12. Powrót

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po swoim wyznaniu Severus nie potrafił nawet na nią spojrzeć. Wyminął ją, wszedł do domu i od razu zamknął się w sypialni. Oparł się dłońmi o blat biurka i zamknął oczy. Próbował się uspokoić, ale ciężko mu to przychodziło. Utrata kontroli nigdy nie kończyła się dla niego dobrze. To dlatego stronił od ludzi. O ile jeszcze w Hogwarcie jakoś sobie z tym radził, o tyle pod koniec wojny miał z tym poważne problemy.

Natomiast tuż po ataku Nagini... Był ranny, na wpół żywy, znienawidzony przez wrogów i sojuszników... Ale wstał, złapał pozostawioną przez Voldemorta różdżkę Lucjusza i poszedł walczyć. Był jak maszyna do zabijania – nikt, kto wszedł mu w drogę, nie przeżył tego. Parł przed siebie siejąc spustoszenie wśród śmierciożerców. Zabijałby dalej, nie patrząc na to, w kogo trafiają jego zaklęcia, gdyby nie Minerwa McGonagall, która spetryfikowała go, zanim dotarł w pobliże szkoły.

To ona była przy nim, kiedy się obudził. I to ona przykuwała go w nocy do łóżka, by nie zrobił ani sobie ani jej krzywdy. Severus był jej za to wdzięczny. Gdy już nauczył się na nowo kontrolować swoje popędy i mogła mu zaufać, że poradzi sobie sam, pozwoliła mu odejść, a on obiecał, że już nigdy nikogo nie skrzywdzi.

A dzisiaj złamał to przyrzeczenie i nie umiał sobie z tym poradzić. Przede wszystkim był na siebie zły. Zawiódł siebie i pokładane w nim zaufanie.

Rosalee oczywiście nie mogła o tym wszystkim wiedzieć i nie zamierzał jej w tej kwestii uświadamiać, ale nie zmieniało to faktu, że jakieś wyjaśnienia się jej należały.
Snape drgnął, gdy zapukała do drzwi jego pokoju. Nie chciał, by widziała go w takim stanie. Wciąż nie był pewien, czy będzie umiał spojrzeć jej w oczy.

Pozbierał się na tyle, by otworzyć drzwi i stanąć z nią twarzą w twarz.
– Nie zrobiłeś tego, więc nie masz powodu, by się zadręczać – powiedziała Rosalee poważnie.
– Nie masz pojęcia, jak niewiele brakowało... i już byś nie żyła – odpowiedział jeszcze poważniej. – To nie powinno było się zdarzyć i dlatego... przepraszam.
– Severusie, nie uważasz, że już czas, byś opowiedział mi swoją historię? – zasugerowała łagodnie, choć musiała przyznać, że nie czuła się zbyt pewnie w jego towarzystwie.
– Nie... jeszcze nie jesteś na to gotowa...
– Powtarzasz to za każdym razem...
– To dlatego, że wciąż jeszcze zbyt mało pamiętasz...
– A co to ma do rzeczy? Nie znaliśmy się wcześniej, nie mamy wspólnej przeszłości, więc moje wspomnienia nie pomogą mi zrozumieć, co się z tobą dzieje.
– Ale pomogą ci pojąć sytuację, w jakiej się znajdowałem – postawił na szczerość. Przynajmniej częściową. – I... nie wykluczam, że kiedyś mogłaś o mnie słyszeć.

Poczuła się zaskoczona i aż się cofnęła o krok. Snape wykorzystał tę chwilę, by wyjść z sypialni. Nie czuł się komfortowo, gdy rozmawiali stojąc w progu. W ogóle pozycja stojąca zaczęła dawać mu się we znaki. Wcześniejsza walka bardzo go zmęczyła, Drętwota, którą potraktowała go Rosalee, nadszarpnęła resztki jego zdrowia. I jeszcze wstrząs emocjonalny, który przeżył, wtrącił go z równowagi.
Musiał się czegoś napić. Alkohol nie wchodził w grę. Snape nie pił od dawna. Ale był uzależniony od herbaty. Zaparzył dwie filiżanki aromatycznego naparu i postawił je na stoliku przy kanapie.

Rosie zrozumiała, że to nieme zaproszenie, by się do niego przyłączyła. Szok już jej minął, więc bez lęku usiadła obok i wzięła do ręki filiżankę.
– Kiedyś... jeśli wciąż będziesz tego chciała, opowiem ci o sobie – powiedział szeptem, nie patrząc na nią. – Ale najpierw musisz sobie przypomnieć, co się działo kilka lat temu... Jak wtedy wyglądał nasz świat.
– Domyślam się, że nie będzie to przyjemna historia – odrzekła również szeptem.
– Dobrze się domyślasz – mruknął. – Ale teraz nie chcę już o tym rozmawiać.
– Rozumiem – stwierdziła tylko i napiła się herbaty.
– Naprawdę dobrze ci dzisiaj poszło – Snape z ulgą zmienił temat.
– Lepiej, ale jeszcze nie jestem zadowolona z efektów – Rosalee wyraźnie się rozluźniła.
– Teraz już powinno być ci łatwiej.
– I co potem?
– Wrócisz do domu, spotkasz się z ukochanym i wyciągniesz z niego zeznania, oddasz go w ręce aurorów, a później zrobisz, co zechcesz – odpowiedział jej z dziwnym, pokrętnym uśmiechem.
– Przestań go tak nazywać – dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści.
– Jak sobie życzysz – zgodził się. – Narzeczony brzmi lepiej?
– Nie. Lepiej ustalmy szczegóły naszego planu.


~*~


– Jesteś gotowa – powtórzył po raz setny.
– Ale wcale się tak nie czuję – jęknęła.
Była już spakowana. Severus podarował jej zaczarowany plecak, do którego udało jej się bez trudu zmieścić cały swój dobytek i kilka książek, które od niego pożyczyła, a które on spisał na straty. Przez te kilka miesięcy uzbierało się kilka rzeczy, które teraz chciała ze sobą zabrać.

Westchnęła ciężko, ale w końcu zawiązała buty, założyła kurtkę, czapkę i szalik i zarzuciła plecak na ramiona. Severus rzucił na nią i na siebie zaklęcie zwodzące i teleportował ich na ulicę Liliową. Jeszcze przez chwilę mieli być niewidoczni dla innych czarodziejów.

– Rosalee, gdyby coś poszło nie tak... Gdybyś nagle potrzebowała mojej pomocy – zawołaj mnie, a natychmiast się pojawię – powiedział uroczyście i podał jej lusterko dwukierunkowe własnej produkcji. – Ale użyj tego tylko w razie absolutnej konieczności. Jest jednorazowe, a ja nie mam ich więcej.
– Zabrzmiało to tak, jakbyśmy już mieli się nigdy nie spotkać – spojrzała na niego ze smutkiem.
– Kiedy odzyskasz swoje życie, nie będziesz chciała mnie pamiętać – odparł poważnie.
– Oczywiście, że będę chciała – zaprzeczyła stanowczo. – Podaj mi swój adres i nazwisko, żebym mogła się z tobą skontaktować.
– Idź już – odsunął ją od siebie i zdjął z niej zaklęcie.

Rosalee poczuła się nagle okropnie samotna. I obca, wśród tych wszystkich ludzi, którzy teraz przystawiali, by na nią popatrzeć. To chyba byli jej sąsiedzi, którzy dobrze ją znali i których ona powinna znać. Uśmiechnęła się nieśmiało i rozejrzała wokoło, ale Severusa już nie była w stanie dostrzec. Nawet nie wiedziała, czy wciąż tu był.

Za plecami miała furtkę rodzinnego domu, więc odwróciła się i przeszła przez nią, by jak najszybciej wydostać się z zatłoczonej ulicy pełnej gapiów. Jeszcze zanim do nich dotarła, drzwi domu otworzyły się i wybiegli przez nie jej rodzice.
Poczuła się rozczarowana. Liczyła na to, że gdy w końcu ich zobaczy, to coś sobie przypomni, ale poznała rodziców tylko dlatego, że wiele razy oglądała ich zdjęcia.

Rozczarowana czy nie, była na taką ewentualność przygotowana. Severus zadbał o to, by nic jej nie zaskoczyło. Podstawą ich planu było to, że nikt nie mógł się dowiedzieć, że Rosalee cierpi na amnezję.
– Córeczko, tak się martwiliśmy! – pierwszy odezwał się Richard i przytulił ją mocno do piersi.
– Strasznie wyglądasz – stwierdziła z troską jej mama, obrzucając ją przy tym krytycznym spojrzeniem. Jej wzrok zatrzymał się na krótko ostrzyżonych włosach i bliźnie przecinającej skroń. – Co ci się stało? Gdzie byłaś przez tyle czasu? Ktoś cię skrzywdził?
– Porozmawiamy o tym w domu – odpowiedziała Rosalee uśmiechając się niepewnie.
Matka pochwaliła jej decyzję. Sąsiedzi i tak już widzieli zbyt dużo. Jeszcze tego brakowało, by Rosie dostarczyła im kolejnych powodów do plotek.

~*~

W domu wcale nie poczuła się lepiej. To miejsce było dla niej obce i wydało jej się nieprzyjazne. Nie poznawała swojego rodzinnego domu ani ludzi, którzy powinni być dla niej najbliżsi. Jednak robiła dobrą minę do złej gry i opowiadała im o tym, co się z nią działo. Była to bardzo okrojona wersja wydarzeń, którą przygotowała sobie wcześniej, by w razie potrzeby nie plątać się w wyjaśnieniach. Tylko z jedną osobą miała porozmawiać szczerze, przynajmniej do czasu, aż Derek dostanie to, na co zasłużył.

– Jestem zmęczona – oznajmiła rodzicom, gdy już opowiedziała im prawie wszystko. – Chciałabym się położyć. Jutro będzie ciężki dzień, bo muszę zgłosić się do Biura Aurorów.
– Och, nie będzie takiej potrzeby – skrzywiła się Arabella. – My możemy ich poinformować o tym, że się odnalazłaś.
– Wolę sama z nimi porozmawiać – odparła Rosalee, choć przez chwilę zastanawiała się, jak powinna zareagować w takiej sytuacji.
– Rozumiem – jej matka skinęła głową. – Pewnie chcesz złożyć doniesienie na tego nieudacznika, który tak cię oszpecił.
– Ten człowiek uratował mi życie – oburzyła się dziewczyna. – I to nie o nim będę rozmawiać z aurorami.
– Chyba rzeczywiście powinnaś się położyć – upomniał ją milczący od dłuższego czasu ojciec.
– Jutro zabierzemy cię do uzdrowiciela, to przy okazji będziesz mogła pójść do Ministerstwa Magii. Jeśli tak bardzo się przy tym upierasz – zgodziła się Arabella, choć ten pomysł wciąż jej się nie podobał. Panienki z dobrych domów nie powinny odwiedzać takich miejsc.
– Przepraszam – mruknęła ugodowo Rosalee. – Nie czuję się najlepiej. To pewnie dlatego tak się zachowuję.

Przyjęli takie wyjaśnienie i szybko przyznali jej rację. Mama odprowadziła ją do jej pokoju.

– Rosalee, nie mówisz nam wszystkiego – szepnęła ze smutkiem. – Widzę, że coś cię dręczy i że czegoś się boisz, ale jesteś już bezpieczna. Jesteś w domu.

Pocałowała ją w policzek i zaczęła schodzić na dół do kuchni. W połowie schodów jednak przystanęła i nie odwracając się za siebie powiedziała:
– I zdejmij tę kurtkę, w domu jest ciepło.

Dziewczyna zaklęła pod nosem. Owszem, mogła sobie pozwolić na to, by zachowywać się nieco inaczej niż kiedyś, jednak bez przesady. Historia, którą opowiedziała rodzicom różniła się od rzeczywistości kilkoma szczegółami, ale w zasadzie nie miała w planach okłamywania ich. Jednak skoro powiedziała im, że utrata pamięci była tylko tymczasowa, to powinna przynajmniej spróbować być taka, jak wcześniej. Tak by pewnie było, gdyby naprawdę pamiętała, kim była. Westchnęła i otworzyła drzwi do swojego pokoju.

Tego pomieszczenia także nie rozpoznawała, ale przynajmniej tym razem miała wrażenie, że już kiedyś w nim była. To było wielce pocieszające. Zdjęła z siebie kurtkę, i położyła ją na łóżku razem z plecakiem, czapką i szalikiem. Rozglądała się po pokoju czekając, aż coś jej się przypomni, ale po kwadransie poddała się. Nadszedł czas, by wprowadzić w życie drugą część planu.

Otworzyła szafę i przejrzała jej zawartość. Same sukienki. Letnie, zimowe i przejściowe. Do tego szaty codzienne, wyjściowe i kilka okryć wierzchnich na każdą porę roku. Oglądała je wszystkie po kolei, aż w końcu skompletowała strój na następny dzień. Nie była do końca zadowolona, ale nie mogła pozwolić sobie na taką wpadkę jak dzisiaj.
Spakowała resztę swoich rzeczy do plecaka, który upchnęła na dnie szafy, wzięła z szuflady na bieliznę piżamę, która najbardziej jej się spodobała i poszła do łazienki. Zimny prysznic to było to, czego potrzebowała, by mieć energię na znalezienie jakichkolwiek informacji o tej dziewczynie, którą była.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro