50.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pożegnała się z Dumbledore’em i Severusem i wyszła przed dom. Nikt nie próbował jej zatrzymywać. Zakon Feniksa zgromadzony w salonie Nory nie miał pojęcia, kim była, ani jakim cudem minęła wszelkie zabezpieczenia nałożone na kwaterę główną.

Nagle Remus poczuł przymus, by podążyć za nią na podwórze. I chociaż jego żona próbowała go zatrzymać, to nie mógł walczyć z rozkazem, który słyszał w swojej głowie.

– Nie martw się Tonks – powiedział do niej Syriusz. – Będę miał go na oku.

I wymknął się z domu w ślad za przyjacielem.

Zoey kucała przy swoich wilkach, tłumacząc im szeptem, co będą musiały zrobić w najbliższym czasie. Rodzeństwo nie wydawało się być zachwycone jej decyzją, ale przywykło już do tego, by spełniać każde jej polecenie. Kiedy podniosła się i odwróciła w stronę nadchodzącego wilkołaka, wilki dyskretnie opuściły teren Nory.

– Nazywasz się Remus Lupin? – upewniła się Zoey, a mężczyzna potwierdził skinieniem głowy. – Wiesz, kim jestem?
– Oczywiście, Pani Wilków – wyszeptał i przyklęknął przed nią.
– Wstań – poprosiła. – I wybacz, że wywołałam cię z domu w taki sposób. Musiałam coś sprawdzić, a do tej pory rozmawiałam tylko z jednym wilkołakiem. W dodatku niezbyt bystrym.
– Nie ma o czym mówić – odparł Lupin, wstając. – Chociaż moja żona nie jest tym zachwycona.
– Mam nadzieję, że jakoś jej to wytłumaczysz – zaśmiała się cicho. – Mam na imię Zoey.
– Miło mi cię poznać – odrzekł Remus. – Co chciałaś sprawdzić?
– Jak moja moc działa na takie istoty, jak ty – wyjaśniła. – Obiecałam Dumbledore'owi, że zastąpię cię w rozmowach z wilkołakami.
– Zamierzasz zmusić je do współpracy? – spytał Lupin i cofnął się o krok.
– Nie – zapewniła go. – Chcę tylko z nimi porozmawiać. Jeśli nie będą chciały współpracować, to trudno. Liczę jednak na to, że przynajmniej niektóre z nich zechcą się zaangażować.
– Do tej pory większość z nich wolała pozostać w ukryciu – powiedział Lupin po chwili namysłu. – Nieliczni już wybrali stronę Voldemorta. Najtrudniej będzie przekonać resztę, by nie poszła w ich ślady.
– Myślę, że sobie poradzę – uśmiechnęła się pod nosem. – A teraz mam prośbę... W pokoju Dumbledore’a jest mapa Wielkiej Brytanii. Zaznacz mi na niej wszystkie kryjówki wilkołaków, które udało ci się zlokalizować.

Tym razem nie wykorzystała przeciwko niemu łączącej ich więzi, ale on i tak potraktował jej prośbę jako rozkaz. Zoey westchnęła. Jeśli inne wilkołaki będą reagować podobnie, to wciąż będzie miała poczucie, że je do czegoś przymusza.

– Kim ty jesteś? – usłyszała pytanie i dostrzegła zbliżającego się do niej Syriusza Blacka.
– Czy to ważne? – wzruszyła ramionami. Miała już dość towarzystwa czarodziejów.
– Uratowałaś mi życie – zauważył. – Chciałbym wiedzieć, komu to zawdzięczam.
– Zoey – podała mu rękę. – To musi ci wystarczyć.
– Syriusz – przedstawił się.
– Wiem – uśmiechnęła się lekko.
– No tak – mężczyzna wyglądał na zakłopotanego, ale tylko przez krótką chwilę. Uśmiechnął się do niej promiennie i powiedział zachęcająco: – Może przyłączysz się do nas? Za chwilę Molly poda obiad.
– Chyba podziękuję – odrzekła, starając się, by w jej głosie nie było słychać zniecierpliwienia.
– Szkoda – Syriusz zrobił minę, jakby bardzo go zraniła swoją odmową, ale na niej nie zrobiło to większego wrażenia.

Severus, podglądający ją z okna pokoju Albusa, poczuł, że za chwilę wyjdzie z siebie. Albo z domu, żeby rozszarpać Blacka na strzępy.

Zoey musiała wyczuć, że ktoś ją obserwuje, bo zerknęła w jego stronę i pokręciła głową z politowaniem. Ale zrobiło jej się przyjemnie, gdy zrozumiała, że Severus jest o nią zazdrosny. Podobało jej się to uczucie. Pomachała mu na pożegnanie, skinęła głową Syriuszowi i opuściła podwórko Weasleyów.

*

– Zoey, jesteś tu? – spytał Snape kilka godzin później, gdy już udało mu się wyrwać z kwatery Zakonu i wrócić do domu.
– Jestem – zawołała z łazienki. – Zaraz kończę.

Podszedł do drzwi i zajrzał z ciekawością do środka.

– Miałem nadzieję, że bierzesz prysznic – powiedział, gdy go zauważyła.
– Przykro mi, że cię zawiodłam – roześmiała się.

Skończyła spierać krew z ubrania i rozwiesiła je w pobliżu ognia, by zdążyło wyschnąć do rana.

– Po spotkaniu z Dumbledore’em byłaś jeszcze na jakieś akcji?
– Mieliśmy ją w planach od dawna – wyjaśniła mu. – Gdybym ją odwołała, straciłabym poparcie swojego oddziału.
– Zoey, czy ty nie przesadzasz? – spytał bardzo poważnie.
– Być może, ale nie zamierzam odpuszczać – odpowiedziała równie poważnie. – Już nie.

Podeszła do niego i objęła go za szyję. On złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Tak bardzo mu jej brakowało. Jej ciepła, dotyku, spojrzenia mądrych, czekoladowych oczu. Dopiero gdy trzymał ją w ramionach, poczuł, że wrócił do domu.

– Tęskniłem – wyszeptał.
– Ja też, zazdrośniku – roześmiała się.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – spytał, nachylając się, by ją pocałować.
– Widziałam żądzę mordu w twoich oczach, kiedy patrzyłeś na mnie, jak rozmawiałam z Syriuszem – wyznała, gdy odsunął się od niej, by nabrać tchu.
– Nic na to nie poradzę – stwierdził.
– I dobrze. Podobało mi się to.

Jej spojrzenie zdawało się płonąć w ciemności. Jej usta, tak miękkie, gorące i chętne, błądziły po jego ciele. Drżał z podniecenia i niecierpliwości, gdy szybko pozbywali się ubrań. Całując się, nadzy dotarli do łóżka.

I nagle przestali się spieszyć. Byli spragnieni siebie, swojego dotyku, bliskości i miłości. Chcieli wykorzystać nadarzającą się okazję, która mogła się zbyt szybko nie powtórzyć. Byli czuli, troskliwi i delikatni, co nie często im się zdarzało. Kochali się, jakby nic innego się nie liczyło. Jakby to miał być ich ostatni raz.

*

Następnego dnia Zoey wstała skoro świt. Spojrzała z czułością na śpiącego obok niej mężczyznę i nachyliła się, by go pocałować.

– Brakowało mi takich pobudek – mruknął nie do końca rozbudzony Severus.
– Mi też – szepnęła i posmutniała.
– Pewnie zaraz mi powiesz, że nie wiadomo kiedy znów trafi się taka możliwość – stwierdził i przeciągnął się. – Jeśli tak, to lepiej nic nie mów. I tak za chwilę powinniśmy znaleźć się w Norze, gdzie w kółko słyszę podobne teksty. 
– Chciałam ci powiedzieć – zaczęła z szelmowskim uśmiechem na ustach – Że chyba nic się nie stanie, jeśli jeszcze przez chwilę zostaniemy w łóżku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro