★ŚMIERĆ TO TYLKO POCZĄTEK★

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Ostatecznie, dla należycie zorganizowanego umysłu, śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody."

~J.K. Rowling, Harry Potter i Kamień Filozoficzny

***

Klątwy latały nad ich głowami, płomienie trawiły wszystko na swojej drodze, a mury zamku powoli zmieniały się w pył, który unosił się pomiędzy walczącymi.
Czarodzieje w czarnych szatach śmiali się z radością posyłając plugawych mieszańców i zdrajców krwi, oczyszczając własny świat. Krzyki strachu i bólu przedzierały się przez odgłos walących się gruzów i śmigających zaklęć. Hermiona odwróciła się gwałtownie w tył. Jej brudne włosy pokryte popiołem i delikatnie nadpalone, przez lecące przed chwilą w jej stronę zaklęcie, zafalowały wokół jej głowy. Wielkimi oczami powiodła wokół siebie patrząc na walczących czarodziei. Gdzieś mignęła jej czarnowłosa postać w brudnej, białej koszuli. Tak bardzo chciałaby być tam, walcząc obok niego i mieć świadomość, że nie jest ranny i wszystko z nim dobrze. Machnęła różdżką wypowiadając zaklęcie, które posłało przeciwnika Luny na ścianę zamku, która pod wpływem uderzenia zatrzęsła się, a kilka kamieni opadło na ciało śmierciożercy, przygniatając go.
Hermiona nie miała czasu się zastanawiać, czy czasem właśnie nie zabiła człowieka. To był czas, gdzie liczyło się przetrwanie. Później będzie opłakiwać zmarłych i gryźć swoje wyrzuty sumienia.
Przeskoczyła nad ciałem mężczyzny z oczami wlepionymi w gwiaździste niebo. Obok jakiś czarodziej runął jak długi porażony złotymi błyskawicami zaklęcia.

Tętno rosło z każdym jej krokiem. Biegła przed siebie unikając klątw i wykrzykując co jakiś czas nazwę zaklęcia.
Wokół pełno walczących istot magicznych, przyłączyło się do jednej ze stron, próbując wesprzeć i walczyć w słuszność swoich idei, nie wiedząc jak bardzo przerażają niektórych uczestników bitwy, zwłaszcza uczniów.

Wielka Akrumantula przebiegła obok niej rzucając się na olbrzyma, który z rykiem padł na teren walki przygniatając konających lub martwych czarodziei swoim ciałem. Podłoże zatrzęsło prawie zwalając Hermionę z nóg. Zachwiała się. Nagle w jej stronę poleciało zaklęcie. Zanim zdołała je odbić, siła posłała ją w tył, wprost na ścianę budynku. Jęknęła przymykając na chwilę oczy, ale to pozwoliło wrogowi na zadanie kolejnych obrażeń. Wrzasnęła wypuszczając całe powietrze z płuc, czując jak każda cząsteczka jej ciała drży. Szaleńczy śmiech przedarł się przez hałas walki, wywołując u każdego w pobliżu strach.

Bellatriks Lestrange była jedną z kilku najwierniejszych sług Voldemorta, która przejawiała u każdego paniczny strach. Swoim szaleństwem oraz radością zabijania przerażała każdego. Była silną czarownicą czystej krwi, znającą wiele przydatnych, mrocznych i pozbawiających zmysłów klątw.

Walczyła o każdy oddech pod silnym zaklęciem Crucio. Drgała jak liście na wietrze, chcąc w końcu opaść na ziemię. Obok mignęła jej postać Luny. Walczyła ze śmierciożercą, chcąc do niej dotrzeć, ale nie mogła. Przeciwnik był silny i nie dawała rady zwyciężyć, aby jej pomóc. Pogodziła się z myślą, że może to ostatni raz, jak widzi jej przyjazną twarz. Zdobyła się na krzywy uśmiech, podczas kolejnej fali bólu i szalonego śmiechu Belli.

Przymknęła oczy, ale nagle ból zniknął. Przez walkę przedarł się zaskoczony krzyk torturującej ją śmierciożerczyni zwracając jej uwagę. Nad czarnowłosą czarownicą stała Minerwa McGonagall. Jej mentorka i opiekunka domu. Osoba, która była przy niej, gdy jej rodzice zniknęli, pozbawieni wspomnień. Kobieta, która wspierała ją, gdy przyjaciele opuścili i pozostawili samej sobie, gdy najbardziej ich potrzebowała. Osoba, którą kochała jak matkę. Patrzyła jak czarnowłosa czarownica z domu Black pozostaje jedynie wspomnieniem wzbudzającym strach.

- Hermiono, kochanie trzymasz się? - starsza kobieta podeszła do gryfonki, nadal czujnie rozglądając się w około, chcąc uniknąć lecących w nią zaklęć, nawet tych przypadkowych.

Jak to zawsze powtarzał Szalonooki...

Stała czujność!

W walce przydawała się idealnie. Nie można było się rozpraszać, nawet, jeśli chodziło o życie bliskiej osoby. Jeśli chciało się kogoś uratować, najpierw trzeba było wyjść z tego cało, ewentualnie zachować pozory.

Hermiona rozproszyła się na moment, a Bella idealnie wykorzystała chwilę jej nieuwagi. Miała jednak szczęście, że Minerwa była w pobliżu, inaczej nie zobaczyła by już, ani Severusa, ani swoich przyjaciół.

Podniosła się z głośnym jękiem bólu, gdy mięśnie ciała zaprotestowały. Była obolała, ale musiała walczyć dalej. Za Harry'ego i wolny świat bez beznosych dupków, którzy mają swoje poranione idee czystości krwi.
Skinęła więc głową Minerwie i zacisnęła różdżkę w spoconej dłoni.

Przetrwa i będzie dalej oparciem dla swoich przyjaciół, dążąc do upadku czarnoksiężnika i wolności Severusa.

Hogwart płonął. Szyby w oknach eksplodowały raniąc osoby znajdujące się obok nich. Krzyki strachu dalej rozbrzmiewały, zakłócanie co jakiś czas głośnym szlochem, jakby bitwa, która przed chwilą została przerwana już się skończyła.

Voldemort dał im chwilę na zabranie swoich poległych żołnierzy, jakby cokolwiek obchodziły go osoby walczące w bitwie. Przechadzała się przez hol, chcąc znaleźć Severusa, ale nigdzie nie mogła go dostrzec i w środku czuła ogarniającą ją panikę. Wzrok powoli robił się rozbiegany, szukając wysokiej postaci w czarnych spodniach i brudnej koszuli. Musiał gdzieś tu być, ale gdzie?

W oddali widziała rodzinę Weasleyów. Opłakiwali jednego z nich. Nie chciała wiedzieć kto zginął. Przyjdzie czas na żałobę, pochowanie zmarłych i opłakiwanie przyjaciół. Teraz liczył się dany im czas, aby zrobić obchód, zobaczyć ilu ludzi pochłonęła ze sobą bitwa i na czym stoją. Nie mogli dać porwać się emocją. Zaraz miał ponowić się atak, a jak na razie każdy zbierał siły, lecz tracił je przy ciałach swoich bliskich, opłakując je.

Dostrzegła go. Siedział na przypalonej ławce, daleko od ludzi, samotnie, wypatrując czegoś lub kogoś zmrużonymi oczami. Przyspieszyła kroku i jakby przyciągnęła go tym gestem, jego wzrok padł na nią, a oczy lekko rozchyliły się jakby nie mógł uwierzyć, że przetrwali, razem. Wstał z miejsca i ruszył w jej kierunku, a Hermiona nie zważając na resztę, ruszyła biegiem czując jak mięśnie ciała palą wciąż odczuwając skutki po zadanej klątwie przez Bellatriks.
Rzuciła mu się na szyję, obejmując mocno ramionami i wtulając twarz w zagłębienie jego szyi, chcąc poczuć, że jest prawdziwy. Wdychała jego zapach, teraz pomieszany z metalicznym zapachem krwi i potu. W jego ramionach czuła się bezpiecznie, jakby wszystko co złe zniknęło, pozostawiając jedynie bezpieczną przystań.

Słyszeli za sobą szepty, wzburzone krzyki, ale ani Hermiona, ani Severus nie mieli zamiaru teraz się rozstać. Przymknęli oczy i napawali się swoją obecnością, nie słuchając żadnych zażaleń co do ich relacji.

- Jesteś cała? - mrugnął Severus, dalej chowając twarz w jej brudnych włosach.

Skinęła głową przytakując, choć mięśnie dalej paliły, a wspomnienia nie raz będą nawiedzać ją przy każdej próbie snu.

- A ty? Widziałam, że utykasz na jedną nogę - wyszeptała, jakby bojąc zakłócić ich chwilę zbędnymi słowami.

Drżała w jego ramionach. Pragnęła iść do jego komnat, położyć się i zasnąć, aby cała ta chwila była jedynie niemiłym snem, koszmarem. I choć bitwa jeszcze się nie zakończyła, miała nadzieję, że przetrwają. Muszą.

- Drobne draśnięcie. Nie przejmuj się tym, Granger.

Uśmiechnęła się kącikiem ust. Już po wojnie, która niestety jeszcze nadal trwała, miała poślubić tego wrednego, sarkastycznego dupka i używać jego nazwiska, co bardzo jej odpowiadało. Severus był skrytym mężczyzną, ale cieszyła się, że nie skreśliła go na samym początku ich współpracy. I choć pierwsze lekcje dodatkowe były trudne, ilość spędzonych ze sobą dni i godzin, spowodowały zauroczenie. Dostrzegła to, czego nie potrafiła zobaczyć we wcześniejszych latach swojej nauki.

Spryt, inteligencja, perfekcja, elegancja, atrakcyjność. To jedne z wielu cech, które zdołała spostrzec, gdy odsunęła od jego osoby zgryźliwość, arogancję i chłód.

A Hermiona? Cóż. Nie wiedziała jak wygląda w oczach Severusa. Była jednak pewna, że dalej uchodziła za Pannę Wiem To Wszystko Granger. I raczej tak pozostanie, a Hermiona nie miała z tym najmniejszego problemu.

Nagle wszystko ucichło, a coś wdarło się do ich głów wywołując ból. Oderwała się od Severusa zaskoczona i przycisnęła dłonie do skroni, chcąc pozbyć się czarnoksiężnika ze swojej głowy. Rozglądała się wokół, będąc przekonana, że tylko ona to słyszy. Ten złowieszczy syk przypominający węża. Jednak nikt tak naprawdę nie stał bez ruchu jak Severus. Każdy próbował w jakiś sposób zakryć uszy, pozbyć się szeptanych słów. Bitwa ponownie się zaczęła, a ona musiała iść z Harry'm. Być jego wsparciem i pomocą przy zniszczeniu Voldemorta. I choć pewnie zginie, kolejni ludzie i dzieci na świecie powinni być wolni, żyjąc bez strachu i przemocy.

Hermiona odwróciła się do Severusa, skanując jego twarz. Małe zadrapania odznaczały się na bladym policzku. Przejechała po nim opuszkami i uniosła się na palcach, składając na chłodnych wargach delikatny pocałunek.

- Przeżyj - wyszeptała, zamiast tak ważnych słów jak " Kocham Cię ".

Nic więcej się nie liczyło. Musieli przetrwać, aby zwyciężyć. Nie martwiła się o siebie. Owszem chciała żyć, ale jeśli polegnie, będzie wiedziała, że zginęła z miłości i dla miłość swojego serca. Odwróciła się i pobiegła przed siebie, słysząc jego nawoływania. Nie zatrzymała się, nie odwróciła. Pozwoliła łzą popłynąć po brudnych policzkach i rzuciła się w bój między czarne postacie, które niosły wyłącznie śmierć.

W jednym momencie wszystko pochłonęła ciemność, gdy jasny zielony promień rozświetlił na chwilę pole walki, a ona przymknęła oczy, wiedząc, że zostawia Severusa samego. Coś odrzuciło ją w tył, głowa opadła na klatkę piersiową, oczy zadrżały, ciało pochłonął ból, który szybko ustąpił, gdy umysł i ciało pogrążyło się w ciemności.

★★★

Obudziła się w bezpiecznej przystani. Ramiona otulały jej ciało. Ból odszedł, zapomniany. Otworzyła oczy, od razu dostrzegając czarne tęczówki, wpatrujące się w nią intensywnie. Uśmiechnęła się, podnosząc dłoń. Dotknęła lekko szorstki policzek, dostrzegając na swoim palcu pierścionek. Zmarszczyła brwi, łapiąc się za szyję, gdzie powinien wisieć wisiorek. Spojrzała na twarz Severusa nie rozumiejąc. Dopiero teraz dostrzegła, że wokół panuje cisza. Drzewa kołysały się na delikatnym wietrze, ptaki radośnie ćwierkały nad ich głowami. Rozejrzała się zdezorientowana, nie rozumiejąc, dlaczego leżeli wśród kwiatów na polanie.

- Severusie... Czy my...

Nie musiał odpowiadać. Hermiona doskonale znała odpowiedź. Zginęli. Bitwa mogła dalej trwać, ale dla nich właśnie się skończyła. Myśli biegły po jej głowie jak szalone. Czy wygrali wojnę? Czy Harry żyje? Zdołał pokonać Voldemorta? Przegryzła wargę,  przyglądając się swoim dłoniom. Rany i bród zniknęły. Ubrania z bitwy zastąpiła błękitna sukienka. Spojrzała na Severusa. Jego rany także zniknęły, zmarszczki niepokoju ustąpiły. Chwycił ją za dłoń na której był pierścionek i ucałował ją, patrząc w jej nadal zdezorientowaną twarz.

- Nie myśl tyle, Granger. Pamiętasz co mi obiecałaś?

- Że zawsze będę przy tobie - wyszeptała z czułym uśmiechem na twarzy.

Mimo, że już nie ujrzy swoich przyjaciół i bliskich jej znajomych, uśmiechnęła się szczęśliwa. Była tutaj z Severusem. Z najważniejszą osobą w jej życiu, nie ważne, że niedawno się skończyło. Zaczynali żyć od nowa, w nowym, lepszym świecie, gdzie wojna nie sięga, a miłość zwycięża.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro