53.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kobieta mimowolnie powiodła spojrzeniem za jego gestem, ale przez chwilę zdawała się nie rozumieć, co do niej powiedział.

– Nie... niemożliwe – wyszeptała w końcu wstrząśnięta, a chwilę później odwróciła się w stronę Hermiony, która już zdążyła przywitać się z ojcem.

Dziewczyna chyba nie usłyszała słów Severusa, jednak dotarły one do Zoey, która gwałtownie zatrzymała się w miejscu. Zignorowała jednak Grangerów, Snape’a i całą resztę magicznego świata, i upewniła się, że jej ojca nie ma w pobliżu. Dopiero później spojrzała na swojego chłopaka z naganą.

– Lubisz się bawić uczuciami innych osób? – spytała starannie kryjąc wściekłość.

– Tylko niektórych – przyznał bez cienia skruchy. – O co ci chodzi?

– O ojca – szepnęła. – On... chyba nigdy się z tym nie pogodził.

– A ty? – spytał Snape, któremu zaczęło się robić głupio. – Nie chcesz poznać swojej matki?

– Ja nie mam matki – odpowiedziała spokojnie. – Cholera, ty to potrafisz namieszać... Miałam ci powiedzieć, co odkryłam... Ale teraz nie ma czasu. Znajdźmy Dumbledore’a.

*

Półelfka nie zauważyła Luthiasa, bo ten na wszelki wypadek trzymał się w cieniu. Nie musiał słyszeć złośliwości Severusa, żeby w matce Hermiony rozpoznać Jane. Wspomnienia ożyły, jakby nie minęło ponad trzydzieści lat. Kobieta zestarzała się przez ten czas, ale nie mógł się temu dziwić, w końcu gdy widział ją poprzednio, była jeszcze nastolatką. Uważnie zlustrował jej męża i stwierdził z goryczą, że dobrze wybrała. Ojciec Hermiony wydał mu się poważnym i statecznym mężczyzną, a kogoś takiego, jego zdaniem, Jane potrzebowała, żeby zapomnieć o swojej burzliwej młodości.

Zastanawiało go tylko jedno, jak Zoey zareaguje, gdy już ochłonie. Póki co usłyszał jej buntowniczą deklarację, ale był pewien, że wkrótce jego córka zacznie na chłodno analizować to, czego się dowiedziała. Chciał wtedy być obok. Nawet jeśli to nie on na co dzień ją wspierał, to tym razem uznał, że sprawy rodzinne powinni wyjaśniać wspólnie.

*

Mylił się, myśląc, że Zoey poświęci matce choćby jedną myśl. Dość miała innych spraw na głowie. Przede wszystkim musiała rozwiązać kwestię transportu setki czarodziejów do ich kryjówki w Szwecji. Była tam już kilka razy z Severusem, żeby dobrze poznać teren i znaleźć miejsce, w którym mogłaby otworzyć portal. Jednak nie była pewna, czy uda jej się go utrzymać na tyle długo, by wszyscy zdążyli przejść. Jeśli nie, to drugi raz będzie mogła spróbować dopiero wtedy, gdy całkowicie zregeneruje swoje siły. Ciekawe, jak zniesie to Molly? – pomyślała mimochodem.

– Gotowa? – spytał z troską Dumbledore, który dość dobrze rozumiał jej magię i domyślał się, że to zadanie nie będzie dla niej łatwe.

– Bardziej już nie będę – stwierdziła i otworzyła portal.

Albus przeszedł pierwszy, żeby zabezpieczać uciekinierów od tamtej strony, a Severus pozostał na miejscu, by koordynować akcją.

Nie minęło wiele czasu, gdy Zoey zaczęła odczuwać potworne zmęczenie. Wcześniejsze starcie ze śmierciożercami, chociaż wydawało się jej w gruncie rzeczy nieszkodliwe, negatywnie odbiło się na jej organizmie. Słabła z każdą chwilą, ale dzielnie podtrzymywała otwarte przejście zasilając je swoją mocą.

Nikt nie zwracał na nią uwagi, aż do momentu, gdy na podwórku przed Norą przeludniło się na tyle, by stali mieszkańcy domu Weasleyów wyszli na zewnątrz przyjrzeć się przebiegowi ewakuacji. Wśród nich była Hermiona oraz jej rodzice.

Jane, roztrzęsiona i kompletnie rozstrojona po odkryciu, że jej druga córka prawdopodobnie współpracuje z Dumbledore’em, nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Nie była pewna, czy Snape się nie pomylił – w tej wymalowanej w barwy maskujące twarzy nie potrafiła dostrzec żadnego podobieństwa do siebie czy do Luthiasa. Jednak jeśli on się nie mylił... To czekały ją trudne chwile. Będzie musiała o wszystkim powiedzieć Hermionie, a dotychczas tylko jeden, jedyny raz przyznała się komukolwiek do tego, co zrobiła. Tuż przed ślubem wyznała prawdę swojemu mężowi. Nie chciała mieć przed nim żadnych tajemnic, a on docenił jej szczerość, zrozumiał ją i nigdy więcej nie wracał do tego tematu.

Gdy dowiedziała się, że już można wyjść na dwór, to chętnie skorzystała z możliwości odetchnięcia świeżym powietrzem. Jak się okazało, to niestety nie pomogło jej się uspokoić. Najpierw dostrzegła dziewczynę, która rzekomo była jej córką. Półelfka słaniała się na nogach i byłaby upadła gdyby nie niespodziewana pomoc kogoś, kogo Jane rozpoznała bez problemu. Jasna cera, długie blond włosy i lekko szpiczaste uszy... To musiał być Luthias! A troska, z jaką podtrzymywał słabnącą dziewczynę pozwoliła jej w końcu uwierzyć, że ona naprawdę była jej córką. Zamarła w bezruchu, zapatrzona w tę dwójkę. Z odrętwienia wyrwało ją dopiero delikatne dotknięcie dłoni męża, który stał tuż obok niej.

– To ona? – spytał szeptem.

– Tak... to ona – odparła cichutko.

– Mamo, znasz ją? – zdziwiła się Hermiona, która dosłyszała jej słowa.

– Nie... w ogóle jej nie znam – w głosie Jane zabrzmiał smutek i gorycz, co wprawiło Hermionę w jeszcze większe osłupienie.

– To jej ojciec – powiedziała dziewczyna z niesmakiem. – Wygląda, jakby był niewiele starszy od niej... Pewnie był bardzo młody, kiedy się urodziła...

Jane zesztywniała, ale nie skomentowała słów córki. To nie był dobry moment na tę rozmowę. Zapatrzyła się na Luthiasa i straciła z oczu resztę osób, które wciąż kręciły się po podwórku.

– Zoey, zamknij przejście – szeptał gorączkowo elf. – Wydrenujesz się do zera... Stracisz swoją moc...

Nie wiedział, jakie by to miało skutki, ale był pewien, że bardzo złe. Królowa Arven wielokrotnie ostrzegała Zoey, by ta uważała, żeby nie stracić całej mocy. Córka mruknęła coś niewyraźnie.

Nie miała już siły, żeby mówić, ale dosłyszała ostrzeżenie ojca i wyciągnęła w górę rękę. Powietrze wokół Nory było przesiąknięte magią zaklęć, które miały chronić to miejsce. Zaczerpnęła z niej tyle, że nie tylko dała radę pewniej stanąć na nogach, ale też zyskała pewność, że utrzyma portal do samego końca.

Kiedy ostatni czarodziej przeszedł na drugą stronę, usłyszała głos Dumbledore’a, który kazał jej zamknąć przejście. Posłuchała go i bezwładnie osunęła się na ziemię.

Luthias niewiele myśląc wziął ją na ręce i zaniósł na tyły domu, gdzie pani Pomfrey urządziła prowizoryczny szpital. Bał się, że Zoey przesadziła, że straciła coś, co było dla niej najcenniejsze, jednak najbardziej bał się tego, że już się nie obudzi. Jej oddział podążał za nimi jak cień, a pochód zamykał Severus, który miał chwilowo gdzieś, czy ktokolwiek zorientuje się, że jego i Zoey coś łączy. Szybko wysforował się przed Luthiasa i gwałtownie otworzył szafkę z lekami.

– Severusie! – krzyknęła oburzona Poppy, ale już po chwili zrozumiała jego zachowanie. Wskazała młodemu elfowi jedno z polowych łóżek: – Tam możesz ją położyć. Zaraz ją zbadam.

– Jest bardzo osłabiona – wyjaśnił Luthias, który wcale nie wyglądał lepiej od córki.

– Przekonamy się – odparła pielęgniarka łagodnie i przystąpiła do badania. – Rzeczywiście... Skrajnie wyczerpana... akcja serca wolna, nawet jak na elfa... Ale powinna dojść do siebie. Podam jej odpowiednie eliksiry...

– Zwiększ dawkę, bo jest na nie odporna – pouczył ją Severus. – Przynajmniej częściowo.

– W takim razie będziesz musiał mi pomóc, bo to wszystko, co mam – mruknęła Poppy, wskazując na szafkę, którą już wcześniej zdążył zlustrować.

– Później, teraz najważniejsza jest Zoey.

Kobieta skinęła głową i starannie odmierzała potrójną dawkę eliksirów wzmacniających. Wlała je do gardła nieprzytomnej kobiety, a reszcie nie pozostało nic innego, jak tylko czekać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro