★GRANGER★

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień dobry! Kto rano wstaje ten miniaturkę dostaje 💜

***

Hermiona Granger była osobą mądrą i ciekawską, wiecznie przemądrzałą, co doprowadzało postronnych ludzi do irytacji. Najbardziej odczuwali to jej przyjaciele, Harry i Ron, czasami Ginny czy Luna. Potrafiła także matkować biednemu Neville'owi. Jednak oni kochali jej sposób bycia, była ich przyjaciółką, powierniczką i trzymała ich przy życiu, samej odnosząc sukcesy.

Była jednak w zamku osoba, która wręcz nienawidziła jej ciągle uniesionej ręki w górze i tego wyrazu twarzy, głoszącego jej wszystkowiedzące odpowiedzi.
Severus Snape nienawidził, a zarazem podziwiał jej intelekt. Była dla niego wyzwaniem i utrapieniem. Kimś, kim sam kiedyś był. Wiecznie szukającym swojej drogi kariery przez zbyt wielką ambicję. Różniło ich wiele, jednak to kontakt z ludźmi umożliwił Hermionie Granger pozostać po stronie dobra nie zagłębiając się w mrok czarnej magii. I choć wiedział, wręcz wyczuwał jej drobinki w jej postaci, nigdy nie dała się złamać, jedynie pochłaniając niebezpieczną wiedzę.

Niby widział w niej podobne cechy do jego ja z lat młodość, ale to były najgorsze występki. Właśnie wtedy zrujnował sobie życie. Był głupim chłopakiem, który przez otaczających go ludzi, naiwnie sądził, że stanie się kimś wielkim.

Wszystko się ziściło, tylko jakim kosztem?

To właśnie go denerwowalo. On musiał iść przez życie w mroku, kiedy Hermiona Granger pozostawała w świetle błyszcząc i zachowując swoje jestestwo. Zazdrościł jej normalnego życia, gdzie z przyjaciółmi odkrywała przygody, nie martwiąc się czy będzie miała co założyć w kolejnym roku, czy książki da radę zakupić, bez szukania źródła gotówki. Zazdrościł jej wszystkiego, czego tylko mógłby pragnąć młody chłopak.

I mimo, że miał na karku czterdzieści lat, cały czas nienawidził Hermiony Granger tak bardzo jak ją szanował.

Pewnie zastanawiacie się co też, taki zadufany w sobie dupek może szanować w Hermionie Granger. Otóż znajdzie się kilka rzeczy. Choćby taka odwaga. Gryfońska jak cała postać wiedźmy. Było to zaletą i wadą w jej osobie. Posiadanie wiedzy było u niej nad wyraz ślizgońskie. Samą swoją ambicją przypominała mu, jak można uwielbiać naukę, jednak tak bardzo była podobna do niego. To dawało mu poczucie względnej destrukcji. Wszystko się kumulowało, emocje zmieniały się. Nigdy do końca nie wiedział co czuje w danym momencie.

Wrogość? Uznanie?

Chyba wszystkiego po trochu.

I gdy tak patrzył teraz na gryfonkę w jego pracowni, pochyloną nad kociołkiem, nie wiedział, czy podziwiać jej spokój i emanującą grację ruchów, którą w końcu nabyła, czy irytację przez jej nieokrzesane kłaki, które co rusz uciekały z upięcia.

Przeważająca irytacja wzięła jednak w górę. Podszedł do niej, wykrzywiając wargi w złości. Machnięciem różdżki, gumka zsunęła się z włosów do końca, a bujne kudły buchnęły przed jego twarzą, zanim zdążył choćby się odsunąć.

Chochla z głośnym pluskiem wpadła do mikstury, sycząc, gdy zaburzył się proces ważenia. Hermiona z piskiem sięgnęła dłońmi w tył, lecz uderzenie w nie, powstrzymał jakikolwiek jej ruch.

Och jaka ona potrafiła być nieznośna. Chwycił w garść włosów w dłoń i zdziwił się jakie miękkie były. Kolejna rzecz, którą w niej znienawidził. Wyglądały na roztrzepane, wiecznie napuszone, ale w dotyku były delikatne i wyjątkowo gładkie.

Jak ktoś z takim mopem na głowie, może wyglądać w nich dobrze? A no może. Miał przykład przed oczami, co go rozwścieczyło jeszcze bardziej. Szarpnął nimi, chwytając w drugą dłoń gumkę i związał je mocno w kitkę, chcąc choć raz poczuć satysfakcję. Ujarzmi te włosy, choćby miał nauczyć się pleść warkocze. Dokonał jednak niemożliwego.

Czy było jednak warto, zważając na ciche łzy, które popłynęły po policzkach jego uczennicy?

Zdecydowanie nie.

Wykrzywił się okropnie w jej stronę, gdy otarła wierzchem dłoni łzę. Był dupkiem, którego teraz zżerały wyrzuty sumienia od środka. Nie przeprosił. Nigdy tego nie robił.

Odszedł od niej natychmiast. Emocjonalnie była słaba, choć sama cisza niezmiernie kuła go w uszy, podziwiał jej wewnętrzne opanowanie. Mogła go zwyzywać, była dorosłą kobietą. Właśnie. Kobietą. Powinien brać to pod uwagę, ale nie chciał.

Zawsze mu się wydawało, że kobiety są słabe. Dopóki nie poznał nieznośnych gryfonek, które uwielbiały go dręczyć swoją obecnością. Były uparte, jak Granger w tej chwili. Milczała, choć wyrządził jej krzywdę. Nie specjalnie, rzecz jasna. Jednak czuł do siebie ten sam wstręt co przez wszystkie lata służby jako szpieg Dumbledore'a.

I kiedy tak milczała zastanawiał się czy próbuje mu pokazać, że jest silna i obmyśla cichy plan zemsty, czy może zaciska zęby, aby nie pokazać jaka jest słaba.

Czy Hermiona Granger nie mogła wywoływać u niego jedynie nienawiści? Byłoby prościej, nie męcząc się z własnymi, przypadkowymi stanami emocjonalnymi.

Im dłużej z nią pracował, tym więcej odkrywał u niej cech, które powoli akceptował, jakby te, które denerwowały go znikały. Nie rozumiał tych zmian. Wszakże zaczął się do wiedźmy przyzwyczajać. Pracował z nią już od roku, był jej Mistrzem praktyk, które miały trwać trzy lata. Sam zastanawiał się czy w ogóle wytrzyma.

Westchnął jakby pokonany. Na początku ich szkolenia, chciał ją zniechęcić. Upokarzał na każdym kroku, wzywał, nie ważne, że dopiero od niego wychodziła. Z jednej strony tłumaczył sobie, że chce ją zahartować i gdzieś tam w środku naprawdę tego chciał, ale nienawidził jej wtedy zbyt bardzo. Pragnął pozbyć się dziewuchy ze swojej pracowni, pozbyć nadziei i ponownie zostać sam w ciszy zakłóconej jedynie bulgoczącym kociołkiem.

Ta mała, kudłata gryfonka każde zadanie wykonywała perfekcyjnie, bez oznak skarg. Trzymała chochle mieszając co jakiś czas, a jej włosy, które wiecznie obserwował, uciekały co rusz z gumki. I tak cały rok, męczył się z Hermioną Granger nie do końca wierząc, że plan nie wypalił, a ona dalej tu jest.

Ale dowody były jasne. Stała przednim, tak jak tego feralnego dnia, kiedy pierwszy raz zagościła w jego pracowni. I dalej go denerwowała samą swoją obecnością.

Wymamrotał coś pod nosem.

Cholera. Sam przed sobą musiał jednak przyznać, że nie chciałby, aby teraz odeszła. Przyzwyczaił się do jej obecności, a on od zawsze był tchórzem, który bał się samotności. I mimo, że zniechęcał każdą jednostkę ludzką do swojej osoby, pragnął aby wścibska gryfonka uprzykrzała mu życie jeszcze przez dwa kolejne lata.

- Mistrzu Snape?

- Dobra robota, Granger.

Uśmiechnęła się, tak irytująco słodko, ale sam wykrzywił usta w krzywym grymasie.

I pomyśleć, że jeszcze tak niedawno nienawidził jej osoby całym sobą.

***
Jak wam się podobało? Coś krótkiego na rozpoczęcie piątku. Udanego dnia 💜
Darietta

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro