45.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 czerwca 1997
Severus dyszał ciężko w objęciach Zoey. Jego ciało lepiło się od potu i drżało niekontrolowanie. Z jego gardła dobywały się jęki. Cierpiał. Bardziej, niż kiedykolwiek. Zamykał oczy, widział rozbłysk zielonego światła i czuł ból rozrywający jego duszę.
Zoey nie wiedziała, co takiego zrobił. Nie chciał jej nic powiedzieć. To na pewno miało coś wspólnego z ostatnimi rozkazami Dumbledore’a, ale o ich szczegółach także nie miała pojęcia. Nie chcieli jej wtajemniczyć, a ona nie nalegała. Dość miała własnych spraw.
Miniony rok był dla nich ciężki. Zaangażowani na różnych frontach tej samej wojny, woleli nie dokładać sobie na wzajem zmartwień. Wspólnie spędzany czas stał się luksusem, na który rzadko mogli sobie pozwolić. Dlatego celebrowali każdą taką chwilę, jakby miała być ostatnią w ich życiu.
Zoey starała się unikać kontaktu z innymi czarodziejami. Walka w Ministerstwie napełniła ją głębokim niesmakiem w stosunku do dorosłych, którzy pozwolili dzieciom narażać własne życia. I to w imię jakiejś idiotycznej idei! Nie potrafiła tego zrozumieć. Wymogła na dyrektorze obietnicę, że nikomu nie powie, w jaki sposób Syriuszowi udało się przeżyć. Staruszek zgodził się i to bez zastrzeżeń. Jemu trzymanie tej informacji w tajemnicy także było na rękę.
– Severus, powiedz mi w końcu, co się stało – poprosiła łagodnie.
Nie odpowiedział. Nie umiał. Tak samo jak przez kilka ostatnich miesięcy. Za każdym razem, kiedy próbował, słowa o tym, co będzie musiał zrobić, nie chciały mu przejść przez gardło. Tak i teraz, gdy to już się stało, nie umiał się zdobyć na wyznanie jej swojej winy.
Zoey westchnęła ciężko i odsunęła się od niego. Coś się działo na zewnątrz i czuła, że powinna to sprawdzić.
Las huczał groźnie. Drzewa zdawały się krzyczeć, a wiatr niósł ze sobą żałobną pieśń feniksa. Zoey zadrżała, gdy uderzył w nią nocny chłód. Wsłuchała się w zawodzenie wichru, w szum drzew i głosy zwierząt. Wiedziała, że stało się coś okropnego. Że ktoś popełnił niewyobrażalną zbrodnię. I że ten ktoś wciąż przebywa w Zakazanym Lesie. Westchnęła ciężko i wróciła do domu.
– Co zrobiłeś? – spytała, ale z jej głosu zniknęła cała łagodność.
– Zabiłem go... Zabiłem Dumbledore’a – wyznał Snape szeptem.
Półelfka patrzyła na niego bez słowa. Nie chciała w to uwierzyć. Bała się, że gdy to zrobi, to powie coś, co go zrani. A jednak nie podejrzewała, że mógłby skłamać. Nie w tej sprawie.
– Severusie... – wyszeptała poruszona do głębi.
– Musiałem... On... On mnie o to prosił... – powiedział i przełknął ślinę. Czuł, że jeszcze chwila i się rozpłacze, a na to nie mógł sobie pozwolić.
Skupił się na jej oczach, w których dostrzegał współczucie i, zacinając się, mówił o tym, czemu zabił Dumbledore. Opowiedział jej, chyba po raz pierwszy w życiu, o wszystkim, co ich łączyło.
Zoey słuchała nie przerywając. Była wstrząśnięta jego wyznaniem, jednak przede wszystkim zastanawiała się, jak on sobie poradzi z tym, co zrobił. Zrozumiała, czemu zgodził się uchronić młodego Malfoya przed zabiciem dyrektora. Ba, nawet rozumiała, czemu Dumbledore wybrał właśnie jego do tego zadania. Wszystko to było dla niej jasne. Jednak chyba żaden z nich nie przewidział, że Snape może nie poradzić sobie z wyrzutami sumienia, które już zaczęły go zżerać. Pamiętała, jak to się mogło skończyć po śmierci Lily.
– Wierzysz mi? – spytał, gdy skończył mówić.
– Oczywiście – zapewniła go szybko. – Nie obwiniaj się. Spełniłeś prośbę przyjaciela.
– Ale nikt o tym nie wie! I nie może się dowiedzieć!
– Ja to wiem i to powinno ci wystarczyć – usiadła obok niego i objęła go ramionami.
Jej dłonie zrobiły się ciepłe, a kiedy dotknęła nimi jego ciała poczuł, jakby to ciepło wnikało do jego wnętrza. Rozluźniał się, uspokajał, a ból w klatce piersiowej stał się łatwiejszy do wytrzymania. Usypiał wtulony w nią. Tuż przed tym, jak całkowicie odpłynął zdążył pomyśleć, że jest jej za to wdzięczny.
Zoey ułożyła go na łóżku i przykryła kocem, ale sama nie mogła się jeszcze położyć. Wyszła przed dom i nasłuchiwała. Las już się uspokoił. Jej zdaniem trochę zbyt szybko.
Spytała o to swoje wilki, lecz one nie umiały jej nic powiedzieć. Z innymi stworzeniami nie mogła się tak swobodnie porozumiewać, więc poczuła się zagubiona. Co się właściwie wydarzyło?
– Zoey, też to słyszałaś? – spytał Luthias, wyłaniając się z mroku.
– Nie dało się nie słyszeć – odparła wymijająco.
– Nie wiesz, co tam się stało? – elf wskazał ręką w stronę niewidocznego z polany zamku.
– Wiem... ale nie mogę ci powiedzieć – westchnęła. – Jutro pewnie i tak się dowiesz.
– Wszystko w porządku, córeczko?
Spojrzała na niego ze smutkiem. Próbowała się uśmiechnąć, jednak szybko się poddała. Pokręciła tylko głową.
– Jutro... porozmawiamy jutro – powiedziała ze smutkiem. – Dobranoc.
Luthias wycofał się w mrok i wrócił do oddziału, który niecierpliwie oczekiwał jakichś wieści o tym, co też działo się w Hogwarcie, a Zoey schroniła się przed własną niepewnością we wnętrzu domu. Usiadła na podłodze przed kominkiem i patrząc w ogień myślała o tym, co będzie z nią i z Severusem, gdy on się w końcu obudzi. Jednego była pewna – nic już nie będzie takie, jak dawniej.

*
Severus przebudził się nad ranem, ale nie od razu wstał z łóżka. Widział Zoey zapatrzoną w ogień i napawał się tym widokiem. Chciał go zapamiętać, zatrzymać w sobie jak najdłużej. Właśnie taką chciał móc ją wspominać.
– Obudziłeś się – stwierdziła i obróciła się do niego. – Jak się czujesz?
– Bywało lepiej – mruknął. – Ale dam sobie z tym radę.
– Jesteś pewien? – spytała z troską.
– Tak. Tym razem jestem – oznajmił stanowczo. – Zoey, usiądź koło mnie. Musimy porozmawiać.
– Domyśliłam się, że będziesz chciał mi coś zakomunikować – westchnęła z żalem, ale bez wahania przysiadła się do niego. – Co postanowiłeś?
– Muszę odejść – mówił bardzo cicho, jakby z lękiem. – Nie mogę tu zostać. Nie mogę także wrócić do rodziców. I nie mogę cię zabrać ze sobą. Póki co, muszę się ukryć gdzieś wśród śmierciożerców, tylko tam będę względnie bezpieczny.
– Rozumiem – Zoey spodziewała się mniej więcej takiej odpowiedzi. – Na jak długo znikniesz?
– Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to pierwszego września wrócę do szkoły – Severus wahał się przez chwilę, zanim dodał: – Ale do domu będę mógł wrócić dopiero po wojnie.
Skinęła głową bez słowa. Nie zamierzała się sprzeciwiać. On zawsze dawał jej wolność, gdy tego potrzebowała, więc teraz chciała zrobić dla niego to samo.
– Tylko obiecaj mi, że co jakiś czas będziesz dawał znać, że żyjesz – poprosiła.
– Miałem cię prosić o to samo – wyznał szeptem. – Muszę się zbierać.
Pakowanie nie zajęło mu dużo czasu. Już z plecakiem na plecach przytulił ją i pocałował w czubek głowy. Nie było to wymarzone pożegnanie, ale na więcej nie mógł sobie pozwolić.
Wyszedł przed dom i deportował się.
Zoey także nie zamierzała dłużej zostawać w tym miejscu. Przebrała się, zabrała całą swoją broń i ruszyła ścieżką do obozu, w którym czekali na nią jej podwładni.
Mimowolnie zarejestrowała, że drzewa szepczą zaniepokojone. Ktoś był w Lesie. I to ktoś, kogo nie powinno tam być. Jednak półelfka nie była w stanie odgadnąć, kogo drzewa miały na myśli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro