44.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Pamiętasz, jak uczyłeś mnie latać na miotle? – spytała Freya, kiedy po dwóch dniach przerwy, wywołanej ulewą, wyruszyli wreszcie z tamtego obskurnego hotelu.
– Pewnie, że pamiętam.
– Mówiłam ci wtedy, że da się latać inaczej... I właśnie do tego służy mój tatuaż – powiedziała.
– Do latania?
– W końcu to skrzydła – zaśmiała się. – Zaraz ci pokażę.

Stali na pustym polu, gdzieś niedaleko celu, którym był dom matki Voldemorta. Ustalili, że już czas zabrać się za wypełnianie ich misji, ale opóźniali ten moment, jak tylko się dało.

Teraz też tak było. Freya zdjęła z ramion plecak i przeciągnęła się, żeby rozprostować kości. A później spojrzała zawadiacko na Severusa i bez ostrzeżenia zmieniła się w sokoła.

Chłopak patrzył na nią zafascynowany. I nie potrafił ukryć, że trochę jej tego zazdrościł. Szczególnie, że jak się domyślał, ta umiejętność była w jej przypadku wrodzona. On musiałby się długo uczyć, żeby osiągnąć podobny efekt. I niekoniecznie mógłby wybrać zwierzę, w które by się przemienił.

Sokół zatoczył kilka kółek w powietrzu i zawisł tuż przed jego twarzą, żeby znowu zmienić się w dziewczynę.

– Niesamowite – wydusił z siebie Severus.
– Chcesz spróbować?
– Ja? Przecież... to niemożliwe... Ja tak nie potrafię...
– Ważne jest to, co ja potrafię – zachichotała i dotknęła końcem palca jego czoła.

Odczucia towarzyszące przemianie były nie do opisania. Jego zmysły wariowały – wzrok się wyostrzył, węch przytępił, a dotyk... Czuł wiatr przepływający między piórami, słońce ogrzewające jego nowe ciało i nieznośnie rażące jego oczy.

Był w stanie usłyszeć myszy przemieszczające się podziemnymi tunelami. Instynktownie sterował piórami tak, by móc utrzymać się w powietrzu. Poruszył skrzydłami i zrozumiał, co musi zrobić, żeby polecieć. Kiedy wzbił się wysoko, z jego gardła wydobył się pełen radości i tryumfu skrzek.

Stojąca na polu Freya obserwowała go z uśmiechem. Sama się nie przemieniła, żeby mieć możliwość w każdej chwili pomóc mu wrócić do ludzkiej postaci. Wiedziała, że ta zabawa bardzo mu się podoba, jednak sokół–Severus czerpał swoje siły wprost z niej, więc musiała bardzo uważać, żeby jej nie osłabił.

Gdy poczuła, że słabnie, zagwizdała na niego. Snape zrozumiał, że to sygnał do powrotu. I chociaż nie był z tego do końca zadowolony, to posłusznie zawrócił i wylądował tuż przed nią.

– I jak było? – spytała Freya, gdy sokół zmienił się z powrotem w Severusa.
– Nie umiem tego opisać – odparł chłopak. – To było... niezwykłe uczucie...
– To znaczy, że ci się podobało?
– Bardzo! – zapewnił ją. Po czym złożył uroczysty pocałunek na jej ustach. – Dziękuję.
– Cała przyjemność po mojej stronie – szepnęła.
– To co dalej? Idziemy do tej wioski, czy zostajemy tu na noc?
– Na noc? – zaśmiała się Freya. – Przecież dopiero zbliża się wieczór.
– Zanim rozbijemy namiot, to trochę czasu minie – zauważył chłopak. – I chyba lepiej będzie, jak nasze poszukiwania będziemy prowadzić za dnia.
– Niech ci będzie – zgodziła się dobrze wiedząc, o co mu chodzi. – To może rozbijemy się tam? – wskazała ręką na rosnący w pobliżu las.
– Może być – ucieszył się Snape.

To był oczywiście tylko pretekst, żeby jeszcze trochę opóźnić ich misję. Teraz, gdy w pobliskim miasteczku udało im się uzyskać potwierdzenie, że dotarli pod właściwy adres, czuli, jakby czas przyspieszył. I chociaż nie chcieli o tym rozmawiać, to zdawali sobie sprawę z tego, że lada chwila zrobią krok, który przybliży ich do dnia, kiedy będą musieli się rozstać.

Severus wyciągnął z plecaka magicznie pomniejszony namiot, a Freya tchnęła w niego swoją moc, żeby go rozłożyć. Niepozorny z zewnątrz, w środku okazał się całkiem przestronny i komfortowo wyposażony. Brakowało w nim tylko kuchni.

Właśnie dlatego chłopak zaczął szykować ognisko, na którym zamierzali zagotować wodę na herbatę, jednak zupełnie mu to nie wychodziło. Miał tylko mgliste pojęcie o tym, co robił.

Freya nie chciała, żeby poczuł się jak oferma, więc przezornie nie wtrącała się w jego poczynania. Wyciągała z plecaka zakupione wcześniej kanapki myśląc o tym, że razem z Severusem stanowią ciekawą parę. On nie miał pojęcia o biwakowaniu, ona nigdy w życiu nie przyrządzała niczego do jedzenia. Zawsze miała od tego służbę.

Zawstydziła się nagle. Jeśli kiedykolwiek miała do niego wrócić, to chyba będzie musiała się tego wszystkiego nauczyć.

– Może się zamienimy? – zaproponowała nieśmiało.
– Myślisz, że sobie z tym nie poradzę? – oburzył się zgodnie z jej przewidywaniami.
– Raczej ja nie poradzę sobie z tym – rozłożyła bezradnie ręce, w których trzymała kociołek i paczkę herbaty.

Już miał powiedzieć coś obraźliwego, gdy nagle zrozumiał, co próbowała mu przekazać. Podszedł do niej, wyjął jej z dłoni kociołek i uśmiechnął się krzywo.

– Może rzeczywiście tak będzie lepiej.

Bogini ukucnęła przy przygotowanym przez niego stosiku gałęzi i za pomocą prymitywnych narzędzi, które zawsze nosiła przy sobie, sprawnie skrzesała iskrę. Dorzuciła do ogniska trochę grubszego opału i z ciekawością patrzyła, jak jej chłopak nasypuje herbaty do dwóch kubków. Kociołek napełnił wodą i postawił koło ognia.

– Wydaje się to takie proste – westchnęła.
– Bo jest proste – uśmiechnął się. – Naprawdę nigdy nie parzyłaś herbaty?
– Jakoś nie miałam okazji – wyznała ze wstydem.
– Poważnie? – zdziwił się.
– No wiesz... gdy tylko miałam na nią ochotę, pojawiał się ktoś, kto mi ją przyrządzał.
– Nie pomyślałem... – mruknął i odwrócił się do niej tyłem.

Nie popisał się. Powinien był się domyślić, że gdy mieszkała w Asgardzie, otaczała ją służba gotowa spełnić każdą zachciankę ukochanej bogini. Czasami zupełnie zapominał, kim tak naprawdę była. Ale gdy już sobie o tym przypomniał, zrozumiał, że on nie może jej nic zaoferować. Był tylko człowiekiem. Słabym, śmiertelnym i w dodatku bardzo przeciętnym. Jak mógłby konkurować z bogami? Z takim Odynem na przykład?

Zacisnął dłonie w pięści z bezsilniej złości. Dlaczego musiał się w niej zakochać? Czemu nie przerwał tego, kiedy dawała mu szansę? Nie żałował co prawda ani jednej chwili, którą z nią spędził, ale coraz mniej wierzył w to, że ona kiedykolwiek będzie chciała do niego wrócić. Bo po co miałaby to robić?

– Sev, co się stało? – podeszła do niego i delikatnie dotknęła jego dłoni.
– Nic, wszystko w porządku – skłamał gładko. – Woda się zaraz zagotuje.

Wiedziała, że nie był z nią szczery. Mogła się tylko domyślać, jakie myśli kłębiły się w jego głowie. To znaczy bez trudu mogłaby je poznać, ale nie chciała tego robić. Nie jemu. Pewna była tylko jednego – Severus coś sobie ubzdurał i to coś sprawiło, że zaciął się w milczeniu.

Przestraszyła się, że po jej wyznaniu zniechęcił się do niej. A może uznał ją za rozpieszczoną księżniczkę, która będzie oczekiwać, że wszyscy wokół będą jej usługiwać? Zrobiło jej się przykro, że nie zauważył, że bardzo starała się być taka, jak jej rówieśniczki. Przecież, do cholery, kiedyś na pewno nauczy się parzyć tę nieszczęsną herbatę!

Kolację zjedli w ciszy. On czuł się przy niej dziwnie niepewnie, a ona ze smutkiem wpatrywała się w ogień. Po uroczym, radosnym popołudniu zostało im tylko miłe wspomnienie. Freya westchnęła ciężko.

– Idę spać – oznajmiła mu, gdy ognisko przygasło.

Weszła do namiotu. W środku stało jedno duże łóżko, na którym rozścielili śpiwory. Wcześniej była pewna, że zepną je ze sobą i będą spać razem, przytuleni, jak dotychczas. Teraz jednak nie miała na to ochoty. Wsunęła się do swojego śpiwora i zamknęła oczy. Nie mogła zasnąć, jednak nie chciała, żeby on się o tym dowiedział.

Severus rozgrzebał ognisko patykiem i zalał je resztą wody pozostałą w kociołku. Siedział jeszcze przez chwilę, czekając, aż resztki żaru całkowicie zgasną i w końcu również wszedł do namiotu.

Spojrzał na leżącą na łóżku dziewczynę. Owinęła się śpiworem i udawała, że śpi. Zrobiło mu się nagle strasznie głupio. Mieli dla siebie tak niewiele czasu. Nawet jeśli jego czarna wizja miała się spełnić i po pokonaniu Czarnego Pana mieli się więcej nie zobaczyć, to nie chciał marnować tych chwil, które im pozostały. Położył się obok niej.

– Nie gniewaj się – poprosił.
– Nie gniewam się – odwróciła się twarzą w jego stronę.
– Właśnie widzę – skrzywił się lekko i rozpiął suwak jej śpiwora. Przysunął się bliżej i uniósł rękę w zapraszającym geście.
– Już nie – uśmiechnęła się niepewnie i przytuliła się do niego.
– Opowiesz mi o tym, jak wyglądało twoje życie, zanim trafiłaś na Ziemię?
– Kiedyś na pewno.
– Czemu nie dzisiaj?
– Bo nie chcę do tego wracać. Nie teraz – szepnęła i wtuliła się mocniej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro