54.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Półelfka oddychała równo, jakby była pogrążona w głębokim śnie. Eliksir wzmacniający zdawał się na nią działać, ale Zoey wciąż nie otwierała oczu. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co jej dolegało.

– Wygląda, jakby znowu weszła w trans – zauważył Severus, gdy został przy niej sam na sam z Luthiasem.

– Rzeczywiście – zgodził się elf. – Czy... coś takiego zdarzało jej się wcześniej?

– Nie – stwierdził Snape po krótkim namyśle. – Ale z drugiej strony, nigdy wcześniej nie zużyła aż tyle ze swojej mocy.

– I nie czerpała z waszej magii – dodał Luthias domyślnie. – Boję się, że to nas przerośnie. Że jeśli... jeśli nie znajdziemy jakiegoś rozwiązania, to ona nigdy nie dojdzie do siebie.

– Boisz się, że straciła swoją moc? – spytał Severus.

– Tak, tego też się boję.

– Jej aura się nie zmieniła, więc na razie nadal powinna móc z niej korzystać – Severus dotknął jej dłoni, żeby się upewnić. – Kiedy już się obudzi.

Jego słowa zawisły w powietrzu i obaj poczuli, że sami sobie z tym nie poradzą. Jednak nie zdążyli ustalić żadnego planu. Severus nagle zacisnął zęby i bez słowa deportował się z podwórka Nory. Tylko on i Dumbledore mieli taką możliwość.

Luthias domyślił się, że Snape dostał wezwanie od Voldemorta i nawet się z tego ucieszył. On także musiał opuścić teren Nory, ale nie chciał nikomu tłumaczyć, dokąd zamierza się udać.

Był już blisko bramy, gdy nagle wyczuł czyjąś obecność. Odwrócił się i poczuł, że serce bije mu odrobinę szybciej.

– Powinniśmy porozmawiać – odezwała się Jane.

– Chyba już nie mamy o czym – stwierdził oschle Luthias.

– Mamy o kim – szepnęła. Drżącą dłonią odgarnęła włosy wpadające jej do oczu. – Jak ona się czuje?

– Teraz cię to interesuje? – wytknął jej elf.

– Tak... zawsze...

– Nie pieprz, że zawsze się o nią troszczyłaś – zdenerwował się. – Pozbyłaś się jej bez wahania! Nawet nie spojrzałaś na nią po porodzie!

Jane opuściła głowę, a po jej policzkach pociekły łzy. Nie sądziła, że po tylu latach, jego oskarżenia wciąż będą tak boleć. Liczyła na to, że on jej wybaczył. Że dzięki temu ona będzie mogła kiedyś wybaczyć sobie.

– Luthias, proszę – wyszeptała.

– Nie proś mnie... Zoey... Ona jest moją córką. Popełniłem wiele błędów, ale nie pozwolę ci jej skrzywdzić.

– Chciałabym ją poznać – powiedziała kobieta, nie reagując na jego wybuchy.

– Poczekaj, aż się obudzi. Jeśli ona będzie tego chciała, to ją poznasz. Ale to musi być jej decyzja.

– A co, jeśli nie będzie chciała?

– To nic się dla ciebie nie zmieni – odparł zimno elf. – Pamiętaj, że to ty nie chciałaś jej w swoim życiu.

Odwrócił się od niej i już bez dalszej zwłoki opuścił teren Nory.

*

Luthias nie potrafił się teleportować. Nie umiał także tworzyć przejść, jak jego córka. Ale mógł wędrować bez przerwy przez wiele dni i w ogóle się nie męczyć. Z ciężkim sercem zostawił córkę samą, wśród czarodziejów, którzy nie mogli jej pomóc, ale nie widział innego wyjścia. Musiał porozmawiać z królową. W niej pokładał całą swoją nadzieję.

*

Severus dobrze wiedział, że to wezwanie może się dla niego bardzo źle skończyć. Spodziewał się tego, że Czarny Pan na nim wyładuje całą swoją złość za ostatnie niepowodzenie. W końcu ta akcja była jego pomysłem. Gdyby się powiodła, Severus prawdopodobnie zostałby sowicie wynagrodzony. Jednak zakończyła się totalną porażką i teraz mężczyzna bał się tak, jak jeszcze nigdy w życiu.

Nie zdążył się przygotować. Czas, który normalnie poświęciłby na stworzenie jakiejś wiarygodnej wymówki, tym razem spędził przy łóżku Zoey. Nie żałował. Nie mógłby spojrzeć sobie w oczy, gdyby postąpił inaczej.

Wszedł do pokoju, w którym gromadzili się już pozostali śmierciożercy. Miał dosłownie sekundy, żeby wymyślić coś, co mogło uratować mu życie. Dobrze wiedział, że już nie może liczyć na to, że zasługa, jaką było zabicie Dumbledore’a, nadal będzie go chronić przed gniewem Czarnego Pana. Podsłuchał kilka rozmów i już wiedział, co zrobić.

– Severusie – usłyszał swoje imię, wypowiedziane zimnym, złowieszczym głosem. – Podejdź bliżej.

– Witaj, mój Panie – mężczyzna pokornie zgiął się w ukłonie.

– Słyszałeś już może o tym, co się stało? – padło pozornie niewinne pytanie.

– Tak, panie – odparł Snape. I nie czekając na kolejne pytania, zaczął mówić. – Gdy tylko o tym usłyszałem, zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, że Zakon dowiedział się o naszych planach.

– Ach tak? – zainteresował się Voldemort. – I dowiedziałeś się czegoś?

– Dotarłem do informacji, że jeden z twoich ludzi współpracował z Zakonem – powiedział Severus spokojnie.

– Kto? – Voldemort wyraźnie się zdenerwował.

– Jeszcze tego nie wiem. Mój informator ma to potwierdzić.  

– Masz informatora w Zakonie, Snape? – to Bellatriks wtrąciła się w rozmowę. – Nie chwaliłeś się...

– Milcz, Bella! – Czarny Pan nie znosił, gdy ktoś odzywał się nie pytany. – A ty, Severusie, opowiedz na pytanie Bellatriks.

– Od dawna pracowałem nad tym, by mieć kogoś, kto będzie donosił mi o poczynaniach Zakonu – zaczął wyjaśniać Snape. – Nie udało mi się nikogo wkręcić do współpracy, ale od czego jest Zaklęcie Imperius?

– Podoba mi się twój tok myślenia, Severusie – stwierdził Voldemort z zadowoleniem. – Chciałem ukarać cię za fiasko tej misji, ale w tej sytuacji... Dowiedz się, kto jest tym zdrajcą i doprowadź go przed moje oblicze.

– Tak jest, mój panie – powiedział karnie Snape i ponownie się ukłonił.

Został odprawiony gestem, więc szybko odszedł na swoje stałe miejsce. Wiedział, że dopiero teraz zacznie się oficjalna część spotkania, ale to już mniej go interesowało. Czarny Pan ostatnio niczego nie planował długofalowo, więc za chwilę miało się rozpocząć zbiorowe narzekanie i wzajemne oskarżanie się, ale nie sądził, by dowiedzieli się czegoś konkretnego. A on miał wreszcie czas, by dopracować swój wymyślony naprędce plan.

*

– Dobrze się spisałeś, Severusie – pochwalił go Dumbledore, po tym, jak Snape zdał mu raport ze spotkania z Voldemortem. – Bardzo dobrze.

– Co teraz? – spytał Severus.

– Muszę pomyśleć – westchnął Dumbledore. – A ty możesz już iść. Zasłużyłeś, by porządnie wypocząć.

– Nie zamierzam odpoczywać, póki Zoey jest w takim stanie – warknął Severus.

– A masz pomysł, jak mógłbyś jej pomóc? – spytał spokojnie Dumbledore.

– Nie... może Luthias coś wymyślił – odparł Snape znękanym głosem.

– Możliwe, że tak właśnie było. Ale ojciec Zoey opuścił nas dzisiaj, nikomu nie mówiąc, gdzie się wybiera.

– Gdyby na mnie poczekał, to szybciej by dotarł na miejsce – powiedział Severus tajemniczo. – Teraz będę musiał go znaleźć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro