53.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Przez sześć lat jego nauki w Hogwarcie wszyscy szykowali go do walki. Dumbledore, Lupin, Syriusz. Każdy z nich zdawał się wiedzieć, jaki los stanie się jego udziałem. Każdy mówił mu o tym, co może go spotkać w czasie wojny. A jednak nikomu najwyraźniej nie przyszło do głowy, by powiedzieć mu, jak będzie się czuł po wszystkim.

Powojenna rzeczywistość przytłoczyła go. Pogrzeby poległych, apele, wiece, parady. Na każdym takim wydarzeniu spodziewano się jego obecności. Liczono na to, że powie kilka słów, ku pocieszeniu. Miał tego serdecznie dość. Nikogo nie obchodziło to, jak on się czuł. Nikogo nie interesowało, czy sobie radził. Stał się symbolem, którym wcale nie chciał być.

Od dnia Bitwy o Hogwart nie przespał spokojnie ani jednej nocy. Tak jakby wszystkie okropne wydarzenia z jego życia postanowiły uderzyć ponownie w postaci dręczących go koszmarów. Czuł się zmęczony, rozdrażniony i samotny. Odciął się od przyjaciół, chcąc  jakoś uporać się ze swoimi problemami, jednak okazało się to trudniejsze niż przypuszczał.

Minęły dwa miesiące, podczas których miał podjąć decyzję, czy wraca do szkoły, czy też skorzysta z propozycji Kingsley’a i od razu zacznie pracę w Biurze Aurorów. Tak naprawdę na razie nie chciał robić żadnej z tych rzeczy. Ale im bliżej było terminu, który wyznaczyli mu Kingsley i McGonagall, tym częściej miewał gości, przede wszystkim Rona i Hermionę, którzy próbowali go przekonać do swoich racji.

Właśnie dlatego nie był zaskoczony tym, że ktoś zapukał do jego drzwi. Wysłał Stworka, żeby otworzył i usiadł w kuchni, swoim ulubionym pomieszczeniu w tym ponurym mieszkaniu.

*

– Panie Harry, ma pan gościa – powiedział skrzat, nie kryjąc niechęci do przybysza. – To jakaś dziewucha. Stworek jej nie zna.

To było coś nowego, co sprawiło, że na chwilę wyrwał się ze swojego odrętwienia. Tylko kilka osób wiedziało, gdzie mieszka. I wszystkie te osoby były Stworkowi znane. Kto inny mógłby znać ten adres? Czyżby ktoś z rodziny Syriusza? Zaniepokojony, ale też zaintrygowany poszedł do przedpokoju i otworzył drzwi wejściowe.

Freya nie była przyzwyczajona do tego, by czekać na progu czyjegoś domu. Przez te setki lat, które miała za sobą, jeszcze nigdy się nie zdarzyło, by ktoś zamknął jej drzwi przed nosem. Jednak zamiast się oburzyć, poczuła się rozbawiona. To stworzenie, które swoje magiczne zdolności zawdzięczało właśnie jej, nie rozpoznało w niej bogini! Czyżby aż tak dobrze się kamuflowała? A może po tylu wiekach skrzaty już nie pamiętały, kto obdarował je magią? Zdążyła jeszcze pomyśleć, że warto się bliżej przyjrzeć tematowi przed spotkaniem z goblinami z Gringotta, które mogły zareagować podobnie, gdy wreszcie drzwi otworzyły się ponownie.

Spojrzała na chłopca, który stał po drugiej stronie progu i serce ścisnęło się jej z żalu. To nie był ten sam Harry, którego obserwowała kilka miesięcy wcześniej. Tamten był pełen energii, chęci działania, a ten był zaledwie jego cieniem. Skupiony, czujny, zagubiony. Stał przed nią z jedną ręką schowaną za drzwiami. Doskonale wiedziała, że trzyma w niej różdżkę wymierzoną prosto w nią.

– Cześć Harry, nazywam się Freya – zaczęła ostrożnie. – Przysłał mnie do ciebie Remus Lupin.
– Lupin nie żyje! – warknął chłopak i szerzej otworzył drzwi. Teraz już nie ukrywał tego, że był gotowy do walki. – Kimkolwiek jesteś, to słabo się przygotowałaś do swojej misji.

Jak bardzo przypominał jej w tym momencie Severusa! I każdego innego wojownika, na którym trudy wojny odcisnęły swoje piętno. Uśmiechnęła się do niego i rozłożyła dłonie, by widział, że niczego nie ukrywa.

– Nie mam przy sobie żadnej broni, więc opuść z łaski swojej różdżkę – zaproponowała, jednak on jej nie posłuchał. – Udowodnię ci, że to właśnie Remus powiedział mi, gdzie mogę cię znaleźć.

Chłopak skinął głową, ale nie opuścił różdżki. Freya ostrożnie sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej... Mapę Huncwotów. Harry zamrugał. Przecież istniał tylko jeden egzemplarz tej mapy! I on miał go u siebie w domu, w swoim biurku, w zamkniętej szufladzie!

– Skąd to masz? – ryknął, wyciągając rękę po Mapę.
– Dostałam od Remusa, ale muszę mu oddać, więc niestety nie mogę ci jej dać – odparła i z zadowoleniem zauważyła, że chłopak wreszcie zaczął się łamać. To, co mówiła, nie mogło się pomieścić w jego umyśle, ale właśnie o to jej chodziło. – Bo widzisz, Harry, tam, skąd przybywam, Remus Lupin nie tylko żyje, ale też ma się całkiem nieźle.
– Tam, skąd przybywasz? – powtórzył i poczuł ogarniające go wątpliwości.

Było w niej coś dziwnego, ale zarazem znajomego. Emanowała spokojem, który już kiedyś odczuwał. Przez te kilkanaście minut, gdy był martwy, a jego dusza trafiła do zaświatów. Czy to w ogóle możliwe, żeby żywy człowiek miał taką aurę?

Chociaż to, co próbowała mu powiedzieć było zupełnie szalone, to z jakiegoś powodu czuł, że może jej zaufać. Że nie była jego wrogiem i nie chciała zrobić mu krzywdy. Przez te wszystkie lata wiele stworzeń i ludzi bardzo chciało go skrzywdzić i jakoś żadne z nich się z tym nie kryło. Dlaczego więc ta dziewczyna, w dodatku całkiem bezbronna, miałaby kryć się ze swoimi zamiarami?

– Wejdź – zaprosił ją do środka. – Chodźmy do kuchni, tam wszystko mi wyjaśnisz.

Usiedli przy stole, Stworek podał im kawę i ciastka, a Freya opowiadała mu o planie, który, w jego linii czasowej, został uknuty zaledwie dwa miesiące wcześniej. Rozłożyła przed sobą Mapę Huncwotów i wskazała mu Wielką Salę Hogwartu.

Harry z niedowierzaniem wpatrywał się w kropki oznaczone imionami i nazwiskami osób, które tyle razy już zdążył opłakać. Jego rodzice, Syriusz, Remus, a nawet Glizdogon! Freya, widząc jego minę, doszła do wniosku, że Remus miewa jednak przebłyski geniuszu. To on wymyślił, że uda się wraz z przyjaciółmi do Hogwartu dając jej tym samym dowód prawdomówności.

– Czy oni wiedzą, co chcesz zrobić? – spytał poruszony chłopak.
– Nie wszyscy – odparła. – Wiem ja, Lupin i Snape.
– Snape? – zdziwił się Harry.
– Tak... Doszliśmy do wniosku, że zasłużył, by dostać drugą szansę.
– I słusznie – zgodził się Harry wpatrzony w dwa punkty stojące w pewnym oddaleniu od innych. James Potter i Lily Evans. – A oni? Czy, jeśli zmienisz historię, czy będą razem?
– Nie wiem tego – wyznała szczerze. – Tak samo jak nie mam pewności, czy wszyscy oni przeżyją Wielką Wojnę. Pewna jestem tylko jednego – Voldemort tym razem nie będzie miał szansy powrócić. Jeśli nie zabije go Dumbledore, to ja to zrobię. Właśnie dlatego chciałam prosić cię o pomoc. Dzięki informacjom, które posiadasz, będę mogła zminimalizować ryzyko i zapewnić im względne bezpieczeństwo.

Harry zamyślił się. Jeśli jej się uda, to wszyscy jego bliscy będą mieli szansę na normalne życie. A on będzie miał rodzinę. Wierzył w to, że Freya dotrzyma słowa i nie pozwoli im zginąć. Kiedy pomyślał także o tym, że dzięki niej uniknie bólu i cierpienia, które nieustannie mu towarzyszyły, i że nie będzie odczuwał tego, co czuł teraz, podjął decyzję.

– Pomogę ci – oznajmił uroczyście. – Co chcesz wiedzieć?
– Czy Voldemort czuł, że niszczycie horkruksy? – spytała Freya.
– Nie sądzę – odparł po krótkim namyśle. – Owszem, zorientował się, że próbujemy je odszukać, ale dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się w Hogwarcie. Wcześniej był zajęty czymś innym... Miałem wgląd do jego umysłu i ani razu nie czułem, żeby niepokoił się o cząstki swojej duszy. Nawet wtedy, gdy zaczął się obawiać, że ktoś odkrył jego sekret.
– To znaczy? – wolała się upewnić, że dobrze zrozumiała.
– W pewnym momencie zaczął chronić swojego węża... Ale z tego co wiem, to dopiero po tym, jak wyruszył, by się upewnić, czy ktoś odnalazł pozostałe horkruksy.
– Czyli w tych chwilach, kiedy były niszczone, on nic nie czuł? Nie wiedział, że coś się z nimi dzieje?
– Nie – stwierdził w końcu Harry. – Wydaje mi się, że jego dusza była już tak okaleczona, że nie był w stanie tego poczuć.
– Dziękuję ci, Harry, bardzo mi pomogłeś – uśmiechnęła się do niego ciepło, a on poczuł się nagle spokojny i senny.

Freya roztarła w dłoniach kilka ziaren Piasków Czasu i dmuchnęła otrzymanym pyłem w oczy chłopca. Kiedy wychodziła, Harry siedział na ławie, a jego głowa spoczywała na blacie stołu. Spał mocno, po raz pierwszy od dwóch miesięcy, a żaden koszmar nie miał do niego dostępu.

Gdy się obudził, lekko rozkojarzony, zastanawiał się, czemu nie dotarł wieczorem do łóżka. W zasadzie nie mógł narzekać, bo w końcu czuł się wyspany i wypoczęty, choć odrobinę obolały. Zadowolony z życia postanowił odwiedzić Weasleyów i przeprosić za swoje zachowanie z ostatnich kilku tygodni. Wstał, starł ze stołu kilka ziarenek pisaku i poszedł do łazienki. O tym, że spotkał boginię Freyę nie pamiętał, ale miał dziwne poczucie, że coś się wydarzyło i to coś ważnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro