51.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

By móc zaplanować dalsze posunięcia Zakonu Feniksa, Dumbledore w pierwszej kolejności postanowił zlikwidować niebezpieczeństwo wiszące nad rodzinami swoich sojuszników. Chciał je zgromadzić w jednym miejscu, o istnieniu którego wiedzieliby tylko on, Zoey i Severus.

Półelfka początkowo proponowała, by przenieść tych ludzi do azylu, który królowa Arven utworzyła dla elfów i driad, ale po namyśle odrzuciła ten pomysł. Nieludzie nie chcieli mieszać się w sprawy czarodziejów i dotychczas nie byli skłonni do pomocy. A ona nie zamierzała ich o nic prosić.

Pomysł, by wszyscy zamieszkali w Norze także nie wydawał się im najlepszy, nie mówiąc już o tym, że Molly Weasley mogłaby ostro przeciwko temu zaprotestować.
Dlatego w końcu Albus zarządził, że należy przenieść wszystkie rodziny do innego kraju, gdzie jeszcze nie dotarły wpływy Voldemorta. I gdzie nie istniała silnie zorganizowana społeczność czarodziejów.

Irlandia i Szkocja odpadały z oczywistych względów. Zaproponowana przez Severusa Austria także została szybko wykluczona – tam wciąż jeszcze mogli żyć poplecznicy Grindelwalda a wrogowie Albusa. Francja także nie wydawała się być bezpiecznym miejscem, zwłaszcza że już podczas poprzedniej wojny śmierciożercy zdołali dotrzeć do części francuskiego rządu. Dumbledore obawiał się, że sytuacja może się powtórzyć i nie chciał tak ryzykować. W końcu zgodzili się, że nowy azyl powstanie w Szwecji.

Wybór kraju był najmniej skomplikowanym elementem całego planu. Znaczenie trudniejsze okazało się przekonanie innych osób do tego, żeby opuścili swoje domy na Merlin jeden wie jak długo i by postawili wszystko na jedną kartę. Bo jeśli mimo wszystko Zakon przegrałby tę wojnę, wtedy nie mieliby gdzie i po co wracać. Negocjacje trwały, nowa kryjówka była już przygotowana i zabezpieczona, a niektórym członkom Zakonu zaczęły puszczać nerwy.

Jednym z nich był Severus, który nigdy nie należał do ludzi cierpliwych. Na co dzień wkładał dużo wysiłku w panowanie nad swoimi nerwami podczas rozmów z Czarnym Panem, więc na terenie Nory odbijał sobie tamte ciężkie chwile. Robił to głównie w trakcie treningów, które zarządziła Zoey.

Początkowo nikt nie chciał słuchać o jej rewolucyjnych pomysłach, bo wydawały się zbyt radykalne, zbyt brutalne i za bardzo przypominały metody działania śmierciożerców. Jednak Dumbledore uznał, że nadszedł czas na zmiany, więc niechętnie przyznano mu rację.

Oddział Zoey, którego pojawienie się wywołało wiele sprzecznych reakcji, zaraz pierwszego dnia zabrał się za reorganizację skostniałej struktury Zakonu i powoli zaczynał zauważać przełom. Wyglądało to trochę tak, jakby czarodzieje zaczęli się budzić, jakby nareszcie uświadomili sobie, czym tak naprawdę jest wojna.

Jedynie Harry wciąż trwał na stanowisku, że jeśli zaczną zabijać, to nie będą się niczym różnić od śmierciożerców. Upierał się, że tak nie można i odmawiał udziału w treningach twierdząc, że on już umie wystarczająco dużo, by móc się bronić. I nie zabijać.

- Ciekawe, w jaki sposób on zamierza pokonać Voldemorta? – spytała zirytowana Zoey, która próbowała przekonać chłopaka do zmiany zdania.
- Nie wiem – mruknął Severus. – Może wyzwie go na pojedynek i będzie liczył na szczęście?
- I co? Będą walczyć do pierwszej krwi?
- Przynajmniej będzie to krótka walka – skwitował cierpko Severus. – Kiedy Dumbledore chce z nim wyruszyć?
- Wtedy, gdy wrócę ze spotkania z wilkołakami.
- Czyli kiedy?
- Skąd mogę wiedzieć, jeśli ciągle tkwię tutaj? – warknęła.

Jej także puszczały nerwy. Liczyła na to, że jeśli połączą siły, to wojna nabierze tempa, a tymczasem nic się nie zmieniło. Ona i jej ludzie wyruszali na akcje, ale reszta nie czuła się jeszcze na siłach. Bali się konfrontacji. Każde ich działanie poprzedzone było długim namysłem i jeszcze dłuższą dyskusją, co dla Zoey było czystą stratą czasu.

- Może trzeba zorganizować coś, co ich naprawdę rozrusza? – zastanawiał się Snape na głos.
- Masz jakiś pomysł?
- Powiedzmy, że ktoś może coś takiego planować – wymigał się od odpowiedzi. – Chociaż zupełnie w innym celu.
- Chciałby ich wszystkich wyeliminować w jednym momencie? – upewniła się Zoey, dobrze wiedząc, kogo Severus ma na myśli. – Czy Dumbledore wie o tym?
- Jeszcze się zdążyłem mu przekazać najnowszych wieści – odparł z miną niewiniątka.
- W takim razie chodźmy do niego.

Do tej pory stali przed bramą prowadzącą do Nory, gdzie mogli swobodnie porozmawiać. Severus nalegał na to, by ich związek pozostał tajemnicą, co z kolei strasznie irytowało Zoey. Zwłaszcza gdy zorientowała się, że Hermiona chyba trochę zbyt często przygląda się swojemu profesorowi.  Przez jej głowę przemknęły pewne bardzo nieładne podejrzenia, ale szybko doszła do wniosku, że to tylko jednostronna fascynacja.

W ogóle młoda czarownica wzbudzała w niej dziwne odczucia. Niby dziewczyna była odważna, dzielna, lojalna wobec przyjaciół i powszechnie lubiana, ale Zoey czuła do niej niczym nieuzasadnioną niechęć. Uwaga ojca także utkwiła głęboko w jej świadomości, jednak Luthias odmówił dalszych wyjaśnień, więc półelfka nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.

Do Nory dotarli oddzielnie, a później Severus zniknął w pokoju Dumbledore'a, by przekazać mu najświeższe informacje, a Zoey została sama wśród ludzi, którzy byli wobec niej nieufni. Westchnęła ciężko. Źle się czuła w tym miejscu. Inni mówili, że u Weasleyów panuje ciepła, domowa atmosfera, ale ona nigdy wcześniej takiej nie zaznała. Jedyna pełna rodzina, którą znała, to Snape'owie z ich niezbyt szczęśliwą przeszłością, więc tutaj czuła się przytłoczona nadopiekuńczością Molly, która dbała o nich wszystkich, czy tego chcieli czy nie. Ona nie chciała. Zawsze wychodziła z Nory, gdy tylko oficjalna część zebrań Zakonu dobiegała końca.

- Może byś coś zjadła? – spytała ją pani Weasley, gdy oczekiwanie na Dumbledore’a i Snape'a przedłużało się ponad miarę.
- Dziękuję, nie jestem głodna – odparła Zoey niemalże odruchowo.
- Powinnaś coś zjeść – podłapał szybko Syriusz. – Molly świetnie gotuje.
- Naprawdę dziękuję – mruknęła półelfka i spojrzała na Blacka z niechęcią.

Syriusz przysunął się do niej, nachylił się, ogarnął jej włosy za ucho i szepnął: - Daj nam szansę.

Nie zauważył, kiedy wylądował na plecach, a rozzłoszczona zbytnią poufałością Zoey przygniotła go do podłogi.

- Nigdy więcej nie próbuj mnie dotykać – wysyczała przez zaciśnięte zęby.

Wstała, podniosła krzesło, które chwilę wcześniej upadło na podłogę i ponownie usiadła przy kuchennym stole.

Czuła na sobie spojrzenia członków Zakonu, ale nie zamierzała się do nich odwracać. Molly usiadła na wprost niej i uśmiechnęła się ciepło.

- Dobrze mu tak – powiedziała rozbawiona. – Rozumiem, że nie chcesz nic do jedzenia, ale może napijesz się przynajmniej herbaty?
- Tak, poproszę – odrzekła zrezygnowana Zoey.
- Nie musisz się z nami integrować, ale my naprawdę chcielibyśmy cię poznać – odezwała się ponownie kobieta, kiedy już postawiła przed półelfką kubek herbaty.
- Uwierz mi, Molly, że wcale byście nie chcieli – Zoey uśmiechnęła się smutno.

Do salonu weszli Albus z Severusem, więc wszystkie spojrzenia przeniosły się na nich, jednak czujnym oczom Snape'a nie umknęło zakłopotanie Zoey ani ponure oblicze Syriusza, który zerkał na nią z niechęcią. Tym razem to w jego umyśle pojawiły się pewne podejrzenia, jednak zamierzał wyjaśnić je później. Teraz liczyło się tylko to, co miał Zakonowi ogłosić Dumbledore.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro