Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z wolna uchyliła powieki, odzyskując wreszcie przytomność. Początkowo oślepił ją jaskrawy promień, padający prosto na jej twarz. Odwróciła głowę w drugą stronę, mocno się krzywiąc. Odczekała parę chwil, nim spróbowała ponownie. Uniosła z trudem prawą dłoń, aby choć trochę osłonić się przed drażniącym światłem.

Poczuła napływającą falę mdłości. Zmusiło to Aurorę do przekręcenia się na bok, a potem zwymiotowania na podłogę. Zużyła na to całą energię, jaką zebrała podczas snu. Musiała oprzeć czoło na ramieniu, by chwilę odsapnąć. Czuła się po prostu paskudnie. Resztkami sił zmusiła swoje ciało do siadu i podparła się na rękach. Nadal ciężko oddychając, rozejrzała się wkoło.

To, że obudziła się w obcym miejscu, wiedziała jeszcze, zanim dobrze przejrzała na oczy. W sypialni Aurory unosiła się jej ulubiona mieszanka zapachów kwietnych, delikatna, acz wyrazista, nie do podrobienia. Zawsze, gdy nie czuła się na siłach, a musiała kogoś przyjąć w pokoju dziennym, prosiła służki, by rozpylały go tam dla ukojenia nerwów.

Tymczasem nie znajdowała się ani w swojej komnacie, ani w żadnym innym pałacowym pomieszczeniu. Miejsce to było niewielkie i dość ciasnawe. Okna, zasłonięte tylko częściowo, pozwalały promieniom słonecznym wpadać do środka, oświetlając wybrane kąty. Część kuchenno-jadalna mieściła się w jednej połowie, natomiast sypialna w drugiej. Niewiele było też wolnej przestrzeni między rozstawionymi meblami. Ewidentnie pomieszkiwał tu ktoś nieprzykładający wagi do wystroju. I to dosłownie „pomieszkiwał", bo Aurorze nie wydawało się, aby właściciel tego domku zbyt często w nim przebywał.

Zmarszczyła czoło. Tylko dlaczego obudziła się właśnie tutaj? Czemu nikt nad nią nie czuwał? Nie dostrzegła obecności ani jednej służki, ani swojego doradcy, który — znając jego charakter — nie powinien odstępować jej na krok, zwłaszcza w takiej chwili. Zdziwiła się także, że nie było przy niej nawet Lyry, nie wspominając już o Zephyrze, samym Dowódcy Gwardii Królewskiej.

Musiała myśleć trzeźwo. Czy to możliwe, że podczas wczorajszej Godziny Świateł komuś udało się porwać księżniczkę i zamknąć w odosobnieniu? Gdyby była to prawda, pewnie zostałaby wtrącona do bardziej zaciemnionego miejsca, chronionego specjalnym czarem, blokującym przepływ magii, tymczasem czuła wyraźnie jej obecność w swoim ciele i nie potrzebowała tego dodatkowo sprawdzać.

Nagle jej myśli zostały rozwiane, gdy drzwi stanęły otworem. U ich progu pojawiła się dobrze jej znana postać, na widok której wróżce kamień spadł z serca.

— Starsza Lucinda.

Kobieta była dobrze znaną przez wszystkich członkinią Wysokiej Rady Najstarszych Atrilii, ponadto darzoną wyjątkowym szacunkiem. Aurora wielokrotnie miała z nią do czynienia, ponieważ była jej Mistrzynią Uzdrawiania, a także drugą wróżką w królestwie naznaczoną Znamieniem. A poza tym... była jej babcią.

— Ach, obudziłaś się wreszcie, dziecko — odparła wróżka, dostrzegłszy zbudzoną księżniczkę. — W samą porę, w samą porę — powtórzyła pod nosem, sunąc po drewnianej podłodze w stronę stołu. Wysypała na niego zawartość trzymanej w dłoni sakiewki.

— Co ja tu robię? Dlaczego nie jestem w pałacu? — zapytała niecierpliwie ze zmarszczonym czołem.

— Przeniesiono cię tutaj na moje polecenie.

Aurora mogła pomarzyć o konkretnych wyjaśnieniach na tamtą chwilę. Lucinda już taka była. Nie lubiła się rozwodzić.

W milczeniu krzątała się po części kuchennej, skrupulatnie wybierając odpowiednie zioła, które później wrzucała do drewnianego naczynia, a potem rozgniatała je przy pomocy moździerza — prawdopodobnie starszym niż ona sama. Na koniec sięgnęła po naczynie z wrzącą w nim wodą i zalała nią mieszankę w niewielkim kielichu.

— Masz, wypij to. Powinno zadziałać na mdłości — nakazała, podając księżniczce napój.

Lucinda jako nauczycielka była bardzo wymagająca i rygorystyczna. Nie tylko w stosunku do Aurory, swojej wnuczki, a dla wszystkich wróżek i wróżów, którzy pobierali u niej nauki zielarstwa. A trzeba przyznać, że niewielu było takich szczęściarzy. By dostąpić takiego zaszczytu, musieli się bardzo wyróżniać na tle wszystkich studentów w akademii. Ponadto musieli też otrzymać specjalne zaproszenie. Aurora nie miała u niej chodów, z racji jej królewskiego pochodzenia. Ba, można by rzec, że właśnie dlatego musiała pracować najciężej ze wszystkich — umieć najbardziej zaawansowane zaklęcia oraz skomplikowane przepisy uzdrowicielskie.

— Wiesz, co mi się przytrafiło, prawda? — Skorzystała z tej okazji do ponownego podjęcia tematu.

— Nie bez powodu jesteś właśnie tutaj. Wolałam mieć cię na oku pod swoim dachem, z dala od nadopiekuńczego doradcy. Stąd ucieczka będzie prostsza niż z samego pałacu, gdzie na każdym kroku napotykałabyś się na gwardzistów — wyjawiła. Młoda wróżka poczuła, jakby ktoś dosłownie rzucił w nią kamieniem. Przetwarzała wszystko w ciszy, nie będąc w stanie pisnąć słowem, dopóki nie dotarł do niej pewien fakt.

— Zaraz, jaka ucieczka? Dokąd? — zapytała, robiąc coraz to większe oczy. — Coś mi grozi? — Przyłożyła z trwogą dłoń do serca, na co Lucinda zalała się śmiechem.

— Nie tylko tobie, słodka iskierko, a nam wszystkim — stwierdziła jasno, nagle poważniejąc. Widząc zakłopotanie na twarzy Viendelle, westchnęła pod nosem i obeszła stół, by siąść na krześle koło łóżka. — Auroro, nie masz pojęcia, co dzieje się poza tą dobrze ci znaną okolicą. Nie bez przyczyny Pradawni właśnie teraz do ciebie przemówili. Nasza kraina umiera — powiedziała z powagą, po czym chwyciła dłonie księżniczki. — Bariera, która chroni królestwo przed światem zewnętrznym, słabnie. Rośliny, zwierzęta, cała przyroda zaczyna wymierać, a wszyscy przymykają na to oko, jakby żyli w iluzji. — Umilkła na krótką chwilę, by zaraz kontynuować. — Być może przejrzeli na oczy po tym, co ujrzeli podczas wieczoru przesilenia letniego. Mam taką nadzieję. Ale nie zmienia to faktu, że czas nam ucieka i musisz ruszać.

— Ale ja... — zawahała się. — Dokąd właściwie mam się udać? — zapytała zmartwiona.

— Przypomnij sobie wizję — nakazała Lucinda. — Co pokazali ci Pradawni? Było to miejsce? Jakaś rzecz? A może przemówili wierszem? W ten sposób ze mną kontaktowali się najczęściej.

Aurora musiała się zastanowić. Przywołała do siebie wszystkie wspomnienia z obchodów Godziny Świateł, nim zdobyła się na odpowiedź. Przypomniała sobie tą nagłą ciemność przed oczami, jakby w sekundzie straciła wzrok. Niewyraźne szepty i świetliki na tle mroku.

— Znajdź mnie — szepnęła, podnosząc wzrok na starszą. — Widziałam litery, które ułożyły się w te słowa — wyjaśniła. — Szeptali do mnie, ale nie mogłam ich zrozumieć, więc mi je pokazali.

To był pierwszy raz w jej życiu, kiedy doświadczyła wizji. Miała wielką nadzieję, że dobrze ją odczytywała. Uczucie ciężkości na sercu zelżało, widząc potakującą Lucindę.

Starsza nagle wstała, kierując się w milczeniu ku schowkowi. Z niego zaś wyciągnęła dużą torbę. Sądząc po huku, jaki spowodowało niezbyt delikatne położenie jej na stole, coś już w niej było. Otwierała się szafka za szafką, a z każdej kobieta wyjmowała zupełnie inny słoiczek, skrupulatnie chowając do torby.

Aurora, nauczona spokoju w stosunku do niekonwencjonalnego zachowania babci, czekała cierpliwie. Zmarszczyła czoło na widok dobrze jej znanego czarnego notesu. To w nim Lucinda zapisywała wszystkie najbardziej skomplikowane przepisy na mikstury lecznicze lub maści zasklepiające najpaskudniejsze rany. Pochwyciła to spojrzenie wnuczki i westchnęła cicho.

— Tobie się bardziej przyda, wierz mi — zapewniła. Upewniła się, czy niczego nie pominęła, po czym rzuciła torbę na kolana księżniczki. Ta stęknęła pod jej ciężarem, machinalnie obejmując ją rękami. — Masz tam wszystko, czego ci będzie trzeba w podróży. Nie ma sensu, żebym wymieniała, ale co ważne, to zewnętrzna kieszonka. — Wskazała ją palcem. — Pilnuj jej. Masz tam pieniądze — wyjaśniła. — Ludzkie pieniądze — uściśliła, widząc niezrozumienie w oczach Aurory.

— Ludzkie? Ale na co mi one? — Aurora wydawała się nie rozumieć.

— To, co musisz odnaleźć, nie spoczęło w żadnym zakątku naszego królestwa. Gdyby tak było, magia wciąż żywo tkwiłaby w naturze — podjęła, zasiadłszy w zamyśleniu na krzesełku. Widać próbowała zebrać odpowiednie słowa w całość, tak aby jeszcze bardziej księżniczce nie namieszać. Wzdychała, jednym palcem wspierając brodę, drugi trzymała pod nosem. — Uważam, że bariera, za którą chowamy się od setek lat, słabnie. I to bardzo. Artefakt musi znajdować się gdzieś poza nią. Myślę, że to on bezpośrednio do ciebie przemawia, wykorzystując nagłe osłabienie zaklęcia blokującego w połączeniu z podwyższonym poziomem magii w dniu przesilenia letniego. Według mojej teorii, kiedy znajdziesz się poza granicami królestwa, powinno poprowadzić cię dalej. — Nie spuszczała oczu z wnuczki, a ta słuchała jej z uwagą. — Czasu mamy coraz mniej, musisz się spieszyć.

Aurora z każdą chwilą coraz bardziej uświadamiała sobie, jak ważne zadanie miała do wykonania. Z trudem uspokajała szybkie bicie serca. Czuła rosnącą gulę w gardle, która nie pozwalała jej przełknąć śliny. Wewnątrz cała drżała, natomiast na zewnątrz jej ciało było niczym posąg, którego nie sposób poruszyć.

— Jak mam się stąd wydostać niezauważona? Aurelius na pewno nie odpuścił i ustawił gdzieś w okolicy strażników — zauważyła księżniczka.

— Cała świta królewska nie ma pojęcia, że się zbudziłaś i tak przez jakiś czas pozostanie. Dopilnuję tego — zapewniła Starsza. — Zdobyłam dla ciebie konia od starego przyjaciela. Czeka na ciebie z tyłu chaty — wyjaśniła. — Przy nim znajdziesz drugą, mniejszą torbę z zapasami oraz łuk. Nie jest tego wiele, ale powinno wystarczyć. I tak w którymś momencie będziesz musiała zadbać o siebie sama. I pamiętaj, dziecko — Lucinda chwyciła dłonie Aurory swoimi w mocnym uścisku — ogranicz zaufanie do ludzi. Nigdy nie bądź nikogo pewna w stu procentach, bo albo przypłacisz to życiem, albo swoim ciałem. Nie wiem, jakimi drogami będą cię prowadzić Pradawni, lecz miej się na baczności. Wiele bestii spotkasz na swej drodze. Pewnie też będziesz zmuszona zabić po raz pierwszy. Nie zwierzę, czy potwora, a człowieka — uprzedziła wnuczkę. — Będzie to trudne, bo nikt nigdy cię na taką okoliczność nie przygotowywał psychicznie. Szkolenie, które przechodziłaś, to bułeczka cynamonowa w porównaniu do prawdziwej sytuacji, gdzie trzymasz ostrze na gardle oprawcy.

Aurora przymknęła powieki, z każdą chwilą coraz mocniej czując ciężar odpowiedzialności na swych barkach. Dosłownie ją to przygniatało. Myśl o opuszczeniu dobrze jej znanego królestwa oraz wkroczeniu na dotąd nieznane tereny budziła w niej niemały lęk. Nie mogła pozwolić, by przejął nad nią władzę. Nie mogła stchórzyć.

Całe życie balansowała na granicy wyjątkowości a bezużyteczności. Dawno straciła nadzieję, że Znamię kiedykolwiek na coś się jej przysłuży. Teraz wskazywało jej ścieżkę do uratowania jej królestwa i nikt inny nie mógł nią podążyć.

— Skoro nie mamy czasu do stracenia, powinnam ruszać — oznajmiła niepewnie, podnosząc się z miejsca. Lucinda złapała ją za nadgarstek, nim odeszła.

— Oczywiście, dziecko, oczywiście — zgodziła się, po czym westchnęła, wbijając z ubolewaniem wzrok w młodziutką twarz. — Jednak są jeszcze dwie sprawy, którymi musimy się zająć — dodała, patrząc wnuczce głęboko w oczy. Kobieta przedłużała tę chwilę jak tylko mogła, nawet na moment nie luzując uścisku. To, co miała zaraz uczynić, rozdzierało jej serce od środka — czego nie miała najmniejszego zamiaru dać po sobie poznać. Nie wyszło.

— O czymś jeszcze powinnam wiedzieć? — zapytała wyczekująco księżniczka. Lucinda nadal milczała, wpatrując się w migocące źrenice przyszłej królowej.

— Zdajesz sobie sprawę, że my nigdy nie opuszaliśmy naszego królestwa — odezwała się w końcu. — Dlatego widok wróżki, tym bardziej pochodzącej z wysokiego rodu, dla wszystkich spoza bariery będzie niecodzienny. Wiem, że istnieją tacy, co również potrafią posługiwać się magią, więc jakiekolwiek czary ochronne na dłuższą metę na nic się nie zdadzą i prędzej czy później zostaniesz wykryta. Musisz się poświęcić, aby wypełnić tą misję. Rozumiesz, co mam przez to na myśli, dziecko?

Lucinda nie spuszczała z Aurory wzroku. Starała się mówić spokojnie, by nie zasiać w niej ziarna paniki. Chciała, by jak najlepiej przyjęła konieczność tego zabiegu.

Viendelle z początku nie rozumiała, jednak z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem sprawa stawała się jaśniejsza od słońca.

— Chcesz, żebym oddała skrzydła — powiedziała z goryczą.

— To ostatnie, czego kiedykolwiek bym od ciebie chciała, ale tak. Musimy się ich pozbyć — odparła cicho, znów chwytając młodszą delikatnie za dłonie. — Wiem, że nie na to się pisałaś. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak trudno będzie ci się przyzwyczaić do życia bez nich.

Owszem. Aurora uwielbiała beztrosko szybować po niebie. Wtedy nikt nie zawracał jej głowy. W takich momentach czuła się całkowicie wolna. Kochała dotyk wiatru na swoim ciele, jego dzikość, rozwiewającą natarczywie jej włosy. Przymknęła powieki, pod którymi już zebrały się łzy. Cofnęła się dwa kroki i odwróciła plecami do Lucindy, obejmując się ramionami.

Członkini wysokiej rady czekała cierpliwie. Wiedziała, że Aurora była gotowa poświęcić wiele dla dobra swojego ludu, a to z pewnością było największym wyrzeczeniem, jakiego miała doświadczyć w całym swoim życiu. Pomimo tych skłonności do bycia buntowniczką naprawdę chciała stać się pewnego dnia prawdziwą królową. Godną tytułu.

Jej rodzice zawsze stawiali dobro poddanych ponad siebie i byli zdolni uczynić wszystko dla ich dobra. Wiedziała więc, że innego wyjścia nie było. Musiała pozbyć się skrzydeł, choć towarzyszący temu ból będzie piekielny.

— Zrób to — odrzekła, zrzucając z siebie odzienie.

Potrzebowała jedynie czasu, by zagoić ranę w sercu po tej stracie.

Obecny rozdział już nie tak obszerny, jak pierwszy, który pewnie przeraził dużą część czytelników xd. 

Mamy za sobą kolejną część, a ja jestem w głębszej fabule Serca, bo już przy 12 rozdziale około. Jednak bardzo się boję, zależy mi na tym, żeby wszystko wyszło w porządku, dlatego tak nie pędzę z publikacjami. Nie chcę, by okazało się, że nagle porzucę projekt, jak to się stało z Wybranką, którą miałam przemyślaną tylko do pewnego momentu, a potem została mi w głowie pustka. Tym razem mam wiele zaplanowane, zapisane w notatniku i będę ku temu brnąć.

Czytajcie, podsyłajcie innym, liczę na odzew i każde rady wezmę sobie do serca, a błędy poprawię. :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro