1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zawiera spory fragment książki "Harry Potter i Insygnia Śmierci"

Jak ona mogła mu o tym tak spokojnie powiedzieć? Tak po prostu: Jestem w ciąży, ale to nie jest twoje zmartwienie. James także nie musi o niczym wiedzieć. Ale… więcej się już nie zobaczymy.

Nawet nie spytała, czy chciał tego dziecka. Nie. Ona, jak zwykle, podjęła decyzję i łaskawie zakomunikowała mu, jaką. Szlag go trafiał, ale nie zdążył jej o tym powiedzieć, bo zwyczajnie wyszła i się zdeportowała.

Nawet się, kurwa, nie pożegnała! – pomyślał.

Miał wielką ochotę ruszyć jej śladem i zrobić jej awanturę w jej rodzinnym domu! Niechby jej mąż się dowiedział, jaką ma cudowną żonkę. Powstrzymał się przed tym tylko dlatego, że wiedział, że w jego sytuacji… W jego życiu nie było miejsca dla dziecka. Co nie znaczyło, że zamierzał całkowicie odpuścić.

To, że Lily najpierw wyszła za mąż za Pottera, a dopiero później zrozumiała jaki popełniła błąd, to nie był jego problem. Już nie. Jednak nadal był jej przyjacielem, więc wspierał ją najlepiej jak potrafił. Pocieszał ją, pozwalał jej się wyżalić, wypłakać... Aż któregoś razu trochę ich poniosło. Spędzili ze sobą tylko jedną noc. Jak się później okazało, brzemienną w skutki.

Mógł zrozumieć, że w ten sposób odreagowała swoje małżeńskie niepowodzenia. W innej sytuacji nie miałby do niej żalu. Jednak kiedy dowiedział się, że ten kretyn Potter będzie wychowywał jego dziecko, miał ochotę wyć z bezsilnej złości.

Jeszcze dobrze nie ochłonął po rewelacji, którą uraczyła go Lily, a już czuł, że zaczyna mu zależeć. Pewnie gdyby zaczekała chwilę, gdyby dała mu dojść do słowa, to…

Chociaż nie. Prawdopodobnie niczego by to nie zmieniło.

*

Jakim trzeba być idiotą, żeby aż tak nie kojarzyć faktów? – wyrzucał sobie w myślach. Gdyby chodziło o kogoś innego, to kpiłby z niego bezlitośnie. Jednak to właśnie on nie popisał się inteligencją.

Tak bardzo zależało mu na aprobacie Czarnego Pana, że bez namysłu powtórzył mu przepowiednię, którą wygłosiła Trelawney. Zrozumiał swój błąd dopiero wtedy, kiedy On wydał wyrok na Lily i jej dziecko... Na ich dziecko. Na jego jeszcze nienarodzonego syna...

Próbował Go przekonywać, żeby darował im życie, ale albo nie potrafił właściwie umotywować swojej prośby, albo... Jego decyzja była nieodwracalna. Tak czy inaczej, została mu już tylko jedna opcja.

W tych dniach nie łatwo było umówić się na audiencję u Dumbledore’a. Zwłaszcza komuś takiemu, jak on. Jednak tym razem szczęście mu dopisało i dyrektor zgodził się z nim spotkać.

Severus nie czuł się zbyt pewnie, czekając na szczycie wzgórza, gdzie wyznaczono mu spotkanie. Obracał się wokół siebie, szykując się na odparcie ataku. I nawet jeśli nie zjawiłby się tam nikt inny, to i tak nie miał gwarancji, że Dumbledore go nie zabije. W końcu czemu miałby go oszczędzić?

Nagle w powietrzu świsnął poszarpany strumień oślepiającego białego światła. Przerażony Snape padł na kolana, a różdżka wypadła mu z ręki.

– Nie zabijaj mnie!
– Nie miałem takiego zamiaru.

Szum wiatru zagłuszył trzask, z jakim aportował się Dumbledore. Stał przede nim, wiatr łopotał jego szatą, twarz miał oświetloną z dołu różdżką. Snape pomyślał, że było to całkiem efektowne.

– A więc, Severusie, co Lord Voldemort chce mi przekazać?
– Nie... nic... ja sam tu przyszedłem!

Zacierał nerwowo ręce. Wyglądał jak obłąkany, a poplątane, czarne włosy rozwiewające się wokół jego twarzy tylko potęgowały to wrażenie.

– Ja... ja chciałem ostrzec... nie, chciałem prosić... – nie potrafił się wysłowić, chyba dlatego, że wciąż się bał.

Dumbledore machnął krótko różdżką. Choć wokół nich wiatr nadal unosił liście i targał gałęziami, w miejscu, gdzie stali, zrobiło się cicho.

– O co mógłby mnie prosić śmierciożerca?
– To... proroctwo... przepowiednia... Trelawney...
– Ach, tak... Co zdradziłeś Lordowi Voldemortowi?
– Wszystko... wszystko, co podsłuchałem! Właśnie dlatego... z tego powodu... on myśli, że chodzi o Lily Evans!
– Przepowiednia nie odnosi się do kobiety – powiedział Dumbledore. – Mówi o chłopcu narodzonym pod koniec lipca...
– Wiesz, co mam na myśli! On uważa, że chodzi o jej syna, zamierza ją dopaść... pozabijać wszystkich...
– Jeśli ona tak wiele dla ciebie znaczy, to Lord Voldemort na pewno ją oszczędzi, nieprawdaż? Nie możesz go poprosić o łaskę dla matki, w zamian za jej syna?
– Prosiłem go... błagałem... – zaczął, ale Dumbledore nie dał mu dokończyć. Jego zimne spojrzenie sprawiło, że Snape skurczył się w sobie.
– Budzisz we mnie odrazę – rzekł Dumbledore, a on jeszcze nigdy nie słyszał takiej pogardy w jego głosie. – A więc nie obchodzi cię, że umrą jej mąż i synek? Oni mogą umrzeć, jeśli tylko ty dostaniesz to, czego chcesz, tak?

Severus milczał przez chwilę, patrząc na niego, bo nie był pewien czy właśnie w tej chwili powinien powiedzieć mu prawdę. Jednak doszedł do wniosku, że jeszcze będzie na to czas, więc tylko wychrypiał:

– Więc ukryj ich gdzieś. Ich wszystkich. W jakimś... bezpiecznym miejscu. Błagam.
– A co mi dasz w zamian, Severusie?
– W zamian? – spojrzał na niego wyzywająco – Wszystko.

*

Zaufał mu! Zrobił wszystko, czego żądał, a on i tak ich nie upilnował! Pottera nawet nie było mu żal, ale Lily i… Nie chciał o tym myśleć, jednak nic nie było w stanie ukoić jego żalu i bólu. Siedział pochylony nisko w fotelu w gabinecie Dumbledore’a i wył głucho jak ranione zwierzę. Nad nim stał Dumbledore. Po chwili Snape podniósł głowę.

– Myślałem... że... że ją... ochronisz... – powiedział po raz kolejny, jakby to mogło cokolwiek zmienić.
– Ona i James zaufali złej osobie. Podobnie jak ty, Severusie. Czyś nie uwierzył, że Lord Voldemort ją oszczędzi?

Dyszał z wściekłości, ale nie odważył się zaprzeczyć.

– Jej synek przeżył – powiedział Dumbledore. Severus spojrzał na niego z niedowierzaniem. – Jej synek żyje. Ma jej oczy, dokładnie takie same. Na pewno pamiętasz kształt i kolor oczu Lily Evans, co?
– PRZESTAŃ! – ryknął. Teraz, gdy wiedział, że jego syn przeżył, ból zdawał się być łatwiejszy do wytrzymania. Pozostały w nim tylko żal i tęsknota, za kobietą, którą tak bardzo kochał, a która… – Ona odeszła... umarła...
– Masz wyrzuty sumienia, Severusie?
– Chciałbym... chciałbym umrzeć...
– A co by dała twoja śmierć? – zapytał chłodno Dumbledore. – Jeśli kochałeś Lily Evans, jeśli naprawdę ją kochałeś, to powinieneś wiedzieć, co zrobić.

Był tak oszołomiony bólem, że w pierwszej chwili słowa Dumbledore’a do niego nie dotarły.

– Co... co masz na myśli? – spytał głupio.
– Wiesz, w jaki sposób i dlaczego zginęła. Zrób wszystko, by nie umarła na próżno. Pomóż mi ochronić syna Lily.
– On już nie potrzebuje ochrony. Czarny Pan odszedł...
– ...i na pewno wróci, a wówczas Harry Potter znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Harry Potter! Gdy tylko to usłyszał, krew zawrzała mu w żyłach. To był jego syn! Jego, a nie Pottera! Coś z tych uczuć musiało odbić się na jego twarzy, bo Dumbledore spytał łagodnie:

– Severusie?
– Gdzie… Gdzie jest teraz chłopiec?
– Czy to ważne?
– Bardzo! – krzyknął.
– Jest w bezpiecznym miejscu – odrzekł tylko dyrektor.
– Dumbledore… Mam prawo wiedzieć… To… to moje dziecko!

Albus, chyba po raz pierwszy odkąd go poznał, wydawał się być całkowicie zbity z tropu. Patrzył na niego w taki sposób, jakby próbował odczytać jego myśli, chociaż dobrze wiedział, że nie ma do nich dostępu.

– Jesteś tego pewien?
– Lily była… powiedziała mi… i zamierzała ukryć to przed Potterem – zdobył się na szczerość.
– James nigdy nie kwestionował… – zaczął Dumbledore, ale nagle urwał. – Tobie wcale nie chodziło o nią, prawda?
– O nich oboje… – mruknął. I tak już mu zdradził za dużo.
– Harry znajduje się w tej chwili pod opieką swojej ciotki, siostry Lily – powiedział, bacznie mu się przyglądając. – Pewnie nie uważasz tego za najlepsze rozwiązanie, jednak uznałem, że skoro to krew z krwi jego matki, to nic innego nie zapewni mu lepszej ochrony.
– Lily… oddała za niego życie i zapewniła mu w ten sposób tarczę, tak? – upewnił się Snape.
– Tak podejrzewam. Dlatego Voldemort nie mógł zabić Harry’ego.

Severus zamyślił się. Koncepcja Dumbledore’a była słuszna, chociaż myśl o tym, że ta kretynka Petunia ma się opiekować jego dzieckiem, doprowadzała go szału.

– Nie mógłbym ja…
– Jak sobie to wyobrażasz, Severusie? – Dumbledore od razu pozbawił go złudzeń. – Przez większość roku mieszkasz i pracujesz tutaj… Czy uważasz, że w takich warunkach uda ci się wychowywać syna?
– Mógłbym zmienić pracę – zauważył cierpko.
– Nie tak się umawialiśmy – przypomniał mu Dumbledore. – Nie taki był plan.
– Przecież już nie jestem ci do niczego potrzebny.
– Mylisz się i to bardzo – uśmiechnął się, ale Snape nie podzielał jego dobrego samopoczucia.
– Zabronisz mi kontaktu z synem?
– Do tej pory także go nie miałeś – przypomniał mu spokojnym, ojcowskim tonem, który pewnie miał go uspokoić.
– Ale chciałem! Gdyby nie Potter… Przekonałbym Lily…
– Wierzę ci, Severusie – stwierdził. – Jednak tak się nie stało. A Harry będzie potrzebował każdej możliwej ochrony, kiedy Czarny Pan powróci. Może za rok, może za dziesięć czy piętnaście lat… czy jesteś w stanie zapewnić mu lepszą osłonę niż tarcza, którą stworzyła jego matka?
– Nie jestem – Snape poddał się w końcu. Dumbledore miał cholerną rację, a on nie znajdował argumentów, którymi mógłby go przekonać do zmiany zdania.
– No właśnie – ucieszył się Albus, czym znowu doprowadził Severusa do szału. – Jednak myślę, że w pewien sposób mógłbyś mu się przydać już teraz… Mugole, u których przebywa, nie są dla niego najlepszym towarzystwem. Obawiam się, że zanim trafi do szkoły, może go spotkać wiele przykrości i rozczarowań. Może dobrze by było, gdyby obok był ktoś, kto by go wspierał w ciężkich chwilach?
– Ja? – zdziwił się Snape, który nie sądził, że mógłby się sprawdzić w takiej roli.
– A kto? Chociaż… może nie jako ty – roześmiał się cicho Dumbledore.

Przez dłuższy czas Severus milczał. Dyrektor taktownie odwrócił się i podziwiał widok za oknem, a on powoli odzyskiwał panowanie nad sobą i uspokajał oddech. W końcu powiedział:

– No dobrze. Dobrze. Ale nikomu o tym nie powiesz, Dumbledore! To musi pozostać między nami! Przysięgnij! Daj mi słowo!
– Dać ci słowo, że nigdy nie ujawnię tego, co w tobie najlepsze? – westchnął Dumbledore, patrząc na niego z góry. – Jeśli nalegasz...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro