20.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Jak się czujesz? – spytała Freya, gdy popołudniu poszła odwiedzić Severusa.

– Jestem jeszcze trochę skołowany, ale nie zamierzam jej o tym mówić – powiedział chłopak i gestem wskazał pielęgniarkę. – Chcę jak najszybciej się stąd wydostać.

– Ja tam bym wolała zostać tutaj – westchnęła Freya. – Chyba nie jestem już zbyt lubiana w swoim domu.

– Przeze mnie?

– Przez to, że wkopałam Blacka i Pottera. Próbowali wszystkim wmówić, że poszliśmy do tej jaskini... i że Black próbował mnie ratować przed tobą – wyjaśniła mu, a oczy na chwilę rozbłysły jej gniewem. – Ten gnój chciał się wywinąć! Nienawidzę takich ludzi!

Severus podczas jej ognistej przemowy uśmiechał się coraz szerzej, aż w końcu wybuchnął śmiechem. Zaskoczona Freya spojrzała na niego i momentalnie złagodniała. Ten chłopak sprawiał, że zachowywała się inaczej, jakby naprawdę była młodą dziewczyną.

– No i z czego tak się cieszysz?

– Nareszcie ktoś zauważył, jacy oni są w rzeczywistości – odparł wciąż się uśmiechając. – Chociaż gdybym to ja próbował komuś wyjaśnić, co tam się stało, to pewnie nikt by mi nie uwierzył.

– Oni są tak durni, że nawet nie potrafili wymyślić wiarygodnego wyjaśnienia – prychnęła Freya. – Ale teraz wszyscy myślą, że poskarżyłam się McGonagall i...

– Nie zazdroszczę – Severus pocieszająco poklepał ją po ramieniu. – Trzeba było zmusić ich do tego, żeby sami się do wszystkiego przyznali.

– Wiesz, to nie takie proste – Freya usiadła na łóżku i przysunęła się do niego. – Nie mogę się z nimi bić. Mogłabym komuś zrobić krzywdę...

– Przypominam ci, że oni nie mieliby żadnych skrupułów – mruknął Snape. – Nie wiem, czemu miałabyś ich oszczędzić.

– A nie sądzisz, że ktoś taki jak ja powinien być jednak ciut mądrzejszy od grupy nastolatków?

– Być może – Severus nie wydawał się być przekonany. – Z drugiej strony... ty też jesteś nastolatką... w pewnym sensie.

– Jestem – uśmiechnęła się do niego rozumiejąc już do czego zmierzał. – Pewnie dlatego kompletnie nie panuję nad swoimi emocjami... I dlatego pobiegłam tam, żeby im dokopać.

– Chciałbym to zobaczyć – chłopak odpowiedział uśmiechem. – Możemy to jakoś zorganizować, gdybyś chciała...

– Dzięki, ale chyba nie – roześmiała się. – Jakoś sobie poradzę.

– Co miałaś na myśli mówiąc, że nie panujesz nad emocjami? – spytał nagle Severus przysuwając się trochę bliżej niej.

– To bardzo skomplikowany proces. Nazywa się chyba dorastanie – zachichotała i spojrzała mu prosto w oczy. – Chociaż chwilami nawet mi się to podoba.

– Koniec odwiedzin – w szpitalu zagrzmiał głos pani Pomfrey.

– Cholera – powiedzieli jednocześnie i uśmiechnęli się do siebie.

– Do jutra – zawołała Freya od progu. – Mam nadzieję, że zobaczymy się na lekcjach.

– Postaram się – zapewnił ją.

*

– Nic mi nie jest – upierał się Snape, kiedy z samego rana pielęgniarka przyszła go przebadać.

– No cóż, wygląda na to, że rzeczywiście mogę cię już wypisać – uśmiechnęła się Poppy. – Jesteś pewien, że chcesz wracać na lekcje?

– Tak, jestem – potwierdził stanowczo.

– Dobrze, niech ci będzie – Pomfrey machnęła różdżką i chłopak był ubrany i spakowany na nadchodzące zajęcia. – Możesz iść. I uważaj na siebie.

Severus wyszedł ze skrzydła szpitalnego i szybko zbiegł po schodach, jakby bał się, że ktoś go zatrzyma. Stał już pod salą lekcyjną, gdy wsunął dłoń do kieszeni i znalazł w niej coś dziwnego. Wyciągnął rękę razem z kawałkiem pergaminu, w którym rozpoznał ulotkę dotyczącą magicznej antykoncepcji. Zaczerwienił się okropnie i zmiętą kartkę wcisnął z powrotem do kieszeni. Ucieszył się, że nikogo nie było w pobliżu. Troska i nadopiekuńczość pani Pomfrey nie po raz pierwszy wprawiły go w zażenowanie.

Tuż przed dzwonkiem wszedł do klasy i zajął swoją ulubioną ławkę, przy okazji szykując na blacie obok siebie miejsce na drugi kociołek. Bardzo liczył na to, że Freya zrozumie i usiądzie koło niego. Co prawda na Eliksirach wolał pracować samodzielnie, ale jej towarzystwo na pewno nie będzie mu przeszkadzać.

Okazało się, że jego przewidywania były trafne, ale niestety tylko częściowo. Osobą, która przysiadła się do niego nie była Freya. Odwrócił się w stronę intruza i zamarł. Jeszcze dwa miesiące wcześniej dałby wszystko za to, by Lily zechciała usiąść obok niego, teraz jednak był zły.

– Cześć, Sev – odezwała się Evans, jakby nie było między nimi kilku tygodni milczenia. – Tak sobie pomyślałam, że dawno już nie uczyliśmy się razem, a wiesz, zbliżają się egzaminy i… może pomógłbyś mi się do nich przygotować?

– Jasne, nie ma sprawy – Snape nie potrafił jej odmówić. Nawet jeśli ostatnio traktowała go jak powietrze, to jednak przez kilka lat była jedyną osobą, która widziała w nim kogoś wartego uwagi.

– Może spotkamy się po lekcjach w bibliotece?

– Możemy – zgodził się niechętnie. W bibliotece wolałby spotykać się z kimś innym.

Zadzwonił dzwonek rozpoczynający lekcje i Severus zrozumiał, że Lily zamierza tego dnia pracować obok niego. Spanikowany wzrokiem odszukał Freyę, ale ona tylko uśmiechnęła się do niego z sympatią i usiadła tam, gdzie zwykle siadała Evans. Uspokojony jej reakcją, już miał się odwrócić, gdy dostrzegł delikatne drżenie jej dłoni. Spojrzał uważniej i zarejestrował, że dziewczyna wyglądała gorzej niż poprzedniego dnia wieczorem. Jakby była bardzo zmęczona.

Znowu nie trafił. Freya była wykończona. Wieczorem nie miała ochoty wracać do dormitorium, więc wymknęła się z zamku, żeby spędzić trochę czasu z Lupinem. Tym razem jednak nie miała szczęścia. Huncwoci dotarli do niego wcześniej. Zniechęcona zmieniła się w ptaka, żeby wciąż móc ich bezpiecznie obserwować. Próbowała zrozumieć relacje, który łączyły tę czwórkę przyjaciół. Wciąż było dla niej zagadką, jak cichy, spokojny i łagodny Lupin mógł zadawać się z takim bucem jak Black. Potter wydawał się być bardziej normalny, chociaż troszeczkę zarozumiały, ale Freya musiała przyznać, że w głębi duszy polubiła Jamesa. Pettigrew za to zbyt łatwo ulegał wpływowi kolegów, ale tutaj bogini niewiele mogła zrobić. Jeszcze nie.

Obserwowała ich myśląc o tym, że być może popełniła ogromny błąd. Nie powinna była odsyłać Lupina w przeszłość. Jego ludzki umysł mógł sobie z tym nie poradzić na dłuższą metę. Chociaż póki co radził sobie całkiem nieźle, to bogini obawiała się, że w którymś momencie Remus się załamie i albo zacznie wszystkim opowiadać o tym, że przybył z przyszłości, albo zwyczajnie zwariuje. Tak czy inaczej, Freya przewidywała, że jej ulubiony wilkołak skończy w wariatkowie. Przez króciutką chwilę chciała wymazać mu wszystkie wspomnienia o sobie, o jego przyszłym życiu, o misji, z którą musiał się zmierzyć. Chciała zwrócić mu wolność. Jednak nie zrobiła tego. Doszła do wniosku, że na to zawsze przyjdzie czas.

Nad ranem chłopcy odprowadzili Lupina do jego kryjówki, a sami wrócili do zamku. Ona jednak nie poszła w ich ślady, tylko latała dalej i rozmyślała. Czy miała prawo ingerować w ich życie? Wcześniej zawsze była zdania, że jest boginią, więc zwykłe, ludzkie prawa i reguły jej nie dotyczą. Że śmiertelnicy są tylko pionkami, a jej wolno robić z nimi wszystko, cokolwiek jej się spodoba. Nie żeby komukolwiek szkodziła. Jej rola sprowadzała się głównie do kojarzenia par, do rozsiewania aury szczęścia i do ośmielania nieśmiałych. Jednak teraz zaczęła wątpić, czy nawet te niewielkie zmiany nie stały się przyczyną jakiś większych wydarzeń.

Doleciała pod okno skrzydła szpitalnego i zerknęła na śpiącego Severusa. Dobrze wiedziała, że ten chłopak stał się dla niej kimś ważnym i że to właśnie dlatego zaczęła wątpić. Bo czy miała prawo rozkochiwać go w sobie? Czy wolno jej było zakochać się w nim? W przyjaźni ze śmiertelnikiem nigdy nie widziała nic złego, ale kiedyś potępiała Odyna za jego romans z ludzką kobietą. Czy to dlatego, że w gruncie rzeczy nie rozumiała miłości? Może zresztą ten pocałunek nic nie znaczył? Przecież to jeszcze nic takiego. Jeszcze nie zrobiła mu nieodwracalnej krzywdy. To nie ona, tylko to idiotyczne nastoletnie ciało, w którym się znajdowała, tak reagowało na bliskość tego chłopca. No bo przecież kto to słyszał, żeby odwieczna bogini chciała spędzać czas z niewinnym, młodziutkim człowiekiem!

Spojrzała na niego jeszcze raz i poczuła się nieswojo. Nie chciała go ranić, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie potrafiła wyrzec się jego towarzystwa. I że to wszystko nieprawda. Niezależenie od postaci, jaką by przybrała, to on i tak by ją oczarował. Było w nim coś, co budziło w niej nieznane jej dotąd uczucia. Może właśnie nadszedł czas, by zweryfikować swoje dotychczasowe poglądy i dać sobie szansę na przeżycie tego, co przez tyle setek lat ją omijało? Tylko czy on także tego chciał? Czy nie wmówiła sobie tego?

Gorąco zapragnęła porozmawiać z Odynem. Chciała, by władca Asgardu zapewnił ją, że nie postępuje pochopnie, że nikt nie będzie miał do niej pretensji. Wzywała go długo, jednak nie odpowiedział jej. Nie przesłał też wiadomości przez ptasiego posłańca. Zwyczajnie ją zignorował. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało i w jej umyśle zrodziła się myśl, że być może Odyn postanowił wykorzystać jej nieobecność i przejąć całość władzy nad światem umarłych. Wkurzało ją to, że nie mogła tego sprawdzić, ale jeszcze bardziej to, że nie było go, kiedy go potrzebowała.

Wróciła wreszcie do ludzkiej postaci i postanowiła na chwilę odwiedzić dormitorium. Musiała się wykąpać, przebrać i przygotować do lekcji. Jednak myślami wciąż krążyła gdzieś indziej. Wokół przyjaciela, który zawiódł. Być może oszukał? Musiała znaleźć sposób, żeby wrócić do domu.

Gdy na Eliksirach zobaczyła Severusa siedzącego z Evans, poczuła lekkie ukłucie zazdrości, jednak nie zamierzała nikomu się z tym zdradzać. Snape przyjaźnił się z Lily dużo wcześniej, a plan Remusa zakładał, że ta przyjaźń miała przetrwać próbę czasu, więc Freya nie zamierzała w nią ingerować. Oczywiście tylko tak długo, jak nie zacznie kolidować z jej własnymi planami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro