80.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Przydacie się nam – stwierdził Yorweth, kiedy Zoey przedstawiła mu Syriusza i Remusa. – Jest nas teraz tak dużo, że przydadzą się dwie dodatkowe osoby do dowodzenia oddziałami.
– Świetnie – uśmiechnęła się Zoey. – Szykujcie się do wymarszu, ale niech nikt nie pokazuje się w pobliżu zamku, dopóki nie dam wam znaku. I pamiętajcie, żeby w każdym oddziale znalazło się kilka wilków, bo inaczej przerwiecie tarczę.
– Spokojnie, mamy już wszystko zaplanowane – Yorweth odpowiedział uśmiechem.
– W takim razie czekajcie na sygnał, a ja zabieram wilkołaki do Hogwartu.

Odeszła na bok i otworzyła przejście prosto do Wielkiej Sali. Wcześniej ustalili, że wolą być gotowi do walki już dzisiaj, nawet jeśli jeszcze nie mieli pewności, czy do niej dojdzie. Zawsze mogli się wycofać i poczekać na kolejną okazję.

Greyback, Ulrica i Bledig poprowadzili swoje oddziały przez portal. Jak na taką ilość osób, zachowywali się bardzo cicho. W Wielkiej Sali zajęli miejsca przy stojących pod ścianami stołach domów i w milczeniu oczekiwali na bitwę. Zoey pomyślała, że przypominają jej wikińskich wojowników czekających w Walhalli na nadchodzący Ragnarok. Zaśmiała się w duchu. W pewnym stopniu tak właśnie było.

Zostawiła oddziały wilkołaków samym sobie i poszła do gabinetu dyrektora. Severusa jeszcze nie było, co odrobinę popsuło jej humor, ale szybko się opanowała. Nie było czasu na martwienie się na zapas.

– To jak, Harry, idziemy do Hogsmeade? – spytała.
– Jasne – mruknął chłopak. – Chodźmy.
– My też idziemy – zaczęła Hermiona, ale umilkła pod spojrzeniem Zoey.
– Nie będę was wszystkich niańczyć – oznajmiła zimno.
– Zoey, może powinnaś to jeszcze przemyśleć? – zasugerował Dumbledore.
– Hogsmeade jest jedną wielką pułapką, w którą Voldemort chce schwytać Harry’ego – wyjaśniła swój punkt widzenia. – Spodziewa się, że prędzej czy później chłopak się tam pojawi, więc powinniśmy być gotowi do odparcia ataku. Nie chcę się rozpraszać...
– Jeśli jest tak, jak mówisz... To wstrzymajcie się z tym jeszcze trochę – powiedział Dyrektor i spojrzał przez okno. – Pozwólmy Tomowi zdobyć to, czego tak bardzo pożąda.
– Ja chciałbym tylko zauważyć, że te środki bezpieczeństwa wprowadzone w Hogsmeade, sugerują, że Riddle domyśla się, że Harry się tutaj zjawi... Czy wie także, po co? – odezwał się milczący od dłuższego czasu Grindelwald.
– Gdyby nie wiedział, to obstawiłby śmierciożercami każde miasto i każdą wioskę w tym kraju, a nie jedno Hogsmeade – podchwycił Dumbledore.
– Nie ma już tylu ludzi, żeby to zrobić, ale poza tym zgadzam się, że musi dopuszczać możliwość, że ktoś może nagle zapragnąć dostać się do Hogwartu – zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad czymś. – A żaden czarodziej nie mógłby teleportować się na terenie szkoły... musiałby zjawić się w wiosce...
– To znaczy, że on wie, że my szukamy horkruksów? – spytał zdumiony Harry.
– Chyba jeszcze nie jest tego pewien, ale może się domyślać – potwierdził dyrektor.
– To co robimy? – chciał wiedzieć Potter. – On za chwilę tu będzie!
– Spokojnie, Harry – powiedział cicho dyrektor. – Na razie czekamy.
– A może Severus powinien mu uświadomić, że Harry jest na tropie jego tajemnicy? – zaproponowała półelfka.
– Tylko że, wtedy może chcieć się upewnić... – zauważyła Hermiona.
– I dobrze! Będziemy mieć czas na ostatnie przygotowania i sprowadzenie do Hogwartu Zakonu i Gwardii Dumbledore’a. A później wywołamy z Harrym alarm i zwabimy Voldemorta w pułapkę – uśmiechnęła się szeroko.
– Tak zrobimy – zadecydował Albus.
– A jak powiadomimy profesora Snape’a? – zainteresowała się Hermiona.
– Zostaw to mnie – odrzekła Zoey i zniknęła.

*

– Wzywałeś mnie, Panie – powiedział Severus, kłaniając się nisko. – W czym mogę ci pomóc?
– Widzisz, Severusie – Voldemort gestem pokazał mu, że może usiąść. – Od kilku tygodni szukam czegoś, co zapewni mi... nam... zwycięstwo w wojnie z Potterem. I dzisiaj już wiem, gdzie to jest... W Hogwarcie. A ty jesteś mi potrzebny, żeby to zdobyć. Musisz wprowadzić mnie na teren szkoły.
– Jeśli jesteś gotowy, Panie, to możemy ruszać nawet zaraz – odpowiedział Snape, jak zwykle nie dziwiąc się niczemu.
– To może jeszcze chwilę poczekać – stwierdził Voldemort i spojrzał swojemu słudze prosto w oczy. – Najpierw powiedz mi, co się działo pod moją nieobecność.
– Wielu śmierciożerców zginęło, Panie – zaczął opowiadać Snape. – W okolicy panoszy się oddział nieludzi, którzy ścigają twoich zwolenników... Szukamy ich, ale pozostają nieuchwytni. Podejrzewam, że ktoś im pomaga. Być może Zakon, albo ktoś, kogo jeszcze nie znamy.
– Kto prowadzi poszukiwania?
– Lucjusz podjął się tego zadania, Panie.
– Bardzo dobrze. Jeśli mu się nie uda... – zawiesił głos, a jego oczy błysnęły czerwienią.

Severus pomyślał, że nie chciał by być w skórze Malfoya, gdy będzie musiał przyznać się do porażki. Chociaż była duża szansa, że nigdy nie będzie musiał tego robić. 

– Czy działo się coś jeszcze? – dopytywał Voldemort.
– Słyszałem pogłoski, że ktoś niepowołany pojawił się w Ministerstwie Magii – Severus musiał być teraz bardzo ostrożny.
– Czy to dotyczy naszej sprawy?
– Tego jeszcze nie wiem, ale istnieje takie prawdopodobieństwo. Dolores Umbridge zniknęła z gmachu Ministerstwa w niewyjaśnionych okolicznościach.
– Zajmiemy się tym później – stwierdził Voldemort. – Jeśli to wszystko, co miałeś mi do powiedzenia, to możemy ruszać do Hogwartu.

*

Aportowali się kawałek za wioską, żeby nie wzbudzać czujności stacjonujących tam śmierciożerców. Chcieli dotrzeć do bramy niezauważeni. Obaj rzucili na siebie odpowiednie zaklęcia i omijając Hogsmeade ruszyli w stronę wejścia na teren Hogwartu.

Severus formalnie wciąż był nauczycielem, więc nadal posiadał pewne przywileje. Jednym z nich było to, że wystarczyło, by dotknął mosiężnej klamki, a brama stawała przed nim otworem.

Voldemort jeszcze nie mógł przekroczyć progu szkoły bez zaproszenia od kogoś z wewnątrz. To oczywiście miało się wkrótce zmienić, ale póki teren Hogwartu chroniony był magią Dumbledore’a, musiał poprosić Severusa o pomoc.

Przeszedł przez bramę i paskudny grymas wykrzywił mu usta. Błonia wyglądały, jakby przeorało je stado dzików. W dodatku z jednej ich strony wyrósł wysoki, gęsty żywopłot. Pomyślał, że Dumbledore musiał mieć jakieś plany związane z zagospodarowaniem tego terenu, ale najwyraźniej nie zdążył ich zrealizować. Postanowił zlikwidować to wszystko, gdy tylko wprowadzi swoich ludzi do szkoły. Przywróci tu ład, który pamiętał z czasów szkolnych.

Podszedł do grobu Dumbledore’a. Pogładził palcami marmurową płytę, a ta uniosła się w powietrze. Obrzucił krótkim spojrzeniem leżące pod nią zwłoki i uśmiechnął się zimno. Tylko tyle zostało z tego zaślepionego miłością głupca. Nachylił się, by wyjąć spomiędzy jego palców różdżkę.

Teraz to on był jej panem. Odebrał ją Dumbledore’owi i wreszcie będzie mógł pokonać Harry’ego Pottera. A kiedy tego dokona, już nikt nie ośmieli się stanąć na jego drodze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro