62.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie – odpowiedziała Zoey i powiodła spojrzeniem po wszystkich zgromadzonych wokół niej wilkach. – Nie twierdzę, że nie zasłużył na karę, ale nie sądzę, byśmy to my mieli mu ją wymierzyć. Szczególnie wy... Gdzie byliście, kiedy łowca potworów mordował jego rodzinę? Czy pakt między waszymi gatunkami nie zobowiązuje was do tego, by pilnować domostw wilkołaków? Przed tym zdarzeniem Greyback nikomu nie wadził...

Urwała i ponownie spojrzała na watahę Norny. Wilki, jak wszystkie zwierzęta, miały bardzo ograniczoną mimikę, ale Zoey wyraźnie słyszała ich myśli. Nie wszystkim podobało się to, co powiedziała. Nikt nie miał odwagi jawnie się jej przeciwstawić, ale znalazłoby się kilku śmiałków, którzy chcieli powiedzieć, co o tym myślą. Norna postanowiła zapobiec rozlewowi krwi.

Masz rację, Pani – powiedziała z pokorą. – Ten wilkołak... powinien dostać drugą szansę.

Nie chodziło mi o to, byście przyznali mi rację – odezwała się Zoey. – Tylko żebyście spojrzeli na sytuację z szerszej perspektywy.

Tym razem jej słowa spodobały się większości watahy. Wilki poczuły się pewniej. Oceniały na nowo Panią Wilków na podstawie jej słów i czynów, a nie wyobrażeń na jej temat. I ta ocena wypadła bardzo pozytywnie.

Pani, wiemy, co cię sprowadziło w te strony – odezwała się ponownie Norna. – Właśnie dlatego chcieliśmy z tobą porozmawiać.

Czyżbyście chcieli się do mnie przyłączyć? – półelfka spytała wprost.

Tak, Pani – odpowiedział jej chór głosów.

Jeśli tak... To czekajcie cierpliwie na moje wezwanie – poprosiła. – Już niedługo... rozpocznie się decydująca bitwa.

*

– Greyback? – zawołała Zoey, idąca śladem wilkołaka. – Nie każ mi szukać cię w inny sposób.

Wilki wskazały jej kierunek, a ona wyczuła, że mężczyzna uciekł w znane sobie rejony. Podążyła jego śladem i dotarła do niewielkiego, zrujnowanego gospodarstwa. Była prawie pewna, że to właśnie był dom, w którym zamordowano rodzinę Greybacka. Zaczęła okrążać główny budynek, podejrzewając, że na jego tyłach znajdzie nie tylko poszukiwanego wilkołaka, ale też groby jego bliskich.

Jej przewidywania sprawdziły się co do joty. Fenrir klęczał u stóp niewielkiego kurhanu, a jego drżące ramiona i pochylona głowa sugerowały, że płacze. Albo że trzęsie się z wściekłości. Zoey nie chciała się o tym przekonywać więc przystanęła w pewnym oddaleniu. Czekała, aż mężczyzna do niej podejdzie.

– Nie musiałaś tu przychodzić, Pani – mruknął zawstydzony, kiedy wreszcie ją zauważył.

– Szukałam cię – odparła próbując udawać, że nie dostrzega jego mokrych oczu. – Tak myślałam, że będziesz chciał tu wrócić.

– Nie chciałem – westchnął. – Wilki mnie pogoniły i... skoro byłem już tak blisko...

– Nie odwiedzałeś ich wcześniej?

– Nie... czułem, że nie zasługiwałem na to, by chociaż raz spojrzeć na ich grób.

– Norna, przywódczyni tutejszej watahy, mówiła, że zasłużyłeś na karę – zauważyła ostrożnie. – Dlatego kazała cię przepędzić... Teraz wiem, jak bardzo się myliła...

– Uważasz, Pani, że na nią nie zasługuję? – zdziwił się wyraźnie.

– Sądzę, że nikt nie byłby w stanie ukarać cię tak, jak ty sam siebie karzesz – odparła. – Jeśli chcesz, możesz tu zostać... Odbudować swój dom, odzyskać wolność i spokój.

– Jeszcze nie mogę tego zrobić – powiedział poważnie wilkołak. – Najpierw muszę odpracować swój dług wobec ciebie.

– Nic nie jesteś mi winien. Jeśli chcesz stanąć u mego boku podczas bitwy, to nie będę cię zniechęcać. Zrozumiem też, jeśli postanowisz się wycofać.

Dała mu wybór i nie czekając na odpowiedź, otworzyła swoje przejście i zniknęła z tej ponurej polany.

*

Severus wszedł do obozowiska nieludzi i wzrokiem odszukał Luthiasa. Młody elf naprawiał właśnie pomięte lotki strzał, ale od razu zorientował się, że ktoś go obserwuje.

– Severusie, co ty tutaj robisz? – spytał uśmiechając się krzywo. – Myślałem, że będziesz szykował się na wesele...

– Już się rozpędziłem – mruknął Snape. – Dumbledore myśli, że to im dobrze zrobi, ale sądzę, że on po prostu boi się, że jego ludzie nie dadzą rady... Że za późno do nich dotarło, że ta wojna to nie przelewki.

– Jeśli Zakon nie weźmie się w garść, to wszyscy zginiemy – uśmiech spełzł z twarzy elfa.

– Właśnie dlatego tu jestem – tym razem to on się uśmiechnął. – Myślę, że nie ma co liczyć na Zakon Feniksa. To my musimy zaplanować bitwę i sprawić, by nasi wrogowie i sojusznicy pojawili się w odpowiednim miejscu, we właściwym czasie.

– Zgadzam się z tobą – poparł go Luthias. – Jednak najpierw musielibyśmy wiedzieć, co planują obie strony.

– Poniekąd wiemy... – odparł tajemniczo Snape.

– No tak, zapomniałem, że ty jesteś wtajemniczony... – Luthias spojrzał na niego uważnie. – A jesteś pewien, że ich plany nie ulegną zmianie?

– Jeśli nie pojawią się nieprzewidziane okoliczności, to nie.

– W takim razie musimy przewidzieć także to, co nieprzewidywalne – wtrącił się podsłuchujący ich Yorweth. – Dla mnie to nic nowego. Od wielu lat biorę udział w bitwach i uważam się za dobrego stratega.

– Jesteś elfem, wy wszyscy macie zbyt wysokie mniemanie o sobie – zauważył cierpko Snape.

– Być może – Yorweth wzruszył ramionami. – Gdybyś żył tak długo, jak ja, to też byłbyś bardziej pewny siebie.

– Jeśli będziecie się kłócić, to nigdy niczego nie ustalimy – zwrócił im uwagę Luthias.

– A ja myślę, że ze wszelkimi ustaleniami powinniśmy zaczekać na powrót Zoey – stwierdził Yorweth. – Wtedy będziemy mieć pełny obraz sytuacji.

– Severusie, co ty na to?

– Skoro właśnie tego chcecie – mruknął. – Liczyłem na to, że przynajmniej wy będziecie chcieli przyspieszyć bieg wydarzeń.

– Chcemy, ale bez pewności, że Pani Wilków zdobyła kolejnych sojuszników, wolałabym niczego nie planować – zauważył trzeźwo Yorweth. – Oprócz planów Dumbledore’a i Voldemorta warto by znać liczbę naszych sprzymierzeńców.

Severus nie mógł się z nim nie zgodzić. I nie mógł zapomnieć o roli, jaką w tym starciu miał odegrać Harry Potter. Aż zazgrzytał zębami że złości. Szczeniak miał wyruszyć na misję, od której będą zależały losy ich wszystkich. Ale zamiast szykować się do drogi, wolał siedzieć bezpiecznie w Norze i udawać, że nic się nie dzieje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro