34.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cassandra Flamel nie lubiła szpitali. Drażnił ją ich zapach, przytłaczały kolory i dźwięki, a świadomość wszechobecnego cierpienia odbierała jej chęć do życia. Spędziła zbyt dużo czasu w różnych klinikach, żeby dostrzegać w nich coś więcej. Jednak decydując się na takie a nie inne studia, wiedziała, że prędzej czy później trafi do jakiegoś szpitala na praktyki.

Jeszcze pod koniec czerwca, gdy oddawała do dziekanatu dokumenty, które przekazał jej Snape, umówiła się na spotkanie z uzdrowicielką, Lorelai Queen. Poznały się kilka lat wcześniej i miały okazję spędzić ze sobą dużo czasu, dzięki czemu można powiedzieć, że się zaprzyjaźniły. No i Lori była jedną z nielicznych osób, których Cassie nie musiała okłamywać.

– Czyli dostałaś się na swój wymarzony staż – uśmiechnęła się Lorelai, gdy Cassandra wyjaśniła jej, z czym przyszła. – Mogłam cię uprzedzić, że Snape dowali ci pracy na wakacje.
– To czemu tego nie zrobiłaś? – spytała zaskoczona Cassie.
– Chciałam, żebyś miała niespodziankę – odparła uzdrowicielka. – Zresztą, to nie ostatnia, jaka cię czeka.
– Też się tego obawiam – westchnęła cicho dziewczyna. – Problem w tym, że nie bardzo mam czas na regularną pracę i myślałam, że uda mi się to rozłożyć na kilka lat, a tymczasem dostałam dwa miesiące i… nie wiem, co robić.

Uzdrowicielka w zamyśleniu wertowała dzienniczek praktyk, którego treść była jej bardzo dobrze znana. Normalnie nie przejmowała się studentami, którzy trafiali pod jej opiekę, to oni mieli się dostosować do niej, a nie odwrotnie. Jednak dla Cassandry mogła zrobić wyjątek. Chciała jej pomóc, nawet kosztem własnych wyrzeczeń. I bardzo chciała zobaczyć minę Snape’a, gdy dowie się, że Cassandra pobiła rekord jego poprzedniego stażysty.

– Zrobimy tak – oznajmiła dziewczynie z szelmowskim błyskiem w oku. – Wezmę nocne dyżury i zaliczysz swoje praktyki w dwa tygodnie. Po dwanaście godzin od osiemnastej do szóstej rano od pierwszego lipca. Co ty na to?
– Naprawdę? Zrobiłabyś to dla mnie?
– Gdybym nie chciała tego zrobić, to nie proponowałabym takiego rozwiązania – pouczyła ją Lorelai.
– No tak – jęknęła dziewczyna. Czy naprawdę zawsze musiała robić z siebie idiotkę? Myślała, że po roku spędzonym ze Snape’em będzie się bardziej pilnować. – To świetny pomysł. Jestem ci bardzo wdzięczna i obiecuję, że nie zawiodę.
– To jesteśmy umówione – uzdrowicielka uśmiechnęła się szeroko. – A teraz powiedz mi… Bardzo ci Snape dopiekł przez ten rok?
– I tak i nie – Cassandra zarumieniła się na samo wspomnienie swoich początków. – Poza tym, że najpierw w ogóle nie chciał mnie przyjąć na staż, a później kilka razy chciał mnie z niego wyrzucić, to było naprawdę w porządku. Snape ma niesamowitą wiedzę i potrafi się nią dzielić, chociaż na początku zupełnie nie mogliśmy się dogadać…

Sama nie wiedziała, kiedy ani dlaczego, opowiedziała Lorelai o wszystkim, co jej się przydarzyło w ciągu minionego roku. Z wyjątkiem tego, co było związane z Kamieniem Filozoficznym, bo to musiało pozostać tajemnicą.

Uzdrowicielka słuchała jej z narastającym zdumieniem. Znała Snape’a od dawna. W zasadzie od dziecka, bo byli razem na jednym roku w Hogwarcie – on w Slytherinie, a ona, podobnie zresztą jak później Cassandra, w Ravenclawie. W szkole często ze sobą rywalizowali, ale potem ich drogi się rozeszły i to w każdym możliwym aspekcie – on zabijał ludzi, ona ich ratowała. Ratowała też jego samego, gdy kilka razy zakrwawiony trafił do Munga. Nigdy mu nie powiedziała, co myśli o tym, co zrobił ze swoim życiem. Nawet wtedy, gdy poznała jego tajemnicę. Jego i Lily.

Wiedziała, że w ostatnich latach Severus bardzo się zmienił. Stał się wycofany i zamknięty w sobie. Widać było, że się poddał, jakby pogodzony z losem. Zawsze gdy go widziała, miała wrażenie, że po śmierci Lily Snape przygasł. Jego oczy straciły blask, garbił się i chował za wyjątkowo nietwarzową fryzurą. Kilka razy chciała podejść i zagadać, ale zabrakło jej odwagi. Teraz, po słowach Cassandry zrozumiała, że swoim zachowaniem Severus wręcz wołał o pomoc, ale nikt nie chciał go usłyszeć. Za to Cassie miała okazję do niego dotrzeć i wyrwać go z depresji, w którą sam się wpędził. Tylko czy będzie chciała to zrobić?

– Wiedziałaś, w co się pakujesz – roześmiała się, gdy dziewczyna skończyła opowiadać. – Zresztą, każdy stażysta Snape’a o tym wiedział, a później był ciężko zdziwiony, że z profesorem nie łatwo wytrzymać.
– Źle mnie zrozumiałaś – zaprotestowała szybko Cassandra. – Wiedziałam, że może być ciężko, ale nadal nie wiem, czemu aż tak się go bałam! Później, kiedy przekonał mnie, że mogę mu ufać, było już dużo łatwiej. A w ogóle… Nie wiesz, ile osób przede mną przeszło przez ten staż?
– Niewiele – zachichotała Lorelai. – Snape to jeszcze młody facet, uczy od… dziesięciu, może jedenastu lat… więc ty jesteś jego czwartą ofiarą.
– Jakoś nigdy nie pomyślałam o tym, że kiedy ja przyszłam do Hogwartu, to on dopiero zaczął uczyć! – wykrzyknęła zdumiona Cassandra. – Zawsze wydawało mi się, że jest starszy.
– Jest w moim wieku – zauważyła uzdrowicielka, a Cassie zakłopotała się.
– No tak, to rzeczywiście nie jest taki stary – powiedziała ze wstydem.
– A nawet jest całkiem młody – roześmiała się Queen, szczerze rozbawiona reakcją Cassandry. – No dobra, na dzisiaj wystarczy. Będziemy miały jeszcze czas, żeby poplotkować o Severusie.


🪄


Praktyki okazały się bardzo ciekawym, ale też męczącym wyzwaniem. Cassandra z trudem ubłagała rodzinę o te dwa dodatkowe tygodnie zwolnienia od innych obowiązków i całe noce spędzała w szpitalu. Lorelai była fantastyczną nauczycielką, ale jej praktykantka coraz wyraźniej czuła, że to nie jest praca jej marzeń. Pomaganie ludziom mogło dawać satysfakcję, jednak na dłuższą metę Cassie czuła się zmęczona i coraz bardziej pragnęła zaszyć się w swoim mieszkaniu, z dala od ludzi i ich problemów.

Na szczęście w całym planie studiów przewidziano tylko te sto sześćdziesiąt godzin praktyk pod okiem uzdrowiciela. Zrobiono to między innymi z myślą o tych nielicznych studentach Wydziału Alchemii, którzy wciąż nie byli pewni, czy dokonali właściwego wyboru specjalizacji. Z drugiej strony przyszli magomedycy musieli zdobyć zaliczenie z podstaw Alchemii. Widocznie ktoś z władz uczelni doszedł do wniosku, że te dwie dziedziny nauki mają jakieś punkty wspólne i dobrze by było dać studentom szansę na ich poznanie. Cassandra nie miała wątpliwości, kim chce zostać, więc traktowała to jak przykry obowiązek.

Przykładała się jednak do swojej pracy, chcąc się przynajmniej w ten sposób odwdzięczyć Lorelai za pomoc i zrozumienie. Gdyby nie dobre serce Queen, to możliwe, że nie dała by rady zaliczyć tych praktyk. A już na pewno nie tak szybko. Westchnęła. Jeśli Snape w przyszłym roku wymyśli coś równie czasochłonnego, to chyba będzie zmuszona wyznać mu prawdę.

– Czemu wzdychasz? – spytała zaintrygowana Lorelai.
– Zastanawiam się, czy dobrze robię, ukrywając coś przed Snape’em – powiedziała.
– To twoje życie… I twoje prywatne sprawy, a jemu nic do tego – odpowiedziała starsza z kobiet.
– Tylko jak się dowie, to… Boję się, że przestanie mi ufać i… nie pozwoli mi na dalszą naukę – wyznała Cassandra.
– Tego, niestety, nie da się wykluczyć – zgodziła się z nią Lorelai. – Severus… z reguły nie ufa ludziom. Zawsze taki był. A gdy ktoś raz zawiódł jego zaufanie, to już nigdy go nie odzyskał. Jednak, tak myślę, nie powinien mieć do ciebie pretensji, że nie powiedziałaś mu wszystkiego od razu. Jest twoim Mistrzem, a nie powiernikiem.
– Tak, profesor Dumbledore twierdzi podobnie, ale ja się źle czuję z tymi ciągłymi wykrętami i tajemnicami.
– To poczekaj na dobrą okazję i powiedz mu, czemu musisz tak często wracać do domu – poradziła jej Lora. – A on… Nigdy o to nie pytał?
– Nie… Na początku Dumbledore powiedział mu, że będę bywać na stażu codziennie, ale w ustawowo przyjętych godzinach pracy i… tylko w wyjątkowych sytuacjach będę zostawać dłużej. Snape nigdy nie robił mi z tego powodu problemów.
– No widzisz, on naprawdę nie interesuje się życiem prywatnym swoich stażystów – stwierdziła w końcu Lorelai. – Jeśli twój sekret tak bardzo ci ciąży, to mu o nim powiedz. Jestem pewna, że zrozumie.
– Pomyślę o tym – westchnęła ponownie dziewczyna.


🪄


Severus wziął sobie do serca radę McGonagall, ale póki co nie miał okazji wprowadzić jej w życie. Harry wyraźnie go unikał, chociaż kilkukrotnie przechodził koło jego domu. Widać po nim było, że chciał wejść, ale albo się bał, albo wstydził. Okazja do rozmowy trafiła się im dopiero pod koniec drugiego tygodnia wakacji.

Snape wyszedł z domu, chcąc choćby na chwilę uwolnić się od swojej przykrywki, która coraz bardziej mu ciążyła. Chciał opuścić miasto i już w swojej postaci udać się gdzieś, gdzie mógłby pozostać anonimowy. Jednak zrezygnował z tego planu, gdy spostrzegł Harry’ego, który z nosem w książce, siedział na ławce.

Pochłonięty lekturą chłopak nie zauważył, że za jego plecami skrada się Dudley wraz z kilkoma swoimi kolegami.
Za to Snape od razu ich dostrzegł. Sięgnął po piersiówkę z Eliksirem Wielosokowym, którą zabrał ze sobą na wszelki wypadek i pociągnął solidny łyk płynu. Przedłużył w ten sposób działanie kamuflażu i pewny, że nic już go nie zdradzi, szybkim krokiem podszedł do syna.

– Cześć, Harry. Nie miałbyś ochoty przejść się ze mną na spacer? – powiedział to głośno, żeby Dudley także go usłyszał.

Wyrwany z zamyślenia Harry w pierwszej chwili chciał odmówić, ale wtedy zorientował się w końcu, co się wokół niego dzieje i zerwał się z ławki.

– Jasne. Chodźmy – rzucił z wymuszonym uśmiechem. Kiedy już oddalili się na bezpieczną odległość, Harry odważył się odezwać: – Słuchaj, dzięki za pomoc, ale…

– Powinniśmy porozmawiać – przerwał mu szybko Kevin. – I to z daleka od ciekawskich uszu.

Wskazał mu głową grupkę sąsiadek wracających właśnie z zakupów i obserwujących ich z wyraźnym zainteresowaniem. Harry odwrócił się od nich i nie bez wahania skinął głową.

Czego mógł chcieć od niego Kevin? Pomógł mu, to prawda, ale później zachowywał się coraz bardziej podejrzanie. Szedł, rozglądając się czujnie na boki, jakby chciał się upewnić, że nikt ich nie zobaczy i nie podsłucha. Harry zastanawiał się, czy da radę uciec, gdyby okazało się, że mężczyzna chce zrobić mu krzywdę.

– Tu jest w miarę spokojnie – odezwał się w końcu Spencer, zatrzymując się przy stawie, w najbardziej odległym kącie parku. Spojrzał na chłopaka i zaklął w myślach. Nie chciał go wystraszyć, a tymczasem dzieciak wyglądał na przerażonego. – Nie bój się, Harry. Chcę ci tylko coś powiedzieć. Coś, o czym nikt inny nie może się dowiedzieć. Chyba rozumiesz już, że istnieją takie sprawy, o których należy milczeć?

– Ta–tak – odparł Harry, równie przerażony, a co zaintrygowany.

Czyżby Kevin mówił o tym, o czym on właśnie pomyślał?

– Widzisz… nie mogłem ci tego wcześniej zdradzić – zaczął Severus i poczuł, że chciałby mu powiedzieć całą prawdę. Właśnie teraz. Odetchnął głęboko i postanowił ograniczyć się tylko do jej części, resztę zostawiając na kiedy indziej. – Nie byłeś jeszcze wtedy na to gotowy… Jednak teraz, po twoim pierwszym roku nauki w Hogwarcie, Dumbledore uznał, że można cię wtajemniczyć.

– Znasz Dumbledore’a? – wyszeptał przejęty Harry, zapominając o tym, że sam nie powinien się przyznawać do takich znajomości.

– Był dyrektorem, kiedy i ja chodziłem do Hogwartu – odpowiedział Severus wymijająco, licząc na to, że chłopak chwyci przynętę, którą właśnie mu rzucił.

– Czy… czy to znaczy… czy ty jesteś… – chłopak nie potrafił zdobyć się na odwagę, żeby dokończyć.

– Tak. Jestem czarodziejem. Każde stworzenie żyjące w naszym świecie zna twoje imię i nazwisko, więc ja też od razu wiedziałem, kim jesteś – ciągnął Kevin, chcąc, by chłopak pozbył się resztek wątpliwości. – Skontaktowałem się z dyrektorem, ale on prosił mnie, żebym nikomu nic nie mówił i żebym cię chronił, dopóki nie pójdziesz do szkoły.

– Wiedziałeś… od początku wiedziałeś kim jestem… O moich rodzicach i… o tym, jak zginęli… – wydyszał chłopak, prawie siny z wściekłości. – Dlaczego nigdy nic mi nie powiedziałeś?

– Obiecałem, że tego nie zrobię – Spencer był wyjątkowo cierpliwy i spokojny. – Jak poznasz lepiej Dumbledore’a, to zrozumiesz, że nie miałem wyjścia. Poza tym… zgadzałem się z nim, że tak będzie lepiej dla ciebie…

– Lepiej? Te dziesięć lat męczarni u Dursleyów to…

– Myślisz, że lepiej by ci było gdzie indziej? – prawdziwa natura Severusa powoli zaczynała dochodzić do głosu. – A komu Dumbledore miał powierzyć opiekę nad tobą? Nad najsławniejszym niemowlakiem na świecie? Bo to, że Czarny Pan nie mógł cię skrzywdzić, nie oznaczało, że ktoś inny by tego nie dokonał! Nie chciał ryzykować.

– Nie krzycz – poprosił zawstydzony chłopak. – Chyba… chyba rozumiem. Po prostu… jest mi przykro, że nikt nie próbował mnie ochronić przed mugolami, u których musiałem mieszkać.

– Wiem. Mi też nie było łatwo przez tyle lat udawać, że jestem kimś innym i patrzeć, jak oni cię traktują – wyznał Severus, czując, że po raz pierwszy mówi mu coś płynącego prosto z serca. – Właśnie dlatego robiłem wszystko, żebyś jak najczęściej przebywał ze mną…

– Dzięki – powiedział chłopak i uśmiechnął się nieśmiało do przyjaciela. – Ja… podejrzewałem, że coś przede mną ukrywasz, dlatego ostatnio cię unikałem.
– No i trochę racji miałeś – zaśmiał się cicho Kevin.
– Na szczęście tylko trochę – zawtórował mu Harry.

Ech, gdybyś tylko wiedział – pomyślał z goryczą Snape.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro