53.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zawiera fragmenty książki „Harry Potter i Komnata Tajemnic”

Ron i Hermiona wyprowadzili Harry’ego z Wielkiej Sali. Kiedy przechodzili przez drzwi, ludzie rozstąpili się gwałtownie, jakby w obawie, że się czymś zarażą. Harry nie miał pojęcia, co to wszystko znaczy, a Ron i Hermiona nie kwapili się z wyjaśnieniami, dopóki nie zaciągnęli go do pustego pokoju wspólnego Gryffindoru. Tam Ron pchnął Harry’ego na fotel i powiedział:

– Jesteś wężousty. Dlaczego nam nie powiedziałeś?

– Co ja jestem? – zapytał Harry.
– Wężousty! – powtórzył Ron. – Potrafisz rozmawiać z wężami!

– Wiem – powiedział Harry. – To znaczy… już raz to zrobiłem. Niechcący wypuściłem z klatki boa dusiciela… w ogrodzie zoologicznym, to dłuższa opowieść… a ten wąż powiedział mi, że nigdy nie był w Brazylii… Zresztą ja go wypuściłem, nie zdając sobie z tego sprawy… To było… no, kiedy jeszcze nie wiedziałem, że jestem czarodziejem.

– Boa dusiciel powiedział ci, że nigdy nie był w Brazylii? – powtórzył Ron.

– No i co z tego? Założę się, że w Hogwarcie co drugi potrafi rozmawiać z wężami.

– Mylisz się – powiedział Ron. – To rzadka umiejętność. Paskudna umiejętność, Harry.

– O co ci chodzi? – zapytał Harry, czując, że ogarnia go złość. – Odbiło wam wszystkim? Przecież gdybym nie powiedział wężowi, żeby zostawił Justyna w spokoju…

– Ach, więc to mu powiedziałeś?

– Co jest z tobą? Przecież byliście tam… słyszeliście.

– Słyszałem, że mówisz mową wężów – odpowiedział Ron. – Nie miałem pojęcia, co mówisz. Nic dziwnego, że Justyn spanikował, może pomyślał, że drażnisz węża czy coś w tym rodzaju. To brzmiało bardzo nieprzyjemnie, Harry.

Harry wytrzeszczył na niego oczy.

– Ja mówiłem w innym języku? Ale… ja sobie z tego nie zdawałem sprawy… Niby jak mogłem mówić w obcym języku, nie wiedząc, że to robię?

Ron pokręcił głową. Zarówno on, jak i Hermiona mieli miny, jakby ktoś umarł. Harry nie mógł zrozumieć, co ich tak przeraziło.

– Może mi powiecie, co było złego w tym, że przeszkodziłem wielkiemu, ohydnemu wężowi w odgryzieniu Justynowi głowy? Czy to takie ważne, jak to zrobiłem, skoro Justyn nie musiał przyłączyć się do polowania bez głów?

– To jest ważne – powiedziała Hermiona przyciszonym głosem. – Bo… widzisz… z tego właśnie słynął Salazar Slytherin. Z rozmawiania z wężami. To dlatego godłem Slytherinu jest wąż.

Harry’emu szczęka opadła.

– Tak właśnie było – powiedział Ron. – A teraz cała szkoła myśli, że jesteś jego pra–pra–pra–pra–wnukiem…

– Ale przecież nie jestem! – krzyknął Harry ogarnięty strachem, którego nie potrafił zrozumieć.

– Trudno ci to będzie udowodnić – powiedziała Hermiona. – Slytherin żył około tysiąca lat temu. Z tego, co wiemy, wynika, że możesz być jego potomkiem.

Zanim zdążyli powiedzieć coś więcej, portret Grubej Damy odsłonił wejście do pokoju wspólnego Gryfonów, a w nim ukazał się Dumbledore. Hermiona i Ron umilkli, onieśmieleni obecnością dyrektora, a Harry marzył o tym, by zniknąć. Lub by cofnąć czas i nigdy nie zdradzić się ze swoimi podejrzanymi umiejętnościami przed całą szkołą. Cokolwiek, co pozwoliłoby mu uniknąć czekającej go rozmowy.

– Harry, myślę, że powinniśmy porozmawiać – powiedział Dumbledore spokojnym, ciepłym głosem. – Możesz poświęcić mi chwilę?

– Oczywiście, panie profesorze – odparł przerażony chłopak i wraz z dyrektorem wyszedł na korytarz.

Tam czekał już na nich Snape, który poprowadził ich do najbliższej pustej klasy.

– Harry, wybacz, że rozmawiamy w takich okolicznościach, ale sprawa jest pilna – rzekł Dumbledore, przysiadając na skraju biurka. – Profesor Snape powiedział mi, co się wydarzyło podczas spotkania Klubu Pojedynków.

– Ja… – zaczął Harry, ale umilkł, bo w zasadzie nie bardzo wiedział, co miałby powiedzieć.

– Jesteś wężousty – stwierdził spokojnie dyrektor. – Zdaje się, że twoi przyjaciele już zdążyli ci wyjaśnić, co to oznacza.

– Tak – odparł chłopak. – Twierdzą, że mówiłem… w obcym języku… w języku wężów… Ale ja o tym nie wiedziałem! Przysięgam! I nie szczułem węża na Justyna!

– Nikt tego nie kwestionuje, Harry – uspokoił go Dumbledore. – Chciałbym tylko wiedzieć, czy zdarzyło ci się to już kiedyś.

Potter wziął głęboki oddech i opowiedział profesorom o tym, co wydarzyło się przeszło rok wcześniej w ogrodzie zoologicznym. Kilkukrotnie podkreślił, że w obu przypadkach nie wiedział, że posługuje się jakąś nietypową mocą, nie słyszał też, by mówił w obcym języku.

– Ja naprawdę nie wiem, jak to robię – wyznał na koniec.

– Widzisz, Harry, to jest bardzo rzadka umiejętność – westchnął dyrektor. – Zazwyczaj, a właściwie prawie zawsze dziedziczna. I charakterystyczna dla…

– Dla czarnoksiężników – wtrącił Harry. – Czy… czy to możliwe, że… ja też ją odziedziczyłem? Po jakimś dalekim przodku?

W jego oczach widać było przerażenie, ale też jakąś straszliwą determinację i błaganie, by jego podejrzenia okazały się bezpodstawne. Dumbledore spojrzał mu prosto w oczy, ale nie on udzielił mu odpowiedzi.

– Nie – odezwał się Severus. – Wśród twoich krewnych nie było nikogo, kto posługiwałby się mową wężów. Do naszych czasów dotrwało niewiele typowo czarnoksięskich rodów, a członkowie dwóch ostatnich, najpotężniejszych z nich, nie są z tobą spokrewnieni.

– Czy jest pan pewien? – Harry odważył się na niego spojrzeć. – Być może… To znaczy… Na przykład Salazar Slytherin żył tak dawno temu, że… to znaczy teoretycznie… jacyś jego potomkowie nadal mogą żyć… I…

– Nie jesteś jednym z nich, Harry – przerwał mu Dumbledore. – Ostatnim żyjącym potomkiem Slytherina był Lord Voldemort. A my podejrzewamy, że to dzięki niemu posiadłeś umiejętność, którą tak bardzo szczycił się jego słynny przodek.

To już zupełnie nie mieściło się Harry’emu w głowie! Przecież Voldemort próbował go zabić, a nie uczyć, jak rozmawiać z wężami!

– Jak to możliwe?

– Tego, niestety, jeszcze nie wiemy – przyznał szczerze dyrektor. – Ale możesz być pewien, że odkryjemy, jak do tego doszło. Na razie chcieliśmy dowiedzieć się od ciebie, jak to właściwie było z tym wężem i zapewnić cię, że wierzymy, że nie zrobiłeś nic złego.

Harry popatrzył na dyrektora z wdzięcznością i przeniósł wzrok na Snape’a, ale ten wyraźnie unikał jego spojrzenia. Mimo to chłopak odniósł wrażenie, że profesor jest dziwnie poruszony.

– Wracaj do dormitorium, Harry – powiedział Dumbledore. – I postaraj się ignorować plotki, które zapewne już krążą po szkole.

– Tak zrobię, panie profesorze – chłopiec spróbował się uśmiechnąć. – Dobranoc.

Kiedy wyszedł, Albus podszedł do Severusa i położył mu dłoń na ramieniu.

– Co o tym myślisz?

– Dobrze, że mu powiedziałeś – odparł Snape. – Jeszcze by uwierzył, że jest dziedzicem Slytherina.

– Mało brakowało – zgodził się Dumbledore. – A nie korciło cię, by wyznać mu prawdę?

– Nawet nie wiesz, jak bardzo – warknął Severus i bez pożegnania wyszedł z klasy.

*

Harry długo nie mógł zasnąć. Przez szparę w kotarach wokół łóżka widział pierwsze płatki śniegu błąkające się za oknem wieży i rozmyślał.

Snape i Dumbledore robili wszystko, by zapewnić go, że wśród jego przodków nie było żadnego czarnoksiężnika, ale on nadal miał pewne wątpliwości. Czy to możliwe, że jednak był potomkiem Salazara Slytherina? Ostatecznie niewiele wiedział o swojej rodzinie. Dursleyowie nie pozwalali mu pytać o krewnych. Może dlatego, że wiedzieli o nich coś więcej? Coś, o czym Harry bał się do tej pory nawet pomyśleć, a co tak natrętnie teraz dźwięczało mu w głowie – że James Potter mógł nie być jego ojcem. To by tłumaczyło wszystkie jego podejrzenia i wyjaśniało dostrzeżoną na zdjęciach różnicę.

Spróbował powiedzieć coś w języku wężów. Nic z tego nie wyszło, nie potrafił odnaleźć żadnego słowa. Może trzeba do tego stać oko w oko z wężem?
- Przecież jestem w Gryffindorzepomyślał. - Tiara Przydziału nie umieściłaby mnie tutaj, gdybym był potomkiem Slytherina…
- Ale Tiara Przydziału chciała cię umieścić w Slytherinie, nie pamiętasz? -  odezwał się wstrętny głosik w jego mózgu.

Harry przewrócił się na bok. Jutro zobaczy się z Justynem na zielarstwie i wyjaśni mu, że wcale nie podjudzał węża, przeciwnie, kazał mu zostawić go w spokoju. „Nawet głupi powinien zdawać sobie z tego sprawę”, pomyślał ze złością, bijąc pięścią w poduszkę.

Zasypiając pomyślał jeszcze o tym, że przynajmniej poszukiwanie zdjęć Salazara może sobie odpuścić, bo w czasach, gdy żył Slytherin, jeszcze nie istniały aparaty.

I wtedy właśnie go olśniło! Wiedział, gdzie może znaleźć zdjęcie kilkunastoletniego Jamesa Pottera! Jeśli uda mu się porównać je ze zdjęciem z gabinetu Snape’a, będzie miał pewność… Ta druga część planu wymagała jeszcze pewnego dopracowania, ale to wreszcie był to jakiś konkret, którym mógł się zająć.

*

Następnego dnia chciał od razu przystąpić do realizacji swoich planów, jednak śnieg, który spadł w nocy, zamienił się w śnieżycę tak gęstą, że odwołano ostatnią w tym semestrze lekcję zielarstwa. W normalnej sytuacji bardzo by go to ucieszyło, jednak teraz nie wiedział, gdzie znaleźć Justyna, a czuł potrzebę porozmawiania z nim o tym, co zaszło.

Siedział przy kominku w pokoju wspólnym i w zamyśleniu obserwował Rona i Hermionę grających w czarodziejskie szachy. Wykorzystał tę wolną godzinę, by przejrzeć katalog wysyłkowy, z którego zamierzał zamówić aparat fotograficzny, podręcznik magicznej fotografii i osprzęt do wywoływania zdjęć.

Nocne przemyślenia dotyczące przodków, otaczających go tajemnic i niedopowiedzeń sprawiły, że w przypływie straceńczej odwagi napisał list do Kevina z krótkim pytaniem: Kim ty właściwie jesteś?

Bił się z myślami, czy na pewno powinien go wysłać, wzdychając przy tym głośno, co zostało opacznie zrozumiane przez Hermionę:

– Na miłość boską, Harry – powiedziała rozdrażnionym tonem, kiedy jeden z gońców Rona zwalił jej rycerza z konia i zwlókł go z szachownicy. – Jeśli to takie dla ciebie ważne, idź i poszukaj Justyna!

Harry nie wyprowadzał jej z błędu, tylko wstał i wyszedł z dormitorium, żeby wysłać swoje listy. Już od pewnego czasu nie zadręczał przyjaciół swoimi problemami, więc nie zamierzał teraz niczego im tłumaczyć. A przy okazji postanowił zastosować się do rady Hermiony i rzeczywiście znaleźć Justyna.

*

Znalazł go jakieś pół godziny później i od razu tego pożałował.

Najpierw jednak odszukał w sowiarni Hedwigę i wysłał zarówno zamówienie jak i liścik do Kevina, a później odwiedził bibliotekę, gdzie podsłuchał rozmowę grupki Puchonów na swój temat, która kompletnie wytrąciła go z równowagi. Próbował się wytłumaczyć, ale tylko pogorszył swoją sytuację.

Odwrócił się na pięcie i wybiegł z biblioteki, żegnany potępiającym spojrzeniem pani Pince, która polerowała pozłacaną okładkę wielkiej księgi z zaklęciami. Ruszył korytarzem, tak wściekły, że nie zdawał sobie sprawy z tego, dokąd idzie, a w głowie kołatało mu to, co Ernie o nim powiedział: Justyn dobrze wiedział, że coś mu grozi, od czasu, kiedy wygadał się Potterowi, że jego rodzice to mugole.

Wszedł po schodach i znalazł się w kolejnym korytarzu, szczególnie ciemnym, bo pochodnie pogasił silny, lodowaty wiatr wdzierający się przez szpary we framugach okien. Był już w połowie korytarza, gdy nagle potknął się o coś dużego i twardego i upadł na zimną posadzkę. Zerknął przez ramię, żeby zobaczyć, o co się potknął, i żołądek podszedł mu do gardła.

Na posadzce leżał Justyn Finch–Fletchley, sztywny i zimny, z zamarzniętym wyrazem krańcowego przerażenia na twarzy, z oczami utkwionymi w suficie. Ale na tym nie koniec. Obok niego zobaczył inną postać, a był to najdziwniejszy widok, jaki Harry w życiu zobaczył. Był to Prawie Bezgłowy Nick, już nie perłowo–blady i przezroczysty, ale czarny i jakby przydymiony. Jego ciało unosiło się poziomo jakieś sześć cali nad podłogą. Głowa zwisała mu z szyi, prawie odcięta, a na jego twarzy zastygł ten sam wyraz przerażenia, co na twarzy Justyna.

Harry dźwignął się na nogi. Oddech miał szybki i płytki, serce tłukło mu się po żebrach. Rozejrzał się nieprzytomnie po opustoszałym korytarzu i zobaczył rząd pająków umykających od martwych ciał.
Było cicho, tylko przez zamknięte drzwi klas po obu stronach korytarza dobiegały stłumione głosy nauczycieli. Mógł uciec i nikt by się nie dowiedział, że kiedykolwiek tu był. Nie mógł jednak tak zostawić leżących na podłodze ciał…

- Muszę coś zrobić - pomyślał gorączkowo. - Muszę sprowadzić pomoc. Tylko… czy ktokolwiek uwierzy, że nie miałem z tym nic wspólnego?

*

Echa afery, która rozgrywała się kilka pięter wyżej dotarły do Severusa, gdy tylko skończył lekcję z panną Flamel. Wyszedł na korytarz i zmarszczył brwi. Coś się działo, a on mógłby się założyć, że w to coś zamieszany był jego syn. Zaklął pod nosem czym przykuł uwagę Cassandry.

– Panie profesorze, czy nie powinniśmy tego zbadać? – spytała dziewczyna.

– Pewnie powinniśmy – mruknął. Jej obecność była ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował w tej chwili, ale nie miał czasu, żeby ją spławić. – Chodźmy.

Na feralnym korytarzu sytuacja już była w pełni opanowana. Minerwa wydawała ostatnie polecenia, dzięki czemu Snape błyskawicznie zrozumiał, co się wydarzyło. Jego wzrok padł na przerażonego Harry’ego. Aż jęknął w duchu myśląc o tym, co chłopak musiał teraz przeżywać.

– Panno Flamel, niech pani spróbuje ustalić, gdzie w tej chwili przebywa Ginny Weasley – polecił stażystce szeptem, a sam podszedł do Minerwy. – Zajmij się uczniami, a ja zaprowadzę Pottera do dyrektora, bo ta sprawa wykracza poza nasze kompetencje.

McGonagall skinęła mu głową i zaczęła rozganiać rosnący tłum.

– Za mną – rozkazał Harry’emu Snape.

– Panie profesorze – powiedział szybko chłopak – Przysięgam, ja nie…

– Nie przede mną będziesz się tłumaczył – skwitował szorstko Severus.

Minęli załamanie korytarza i zatrzymali się przed wielką i wyjątkowo brzydką kamienną chimerą.

– Cytrynowy sorbet! – powiedział profesor Snape.

Chimera nagle ożyła i odskoczyła w bok, a ściana poza nią rozstąpiła się. Harry, choć przerażony tym, co go czeka, ze zdumieniem zajrzał w otwór. Zobaczył spiralne ruchome schody, które sunęły łagodnie w górę. Kiedy na nie wstąpili, ściana za ich plecami zamknęła się z głuchym łoskotem.

Wznosili się coraz wyżej po spirali, aż w końcu Harry, trochę oszołomiony, ujrzał nad sobą lśniące dębowe drzwi z mosiężną kołatką w kształcie gryfa. Natychmiast zrozumiał, dokąd został przyprowadzony. Znalazł się przed siedzibą profesora Dumbledore’a.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro