Rozdział X cz.I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Do "Królewskiego Przekrętu" prowadziły dwa wejścia. Jedno było przeznaczone dla klienteli, drugie na zaopatrzenie. Kiedy jednak trunki zaczęto dostarczać samochodami o szerokich naczepach zamiast wąskimi wozami, które mieściły się w uliczce za kamienicą, zapomniano o drzwiach na zapleczu.

Było to na tyle dawno, żeby Riff i Alois patrzyli na Reagana z podziwem, gdy metalowe wrota otworzyły się na jego rozkaz. Potem wyszło na jaw, że zaczarowane drzwi stanowiły pamiątkę po czasach, gdy cała kamienica była gospodą. Tym sposobem goście "królewskiego Przekrętu" mogli dostać się do środka, omijając karczmarny zgiełk.

Alois pamiętał dokładnie, jaką ekscytację czuł, gdy starszy brat pokazał mu miejsca w ścianie izby, przez które mógł podglądać i podsłuchiwać dorosłych w głównej sali. Wspominał także, jak Riff próbował mu wytłumaczyć, że Reagie nie musiał być magiem, żeby obudzić zaklęcie nałożone na klamkę. Alois nie pamiętał dlaczego.

Za to także tego wieczora drzwi ustąpiły, gdy mężczyzna wyszeptał jakieś magiczne przysłowie. Prędko zamknął je za sobą, licząc, że nikt go nie zauważył.

Gdy Alois wyjął z marynarki zapalniczkę, a jej malutkim płomieniem rozrzedził panujące ciemności. Mógł sobie pogratulować, że wyciągnął naukę z wycieczki po termach i zaopatrzył się w źródło światła. Następnie zapalił lampkę naftową stojącą na jednym z dwóch stołów w pomieszczeniu.

Alois westchnął, kładąc neseser, a na nim kapelusz. Zrobił kółko po pomieszczeniu. Nie zapuszczał się w stronę komórki, gdzie stały puste regały na beczułki z piwem i kupki kurzu. Wyobraźnia sprawiała bowiem, że cienie ożywały, a w każdej nierównej ceglanej płyteczce Alois dostrzegał śmiertelną pułapkę. Nie zdziwiłby się, gdyby tak było naprawdę.

Jeśli bowiem główna sala lokalu miała przywodzić na myśl królewski przepych, tak zaplecze nawiązywało idealnie do drugiej części nazwy karczmy.

Alois miał właśnie oddać cześć mrocznej tradycji tego miejsca. Odtworzyć jedną z rozbójniczych historii, którą to zachwycał się Reagan w młodości – odprawić zakazany rytuał i tym samym zadrzeć z prawem, z którym i tak miał już na pieńku. O ile, oczywiście, Griffin w ogóle by przyszedł...

Aloisa przerażała możliwość, że mag zostawiłby go na lodzie. To była bowiem jego jedyna szansa, aby zdemaskować Celiusa i może dowiedzieć się czegoś więcej o przebiegu zbrodni.

Kershaw próbował sobie umilić oczekiwanie wyglądaniem przez niewielkie otwory w ścianie. Czemu nikt go nie zauważył, choć się nie skradał? Schowek na piwo był obłożony podobnymi zaklęciami, co drzwi do niego prowadzące. Ukrywały zgromadzonych na zapleczu nawet przed oczami i uszami właściciela lokalu, który miał po drugiej stronie swój bar. Alois wkrótce usiadł, ale nie z powodu zmęczenia.

Serce zabiło Aloisowi szybciej, gdy każdy z metalowych nitów rozgrzał się do czerwoności. Żar kreślił spirale, które niebawem oślepiały swoim blaskiem. Choć młodzieniec zamknął oczy, nie zapanowała ciemność. Usłyszał brzdęk podnoszącej się zapadki. Alois próbował sobie przypomnieć, jakim sposobem Reagie poznał hasło do "Królewskiego Przekrętu", a zwłaszcza czy milicjanci mogli tu wtargnąć. Były to próby daremne, a także, na całe szczęście, zbyteczne.

– Dobra... Mam coś na twarzy? – zażartował Griffin, zamykając za sobą drzwi.

Alois otworzył oczy. Nie było śladu po rozbłysku światła. Jedynie mag miał dziwną minę, gdy Kershaw kulił się niczym jakieś zlęknione stworzenie nocy.

– Uznam to za „nie" – odparł mag, podchodząc do przyjaciela po dłuższej chwili milczenia.

Griffin oparł małą walizkę o blat stołu, samemu zajmując miejsce na ławie obok Aloisa. Nie oznaczało to, że był skory do rozmowy.

– Ktoś cię widział? – spytał cicho Alois, poprawiając marynarkę.

– Oczywiście, że tak! Nawet złapałem pierwszego napotkanego milicjanta i kazałem w trybie przyśpieszonym zameldować Butlerowi o usiłowaniu odprawienia rytuału magicznego! – warknął przez zaciśnięte zęby mag.

Griffin nie mógł trafić palcem w zapalniczkę, przez co w dalszym ciągu iskra nie podpaliła płomienia ulatującego z metalowego zbiorniczka gazu. Gdy Alois wyciągnął rękę, by mu pomóc, ten odsunął się. Wepchnął przedmiot do kieszeni spodni. Papierosa zaś, którego w dalszym ciągu trzymał w ustach, dotknął czubkiem palca. Magia barwy ochry skoncentrowała się na bibułce, a następnie przeniknęła do tytoniu, podpalając go. Griffin wciągnął dym, a potem oparł o ścianę.

Alois spuścił wzrok na swój neseser.

– Nie wiedziałem, że magowie ziemi mogą kontrolować ogień – mruknął ponuro Kershaw.

– Bo nie mogą. – Griffin otrzepał papieros z popiołu do porcelanowej miseczki. W świetle płomienia błysnęły mosiężne ślady, które magia czarodzieja zostawiła na bibułce. – Operuję jednak ziemią i jej wszystkimi właściwościami. A tak się złożyło, że ma wysoką temperaturę topnienia.

Alois kiwnął głową, nie mogąc przemóc, aby huknąć na przyjaciela. Gdyby nie przyparto go do muru, w ogóle nie prosiłby Riffa o pomoc. Jednak miał poważne kłopoty i spotkanie z Ernestem nazajutrz, a także jedynie jednego przyjaciela maga. I choć wiedział, że narażał Griffina... Ten już odprawił raz sfinksi rytuał! I to w domu rodzinnym!

Alois przejechał dłońmi po włosach, które znowu urosły do długości wymagającej strzyżenia. Nie musiał sprawdzać, że pewnie też powinien się ogolić, choć zrobił to jeszcze tego ranka.

Mag zazgrzytał zębami, biorąc w dłoń laseczkę opartą dotąd o krawędź ławy.

– Rytuały jednak nie opierają się na rodowych predyspozycjach, które ludzie nazywają żywiołami. To duży wysiłek dla maga – tłumaczył Riff, nie patrząc na przyjaciela.

Alois tym razem nie powstrzymał się od przerwania monologu maga. Bardzo dobrze wiedział, do czego zmierzał.

– Nie będę cię o to już nigdy prosić.

– Wiem. Nie zrobię tego – dodał Griffin, nim zaciągnął się papierosem.

Alois rozszerzył oczy. Z trudem przełknął ślinę. Mało brakowało, aby się nią zachłysnął.

– Griffin...

– Nie zrobię tego – powtórzył mag stanowczo, choć głos mu zadrżał. Potem zakaszlał zapewne z powodu dymu, który podrażnił gardło.

Alois myślał tylko o jednym. W towarzystwie nieśmiało mrowiących blizn na ręce poderwał się na równe nogi. Złapał maga za ramiona szybciej niż Griffin próbował się podnieść.

– Rozumiem. Rozumiem, czemu nie możesz tego zrobić – mówił Alois, nie wypuszczając Riffa. Oczy przyjaciela zabarwiły się magią, ale, dzięki Bogu, młodzieniec nie warczał. – Ale nie pozwolę ci wyjść, nie zrobiwszy tego, o co cię proszę... Błagam...

Oczy Griffina zaszkliły się, a potem rozbłysły magią. Alois nie zdążył nawet zareagować, kiedy chmura ochry posłała go na ścianę. Kości zatrzeszczały w zderzeniu ze ścianą. Okrzyk zaskoczenia Aloisa zginął wśród huku odrzucanych mebli.

Kershaw osunął się na podłogę, jęcząc. Nie słyszał nic prócz szumu krwi w uszach i ryku czegoś bliźniaczego. Czerwień zaślepiła go, a zarazem otuliła każdą stłuczoną tkankę. Kuło go w kręgosłupie i swędziały go zęby.

Alois nie wzdrygnął się jednak, gdy klęcząc poczuł każdy aromat pomieszczenia. W dalszym ciągu próbował pojąć, co też się właśnie stało. Czemu widział niewyraźnie, choć nie z powodu czerwieni, która zazwyczaj nawiedzała go w snach? Czemu tak łapczywie łapał powietrze, a żebra bolały przy każdym oddechu?

Kershaw podniósł załzawiony wzrok. Jego przyjaciel pośpiesznie przechodził od jednego otworu w ścianie do drugiego i zaglądał do głównej izby "Królewskiego Przekrętu". Najprawdopodobniej nikt nie zauważył wybuchu magii.

Griffin zawahał się jednak nim odwrócił się, a potem podszedł do Aloisa. Jego oczy nadal płonęły od magii, która spowijała jego dłonie.

Gdy Alois spróbował odsunąć się od ściany, Riff raptownie odwrócił się w stronę swojej teczki. Mag zignorował go także, gdy próbował do niego coś powiedzieć. Kershaw zagryzł zęby i poderwał się na równe nogi.

– Przepraszam... – szepnął mag, przytulając do siebie torbę. Wyglądał tak, jakby żałował, że nie zabrzmiał bardziej stanowczo. – Nie mogę...

– Możesz – wycedził Alois z chłodną determinacją – I zrobisz to. Nie dla mnie, a by Butler dostał za swoje.

Griffin pokręcił głową. Odwrócił się struchlały na pięcie i podszedł do drzwi. Wystarczyło tylko, żeby powiedział hasło, aby wyjść na zewnątrz...

Alois nie miał siły za nim gonić. Dodał nisko:

– A dokładniej mag, który was zdradził.

Riff zamarł z ustami otwartymi już by wymówić hasło. Ochra unosząca się wokół jego dłoni opadła.

Alois nie opisał Griffinowi przyczyny tego spotkania. Poprosił go jedynie, by wziął na spotkanie wszystko, co potrzebne do odtworzenia rytuału. Myślał, że skoro mag przytachał tu teczkę, nawet jeśli niewielką, to po pokazie swojego rozgoryczenia zrobi to, o co go prosił. A przynajmniej miał taką nadzieję...

– Jeśli to zrobię, to nie on poniesie za to karę, a ja – odparł głucho Griffin.

Alois zamrugał, kiedy czerwień zaczęła się wycofywać z pola widzenia. Nie widział jednak, jak przyjaciel opuścił ramiona i zgarbił się. Mówił jedynie to, co rozumiał jako "robienie swojego".

– Mag operuje ziemią – ciągnął Alois, idąc w stronę ławy. Złapał się za lewe biodro i pokuśtykał do krawędzi przewróconego na bok stołu. – Służy Szarym Koszulom, aby pozbywać się ich wrogów i innych magów, a sam sobie wiedzie dostatnie życie...

– Nie wiesz, kto to jest... – stwierdził Griffin, odwracając w stronę młodzieńca.

Alois zgromił przyjaciela spojrzeniem. Tak... To totalne potępienie, jaką darzył ludzi próbujących przypodobać się tyranom dla własnych korzyści. Ta wzgarda pałająca z jego lodowatych oczu... Dlatego wciąż można było Aloisa pomylić z lodowym magiem, nawet jeśli w tamtej chwili był cały zakurzony i zdyszany.

– Szare Koszule dbają o swoich. Jeśli jesteś magiem, arystokratą, albo zwyczajnie słaby, zniszczą cię tylko dlatego, że mogą to zrobić – wycedził młodzieniec, próbując przekonać Riffa. – A tamten sprzedaje swoich i miesza przypadkowych ludzi w zbrodnie partyjniaków.

Alois może nie chciał robić w polityce i pomimo słów brata nie nadawał się na bohatera. Nie wyobrażał sobie jednak, żeby wydać Griffina albo rodzinę Abernathy'ich dla zysku, tak jak robił to zapewne Celius. Takie knucie było poza jego zasięgiem, ale też godziło w wartości, którymi kierował się przez całe życie.

Mag zrobił krok w stronę Aloisa, gdy ten złapał się za głowę. Zderzenie ze ścianą nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń, a właśnie dostał zawrotów głowy.

– Riff... – jęknął – Ty chciałeś być krok przed Butlerem, choć miałeś z nim spokój... Pomóż mi mu umknąć.

Griffin zaniemówił, spuszczając wzrok na przedramię Aloisa. Ten nie podążył za nim wzrokiem, odczytując w powoli opuszczanej teczce słabnący upór maga.

– Nie jestem magiem. Żałuję, że muszę cię o to prosić, ale zrób ten swój eksperyment – sapnął Alois, rozpinając marynarkę oparty o krawędź stołu. – Pokaż mi tego maga. Może przemówię mu do rozumu i złoży zeznania.

– Typ może być bardzo oddany swoim interesom – mruknął nieprzekonany Griffin, przyglądając swojej dłoni zaciśniętej na rączce walizeczki.

– To chociaż dowiem się, gdzie szukać dowodów na potwierdzenie swojej niewinności. Ja i tak się dowiem – poprzysiągł Alois. – Choćbym zmienił się przez to w warczącego psa i musiał go wytropić po zapachu!

– Odpuść... – mruknął mag, który nie odczytał, do czego Alois pił. Griffin westchnął ciężko: – Wiedziałem, że tak to się skończy. Szkoda tylko, że nie jestem przez to silniejszy.

– Rzucasz ludźmi jak pacynkami – odparł Alois cicho.

Chciał przyrównać maga do "zmiennych", ale uznał to za niestosowne. Nie w sytuacji, gdy nadal mógł skończyć rozpłaszczony na ścianie.

– Nawet nie zaczynaj – mruknął Alois zirytowany, gdy na wychudłej twarzy maga malowała się skrucha. Uniósł nawet kąciki ust, dodając: – Należało mi się.

Griffin pokręcił głową, gdy wracał do głębi pomieszczenia.

– Pokutnik się, kurwa, znalazł – próbował zażartować, odkładając walizkę na ziemię. Znowu spoważniał, gdy zaczął tłumaczyć: – Zrobię to tylko raz. Nie pamiętam, jak to zrobiłem dokładnie, a pierwszy raz spróbuję tego z udziałem człowieka. Jeśli nie wyjdzie, to trudno. Powtórek nie będzie – zarządził twardo Griffin, na co Alois tylko kiwnął głową.

To było wszystko, czego od niego chciał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro