7. Stealing beers out of the trailer park

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdyby cztery miesiące wcześniej San zostałby zmuszony, aby wybrać, które ze wspomnień wywoływały u niego najszczerszy uśmiech to z dumą powiedziałby, że było to niespodziewane spotkanie Wooyounga w parku nieopodal szkoły oraz szalenie intensywna relacja z nim. Dzień, w którym odnalazł - jak wtedy myślał - bratnią duszę. Przyjaciela tak samo samotnego i nierozumianego przez bliskich, z którym niesamowicie szybko odnalazł wspólny język tuż przed szesnastymi urodzinami spędzonymi później w jego towarzystwie. Wyznałby, że ciemnowłosy miłośnik tańca oraz psocenia się innym zawrócił mu w pełnej dziecinnych spostrzeżeń głowie pozostawiając mętlik. Jego osoba wbijała się w myśli do tego stopnia, iż Choi nie myślał o niczym innym niż o pięknej twarzy i beztroskim uśmiechu kolorującym jego dni coraz to nowszymi barwami. Wkraczając w szesnasty rok życia mógł śmiało powiedzieć, że miał przy sobie kogoś, kto stanowił cały jego świat i dawał mu nieograniczone szczęście budząc nieznane wcześniej emocje. Czuł się kochany przytulając go, całując oraz robiąc wszystkie rzeczy, które tamtego czasu uważał za coś tylko i wyłącznie dla dorosłych lub dla odludków. Adrenalina sięgała zenitu, podobnie jak strach przed wytykaniem palcami za coś nieprawidłowego, niepoważnego i zakazanego.

W wieku niemalże siedemnastu lat powiedziałby, że Wooyoung był tylko szczeniackim zauroczeniem. Pierwszymi razami, które utwierdziły go w przekonaniu, że nie był taki jak rówieśnicy. Będąc tylko rzut beretem od osiągnięcia amerykańskiej siedemnastki stwierdziłby, że Jung, który obecnie był tysiące kilometrów od niego był pierwszą, ale na pewno nie prawdziwą miłością.

To właśnie Yunho z dnia na dzień wkradał się na to specjalne miejsce w sercu Sana. Zyskiwał na atencji, jak i stawał się dla niego kimś więcej za sprawą promiennych uśmiechów poprawiających nawet najgorszy humor. Wywoływał samoistny uśmiech jedynie samą swoją obecnością, natomiast spojrzenia, dotyk oraz przyziemne interakcje podnosiły tętno, zmuszając serce do wzmożonej pracy. Stado motyli, jak i trzepot ich skrzydeł zaczynały władać ciałem, reakcjami oraz umysłem nastolatka za każdym razem, gdy wargi Jeonga stykały się z tymi jego, bądź silne ramiona opatulały wątłe ciało ratując przed upadkami, kojąc nerwy oraz odpędzając tragiczne scenariusze czy negatywne emocje.

Tuż przed siedemnastymi urodzinami był pewien, że to z Yunho chciał raz jeszcze przeżyć każdy swój pierwszy raz. Nie mógł, aczkolwiek miał możliwość wraz z nim smakować innych zakazanych owoców. Jeong i jego przyjaciele pokazywali Sanowi, że oprócz tych czysto fizyczno-emocjonalnych pierwszych razów, istniały też inne - ciekawsze.

Tak oto po zmroku skończył z nimi na terenie pola kempingowego. Nie była to bogata część Los Angeles, ponieważ mieszkały tutaj biedniejsze rodziny, narkomani, single, tacy co chcieli uciec od zgiełku miasta, alkoholicy, bądź byli skazańcy przebywający na zwolnieniach warunkowych albo mających zasądzony areszt domowy. W związku z tym po mieście krążyło wiele plotek o tym, jak wielu dowcipnych nastolatków często dostawało tam po manto. Była to niska renoma, która nijak odstraszała Sana zaabsorbowanego pomysłem Lynn i Fenixa, polegającego na odwracaniu przez nich uwagi co niektórych mieszkańców, aby reszta mogła ukraść im wyłożone na widoku alkohole, a czasem i nawet mocniejsze używki.

Choi wiedział doskonale, że nie było to mądre. Wiedział, że mogli przysporzyć sobie wielu kłopotów, trafić do poprawczaka albo, co gorsza stracić zdrowie i życie, gdyby wpadli na niezbyt przyjemnych typów, aczkolwiek nie przejmował się tym. Miał głęboko gdzieś konsekwencje czynów, do których się przygotowywali obmyślając przez pół dnia idealne plany działania. Działał instynktownie, pobudzony chęcią dopasowania się do grupy oraz przeżycia czegoś więcej niż dotychczas. Nie bał się, czując za sobą obecność Yunho, który niechętnie wziął udział w tym wydarzeniu, zważywszy na złe wspomnienia sprawiające, że wolał trzymać się z daleka od tego miejsca, jednak nie potrafił zaufać przyjaciołom w kwestii opieki nad Sanem.

Sam wolał go pilnować i dbać o jego bezpieczeństwo. To było głównym powodem, dla którego stanął twarzą w twarz z konsekwencjami nieostrożności piątki znajomych zapatrzonych w swój genialny plan, w którym uzgodniono, że Fenix, Mason i Lynn odwrócą uwagę dwóch nieźle napakowanych typków, u których dostrzegli dwie kraty pełne browarów oraz paczkę zioła, nad którego brakiem ubolewali od wieczoru na plaży. Wszystko szło zgodnie z wytycznymi, ale nikt nie pomyślał o tym, że delikwenci nie będą sami. Sprawy skomplikowały się do tego stopnia, że Elise i Christopher mający zwinąć fanty spełnili swoją rolę doskonale, ale perfekcyjnie też polegli kierując się ze wszystkim w stronę Yunho i Sana stojących na czatach przy najbliższym wyjściu.

W tamtym momencie obaj żałowali, że znaleźli się w nieodpowiednim miejscu o równie nieodpowiedniej porze. I gdyby nie szybka interwencja Fenixa, który znikąd wyrósł przed goniącym przyjaciół pijanym agresorze Yunho prawdopodobnie nie skończyłby tylko z podbitym okiem oraz wykręconą ręką. Chęć obrony Sana, który stał się celem faceta, była o wiele większa niż ratowanie reszty czy samego siebie.

Do Andresa szybko dołączył Mason i we dwoje obezwładnili nietomnego kolesia przyczepiając mu ręce opaskami do ogrodzenia, zaraz zbierając z ziemi oszołomionego uderzeniem Yunho i pomagającego mu wstać Sana, który wylądował w objęciach ciemnowłosego Fenixa.

— Nie rzucaj się, bo rzucę cię tamtym trzem na pożarcie — wymamrotał przy uchu siedemnastolatka i wtedy Choi uspokoił się.

Nie tylko bał się tamtych ludzi, ale i samego Andresa, który budził respekt swoją tajemniczością i nieprawdopodobną pewnością siebie. Wyróżniał się z tłumu, stawiał na swoim oraz zmuszał wszystkich do bycia ostrożnymi w kwestii rozmów, San zauważył, że Fenix był wyczulony na wszelkie próby naginania prawdy, bądź owijanie w bawełnę. Sam nieczęsto mówił więcej niż to, co towarzystwo chciało od niego usłyszeć, nawet jeśli były to tylko i wyłącznie odpowiedzi na pytania. Niemniej jednak, siedemnastolatek dostrzegał jak bardzo brunet był zżyty z Yunho i widział niekiedy momenty, gdy rozmowy tej dwójki były dłuższe i bogatsze w okazywane wtedy emocje.

Grupa rozdzieliła się na dwa auta. Lynn, Elise, Chris oraz Mason zabrali ze sobą Yunho, natomiast Fenix oznajmił, że San pojedzie z nim, co spotkało się z protestami młodszego. Choi nie chciał dzielić z nim przestrzeni ani powietrza. Bał się tego, co mogłoby nastąpić, dlatego stawiał się przez dłuższą chwilę. Andres, jak na niego przystało ignorował żenujące zapieranie się nogami, gadki o Yunho czy fuknięcia wydostające się z ust dzieciaka, którym w jego oczach był San.

Właśnie dlatego machnął do Lynn, by odjeżdżała, a sam zaczął szarpać się z obrażonym na cały świat Sanem. Ostatecznie wepchnął nastolatka na siedzenie pasażera i trzasnął poirytowany drzwiami. Zajął miejsce przy kierownicy czarnego Camaro, po czym powoli wyjechał na pustą drogę.

— Przestań mamrotać — warknął ostrzegawczo, kiedy San przez cały czas wyzywał swój los oraz jego samego. Zjechał na pobocze, hamując gwałtownie, czym zwrócił na siebie uwagę wystraszonego towarzysza — Wysiadaj.

— Nie ma mowy — odburknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Więc siedź cicho — Fenix wciąż był cierpliwy, zdając sobie sprawę z tego, że puszczenie wodzów nie przyniosłoby pożądanych efektów. — Nie zachowuj się jak dziecko chociaż przez drogę do domu. To Los Angeles, a nie twój kolorowy Seul.

— Kim ty niby jesteś, co? — prychnął młodszy, przekręcając się w stronę Andresa.

— Kimś kogo się boisz — usłyszał w odpowiedzi, od razu parskając niekontrolowanym śmiechem — Nie wiem, co Yunho w tobie widzi.

— To czego ty nie potrafisz.

— Jesteś dzieckiem, którym musi się zajmować. Nie dasz mu nic, czego on naprawdę potrzebuje — stwierdził, co uraziło dumę, jak i ukuło serce Sana. Zacisnął pięści na materiale bluzy Jeonga, którą miał na sobie. — Nie naburmuszaj się, mówię tylko to co wiem.

— Nie wiesz o nas nic. Kim jesteś, żeby oceniać i się wypowiadać?

— Synem jego ojczyma i jedyną osobą, która widziała jego upadek — wyznał i to właśnie wtedy Choi otworzył szeroko oczy, niedowierzając w to, co usłyszał.

Mimo iż siedział, to kolana i tak się pod nim ugięły.

Upadek Yunho. Te dwa słowa odbijały się echem w jego głowie sprawiając, że przestał myśleć o wszystkim innym. Nawet obecność Fenixa stała się dla niego obojętna, ponieważ liczył się tylko chłopak, który tak bardzo zmieniał jego świat każdego dnia. Nie spodziewał się, że usłyszy tak szokujące informacje. Mimo to wiedział, że Fenix powie mu więcej. Modlił się o to, by starszy wyjaśnił mu co tak naprawę się dzieje, bo sam już był nieźle zagubiony.

— Nie mówił ci, że jesteśmy rodziną? — zaprzeczył kiwając głową, na co Andres skinął porozumiewawczo. — Nasi rodzice spiknęli się sześć lata temu. Nie podobało mu się to, a ja dowiedziałem się jakieś trzy lata temu, jak wróciłem z akademii. Chciałem być policjantem, ale ciągnęło mnie do zioła i zrezygnowałem zanim ktokolwiek się do mnie przyczepił. Wróciłem, a on zrobił wielkie oczy, że jest ktoś jeszcze o kim nie wiedział. \

— A jego upadek?

— Yunho porwał się na zawody dla surferów. Tego dnia pokłócił się z moim ojcem i ze mną, a potem jeszcze z chłopakiem, z którym był. Na początku szło mu świetnie, przelał wszystkie negatywne emocje w walkę o zdobycie fali, ale przy ostatniej próbie coś poszło nie tak. Fala się zamknęła, a on nie zdążył wypłynąć, porwało go pod wodę, a co tam się działo to już kwestia jego wspomnień — wyjaśnił, natomiast w głowie Sana pojawiły się słowa matki o Hyoyeon i jej miłości do morskiej toni. — Zbliżają się kolejne zawody — usłyszał głos Fenixa, który wyrwał go z transu. — Nie pozwól mu startować. Mnie nie posłucha, ale może ty przemówisz mu do rozsądku. Musi wiedzieć, gdzie postawić granice. Pasja pasją, ale życie jest ważniejsze.

— Kocha to — zauważył młodszy przypominając sobie dzień, w którym Yunho zabrał go na plażę, aby pokazać swoje umiejętności i jedną z rzeczy, która daje mu powody do życia.

— Posłuchaj, San, straciłem matkę i siostrę, a razem z nimi wszystko to, co ty straciłeś przyjeżdżając tu. Nie mogę stracić teraz brata — znowu zaskoczył Sana, któremu po raz kolejny zrobiło się głupio. — Dlatego proszę, żebyś go zatrzymał.

— Spróbuję — obiecał, choć nie wierzył w to, że cokolwiek wskóra. Yunho był zbyt uparty. 




___________

Jeśli chodzi o trailer park to w internecie jest kilka źródeł, które mówią, że są to noe tyloo pola kempingowe, ale i ciężarówki, miejsca dla nich, wiec stwierdziłam, że skupię się tylko na polu kempingowym (ktore lepiej pasowało)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro