30.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Severus od samego rana czuł nieokreślony niepokój. Obudził się dosyć późno, szybko się ubrał i poszedł na lekcje, ale kątem oka zarejestrował, że coś było nie tak. Nie chodziło o to, że obudził się w pustym łóżku – Zoey była rannym ptaszkiem i często wstawała wcześniej od niego. Chodziło o coś innego. Przez cały dzień męczyło go to do tego stopnia, że uczniowie woleli nie zwracać na siebie jego uwagi. Gdy jednak któremuś się to nie udało – wybuchał płaczem pod samym spojrzeniem groźnego profesora. Wyjątkowo nie odczuwał satysfakcji i odsyłał uczniów na szlaban do Filcha. Dopiero gdy lekcje się skończyły, a on sprzątał pracownię po ostatnich uczniach, wreszcie zrozumiał, co go tak niepokoiło. Gdy wychodził z sypialni, drzwi do jego prywatnej pracowni były uchylone!
Kto mógłby tam wejść oprócz Zoey? Raczej nikt, bo jego komnaty były dobrze zabezpieczone. Jeśli jednak to była Zoey, to co tam robiła? Niepokój przerodził się w lęk – czy nic jej się nie stało? Pracownia alchemiczna to bardzo niebezpieczne miejsce dla kogoś, kto nie ma pojęcia o eliksirach! Prawie biegiem dopadł drzwi swojego mieszkania.
Osłabł z ulgi i oparł się o futrynę. Co prawda serce mu krwawiło, gdy patrzył na to, co Zoey robiła, a na usta cisnęły się najgorsze komentarze, jakie zdarzało się słyszeć jego uczniom, to jednak poczuł się spokojniejszy.
– Mogę spytać, co robisz? – odezwał się ochrypłym głosem.
– Eliksir przeciwbólowy – odpowiedziała bez wahania. – A nie widać?
– Nie bardzo – uśmiechnął się krzywo.
Odwróciła się w jego stronę z nożem myśliwskim w ręku. Severus pomyślał, że wygląda uroczo: od oparów eliksiru włosy poskręcały jej się w sprężynki, policzki zaczerwieniły się, a duch walki płonął w pięknych, czekoladowych oczach. I jeszcze ten nóż. Chyba nie był do końca normalny, skoro to go kręciło.
– Tak czułam, że coś mi nie wychodzi – wyznała zakłopotana dziewczyna. – A wydawało się to takie proste.
– Bo jest proste – podszedł do niej i wyjął jej nóż z ręki. – Ale źle się do tego zabrałaś.
– Zrobiłam wszystko zgodnie z instrukcją – próbowała się bronić.
– Zacznij jeszcze raz, tylko tym razem skorzystaj z tych narzędzi – podał jej srebrny nóż, zestaw pęset i mieszadeł. – Jeśli coś zrobisz nie tak, to cię poprawię.
Zoey skinęła głową i uważnie przeczytała pierwszy punkt przepisu. Ostrożnie zaczęła kroić korzeń babki.
– Zoey, nie dociskaj tak mocno. Wystarczy jedno delikatne cięcie – skomentował Severus. – Tak lepiej.
– Skąd mam wiedzieć, które składniki wymagają delikatności, a które nie? – spytała autentycznie zaciekawiona.
– Kwestia wyczucia – wyjaśnił jej. – Ale zawsze zaczynaj od takiego ruchu ręki, jak w tym przypadku. Jeśli wyczujesz opór, to wtedy użyj więcej siły.
Skinęła głową i wróciła do starannego krojenia. Severus cierpliwie tłumaczył jej kolejne punkty instrukcji, wyjaśniał co, jak i dlaczego. Zoey wzięła sobie jego uwagi do serca i aż do końca pracy nie popełniła żadnego błędu. Tym razem jej eliksir nadawał się do spożycia.
– No proszę, pojętna z ciebie uczennica – pochwalił ją. – A teraz powiedz mi, po co ci ten eliksir? Jeśli coś ci dolega, to zawsze możesz mnie poprosić o pomoc.
– Nic mi nie jest – zapewniła go i nagle posmutniała. – Chciałam nauczyć się czegoś nowego... czegoś, co ciebie interesuje.
Zarumieniła się i opuściła wzrok. Mieszkała z Severusem dłużej niż kiedykolwiek i znowu wyraźnie czuła przepaść istniejącą między nimi. Nigdy nie dorówna mu wiedzą, nie będzie dla niego partnerem do rozmowy, nie weźmie udziału w jego rozważaniach naukowych. Było jej wstyd, gdy pytał ją o coś, a ona nie miała pojęcia, o co chodzi.
Severus zamrugał ze zdziwienia i przytulił ją mocno.
– Nie musisz tego robić – powiedział.
– Ale chcę – odsunęła się od niego. – Mam dość tego, że nie rozumiem, o czym rozmawiasz wieczorami z Dumbledore’em.
Z jednej strony chciało mu się śmiać, a z drugiej, dobrze wiedział, że nie wolno mu tego zrobić. Absolutnie nie przeszkadzało mu to, że Zoey nie była czarownicą, że nie miała wiedzy z zakresu magii. I bez tego była bystra, oczytana i zawsze miał z nią o czym rozmawiać. Jednak dla niej stanowiło to problem i on nie mógł tego zlekceważyć.
– Zoey, jeśli chcesz, mogę cię nauczyć, jak się warzy eliksiry, ale coś mi się wydaje, że nie w tym rzecz, prawda?
– Prawda – przyznała i odważyła się spojrzeć na niego. – Nie potrafię zrozumieć nawet tego, co się dzieje, gdy porozumiewam się z wilkami. Szukałam informacji na ten temat, ale niczego nie znalazłam.
– Dlatego powinnaś wyjechać – Snape sam się zdziwił, że to powiedział. – Obiecałaś swojej królowej, że wrócisz, żeby się od niej uczyć. Może to ci dobrze zrobi?
– Ty nie mówisz tego poważnie? – niedowierzała dziewczyna.
– Drugi raz mi to przez gardło nie przejdzie, więc nie każ mi tego powtarzać – mruknął Severus. – Nie podoba mi się ten pomysł, ale jestem pewien, że też o tym myślałaś.
– Zaskoczyłeś mnie – uśmiechnęła się radośnie. – Rzeczywiście o tym myślałam, ale trochę się bałam twojej reakcji.
– Męczysz się tutaj, prawda? – spytał Snape i zatoczył ręką wokoło.
– Nie... tak bardzo, jak kiedyś – odparła dyplomatycznie. – Na razie nie chcę wracać do Zakazanego Lasu.
– Ale nie chcesz też siedzieć bezczynnie w czterech ścianach – odgadł, co miała na myśli.
– I tak któregoś dnia musiałabym tam wrócić – stwierdziła i podeszła do niego. – Cieszę się, że to rozumiesz.
– Rozumiem, ale tym razem nie pozwolę ci zniknąć bez słowa – Snape czuł wewnętrzny opór przed kolejnym rozstaniem, ale nie mógł jej zatrzymywać. – Jeśli w ciągu tygodnia nie dostanę od ciebie listu z informacją, że wszystko w porządku, to zjawię się tam i tym razem nie obejdzie się bez rozlewu krwi.
Zoey zgodziłaby się na wszystkie jego warunki, byleby tylko wyrwać się z zamku choćby na kilka dni. Nie przyznawała mu się do tego, że strasznie jej się nudzi, nie narzekała na mieszkanie w zamknięciu, bo za bardzo jej zależało na tym, by przez jakiś czas żyć z nim w zgodzie. Jednak nigdy nie obiecywała mu, że zostanie w jego mieszkaniu na dłużej. Brakowało jej lasu, rozgwieżdżonego nieba i wiatru na twarzy.
Severus wiedział o tym i tylko czekał, kiedy mu oznajmi, że się wyprowadza. Wolał, żeby wyjechała i wróciła stęskniona i jeszcze przez jakiś czas pomieszkała razem z nim. Może to było lepsze wyjście niż odwiedzanie jej raz na kilka dni w jej szałasie i odwrotnie? Z bólem serca zgodził się na jej wyjazd, a nawet zadeklarował, że odstawi ją na miejsce. Zoey wyraźnie się ucieszyła. I od razu zaczęła się pakować.
*
– Jak zamierzasz dostać się stąd do Hogwartu? – spytał Severus, gdy wylądowali w pobliżu siedziby elfickiej królowej.
– Nie wiem... Chyba wystarczy, że nie dostaniesz ode mnie listu, to sam po mnie przyjdziesz – roześmiała się.
– Bardzo śmieszne – skrzywił się. – Chociaż może to dobry pomysł?
– W takim razie do zobaczenia za tydzień.
– W tym samym miejscu o tej samej porze? – upewnił się Severus.
Zoey pokiwała głową i objęła go na pożegnanie. Nie umiała znaleźć słów, którymi wyraziłaby, jak bardzo jest mu wdzięczna za to, że pozwolił jej na realizację jej planów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro