62.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1 września 1976

Severus przekraczał próg zamku czując się niezbyt pewnie.

Od Wielkiej Bitwy minęły dopiero dwa tygodnie, więc nastroje w społeczności czarodziejów były nadal burzliwe. Dało się to odczuć już w pociągu, szczególnie wśród uczniów Slytherinu. Nie wszyscy spośród nich wrócili do szkoły. Cześć musiała zostać w areszcie domowym, część trafiła do Azkabanu, kilkoro nie żyło.

Snape wiedział, że w jego domu są tacy, którzy uważają, że to jego wina. Że zdradził swoich przyjaciół i sprzedał się Dumbledore’owi. Zwykle było mu wszystko jedno, co ludzie o nim mówili, ale tym razem poczuł się zaniepokojony. Czekały go jeszcze dwa lata mieszkania w jednym dormitorium z osobami, które uważały go za zdrajcę. Czy da radę przekonać ich, że to on stał po właściwej stronie, czy też będzie musiał się bez przerwy pilnować?

Kiedy dotarł do szkoły, poczuł się jeszcze gorzej. Gryfoni, którzy przez poprzednie lata w najlepszym wypadku mieli go gdzieś, teraz okazywali mu wyraźną sympatię i podchodzili, żeby się z nim przywitać. Snape poczuł się nieswojo, zdając sobie sprawę z tego, że oto znalazł się w centrum zainteresowania. Nie chciał tego. Wprost przeciwnie, marzył tylko o tym, by zapaść się pod ziemię.

– No proszę. Stałeś się popularny – zadrwił ktoś stojący tuż za jego plecami. – I myślisz, że to cię przed czymś ochroni, zdrajco?
– Żeby kogoś zdradzić, trzeba wierzyć w to, co on – ktoś inny stanął w obronie Snape’a.
– Odwalcie się ode mnie – warknął chłopak.

Gdyby przeczuwał, że tak to się skończy, to...

Sam nie wiedział, co by zrobił. Bo czy mógłby stać z boku i nie współpracować z Freyą, po tym, co mu pokazała wtedy w jaskini? Pewnie nawet nie miałaby do niego pretensji. Nie przeżyłby tego, co przeżył, nie zakochałby się w niej, nie czułby się teraz taki samotny i opuszczony, ale czy mógłby wtedy normalnie żyć? Tak czy inaczej, nic by już nie było takie, jak dawniej.

– Trzymasz się jakoś, Snape? – spytała osoba, która wcześniej go broniła.

Severus odwrócił się w końcu. Za nim stali Carrowowie. Amycus najwyraźniej był jednym z tych, którzy zamierzali go obwiniać, co nie specjalnie go zdziwiło, za to zachowanie Alceto było zaskakujące. Dziewczyna chyba po raz pierwszy w życiu wyraziła swoje zdanie i to w dodatku odmienne od opinii starszego brata.

Snape uśmiechnął się do niej z wdzięcznością.

– Jakoś – odparł. – Nie wiem tylko, o co tyle szumu.
– Niektórzy myślą, że zmieniłeś front, zapominając, że nigdy jednoznacznie nie opowiadałeś się po stronie Voldemorta – wyjaśniła Alceto.
– Jakby na świecie istniały tylko dwie strony... Tylko dobro i zło, tylko biel i czerń... – westchnął Snape. – Wybrałem to, co uznałem za słuszne.
– Wybrałeś Freyę – uśmiechnęła się dziewczyna. – I myślę, że nasi koledzy właśnie tego ci zazdroszczą.
– Nie ma czego – zirytował się Severus. – Freya... Ona także wybrała swoją stronę.
– Przykro mi – szepnęła Alceto.

*

– Dwa tygodnie? – jęknęła Freya. – Minęły dopiero dwa tygodnie?

W jej głosie słychać było narastającą histerię. Była zmęczona, bo przez cały czas ciężko pracowała licząc na to, że  w ten sposób szybciej się upora ze swoim ostatnim zadaniem. Teraz poczuła, że to ponad jej siły. Musi odpocząć, przespać się, zjeść coś. Musi zrobić to, co kazała robić Severusowi – żyć dalej.

*

Severus przez ostatnie dwa tygodnie nie potrafił poradzić sobie z odejściem Freyi. Nawet nie spodziewał się, że mu się to uda. Rozpamiętywał każdą chwilę, którą spędzili razem. Próbował uporać się ze swoimi emocjami. Ze smutkiem, tęsknotą, żalem. Osiągnął tylko tyle, że teraz był zły i obrażony na boginię, która wykorzystała jego naiwność. Nadal nie mógł przestać o niej myśleć, ale wspomnienia były mniej bolesne, gdy odcinał się od pozytywnych emocji.

W głębi duszy wiedział, że to nie było prawda. Freya nie raz dawała mu szansę, żeby odszedł, żeby się wycofał, ale on brnął dalej w ten związek, aż w końcu było za późno. Jak ćma poleciał do ognia i spłonął. A teraz bogini nie było. Nie miał żadnej możliwości, by z nią porozmawiać. Dlatego winił ją za to, że czuł się bardziej samotny niż kiedykolwiek.

*

– Wiedziałem, że nie wytrzymasz i w końcu będziesz chciała go zobaczyć – powiedział Odyn stając u stóp tronu.
– To nie było takie trudne do odgadnięcia – skwitowała cierpko Freya.
– I co u niego? – spytał Odyn spokojnie.
– Nie posłuchał mnie... Cierpi i uważa, że to moja wina – westchnęła. – I ma całkowitą rację.
– Chcesz, żeby zapomniał?
– Nie... nie wiem – szepnęła. – Tak byłoby lepiej, ale... Może to egoistyczne, ale chcę, żeby o mnie pamiętał.
– Przejdzie mu – wtrąciła się Hel. – Śmiertelnicy szybciej dochodzą do siebie po takich wstrząsach. Szybciej niż my.
– To mnie wcale nie pociesza – stwierdziła Freya. – No nic. Muszę wracać do siebie.
– A co z twoim wyglądem? Nie zamierzasz chyba...
– Owszem, zamierzam – przerwała mu. – Nie będziesz mi mówił, jak mam wyglądać. Nie jestem już tą samą osobą, co kiedyś. A zmarli będą musieli jakoś to przełknąć.

Odyn uśmiechnął się do niej z zadowoleniem. Właśnie taką Freyę lubił. Ostatnio wydawała się być pogodzona z losem, co sprawiło, że przygasła, a otaczająca ją aura smutku wpływała na wszystkie bóstwa zamieszkujące zaświaty. Być może teraz będzie lepiej i wszyscy zaczną szybciej i wydajniej pracować. Nie tylko jej zależało na tym, by jak najszybciej posprzątać ten bałagan.

*

Później już nie chciała wiedzieć, ile czasu minęło na Ziemi, ale nie potrafiła wyrzec się tych kilku okazji, gdy mogła zerknąć na to, co dzieje się w życiu Severusa. Nie wszystko z tego, co zobaczyła, jej się podobało, jednak winić za to mogła wyłącznie siebie.

Mimo wszystko, te krótkie chwile dawały jej nadzieję i siłę, by doprowadzić wszystkie swoje sprawy do końca. Nie mogła pozwolić, by jej tęsknota wpłynęła na życie i nieżycie mieszkańców Asgardu. Nie chciała też mieć sobie nic do zarzucenia. Dlatego pracowała ciężej niż inni i szkoliła jedną z córek Odyna na swoją zastępczynię.

Wiedziała, że kiedy wróci na Ziemię, będzie miała tylko jedną szansę, żeby wszystko wyjaśnić. Obawiała się tego spotkania, ale też nie mogła się go doczekać.

Ona nie zmieniła się przez ten czas, przynajmniej nie wewnętrznie. Ale Severus mógł być już kimś zupełnie innym. Tych kilka urywków z jego życia, które miała okazję podejrzeć, czy kilka słów usłyszanych od innych bogów, którzy także śledzili losy jej byłego chłopaka, to było za mało, by wiedzieć, jakim człowiekiem stał się Snape.

Chciała się o tym przekonać. Pragnęła zobaczyć go chociaż ten jeden raz. Chciała usłyszeć jego głos, chciała, żeby jej powiedział, że jej wybaczył. Nawet gdyby to miały być jedyne słowa, które od niego usłyszy. Od decyzji, którą podjęła, nie było już odwrotu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro