25.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Elfy zamknęły Severusa i Tobiasa w jednym z pokoi na samym dole pałacu. Nie była to cela, czego Snape cały czas się spodziewał, a za drzwiami nie było strażników, ale i tak obaj czuli się tam jak w więzieniu. Nie mieli jak uciec.
– Dlaczego ona jest taka uparta? – warknął Severus. – Mogła powiedzieć, że coś takiego ją czeka...
– I co byś wtedy zrobił? Ożenił się z nią? – spytał spokojnie Tobias.
– Jeśli to miałoby pomóc – stwierdził chłopak i skrzywił się lekko.
– To nie byłoby dobre wyjście – powiedział cicho ojciec. – Poza tym i tak już na to za późno.
– Nie pomagasz... – mruknął Severus.
Nagle ktoś zapukał do drzwi, które natychmiast się otworzyły. W progu stanął najpiękniejszy elf, jakiego można sobie wyobrazić. Miał lśniące, jasne włosy i tak intensywnie niebieskie oczy, że patrzenie w nie zdawało się sprawiać ból. Uśmiechnął się do nich smutno.
– Jesteście gośćmi Zoey... – zaczął niepewnie. – Tak mi powiedziano. Nazywam się Althis i mam przygotować dla was odpowiedni strój, na jutrzejszą uroczystość.
Patrzyli na niego z niechęcią, wręcz z wrogością, ale elfa cechowała zadziwiająca łagodność i po chwili poddali się jej działaniu. Zdjęli z siebie wierzchnią odzież i pozwolili mu pobrać miarę. Kiedy Althis wychodził, rzucił wymowne spojrzenie na ich obnażone przedramiona.
– Doprawdy... Dziwna z was para – szepnął wyraźnie przejęty i wyszedł, dokładnie zamykając za sobą drzwi.
Obaj wiedzieli, o co mu chodziło. Severus zwykle udawał, że tego nie dostrzega, ale tym razem nie mógł nie spojrzeć na prawą rękę ojca. Na widoczny na niej wytatuowany numer. I jak grom z jasnego nieba powróciło do niego echo tamtej kłótni.
*
Kilka lat wcześniej
Severus wrócił do domu i zastał w przedpokoju swojego ojca, który trzymał w dłoniach pergamin. Już samo to byłoby dziwne, bo Tobias, jak każdy mugol, używał zwykłego papieru, jednak to, co sprawiło, że Snape zbladł, to fakt, że tym pergaminem była lista postulatów Lorda Voldemorta. Nie spodziewał się, że jego ojciec kiedykolwiek dowie się o jego mrocznych zainteresowaniach.
Tobias zbliżył się do milczącego syna i trzęsącą się dłonią wskazał na ulotkę.
– Czy ty... czy ty podzielasz poglądy tego... człowieka? – spytał drżącym głosem.
– Nic ci do tego – warknął chłopak, wyrywając mu z ręki pergamin. – Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy!
– To jednak jest moja sprawa, jeśli mój syn stał się rasistą! – krzyknął Tobias. – Wiele ci wybaczę, ale nie to...
– Nic nie rozumiesz! – Severus także podniósł głos.
– Rozumiem wystarczająco dużo! Eksterminacja mugoli i... jak to było... szlam! Już raz to przeżyłem! Nie pozwolę ci...
– Niczego nie możesz mi zabronić! Jesteś tylko mugolem!
– Kimś gorszym od ciebie? – spytał cicho Tobias.
Potarł zmarszczone czoło, a obozowy numer wyraźnie ukazał się tuż przed oczami Severusa. Chłopak nie chciał zrozumieć, o czym mówi jego ojciec, ale pomimo niechęci do nauki w mugolskiej szkole podstawowej, jakieś wiadomości z historii zapadły mu w pamięć.
– Nigdy tak nie powiedziałem – stwierdził starając się uspokoić.
– Ale tak myślisz... O mnie, o Lily.
– Nie mieszaj jej do tego – syknął ostrzegawczo Severus. – I nie próbuj porównywać mnie do... nich.
Spojrzał jeszcze raz na przedramię ojca. Tobias także popatrzył na numer, który kiedyś zastępował mu imię i nazwisko.
– Wiesz... miałem pięć lat, kiedy wybuchła wojna... Rodzice chcieli mnie chronić, więc wysłali mnie do wuja do Francji... ale niestety Francuzi szybko ulegli nazistom i stamtąd, po niespełna trzech latach, trafiłem do obozu – mówił o tym ze smutkiem zmieszanym z goryczą. W jego czarnych oczach zalśniły łzy, a głos zaczynał mu się łamać. – Jak na ośmiolatka byłem dosyć wysoki i silny, dzięki czemu udało mi się i zostałem skierowany do pracy... Ponad siły, z głodową racją żywnościową, ale to nie o tym nie potrafię zapomnieć... tylko o tym, że odebrali mi godność... człowieczeństwo... wszystko... nawet imię... Ale nigdy, nawet w najgorszych snach, nie pomyślałem, że mój własny syn...
Głos uwiązł mu w gardle, a łzy z kącików oczu wypłynęły na jego smagłe policzki. Severus stał bez ruchu i patrzył na ojca w milczeniu. Nigdy wcześniej nie słyszał jego historii, a teraz żałował, że ją poznał. Jednak wciąż jeszcze nie dostrzegał podobieństwa pomiędzy poglądami hitlerowców, dotyczącymi kwestii żydowskiej, a pragnieniami śmierciożerców, żeby któregoś dnia wyeliminować wszystkich mugoli i mugolaków.
– Chcesz się do nich przyłączyć? – spytał Tobias, patrząc prosto w oczy syna, który był tak uderzająco do niego podobny, a w tej chwili wydawał mu zupełnie obcą osobą.
– To dla mnie szansa... – zaczął Severus i już wiedział, że popełnił błąd.
– Szansę, to dam ci ja – przerwał mu Tobias. – Zrezygnuj z tego, albo wynoś się z mojego domu.
Ton jego głosu był cichy i spokojny, ale emocje, które się w nim kotłowały, były wyraźnie wypisane na jego twarzy. Severus zrobił krok do przodu, ale ojciec nie cofnął się przed nim. Nie bał się go, nie odwrócił wzroku. Patrzył zimno, obojętnie, ale bez lęku. I na pewno nie zamierzał się wycofać z tego, co powiedział. A Severus, równie uparty i zacięty, co on, nie chciał rezygnować z tego, co już osiągnął. Odwrócił się więc i bez słowa, bez oglądania się za siebie wybiegł z domu. Jeszcze tego samego dnia przyjął Mroczny Znak.
Później wiele razy żałował tego, że nie wysłuchał ojca do końca. Że nie zastanowił się nad tym, co tak naprawdę chciał mu przekazać. Szybko przekonał się, że tata miał rację – był pełnym nienawiści i nietolerancji fanatykiem. Takim samym jak ci, którzy skazali miliony Żydów na śmierć. Jak ci, którzy czterdzieści lat wcześniej zamknęli małego Tobiasa w obozie koncentracyjnym, gdzie tylko cudem udało mu przetrwać. Snape nienawidził się za to. I dlatego długo nie chciał wracać do domu rodziców. Bał się spojrzeć ojcu w oczy.
*
Severus w końcu odwrócił wzrok i naciągnął na siebie koszulę, głównie po to, by zakryć Znak, który w tym momencie zdawał się palić go żywym ogniem.
– Przepraszam, tato – powiedział bardzo cicho.
– Nie wracajmy do tego – odparł Tobias, również zakładając koszulę.
– Być może to ostatnia okazja, żeby o tym porozmawiać – stwierdził chłopak spokojnie.
– Synu, będzie jeszcze wiele okazji, ale i tak z żadnej nie skorzystamy – Tobias uśmiechnął się smutno. – Na razie powinniśmy pomyśleć, jak się stąd wydostać...
*
Kilka pięter wyżej Zoey myślała dokładnie o tym samym. Zaraz po tym, jak została sama w swoim pokoju, rzuciła się na łóżko i zamknęła oczy. Przez te kilka tygodni, kiedy była tu zamknięta, nie raz rozmyślała o ucieczce, ale dotychczas żadna z jej prób się nie powiodła. Elfy obstawiły jej pokój z każdej strony. Nie tylko pilnowały drzwi, ale też okien. Jednak teraz wyraźnie słyszała, że strażnicy opuścili posterunki. Na ucieczkę i tak nie było szans, ale zyskała odrobinę swobody. Wiedząc, że czeka ją pracowita noc, postanowiła się trochę przespać.
Nie potrzebowała zegarka ani budzika, żeby wstać o odpowiedniej porze. Nie pozwoliła sobie na to, by wygody, którymi otoczyły ją elfy, stłumiły jej instynkt. Dlatego wstała, gdy tylko słońce schowało się za horyzontem. Ubrała maskujący strój i wyszła na parapet. Od ziemi dzieliło ją kilkaset jardów, ale nie zawahała się. Skoczyła, a jedną ze swoich srebrnych kulek, tę z przyczepioną linką, rzuciła tak, by zahaczyła się po wewnętrznej stronie okna. Opuściła się na ziemię, gdzie było już zupełnie ciemno i odszukała okno pokoju, w którym umieszczono Severusa. Dobrze wiedziała, że elfy nie zamknęły go w celi, ale też, że nie pozwoliły mu swobodnie przemieszczać się po pałacu. Weszła przez okno do środka i uśmiechnęła się widząc jego zaskoczoną minę.
– Uciekamy? – Tobias pierwszy odezwał się do niej.
– Jeszcze nie – odparła dziewczyna z uśmiechem. – Chciałam was zapewnić, że zrobię wszystko, żebyście wyszli z tego bez szwanku.
– Jak mamy to zrobić? Jesteśmy bezbronni – przypomniał jej Severus, który już doszedł do siebie.
– Elfy są odporne na twoją magię, ale nie na zaczarowane przez ciebie przedmioty – powiedziała Zoey. – I myślę, że nie odbiorą ci różdżki, bo nie uważają cię za zagrożenie.
– Dobra, rozumiem, że będę mógł ich zaatakować – stwierdził Severus, z trudem kryjąc ulgę. – Co z tego, skoro ty tutaj zostaniesz? Nie możesz się już wycofać, prawda?
– Niestety nie – przyznała. – Ale mną się nie przejmujcie, ratujcie siebie.
– Zoey, nie zostawimy cię tu – wtrącił się Tobias.
– To o was się boję, nie o siebie – powiedziała nieprzejednanym tonem. – Severus, jeśli możesz, rzuć na tatę jakieś zaklęcia ochronne, a ja postaram się, żebyśmy wszyscy się stąd wydostali.
– Czemu nie zrobiłaś tego wcześniej? Dlaczego godziłaś się na to, by cię więzili? – spytał Severus podejrzliwie.
– Nie godziłam się, ale... nie dałam rady uciec... dobrze mnie pilnowali – odpowiedziała dziewczyna.  – Jednak teraz trochę odpuścili... i w tym widzę naszą szansę.
– Niech ci będzie – mruknął Severus, który wcale nie czuł się uspokojony jej słowami. – Zapewnię nam ochronę.
– To powinno wystarczyć... – stwierdziła Zoey i przyłożyła palec do ust, dając im do zrozumienia, żeby byli cicho. – Muszę wracać... ale mam jeszcze jedno pytanie... Czy to Falka i Zahir doprowadziły was aż tutaj?
– Tak... ale nie wiem, czy wciąż są w pobliżu – odpowiedział Snape.
– Jeśli są, to dam radę ich wyczuć – stwierdziła tylko dziewczyna i wyszła przez okno na zewnątrz. – Pamiętaj, o co cię wcześniej prosiłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro