*ŻYCIOWE WARTOŚCI*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Ponoć kryzys jest wartością jeśli tylko potrafimy wyciągnąć z niego wnioski i zmienić coś w naszym życiu."

~ Dorota Wachnicka, Grzesznica

***

- Profesorze Snape!

Hermiona biegła za postacią, która szybkim krokiem oddalała się korytarzem. Doskonale wiedziała, gdzie idzie, jednak była już zmęczona maratonem, który pokonała, nawołuwając mężczyznę. Jak na złość nie chciał się zatrzymać, jakby był w transie, albo ignorował ją, co bardzo dobrze mu wychodziło. Westchnęła, nabierając powietrza w płuca. Ten facet był niezwykle irytujący, ale co mogła zrobić? Musiała być jak natrętna mucha, aby w końcu z nią porozmawiał. Rozumiała, że nie chce jej widzieć. Naruszyła jego przestrzeń osobistą, ale był wtedy taki... otwarty, a ona potrzebowała bliskości. Kłótnia z Ronem i zerwanie było dla niej bolesne. Jak dla każdej kobiety, rozstania są trudne, ale tylko wtedy, kiedy uczucia były wystarczająco silne. Snape znalazł ją na schodach, płaczącą z rozmazanym tuszem na policzkach. Kazał jej się pozbierać, a później widząc, że to nic nie daje, przysiadł na wyższym schodku i odpowiedział jej historie, która pomogła jej w podjęciu decyzji. Niestety zbyt dużo emocji spowodowało, że stała się wylewna, a otwartość profesora i chęć pomocy, spowodowała, że szukając bezpieczeństwa, chciała ją znaleźć w jego ramionach. Kiedy więc objęła jego szczupłą sylwetkę i wypłakiwała oczy w jego szatę, nie myślała dużo. Poklepał ją nieporadnie po plecach, próbując rozplątać brązowe włosy ze swoich guzików i odsunąć ją jak najdalej, jednak ona zrobiła przysłowiowy jeden krok w przód i pocałowała go.

Zwyzywał ją od głupich idiotek i kazał iść do swojego dormitorium, odejmując przy okazji pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru. Patrzyła jak odchodzi, nie mogąc uwierzyć w swoją głupotę.

To wydarzyło się cztery miesiące temu, od tamtego czasu ignoruje ją na wszystkie możliwe sposoby, a Hermiona próbowała jedynie przeprosić, choć tak naprawdę nie wiedziała od czego zacząć. Za pocałunek? Za emocjonalność? Za naruszenie jego przestrzeni? Ona nie żałowała, ale on mógł poczuć się jak przestępca. Była jego uczennicą, co bądź uratowała mu życie we Wrzeszczącej Chacie i poprawiała jedynie rok, ale mundurek zobowiązywał. Jednak nie czuła do niego żadnego miłosnego uniesienia, raczej była zaskoczona czynem, do którego się przyczyniła. Nie wspominając, że było jej wstyd.

- Czego ty ode mnie chcesz?

W końcu się zatrzymał, a ona mogła odetchnąć parę razy głębiej. Jak na Merlina on tak szybko chodził? Nawet się nie zasapał w porównaniu do niej. Miała wrażenie, że zaraz wypluje płuca.

- Wiem, że nękam pana od dobrych kilku miesięcy - odparła robiąc przerwę, by złapać oddech. Wciąż stał odwrócony do niej plecami, co pozwoliło jej podejść do niego bliżej, bez niebezpiecznych iskier rzucanych z jego oczu.

- Z grzeczności nie zaprzeczę - rzucił chłodno, odwracając się.

Nie lubił być w centrum uwagi, a Hermiona Granger robiła to nagminnie, wraz z obrazami, które śledziły każdą ich słowną potyczkę i maratony po korytarzach.

- Chce pana przeprosić.

- Skończ Granger. Nie zawracaj mi głowy głupotami - warknął, ruszając we wcześniejszy wybrany kierunek.

Podążyła za nim, a postacie w ramach, poszły za nimi, co jakiś czas szeptając ze sobą, będąc ciekawe co wydarzy się dalej. Nieświadome niebezpieczeństwa, nagle zostały unieruchomiene i zagłuszone przez zaklęcie byłego dyrektora, który z iście ślizgońskim zadowoleniem, ruszył dalej.

- Proszę, profesorze! Przepraszam za naruszenie pana przestrzeni, za moją głupotę. Ale nie żałuję!

Fakt, nie żałowała. Pocałunek był nawet przyjemny, a Snape do brzydkich nie należał. Nigdy jednak nie sądziła, że zainteresuje ją dużo starszy mężczyzna, w dodatku nauczyciel.

Zatrzymał się i odwrócił w jej stronę, wściekły podchodząc do kobiety bliżej. Przełknęła ślinę, zaciskając ze zdenerwowania palce. Był taki niebezpieczny, gdy peleryna powiewała za nim jedynie podkreślając jego wściekłość. Jednak reakcja ciała ją zdziwiła. Dreszcz przeszedł po kręgosłupie, a dolna warga zniknęła pomiędzy zębami.

- Nie pogrywaj sobie, Granger. Dobrze Ci radzę. To się źle dla ciebie skończy. - syknął blisko jej twarzy. Poczuła zapach kawy i ziół.

Hermiona zrobiła krok w przód i zmarszczyła brwi. Odwaga podsunęła jej pomysł, który mógł się równać z jej natychmiastową śmiercią. Jak mogła w ogóle pomyśleć, aby podejść do wystawionego na próbę byłego śmierciożercy? Biła od niego wściekłość i niemoc, jakby chciał po prostu pozbyć się jej jednym machnięciem różdżki. Ta surowa twarz profesora z jednej strony była piękna, z drugiej jednak przerażająca.

- Zrozumiałam jedynie co jest najważniejsze w życiu. Nie warto podążać za niespełnionymi marzeniami, tylko gnać do przodu, aby spełniły się inne. Może się okazać, że będą lepszym wyborem, niż ten, który zadał nam ból. Pewnie mnie Pan zabije, a po naszej rozmowie spali żywcem na błoniach, ale chce podjąć to ryzyko i pragnę Panu pomóc.

Prychnął, prostując sylwetkę, tym samym odsuwając się od oczu gryfonki i jej twarzy. Był teraz zdecydowanie za daleko. Jak na mniemanie Hermiony oczywiście. Sama nie wiedziała co się z nią działo. Coś ją pchało bliżej profesora, a ta sytuacja była na tyle dziwna, że nie zdziwiłaby się odrzucenia jej propozycji. No bo jak chciała mu pomóc? Czy w ogóle zastanawiała się nad tym chwilę? Teraz jedynie miała dziurę w głowie i za Merlina nie mogła sobie przypomnieć swojej listy "za" i "przeciw".

- Jak. Jak chcesz pomóc zniszczonemu przez życie człowiekowi?

Hermiona chwyciła rękaw profesora, nie chcąc przekraczać granicy. Zastanowiła się chwilę, patrząc na krzywy grymas na jego twarzy. Jednak to co kryło się w spojrzeniu... Tak jakby od dawna pragnął pomocy, ale duma nie pozwalała mu na zrobienie kroku. Chwyciła więc jego dłoń, mając wrażenie, że właśnie tego potrzebował. Gwarancji, że nie odejdzie, że nie boi się mu pomóc, że jest człowiekiem, który tak samo jak reszta, czasami potrzebuje wsparcia.

- Trwając i zmieniając resztę życia na spokojne i przyjemne. Chciałabym być osobą, którą poprosi pan o partie szachów, jeśli będzie Pan potrzebował towarzystwa, albo osobą, która zniesie każdą obelgę, byle tylko poczuł się lepiej. Chce tego, bo każde życie w jakimś stopniu jest wartościowe, więc i Pan, nawet jeśli myśli inaczej, jest wartościowy.

Spojrzał na nią, później zjechał wzrokiem na trzymaną dłoń. Na moment zapatrzył się w to miejsce jakby coś analizując, a następnie uścisnął ją na moment, szybko wyszarpując rękę i chowając w poły szaty.

- Czas na Ciebie, Granger.

Hermiona otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale odszedł, a ona nie miała już sił za nim podążać. Jeśli będzie chciał, przyjdzie, jeśli nie, sama się napatoczy. Była gryffonką. Nadgorliwą, ciekawską i ambitną. Niestraszny jej Severus Snape. No może, nie całkiem. Zachichotała i z uśmiechem odwróciła się na pięcie, ruszając w swoją stronę. Czas zająć się nauką, później wymyśli, jak pomóc staremu zrzędzie.

***

Minęły dwa dni, kiedy spostrzegła jak zerka na nią zbyt często. Coś go drażniło i najwidoczniej chciał jakoś dać znać, że jej potrzebuje. Oczywiście nie przyznałby się do tego, więc ignorowała spojrzenia, wiedząc, że coś musi zrobić w jego kierunku. Mogłaby postarać się o szlaban, ale jakoś nie bardzo uśmiechało się jej mycie kociołków. Wpadła na pomysł podczas jednej z lekcji zaklęć. Chwyciła kawałek pergaminu i naskrobała trzy słowa, składając go na pół. Nie podpisywała się, nie musiała. Po dzwonku udała się szybko do sowiarni, gdzie przywołała pierwszą wolną sowę i nadała wiadomość do profesora, czytając uprzednio raz jeszcze krótką notatkę.

"Będę w bibliotece"

Patrzyła jak bura sowa odlatuje, znikając z jej oczu. Pospiesznie pokonała schody w dół. Trwała przerwa obiadowa, więc chciała zdążyć jeszcze coś przegryźć. Hermiona czuła, że się uśmiecha. Nie była tego świadoma, dopóki nie zdała sobie sprawy, że bolą ją policzki. Ta cała sytuacja wprawiała ją w przyjemne doznania i zastanawiała się dlaczego tak jest. Wszystko było takie pokręcone, ale Snape zawsze ją zastanawiał. Jej ciekawość szła w złym kierunku, jednak nie interesowało ją to. Wystarczyło, że pchała się do jaskini węży. To prawie jak piekło. Pytanie tylko, jakiego rodzaju.

Dotarła do Wielkiej Sali i udała prosto do swojego miejsca obok chłopców. Po drodze spojrzała w stronę ciemnowłosego, ale rozmawiał z McGonagall, mieszając łyżeczką napój. Zasiadła, witając się z przyjaciółmi. Rozejrzała się po stole. Ziemniaki pieczone, które wyglądały apetycznie, leżały zbyt daleko, ale to dawało jej pretekst do poproszenia o pomoc Harry'ego. W ten sposób mogła zerknąć na stół nauczycielski. Zrobiła to, nawet nie kryjąc swojej ciekawości. Spojrzał na nią w tym samym momencie. Wykrzywił twarz w grymasie i od razu odwrócił wzrok. Sowa już siedziała obok, trzymając w dziobie list. Sięgnął do niego i podał jej winogrono. Obserwowała go, chwytając półmisek od Harry'ego i czekała na jakąkolwiek reakcje, ale talerz stawał się ciężki, a spojrzenia rówieśników ciekawskie, więc odwróciła się, nakładając ziemniaki i tym samym nie widząc wzroku Snape'a.

Westchnęła i sięgnęła po sosierkę. Korciło ją, aby znowu spojrzeć w stronę profesora. Jak zareagował? Czy wiedział? W sumie, po tylu latach nauki, na pewno wiedział kogo pismo czyta. Był inteligentnym facetem. Bała się jednak, że nie przyjmie zaproszenia. Biblioteka jest spokojnym miejscem, ale zdażają się nagłe przypadki.

Postanowiła tuż po lekcjach iść do biblioteki. Mogła tam w spokoju odrobić prace domowe, a nie wskazała dokładnej godziny, nie chcąc się narzucać. Czy przyjdzie? W jakimś małym stopniu miała nadzieję, ale to był Snape. Dziwnie pokazywać się z uczennicą w takim miejscu, jednak jest to na tyle bezpieczny grunt, że nawet gdyby zobaczyłaby ich bibliotekarka, nie mogłaby posądzić ich o niemoralne prowadzenie się.

***

Weszła do swojego ulubionego miejsca na ziemi. Biblioteka. Ogromna przestrzeń z masą regałów wypełnionych starymi i nowymi księgami. Wdychała przyjemny zapach idąc w stronę swojego stolika. Oddalony był od wścibskich oczu. Lubiła tu przesiadywać tylko z jednego powodu. Ona miała widok na każdego, jednak Hermionę mało kto widział. Dzięki temu miała spokój i ciszę. Odłożyła torbę na stolik i zdjęła sweter, czując bijące ciepło czaru rozgrzewającego.

Pani Pince prawdopodobnie znowu marzła. Nigdy nie zwracała jej uwagę z tego powodu. Raz była na tyle nierozsądna, aby poznać chłód jakim dysponuje. Uśmiechnęła sie rozbawiona, choć wtedy raczej uciekła z czerwonymi policzkami zażenowania do dormitorium i przez dobre trzy dni nie przychodziła.

Zasiadła do stolika. Wyciągnęła plansze szach, którą zakupiła przez sowią pocztę oraz podręcznik, w którym były opisane zasady, ruchy i strategie gry. W zestawie były trzydzieści dwie bierki. Opis figur był pomocny, ale i niezrozumiały. Musiała się przyznać, że nie rozumiała dlaczego jedne są pionami, drugie figurami. Cała ta gra była dla niej... W każdym razie nie potrafiła grać w szachy. Sama zastanawiała się, co ją skłoniło do takiej propozycji.

- Okej. Więc gra się nimi podobnie do mugolskich, ale te mogą mi dawać rady? Świetnie. Może zagrają za mnie całą partyjkę - odparła z kpiną, czytając opis gry. - Po co się oszukuje. Nie umiem w nie grać, nawet mugolskie są mi obce. Katastrofa - mruknęła opierając głowę na łokciu.

- Chcesz mi powiedzieć, że zaproponowałaś grę, ale nie potrafisz nawet ułożyć figur na szachownicy? Pogratulować, Granger.

Uniosła głowę zaskoczona gościem.

- Profesor Snape!

- Ciszej, na Merlina. Powinnaś wiedzieć, że biblioteka nie służy do wrzasków szynszymory, a Profesor Pince najpewniej zgani ciebie i mnie przy okazji.

Odsunął sobie krzesło i rozsiadł wygodnie, opierając ręce na blacie, złączając dłonie.

- Zatem, co proponujesz? Będziesz teraz tak milczeć?

Patrzyła na niego i sama nie wiedziała co powiedzieć. Pokręciła przecząco głowę. W co ona się wpakowała?

- Może, przyjmie pan wyzwanie i nauczy mnie gry w szachy? Ronald próbował, ale nie szło mi za dobrze.

Uniósł brew.

- Nie dziwi mnie to. Weasley mało co potrafi. Co do nauki. Wyzwanie powiadasz? Miałem nadzieję na grę towarzyską, nie na dodatkowe lekcje Panny Wiem To Wszystko - mruknął, mimowolnie poprawiając figury na szachownicy.

Hermiona poczuła, że zawiodła. Plan poprawy życia Severusa Snape'a mógł okazać się niewykonalny. Westchnęła i oparła głowę o dłoń wsparta na łokciu. Pójdzie sobie? Podejmie wyzwanie? Będzie idealne na kolejne kilka tygodni. Nie opanuje tego w tydzień, była tego pewna, wiec mogliby się spotykać dość często, co pozwoliłoby na odprężenie. Pytanie tylko czy przyjmie jej propozycje?

- Grasz, Granger?

Uśmiechnęła się szeroko i usiadła wyprostowana, odrzucając niesforne włosy na plecy. To był drugi raz, kiedy Severus Snape okazał się człowiekiem.

***

- Dobrze. Jest dobrze. Zbiłam parę twoich pionków - odparła, wpatrując się w plansze i szukając dogodnego ruchu bez utraty kolejnej z figur. Ruszyła koniem na E5, w myślach prosząc, aby nie tracić kolejnego gracza.

- Bo ci na to pozwoliłem, Granger - ruszył Hetmanem na E5 tym samym rozbijając figure.

Hermiona jęknęła, załamując się. To był drugi tydzień. Spotykali się co dwa dni, najczęściej w bibliotece, a ich wspólne rozrgrwki nadal były szokujące dla pozostałych. Raz przyłapała ich Irma Pince, ale jedynie co robiła, to podglądała ich zza regału, co Severus nie omieszkał skomentować. Później natknął się na nich uczeń, który nie spodziewał się znaleźć Mistrza Eliksirów w bibliotece. Z hukiem opuścił książkę na podłogę i uciekł zanim zdążyli w ogóle zareagować. 

- Nie rozumiem co robię źle.

- Nie myślisz. Skup się jedynie na grze, na figurach i pionkach. Broń króla, atakując. Czy widziałaś, abym chociaż raz zostawił króla bez ochrony? Nie, Granger. Na tym polega gra. Możesz atakować i bronić króla jednocześnie. Jednak dla twojego kurzego móżdżku jest to zbyt duże do oswojenia. Nie mam racji?

Hermiona zmarkotniała i przyjrzała się planszy, nagle sobie coś uświadamiając. Jeśli pojedzie pionkiem na pole po skosie, później ruszy wieżą... mogłaby jedną z figur profesora wyeliminować. Problem jednak rodzi się w jednym małym szczególe. Jaki ruch zrobi Profesor? Zaryzykowała. I została zbita, zanim w ogóle zdołała pomyśleć jaki błąd popełniła. Jednak zrozumiała. Nie może grać jedynie swoimi. Musi w między czasie przewidzieć ruchy przeciwnika. To wydawało się niemożliwe, ale jednak takie nie było. Z czasem dojdzie do perfekcji, nie podda się, a im dłużej zajmie jej nauka, tym częściej będzie widywać profesora. Nie rozumiała tej zażyłości z jej strony. Wydawało się, że potrzebuje go równie mocno co on jej. I choćby miało piekło zamarznąć, nie przyznałaby się do tego.

Relacje Hermiony z rówieśnikami ostatnio podupadły. Przestali spotykać się we trójka, raczej każdy zajmował się sobą i swoim życiem. Czuła się odrzucona, samotna. Jak piąte koło u wozu. Niepotrzebne, chyba, że nagle coś się wydarzy. 

- Cholera.

Snape przetarł twarz dłonią, próbując zamaskować śmiech. Odchrząknął i oparł się wygodnie o oparcie krzesła.

- Szach, Granger i dwadzieścia punktów od Gryffindoru.

***

Spacerowała sobie po błoniach. Wieczór powoli brał w posiadanie niebo. Gwiazdy pojawiały się coraz wyraźniej, a słońce posłało ostatnie promienie słońca, znikając za horyzontem. Księżyc odzyskał swoją władzę na jakiś czas, pogrążając Hogwart i pobliskie tereny w urokach nocy. Uczniowie powoli zbierali się do zamku, jednak Hermiona była zdania, że w nocy było tutaj najpiękniej. Cisza wyciszała i pozwalała odprężyć umysł, choć ten potrafił płatać figle, wyobrażając sobie zbyt wiele. Każdy jednak wiedział, że po wojnie nikt nie śpi spokojnie, w tym Hermiona. Próbowała, zwlekała jednak jak najdłużej chcąc pozostać przytomną. W koszmarach dzieją się rzeczy, z którymi nie idzie walczyć. Można się z nich jedynie wybudzić, ale i to czasami jest trudne, wręcz niemożliwe.

Pod bijącą wierzbą siedziała czarna postać. Opierała się o pień, spoglądając w dal, nieobecnie, jednak w pełnej gotowości. Widziała ten wzrok, nagle skierowany w jej stronę i różdżkę posyłając zaklęcie. Uskoczyła, jęcząc, gdy nadziała się dłonią na ostry kawałek gałęzi. Uniosła ją w górę prosto przed oczy, mając ochotę krzyczeć. Ból był niemiłosierny. Otworzyła usta, sięgając drżącą dłonią do wbitej gałęzi.

- O Merlinie.

- Jasna cholera.

Głos, który usłyszała za sobą naprawdę ją wystraszył i nie wiedziała, czy właśnie dała upust adrenalinie, strachu czy bólu, po prostu zaczęła  wrzeszczeć na całe gardło. Krew powoli spływała z rany w dół ręki w stronę łokcia, świecąc w blasku księżyca. Samo to nie było by tak przerażające, gdyby nie przebiło jej ręki na wylot, a ona mogła podziwiać rozszarpaną skórę i zakrwawiony kij po drugiej stronie dłoni. Czuła jak na czole perli się pot, a w głowie wiruje nieprzyjemnie.

- O Merlinie, o Merlinie - chwyciła gałąź chcąc ją wyciągnąć, ale męska dłoń powstrzymała ją od tego zamiaru.

- Nawet nie próbuj.

- Ale, ja mam przebitą dłoń!

- Zdążyłem zauważyć. Przestań panikować. 

- Ale widzi pan to? - machnęła dłonią przed jego twarzą i gdyby Snape się nie odsunął, pozbawiłaby go wzroku.

- Granger do cholery! Sama się prosiłaś.

Zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, uniósł różdżkę i rzucił Drętwotę. Hermiona zastygła w miejscu, opadając lekko na trawę, rzucając w jego stronę jedynie zaskoczone spojrzenie. Adrenalina cały czas powstrzymywała ją od większego bólu, który zaraz miał zawładnąć całym jej umysłem. Wyrwał gałąź, nie bacząc na delikatność, a machnięciem różdżki usunął pozostałości drzazg i uleczył ranę, używając kilka razy zaklęcie leczące. Rana powoli się zasklepiła, ścięgna i mięśnie zrastały, a krew zniknęła, pozostawiając jedynie zaschnięty ślad. Mała różowa blizna utworzyła się po zewnętrznej i wewnętrznej stronie dłoni, będąc pamiątką tak niefortunnego ataku profesora. Jednak kto by przewidział taką kolej rzeczy? Może jedynie Trelawney.

Snape usunął zaklęcie, a Hermiona krzyknęła, płosząc śpiące ptaki. Chwyciła się za dłoń, jakby dalej zionęła w niej dziura, ale to ból pozostał w pamięci niezapomniany.

- Najgorszy spacer na świecie - syknęła, zagryzając wargę do krwi. - Nie szło delikatniej?

- Uważaj na język, Granger. To cię oduczy skradania się.

- Skradania się? Skradania!? Szłam na spacer!

Snape wymamrotał coś pod nosem i machnął dłonią, pozostawiając Hermionę samą sobie. Dziewczyna prychnęła i oglądając raz jeszcze swoją dłoń, podniosła różdżkę, którą opuściła wcześniej. Westchnęła. Wiedziała, że nie powinna, ale poszła w ślad za profesorem.

Zauważył ją, ale tym razem nie atakował. Siedział na swoim poprzednim miejscu, opierając dłonie na zgiętych nogach. W palcach obracał różdżkę.  Było to na tyle hipnotyzujące, że nie zwróciła uwagi na otoczenie i samą postać obok niej. Zapatrzyła się w ten jeden punkt, siedząc obok mężczyzny, który przyglądał się jej uważnie. Siedzieli w ciszy nie zamieniając ani słowa, a minuty zamieniły sie w kwadrans, później w godzinę. Nie potrzebowali wiele. Trwali w swojej obecności, która wystarczała. Noc była jedynym światkiem ich cichego przymierza, które chyba właśnie dzisiaj zostało przypieczętowane.

***

- Wygrasz w końcu? Powoli zaczyna się to robić nudne.

- Gdybym wiedziała, że szachy są takie skomplikowane, zaproponowałabym grę na pianinie.

Snape prychnął, zbijając białego pionka. Nigdy nimi nie grał, co wcale nie było niczym nadzwyczajnym.

- Nie mam zamiaru uczyć cię kolejnej rzeczy. Znajdź sobie innego korepetytora - mruknął, czekając na ruch gryfonki.

Hermiona westchnęła i ruszyła koniem, który o dziwo nie został strącony z planszy. Ich przekomarzania i spotkania były dla niej czymś, czego nie przewidziała. Czuła się jakby znalazła osobę, z którą mogłaby dzielić sekrety i troski. I zrobiłaby tak, gdyby nie był jej profesorem. Raz pozwoliła sobie na słabość w jego obecności. Drugi raz byłby zbyt poniżający. Była gryfonką, a w godle Gryffindoru widniał lew, nie struś. Zagryzła wargę.

- Szkoda. Lubię uczyć się nowych rzeczy, a Pan prawdopodobnie jest mistrzem w każdej dziedzinie.

- Kto powiedział, że umiem grać na pianinie?

Hermiona poprawiła okulary, które od jakiegoś czasu musiała nosić. Wzrok uszkodziło jej jedno z zaklęć podczas bitwy. Na początku nie było tak źle, jednak teraz... Czasami obraz stawał się zbyt rozmazany, aby mogła dostrzec zarys choćby ściany. Chwilowa ślepota nie była już tak bardzo frustrujaca jak na początku. Przyzwyczaiła się do problemu zdrowotnego, którego nijak nie mogła uleczyć nawet Pani Pomfrey.

- Wywnioskowałam to z twojej pierwszej wypowiedzi - mruknęła, mrużąc oczy. - Czy to wieża?

- Ślepota nie jest wymówką przed przegraną.

- Za to chamstwo jest chyba wrodzone - odpyskowała, macając białą plamę. - Jednak to goniec.

Snape wywrócił oczami i zaszachował dziewczynę, nie mając ochoty na dalszą grę.

- Szach, Granger.

Westchnęła, jednak w milczeniu pozwoliła mu odejść.

***

- Powinien Pan być dumny.

- Z czego? Że postanowiłaś zaciągnąć mnie tu siłą i pokazać, że jednak coś dociera do tego móżdżku pod szopą?

- Wygrałam, a to chyba dobrze, prawda?

- Skoro tak mówisz.

Hermiona przyjrzała się mężczyźnie, który z niemrawą miną siedział przed nią. W dłoni trzymał figurę, która wyglądała na niezbyt zadowoloną.

- Coś pana gryzie. Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko prawda?

Snape zmierzył ją spojrzeniem, a Hermiona westchnęła pokonana. Powoli zaczęła chować figury oraz planszę. Czarne pionki domagały się towarzysza, więc powoli uwolniła go z pułapki, jakim były długie palce Mistrza Eliksirów i schowała go do pozostałych. Gra się skończyła, a ona zastanawiała się czy teraz wstać i po prostu wyjść. Nie chciała pozostawiać Snape'a samego, widząc jego dzisiejszy humor. Coś ewidentnie było nie tak. Próbował najwidoczniej się odsłonić, ale nie potrafił użyć słów. Wiedziała, że to ona go blokowała. Była uczennicą, a wyjawienie swoich sekretów czy choćby swoich uczuć, byłoby jak spoufalanie się. Rozumiała to i nigdy nie naciskała. Miała tą nikłą nadzieję, że kiedyś zaufa jej na tyle, aby się otworzyć.

- Pilnuj swojego nosa, Granger.

Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, patrząc jak czarna peleryna znika za regałami.

***

Czas płynął nieubłaganie. Powoli zbliżał się koniec roku szkolnego. Ferie uciekły przez palce, a śnieg stopniał zanim zdążyła zauważyć, że święta minęły zdecydowanie za szybko. Jeszcze tak niedawno bawiła się na balu Bożonarodzeniowym i obmyślała prezent dla profesora. To jednak minęło, dość przyjemnie, lecz zbyt szybko.

Jej uczucie pogłębiło się i nie wiedziała co z tym zrobić. Nawet przez moment zaczęła umawiać się z jednym krukonem, ale o dziwo zawsze spotykali niezadowolonego Snape'a, który karał ją zupełnie za nic. Miała wrażenie, dość głupie, ale miała wrażenie, że Snape czuł zazdrość. Rozumiała by to, gdyby tylko dawał jakiś znak. Może wszystko zależało od ich spotkań? Zrzyli się ze sobą, a Severus pokazał jej muzyczny świat. Szachy poszły w odstawkę, choć czasami wracali do spierania się przy partyjce. Uwielbiała to i prawdopodobnie Mistrz Eliksirów także.

- Profesorze Snape! Proszę zaczekać!

To była ich rutyna. On szedł korytarzem powiewając swoją peleryną, a ona próbowała go dogonić. To było coś, co na początku każdego zszokowało. Z czasem jednak ludzie zaczęli się przyzwyczajać, trochę śmiejąc się pod nosem. Obrazy jednak dalej z zainteresowaniem czekały na ciąg dalszy. W Hogwarcie było nudno, wieczny hałas i nic więcej. Biegająca uczennica za Postrachem Hogwartu było czymś nowym i niespotykanym. Nic dziwnego, że zainteresowały się tak nierealną sytuacją.

- Czego znowu Granger. Nie mam ochoty na dzień z cyklu męczące Gryfonki.

Nie patyczkowała się, nawet nie brała pod uwagę czy ktoś ich widzi. Po prostu podbiegła i obejmując policzki Snape'a dłońmi, pocałowała jego wąskie wargi. A kiedy myślała, że może coś odwzajemni, on stał dalej, jakby wrósł w ziemię. Oderwała się od niego i pozostawiła zszokowanego na korytarzu wśród gorączkowo szepczących obrazów.

- Cholera...

***

- Co to miało znaczyć, Panno Granger? - syknął, dogoniwszy ją przy schodach. Pchnął ją do wnęki i rzucił zaklęcia przeciw podsłuchom.

Hermiona patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Nie sądziła, że Severus Snape pobiegnie za nią z takiego powodu. Ostatnim razem jak zdobyła się przekroczyć ich relacje, wylądowała na zimnej podłodze korytarzy. Tym razem sytuacja przybrała niespodziewany obrót, a ona mogła poczuć jak szybko unosił się i opadała klatka piersiowa Mistrza Eliksirów. Pytanie tylko, co dalej? Co odpowiedzieć? Że musiała? Zanim zdołała pomyśleć dwa razy, objęła mężczyznę za szyję i ponownie złączyła ich usta. Tym razem pocałunek natychmiast został odwzajemniony, jakby mężczyzna tylko na to czekał. Cała jego złość i frustracja była wyczuwalna w sposobie jaki ją całował. A kiedy przegryzł jej wargę, jęknęła nie mogąc powstrzymać dźwięku.

- Nie mogłam dłużej zwlekać, Snape. Chciałam Ci pomóc, chciałam być osobą, której mógłbyś się zwierzać i będę nią, choćbym miała być odprawiona z kwitkiem. Nie przemyślałam tylko jednego. Ty stałeś się moim wybawieniem. Spotkania z tobą pozwoliły mi żyć na nowo, posklejać złamane serce i zająć umysł czymś tak przyziemnym jak szachy. Uratowałeś mnie od załamania, smutku i ciągle czerwonych oczu. Robiłeś to nieświadomie, wiem o tym doskonale. Nie wymagam nic w zamian. Sama chciałam polepszyć Twoje życie. Zasługujesz na chwilę wytchnienia i szczęścia, więc chciałam Ci to ofiarować, samej czując przy tym radość.

Snape westchnął, przecierając twarz dłonią, odgarniając włosy w tył. Niby przyziemny gest, ale pobudziło jej serce o kilka kolejnych sekund.

- Potrafisz być naprawdę upierdliwa. Nie powinno nas nic łączyć. Jestem twoim profesorem i tak długo jak nim jestem nie mogę ci nic obiecać. Szachy, pianino, to wszystko co mogę ci teraz oferować. Taka sytuacja jak dzisiaj nie może się powtórzyć - odsunął się od niej na kilka milimetrów, a Hermiona czuła, że traci grunt.

Rozumiała, ale nie chciała dopuścić do kolejnej porażki, czując że zapałała do tego faceta innym uczuciem niż do Ronalda. Silniejszym, pewniejszym. Uśmiechnęła się i pokiwała głową.

- Zatem przyjmę, to co mi dasz.

Dotknął jej policzka, a ona czuła że rumieniec się powiększył.

- A ja postaram się. Abyś nie żałowała, Granger.

***

Hermiona przemierzała ostatni raz korytarze Hogwartu. Już dziś odbierze dyplom i zacznie nowy start. Czuła jednak, że będzie co wspominać, a ten rok pozwolił jej dostrzec nowe możliwości. Kiedyś chciałabym być uzdrowicielem. Teraz jednak miała zupełnie inne plany. Po jakże owocnym roku, pójdzie w dalszą naukę robiąc to, czego od jakiegoś czasu pragnęła. Wróci do tego miejsca z nowym doświadczeniem i wiedzą. Zajmie krzesło przy stole nauczycielskim, jeśli tylko znajdzie się dla niej miejsce. To pozwoli zachować jej relacje z Severusem, które może w późniejszym czasie rozwiną się bardziej.

Ostatni raz miała na sobie mundurek szkolny z granatową szatą i tiarą. Pożegna swoich profesorów, lata szkolne i zacznie nową drogę życia ucząc się na Mistrzynie Transmutacji.

Wielka Sala przystrojona była w flagi czterech domów. Dyrektorka już czekała na uczniów, a ona wraz z resztą przekroczyła próg i udała się prosto przed mównicę. Nie rozglądała się, nie płakała, choć łzy wzruszenia kręciły się w kącikach oczu. Z uśmiechem wsłuchiwała się w przemowę, a kiedy wyczytano ją na liście najlepszych uczniów, z duma ruszyła do dyrektorki, przeciskając się między kolegami. Uścisnęła dłoń, z uśmiechem dziękując za wszystkie lata nauki i ruszyła do kolejnych nauczycieli przytulając ich lub wymieniając uścisk dłoni. Kiedy jednak przyszła pora na Snape'a serce zabiło mocniej.

- Nie zapomnij mnie - szepnęła i uściskała jego dłoń, wiedząc, że na nic więcej nie może sobie pozwolić.

Skinął głową, przytrzymując jej palce chwilę dłużej.

- Do zobaczenia, Panno Wiem To Wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro