4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Snape otworzył przekrwione, zaspane oczy i powiódł błędnym spojrzeniem po pokoju... Tylko, że to miejsce nie było jego sypialnią! Poderwał się, żeby lepiej rozeznać się w otoczeniu i odszukać różdżkę, ale nigdzie jej nie dostrzegł. Za to szybko zorientował się, że jest w namiocie, zapewne gdzieś w głębi lasu. W pierwszej chwili poczuł gwałtowną chęć wydostania się z tego miejsca, ale był na to zbyt osłabiony i zamiast tego opadł ciężko na posłanie. Kręciło mu się w głowie i było mu niedobrze, ale te odczucia towarzyszyły mu już od kilkunastu dni, więc przywykł do nich. Do tej pory zapijał je eliksirem nasennym, ale teraz był pewien, że nie znajdzie go w tym namiocie, podobnie jak wcześniej różdżki. Postanowił przeczekać, aż poczuje się lepiej.
Klął w myślach na Dumbledore'a, który na pewno w końcu przedarł się przez jego zaklęcia ochronne i wysłał go gdzieś, gdzie miał poczuć się lepiej. Tylko, że on wcale tego nie chciał. Chciał przespać resztę swojego nędznego życia i, sądząc po tym, jak bardzo był słaby, prawie osiągnął swój cel. Zalała go gorycz. Dlaczego dyrektor nie pozwolił mu umrzeć? Najpierw opróżnił jego pracownię i składzik z truciznami, zostawiając mu tylko eliksir Słodkiego Snu, który nie mógł go zabić, a teraz pozbawił go nawet tego.
Jęknął, gdy poczuł żółć podchodzącą do gardła. Zsunął się z łóżka i na czworakach powlókł się na zewnątrz, żeby zwymiotować. Po wszystkim oparł się o pień drzewa i przymknął oczy. Nie był w stanie wrócić o własnych siłach do namiotu.
– Żałosne – usłyszał znajomy głos i odemknął jedno oko.
– To ty! – wychrypiał.
Dziewczyna stanęła na wprost niego, oparła ręce na biodrach i przyjrzała mu się krytycznie. Był wychudzony, chorobliwie blady i wyraźnie osłabiony. Podeszła do niego i wyciągnęła rękę, ale on nie wykonał żadnego ruchu. Patrzył tylko na nią badawczo.
– No dalej, rusz tyłek, musisz się jeszcze położyć – powiedziała.
– Nic nie muszę – warknął, ale chwycił jej dłoń i pozwolił jej sobie pomóc.
– I powinieneś się umyć – mruknęła, gdy objęła go w pasie i poprowadziła do namiotu.
Snape nie skomentował tego, tylko wzruszył ramionami. Było mu wszystko jedno, co ona o nim myślała. Zaległ na posłaniu, które nie było materacem, jak początkowo podejrzewał, ale siennikiem zrobionym z tego, co ta dziwna dziewczyna znalazła w lesie. Założył ręce pod głowę i bezskutecznie próbował zasnąć. Chyba jego organizm miał już dość ciągłego leżenia, bo uniemożliwiał mu ucieczkę w świat snu. A Severus wolałby już nawet swoje koszmary niż rzeczywistość, w której został skazany na zesłanie do lasu w dodatku z taką opiekunką.
Leżał przez kilka godzin i było mu coraz zimniej. Raz, że temperatura na zewnątrz spadła poniżej zera, a dwa, że miał delirium po odstawieniu eliksiru. Dziewczyna siedziała przez cały czas na zewnątrz i zdawała się nie zwracać na niego uwagi. A on był zbyt dumny, by poprosić ją o pomoc. Trząsł się cały, pocił obficie i marzł coraz bardziej. Nie mógł znaleźć żadnego koca ani śpiwora, nie mówiąc już o cieplejszych ubraniach. Kiedy zęby zaczęły mu szczękać tak mocno, że bał się, że za chwilę odgryzie sobie język, a dreszcze wstrząsały nim tak mocno, jakby miał atak padaczki, przełknął swoją dumę i zawołał:
– Ej, ty, zimno mi!
– To dlaczego nie powiedziałeś wcześniej? – spytała wchodząc do namiotu.
– Myślałem, że Dumbledore dał ci dla mnie jakiś sweter lub koc – wyjaśnił. – Chyba nie chciałby, żebym tutaj zamarzł.
– Nic o tym nie wspominał – przyznała, wyszła na chwilę na zewnątrz i wróciła z parującym kubkiem herbaty z sokiem malinowym. – Widzę, że już się domyśliłeś się, że to on jest pomysłodawcą naszego małego biwaku.
– Wyobraź sobie, że to nie było takie trudne – mruknął biorąc od niej kubek. Ręce trzęsły mu się tak bardzo, że gorący płyn pociekł mu po palcach.
– Daj, pomogę ci – powiedziała dziewczyna i delikatnie wyjęła mu naczynie z rąk. – Spróbuj usiąść.
Wściekły na siebie i na nią, podźwignął się do pozycji siedzącej i pozwolił jej napoić się herbatą. Musiał przyznać, że jej troska wcale nie była nieprzyjemna. Herbata trochę go rozgrzała, ale wciąż jeszcze niewystarczająco. W końcu miał na sobie tylko cienkie spodnie, koszulę i pelerynę.
– Zimno ci jeszcze? – spytała dziewczyna z tajemniczym, lekko złośliwym uśmiechem.
– A nie widać? – warknął, kładąc się ponownie.
– No cóż, dostaniesz coś cieplejszego do ubrania dopiero wtedy, gdy doprowadzisz się do stanu używalności – odparła.
– Spadaj!
– Jak sobie życzysz – powiedziała i wyszła.
Snape zaklął, ale zrozumiał, że dopóki nie odzyska sił, to z nią nie wygra. Żeby to zrobić, musiał chociaż udawać, że stosuje się do jej reguł. Na razie nie wnikał w to, dlaczego to ona tutaj z nim była. Wiedział, że cokolwiek wymyślił dla niego Dumbledore, na pewno zrobił to w dobrej wierze, nawet jeśli wbrew woli samego zainteresowanego. Severus westchnął. Chwilowo musiał się pogodzić z sytuacją, w której się znalazł i zmierzyć się ze śmiercią Lily na trzeźwo.
Wciąż o niej myślał. O ich przyjaźni, którą zniszczył jednym, bezmyślnie wypowiedzianym słowem. O swoim nieodwzajemnionym uczuciu do niej. I o tym, że związała się z jego największym wrogiem. Każda z tych myśli powodowała ból, ale świadomość tego, że był winien jej śmierci sprawiała, że nie był w stanie oddychać. Nie chciał płakać, ale nie potrafił powstrzymać łez. Dlatego właśnie do tej pory uciekał od rzeczywistości. Nie chciał okazywać słabości, wolałby stłumić cały ten ból i żal, ale nie umiał. Zbyt długo odcinał się od tego wszystkiego i zwyczajnie nie miał już na to siły. Liczył na to, że dziewczyna będzie go unikać i nie zobaczy, że po policzkach ciekły mu łzy. Tego dnia miał szczęście. Nie weszła już więcej do namiotu i nie poświęciła mu nawet odrobiny uwagi.
Co nie znaczyło, że nie wiedziała, co się z nim działo. Ukradkiem obserwowała go przez cały czas, kiedy krzątała się na zewnątrz. Widziała, że cierpiał, ale musiała pozwolić mu zmierzyć się ze swoim bólem. Nie przeszkadzała mu w tym. Usiadła poza obrębem światła padającego z ogniska i zadarła do góry głowę. Patrzyła na gwiazdy świecące wysoko na niebie nad Zakazanym Lasem i myślała o tym, czy uda jej się mu pomóc. Sama nie wiedziała, dlaczego, ale przejęła się swoją rolą i naprawdę zaczęło jej zależeć na tym, by jakoś mu ulżyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro