gdyby zapytać ich o to przed zdradą Aizena, powtórzyliby jedynie oficjalną wersję o winie Kisuke Urahary. Skąd młodzi, zranieni przez swych dotychczasowych dowódców shinigami mieli wiedzieć, czy mogą zawierzyć życia tym obcym, nieco dziwnym shinigamim, którzy dzierżyli tak niezrozumiałe dla nich moce?

Corrie też była sceptyczna, do tego martwiła się o Izuru, który ani myślał zostawiać Trzeci Oddział. Wielu jego podwładnych szeptało pomiędzy sobą, że to Kira właśnie powinien zostać kolejnym kapitanem, nie chcieli kogoś obcego, ale zostało postanowione i nie mieli już nic do gadania. Jednak Rose bardzo szybko zjednał sobie ich serca. Corrie też odetchnęła z ulgą, gdy poznała nieco ekscentrycznego mężczyznę, który szczerze przyznał się jej, że wie o wszelkich ich obawach. Dała mu szansę i nie zawiodła się. Kapitan Otoribashi był godny ich zaufania, zresztą pobłażał ich dwójce za każdym razem, gdy pozwolili sobie nagiąć zasady.

A teraz otwierał przed nią ścieżkę awansu, którego nie chciała. Wszyscy widzieli ją w tym miejscu, od lat słyszała sugestie, że powinna zastąpić na tym wolnym miejscu zmarłego ukochanego. Wszelkie pozostałe wolne miejsca w dowództwie zostały już wypełnione, pozostała jedynie posada porucznika Trójki. Możliwe, że Otoribashi od początku chciał jej to zaproponować, ale pozwolił najpierw uporać się z żałobą. Zawsze był po ich stronie.

Byakuya wszedł do biura zupełnie niezauważony przez Corrie, która zdawała się być myślami w kompletnie innym miejscu. Odczekał chwilę, dając podwładnej czas na ogarnięcie się, ale gdy nadal wpatrywała się bezmyślnie w widok za oknem, odchrząknął, dając znać o swojej obecności.

– Wydaje mi się, że coś mówiłem na temat siedzenia na parapecie – odezwał się beznamiętnie.

Corrie zaraz wstała zaskoczona obecnością dowódcy, choć przecież mogła się spodziewać, że jeszcze zajrzy do biura, skoro miał wyjść jedynie na jakiś czas. Do tego przyłapał ją na błądzeniem myślami wokół różnych spraw zamiast na pracowaniu.

– Przepraszam, kapitanie. To się nie powtórzy.

Zaraz zajęła się przygotowaniem herbaty dla dowódcy, który nie skomentował bardziej sytuacji i zasiadł do swoich obowiązków pozornie niezainteresowany zachowaniem Corrie. Domyślał się zresztą, co wpędziło ją tym razem w nostalgię, sądząc po znikających śladach reiatsu Otoribashiego.

Byakuya zdawał sobie sprawę, że jego Trzecia Oficer powinna już dawno zajmować wyższe stanowisko. Nie do końca rozumiał, dlaczego odmówiła mu, gdy zaproponował jej posadę po Shirogane, który nauczył dziewczynę wszystkiego o pracy przy boku kapitana. Mógł jedynie podejrzewać powodów takiej decyzji, choć dla niego była to tania wymówka. Sam zresztą niewiele zrobił w całej tej sprawie, mając nadzieję, że nadal nie ujrzy ona światła dziennego. Komplikowanie wszystkiego bardziej mogło zaszkodzić wszystkim zainteresowanym, a Byakuya miał już dość popełnionych błędów na koncie. Póki rzeczywistość na to pozwalała, wolał zostawić sprawy takimi, jakim były obecnie.

Skinął głową, gdy Corrie postawiła na biurku kubek z herbatą, lecz nic nie powiedział. W innym przypadku pewnie posłałby ją do domu, jednak doskonale wiedział, że to niewiele zmieni, Corrie nadal będzie się zadręczać utraconą miłością. Rozumiał to prawdopodobnie lepiej niż ktokolwiek z jej otoczenia, lecz nigdy nawet nie próbował zaczynać na ten temat rozmowy. To były jej prywatne sprawy, do których nie zamierzał się mieszać, a i ona nigdy nie przyszła do niego z tym, nie chcąc zacierać granic, które postawiono dawno temu.

Corrie skończyła pracę przerwaną wizytą kapitana Otoribashiego i zaczęła się zbierać do wyjścia, chcąc zostawić w spokoju dowódcę. Wciąż było jej głupio, że pozwoliła się tak przyłapać. Była też wdzięczna za tak okrojoną reprymendę świadoma, że Kuchiki od śmierci Kiry pozwalał sobie na pobłażliwość wobec jej wybryków. Czy robił to świadomie czy nie, z pewnością przypomniało mu to o własnym utraconym szczęściu.

Corrie nigdy nie poznała Hisany, po dołączeniu do Szóstego Oddziału słyszała plotki, lecz nigdy nie dochodziła całej historii. Nie czuła się upoważniona do takiej wiedzy, choć po ocaleniu przez Kurosakiego Rukii wiele faktów zostało ujawnionych bliskiemu gronu obecnej kapitan Trzynastego Oddziału. I choć te dwie sytuacje były kompletnie inne, niezmienne pozostały żywiona do utraconej osoby miłość i pustka żałoby, której nie potrafili na nowo wypełnić.

Gwałtowne pukanie przerwało ciszę. Corrie była tym nieco zdziwiona, dotąd nic nie zwiastowało problemów, ale mimo to zaprosiła shinigamich do środka. W towarzystwie Shoheia zobaczyła nieznanego jej z imienia członka Ósmego Oddziału.

– Kapitanie Kuchiki, Trzecia Oficer, przy południowej bramie zatrzymaliśmy młodego mieszkańca Rukongai, który naciska na spotkanie z panią – zaraportował shinigami z grupy, która tego dnia trzymała straż na murach. – Twierdzi, że nazywa się Suzuku Kurenai i musi pani koniecznie coś powiedzieć.

Corrie zmarszczyła brwi zaniepokojona.

– Jak wygląda ten chłopak? – zapytała, chcąc mieć pewność, nim podejmie decyzję.

– Dość postawny, czerwone włosy, pieprzyk na czubku nosa.

– Rozumiem. – Spojrzała na Byakuyę. – Pójdę sprawdzić, co się dzieje, kapitanie. Zaprowadź mnie do niego, proszę – ostatnie powiedziała już do shinigami.

– Mogę jakoś pomóc? – zapytał Kimura, obserwując uważnie przełożoną.

– Dziękuję, Shohei. Wróć do swoich obowiązków. Poradzę sobie z tym.

– Tak jest, Corrie-san.

Droga do bramy nie zajęła dużo czasu. Z daleka zauważyła czerwoną czuprynę jednego z najstarszych wychowanków Naoko Kurenai, którego pilnowali pozostali wartownicy. Duszom z Rukongai nie wolno było samowolnie przekraczać granic Seireitei, co było dla niektórych nieustanną bolączką.

– Corrie-nee!

– Suzuku, co ty tu robisz?

Chłopak wyglądał na zdyszanego, jakby od wielu godzin biegł. Corrie w to nie wątpiła, do Pięćdziesiątego Szóstego był kawał drogi i gdyby Suzuku nie nauczył się od niej shunpo, pewnie zajęłoby mu to jeszcze dłużej.

Rozejrzał się po otaczających ich shinigamich dość podejrzliwie. Shiroyama skinęła wartownikom, że jest w porządku i po chwili grupa oddaliła się tak, aby nadal wypełniać swoje obowiązki, a przy okazji dać im trochę prywatności. Dopiero wtedy Suzuku wyjawił powód swojego przybycia:

– Shizuka zniknęła.

Corrie zbladła, czując, jak ogarnia ją przerażenie.

– Jak to? – wydusiła.

Suzuku był kawalarzem, ale Corrie wiedziała, że w takiej kwestii nawet nie próbowałby żartować. Może i sama dziewczynka widziała to inaczej, lecz reszta rodziny Kurenai zdawała sobie sprawę, jak bardzo Shiroyamie zależy na córce.

– Poszły z Ayako i Reiko na zakupy do miasteczka. Rozdzieliły się i wtedy Shizu zniknęła. Szukaliśmy jej, ale bez skutku. Mama kazała cię poinformować, Kojiro i reszta nadal próbują ją znaleźć – wyjaśnił.

Corrie potrzebowała chwilę, by się opanować. Czuła, jak znajomy gniew rozpala jej żyły, choć sądziła, że dawno pogrzebała to uczucie w sobie. Nie chciała jednak wyżywać się na kimkolwiek z otoczenia, a tym bardziej na Suzuku, który przecież nie zrobił nic złego. Nie miała pojęcia, co mogło się stać, ale niech Król Dusz ma w opiece osobę, która maczała w tym wszystkim palce.

Ruchem dłoni przywołała jednego z wartowników.

– Potrzebuję czegoś do pisania – oznajmiła. – Zapewnicie też Suzuku strawę i miejsce do odpoczynku.

– Pójdę z tobą, Corrie-nee – zaprotestował Kurenai.

– Nie, musisz odpocząć – odparła surowo, kreśląc krótką notatkę. – Zjesz coś, wypoczniesz i wtedy wrócisz do domu. – Spojrzała na shinigami, który stał obok. – List zaniesiesz kapitanowi Kuchiki do rąk własnych. Czy to jasne?

– Tak jest, Trzecia Oficer. Czy jeszcze coś możemy zrobić?

– Dziękuję. Zaopiekujcie się Suzuku.

Chwilę później już jej nie było. Młody Kurenai pozwolił sobie opaść do siadu wykończony szaleńczym biegiem i wydarzeniami tego dnia. Do tego Corrie przeraziła go lodowatym reiatsu, które odczuli chyba wszyscy w pobliżu. Nie chciał być w skórze osoby, która jej podpadła zniknięciem Shizuki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro