2. I would kiss him in the parking lot

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

San nie lubił pracy swoich rodziców.

Nienawidził tego, że byli oni oddani temu, co robili to tego stopnia, by pozbawić swoje dzieci przyjaciół, motywacji i reszty rodziny. Miał do nich żal za to, że praktycznie z dnia na dzień stracił możliwość codziennego spędzania czasu ze znajomymi lub ukochanymi dziadkami. W Los Angeles czuł się obco, niepewnie, źle. Myślenie i przekonywanie samego siebie, że gdy we wrześniu rozpocznie dwunastą, ostatnią już klasę szkoły średniej to wszystko jakoś się ułoży i odzyska choć w małej namiastce to, czego pozbawiły go ambicje rodziców. Nie mógł pogodzić się z tym, że mama o tata podjęli decyzję zanim zapytali czy on i jego brat chcieliby w ogóle wyprowadzić się z Seulu.

LA było dla niego innym światem. Miasto z pozoru nie różniło się charakterem od jego dawnego miejsca zakieszkania. Też było zatłoczone i głośne, ludzi wszędzie się spieszyli, a najlepsze życie zaczynało się w nocy. Jeśli chodziło o różnicę to tą najbardziej zauważalną były fakty, że pogoda zawsze dopisywała oraz przepełnione ludźmi plaże, parki i centra handlowe. W tym mieście życie toczyło się ciut inaczej, ponieważ każdą wolną chwilę ludzie spędzali na korzystaniu z przyjemności i udogodnień. W Korei rzadkością było to, by ktoś pracujący w korporacjach, bądź uczący się całe dni wraz z zajęciami dodatkowymi, miał czas by iść na plażę, jeśli mieszkał w tych nadbrzeżnych miastach, jak Busan, Mokpo, Ulsan, Gangneung, Suwon, Incheon lub Gunsan. Raczej spedzano wtedy czas na dodatkowych aktywnościach związanych z pracą, przykładowo na lunchu ze współpracownikami.

San nie lubił chodzić na plażę. Tak, jak zdążył jakiś czas temu wspomnieć Yunho, nie potrafił pływać, a surfing wydawał się najniebezpieczniejszym hobby na świecie. Nie przepadał za bezczynnym leżeniem na kocu i wystawianiem się do oceny innym. Wolał zostać w klimatyzowanych pomieszczeniach, z konsolą i zapasem prowiantu. Nie nadawał się do rzeczy, w których zakochał się jego starszy brat.

Sanghyuk odżył po przeprowadzce do LA, natomiast San przygasł.

Brat oczywiście probował wyciągać młodszego ze sobą, proponował nawet, że nauczy go pływać i utrzymywać się na desce, jednak za każdym razem spotykał się z odmową. Przestał więc nalegać stwierdzając, że Sannie sam do niego przyjdziesz, gdy nabierze chęci. Jednakże, San wybrał inny sposób spędzania czasu - odwiedzał sklep z płytami.

Ten dzień nie różnił się od poprzednich. Wstał rano, zjadł śniadanie, ogarnął się i leżał w łóżku czytając książkę. Rodzice wyszli do pracy, a Sanghyuk oznajmił, że idzie z nowymi znajomymi na miasto, więc ostatecznie został sam w czterech ścianach. Nie zamierzał spędzić całego dnia nudząc się,  w związku z czym doprowadził się do porządku przebierając w gładką, białą koszulkę obraz czerwone spodnie w kratę. Wciągnął na stopy nowiutkie trampki, po czym standardowo pamiętając o kluczach i zamknięciu domu, udał się na przystanek.

Wszystko działo się tak samo, jak każdego poprzedniego dnia. Ten sam kierowca, starsza pani, tłumy i problem z wysiadaniem. Typowa, denerwująca oraz śmierdząca rutyna, aczkolwiek dziś odniósł wrażenie jakby w autobusie cuchnęło potem znacznie intensywniej niż zazwyczaj. Dlatego właśnie zaraz po tym, jak wydostał się na świeże powietrza, wyjął z plecaka perfumy, którymi spryskał nie tylko siebie, ale i całe powietrze dookoła. Marnotrawstwo drogich kosmetyków, ale warto było je poświęcić, by choć przez moment poczuć coś przyjemniejszego w nozdrzach.

Ruszył w wiadomym kierunku, mijając kilka sklepów, kilkunastu przechodniów i budkę z jedzeniem i napojami na wynos. Pomyślał, że kupi dwa kolorowe, gazowane mixy, po czym zrobią z Yunho konkurs, który zgadnie wszystkie smaki każdego napoju. Poprosił też przemiłą panią o napisanie na karteczce smaków, by mogli je sobie nawzajem sprawdzać.

Schował do kieszeni złożony papierek, nie chcąc nawet próbować oszukiwać, a następnie zapłacił, podziękował i pożegnał się z kobietą, życząc jej miłego dnia. Znowu skierował się do sklepu z płytami, gdzie nogi same go niosły. Słuchał swojego serca, dając mu się prowadzić. Umysł potrafił płatać figle więc przestał mu ufać, gdy chodziło o jakiekolwiek uczucia względem innych osób.

Przekroczył próg sklepiku od razu podchodząc do lady zza którą siedział Yunho. San dopiero po chwili zauważył, że starszy spał ze słuchawkami w uszach, w dodatku oparty o regał.

Przyglądał się przez moment spokojnej twarzy. Kształtnym wargom wykrzywionym w lekkim uśmiechu i zgrabnemu nosowi. Nie dopatrzył się mankamentów czy znamion albo pieprzyków, przez co zadurzył się znacznie bardziej. Yunho był nieskazitelnie przystojnym chłopakiem i San zaczął tego zazdrościć. Sam nie był idealnym mając na szyi trochę piegów, kilka pieprzyków i dziwną twarz, która najchętniej czasami by z siebie zerwał.

Miał kompleksy, ale starał się o nich nie myśleć, bo wciąż dojrzewał i wszystko mogło się jeszcze zmienić. Może urośnie jeszcze troszkę, może przytyje, a może wyraz twarzy też ulegnie zmianie i zrobi się bardziej męski.

— Gapisz się — usłyszał głos Yunho i niczym oparzony odskoczył od kontuaru, co rozbawił rozbudzonego sprzedawcę — Jestem aż tak straszny? — zdziwił się wstając, natomiast San pokiwał przecząco podając wyższemu jeden z kubków.

— Musimy zgadnąć wszystkie napoje i smaki, jakie są zmieszane — wypowiedział z entuzjazmem, po czym wspiął się na ladę wyciagając karteczkę z wyposanymi składnikami.

— Oranżada ta, taka owocowa? — zapytał Yunho po tym jak zrobił łyk napoju. San skinął twierdząco — coś jagodowego — kciuk w górę wywołał delikatny uśmiech.

— Jeszcze dwa — Choi odwzajemnił gest, trącając nogę Ho podczas machania swoimi.

— Nie wiem, mountain dew i cytryna?

— Nie. Limonka i sprite — wypowiedział ciesząc się z wygranej, lecz coś mu nie pasowało. Upewnił się w napojach patrząc raz jeszcze na kartkę — czym to sie różni?

— Limonka i cytryna trochę smakiem, a md to zwykły napój podobny do sprite, ale częściej używa się go jako tonik do drinków. Jest czasaki cierpki, ale słodki i cytrynowy.

— Nie lubię aż takich połączeń — zaśmiał się, sięgając po karteczkę z nazwami składników swojego napoju. Yunho przechwycił ją czytając uważnie. San zrobił pierwszy łyk krzywiąc się niesłychanie — to chyba mountain dew, mango i ananas — wytknął język czując smak dziwnego mixa w ustach — co Amerykanie w tym widzą!

— Frajdę z patrzenia na takie miny, gdy coś jest niedobre — odpowiedział Jeong, ciągnąc ze słomki łyk napoju Sana. Skrzywił się nieco, faktycznie stwierdzając, że nie było to zbyt dobre połączenie — Trafiłeś trzy z czterech.

— Nie wiem, granat?

— Nie, papaja — parsknął dając młodszemu swój kubek.

— Ten lepszy — San skupił się na piciu, nayomiast Yunhon przypatrywał mu się z powagą i jakby fascynacją, którą nastolatek wyczuł wraz z intensywnością spojrzenia.

Poczuł wkradające się na policzki rumieńce, które za wszelką cenę chciał ukryć za włosami, które okazały się jednak za krótkie. Yunho wyciągnął wtedy dłoń, układając ją przy rozgrzanej twarzy Sana, a następnie pogładził opuszkami palców jego skórę. Młodszy od razu spiął się wraz z pojawieniem się nieoczekiwanego, lecz upragnionego dotyku.

— To moja wina? — Yunho wydawał się był dumny z siebie, kiedy to mówił, natomiast San czuł się obniżony.

Miał wrażenie, że Yun go wyśmieje, gdy tylko się odezwie. Przełknął więc ślinę, w milczeniu oczekując wyjaśnienia, które nie nadeszło. W zamian otrzymał pytanie:

— Pójdziesz ze mną na plażę?

Zgodził się, żeby nie było później gadek, że nie chciało mu się iść. Tak naprawdę to zamierzał iść wbrew sobie, ale jeśli uszcześliwiłoby to Yunho to był gotowy się poświęcić.

~*~*~*~

San nie cierpiał gorącego piasku, zimnej wody, krzyków ludzi, plątającymi mu się pod nogami dzieci i faktu, że w tej chwili każdy na niego patrzył.

Naprawdę tak się działo. Natrętne spojrzenia obecnym dookoła osób sprawiały, że Choi czym prędzej chciał zaczepić Yunho, prosząc aby już mogli wrócić na bezpieczny grunt. Wiedział, że wszyscy gapili się na niego, bo miał na sobie tak dużo zbędnych na plaży ubrań, lecz nie zdawali sobie sprawy z tego jak nieswojo San czułby się, gdyby je zdjął. Wtedy wystawiłby się na ocene nie tylko z powodu przeklętych, a wyglądu jego ciała. Już zwracano mu uwagę na szczuplutkie i smukłe ręce, a co byłoby, jakby zobaczyli równie drobne nogi czy wątły tors. Wolał się nie narażać na kazania, karcący wzrok lub komentarze.

Tak naprawdę San porównaniu do Yunho, który w pewnym momencie zdjął z siebie t-shirt, wyglądał jak wychudzony dzieciaczek, odmawiający jedzenia. Jeong był dobrze zbudowany, miał szerokie barki, subtelnie wyrzeźbione plecy, a także i brzuch. San nie potrafił oderwać od niego oczu, choć w głowie zaczynała rozbrzmiewać syrena alarmowa.

Był jednak tak zafascynowany tym, co widział, że nie zarejestrował nawet momentu, w którym Yunho się zatrzymał. Wpadł na niego z impetem, biorąc pod uwagę to z jakim wysiłkiem mierzył się idąc wzdłuż plaży po parzącym piasku. Prażące słońce też nie ułatwiały mu zadania.

Wyższy złapał Sana pod ramię, podtrzymując tak by mógł on złapać równowagę. Chichotał pod nosem, aczkolwiek nie komentował tego, co miało miejsce, za co tamten był mu niewyobrażalnie wdzięczny.

— Nie cierpię tego miejsca — burknął siadając na piasku, który najpierw rozgarnął bosą stopą, aby nie był tak doskwierający.

Wytrzepał trampki, przyglądając się rozbawionemu do granic możliwości Yunho.

— Nie rób skwaszonej miny, San. Lubię, kiedy się uśmiechasz — wypowiedział i właśnie wtedy na ustach nastolatka zagościł delikatny  uśmieszek.

Zdanie Yunho i jego słowa wiele dla niego znaczyły.  Nabierał trochę pewności siebie, a przy okazji czuł się w pewnym stopniu wyjątkowy. To co mówił starszy było skierowane tylko i wyłącznie do niego, a to podbudowywało tę część Sana, która potrzebowała wsparcia kogoś dla niego ważnego.

Yunho był niebywale ważny.

Pałał entuzjazmem, bawił się życiem i korzystał ze wszystkich jego udogodnień. Z tego, co Choi zdążył zauważyć, Jeong porażki traktował jako siłę napędową. Motywowały go do dalszej pracy i walki. Tym się od siebie różnili, aczkolwiek jednocześnie uzupełniali.

Chcąc nie chcąc San z czasem został postawiony przed widokiem Yunho w samej bieliźnie. Przełknął głośno ślinę i odwróciwszy wzrok zaczął bawić się piaskiem. Jeong zostawił z nim swoje rzeczy, po czym zmierzwił włosy siedemnastolatka i ruszył w stronę oceanu. Nie siedzieli daleko od brzegu, dzięki czemu mogli się nawzajem obserwować i robili to.

San nawet przez moment pomyślał o tym, że dla takiego widoku mógłbym zmienić swoje nastawienie i polubić się z gorącym słońcem, wchodzącym wszędzie piaskiem oraz poczuciem bycia ocenianym.

Z czasem Yunho zniknął mu z pola widzenia, dlatego postanowił włączyć sobie muzykę,  poczekać i może zrobić kilka zdjęć, które od razu udostępnił swoim przyjaciołom na grupowej konwersacji. Oni również wysłali mu zdjęcia ze wspólnego wypadku na karaoke. W tym samym momencie San poczuł przytłaczającą pustkę. Wyszedł prędko z aplikacji i skupił się na piosence rozbrzmiewającej ze wciśniętych w uszy słuchawek. Wbił spojrzenie w rozpościerający się horyzont wyciszając umysł.


Melodia "Chance" od Hayley Kiyoko odbijała się w jego głowie echem. Zamknął też oczy oddając obezwładniającej sile muzyki. Odpłynął z rytmem budząc się w chwili, w której poczuł zimne krople uderzające w jego rozgrzaną skórę.

Wzdrygnął się więc, podnosząc wzrok na wysokiego bruneta, ociekającego słoną wodą. Yunho kucnął naprzeciw Sana, ciągnąc za kabel od słuchawek, które wypadły z czasem z jego uszu, przez co nastolatek mruknął niezadowolony, nie spuszczając oczu z przystojnej twarzy.

— Chodź ze mną — zaproponował Jeong, zabierając z rąk Sana telefon. Schował go pod swoimi ubraniami, by nie narazić urządzenia na przegrzanie w słońcu.

— Nie, nienawidzę wody — Choi zaparł się z całych sił, kiedy Yunho ciągnął go za nadgarstki.

Nie poddał się nawet wtedy, gdy został bez problemu podniesiony, przerzucony przez ramię starszego, który najzwyczajniej w świecie ruszył przed siebie. San okładał go niezbyt mocno po ramionach i barkach, nie chcąc tak łatwo dać za wygraną.

Czując jak powoli staje na własnych nogach i niezbyt stabilnym gruncie uspokoił się na tyle, by rozejrzał się i obrać drogę ucieczki. Wtedy po raz kolejny został złapany w sidła Yunho, który przylgnął wilgotnym torsem do jego koszulki i zwyczajnie zaciągnął go dalej od plaży. San uniósł nogi tak wysoko, jak tylko potrafił, nie chcąc zamoczyć spodni, jak i całego siebie, co jednak było celem jego towarzysza.

— Wstrzymaj oddech — usłyszał niewyraźnie ze względu na zagłuszający Yunho szum fal.

Mimo wszystko wstrzymał oddech, a czując jak uderza o taflę wody spanikował i spiął się, wbijając palce w przedramiona, które wciąż silnie go oplatały. Nie wypuścił powietrza nawet jeśli panicznie się bał. Zaufał Yunho bezgranicznie. Moment później uczucie zatkanych uszu zniknęło, a woda zaczęła spływać po jego twarzy i ubraniach, co utwierdziło go w przekonaniu, że było bezpiecznie.

Uchylił wpierw powieki przecierając je dłońmi, a następnie złapał upragniony oddech odpychając się z całej siły od ciepłego ciała dwudziestolatka. Obrócił się tracąc równowagę i gdyby nie szybka reakcja Yunho ponownie znalazłby się pod znienawidzoną i przerażającą go wodą. 

Starszy przyciągnął go do siebie i właśnie wtedy San ogarnął jak blisko siebie byli. Odległość miedzy by nimi nigdy nie była tak nikła, a on nie czuł się tak znacząco onieśmielony. Palący rumieniec wykwitał na policzkach siedemnastolatka, które Yunho otarł swoimi palcami, aby ogarnąć z nich przydługie i mokre włosy Sana.

Ich spojrzenia skrzyżowały się, lecz Choi zerwał ten kontakt, bojąc się, że zrobi coś głupiego.

Nie chciał podpaść Yunho nieoczekiwanie go całując.

Nie wiedział czy starszy tego chciał.

~*~*~*~*~

— Nigdy ci tego nie zapomnę — wymamrotał niepocieszony, wykręcając po raz kolejny koszulkę z wody — nienawidzę plaży, wody, a najbardziej nienawidzę tego miasta — narzekał pod nosem maszerując pospiesznie przed siebie.

Ignorował przepraszającego go Yunho, który mimo groźnych spojrzenia Sana, powarkiwań i gróźb uśmiechał się jak idiota. Był z siebie dumny, ale też czuł się głupio, bo docierało do niego to, że mógł nieświadomie skrzywdzić chłopaka, gdyby, nie daj Boże, zachłysnąłby się wodą.

Zrównali krok docierając na parking, gdzie zaparkowane było auto starszego. Nie lubili przemieszczać się samochodem, kiedy spedzali ze sobą czas, dlatego zostawiali wóz niedaleko sklepu z płytami.

— Przeprosiłem cię już sto razy — Yunho tracił ramię Sana, który fuknął głośno.

— O sto za mało — parsknął Choi przechodząc dookoła wozu.

— Zabiorę cię na jedzenie, co ty na to? — zagadnął, wrzucając plecak na tylne siedzenie starego forda.

— Nie chcę, jesteś ostatnią osobą na świecie z którą zrobię cokolwiek — wyrzucił z siebie, choć wcale tak nie myślał — jesteś nieobliczalny.

— Tylko, gdy kogoś bardzo lubię — Yunho odpowiedział pewny siebie, ale San nie spodziewał się takich słów. Odebrało mu mowę.

Jeong w tym czasie spojrzał na opierającego się o maskę siedemnastolatka, który cieszył się jedynie z faktu, że nie zniszczył nowych butów. Był zły i miał ochotę zrobić aferę, jednak gryzł się w język, by nie wyjść na humorzastego dzieciaka.

Yunho pokonał dzielącą ich odległość robiąc to, przed czym San stchórzył, gdy byli na plaży.

Ujął zarumienione policzki i złączył ich wargi w słodko-słonym pocałunku.




_____
Miłego wieczoru!

_ssangi love u 🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro