19. Upadek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Snape pił przez okrągły tydzień. Piłby dalej, gdyby nie skończyły mu zapasy whisky. Po opróżnieniu ostatniej butelki, nie miał siły na teleportację do miasteczka, więc położył się spać z zamiarem udania się tam z samego rana.

Obudził się z potwornym kacem. Otworzył oczy i zaraz je zamknął, przekonany, że ma halucynacje.

– Co ty tu robisz, Potter? – spytał z nadzieją, że chłopak naprawdę jest wytworem jego umysłu i nic nie odpowie.
– Przyszedłem porozmawiać – odparł Harry. – Ale widzę, że jest pan w kiepskiej formie.
– Jestem dokładnie w takim stanie, w jakim chciałem być – odburknął Snape wciąż nie otwierając oczu. – Najlepiej zrobisz, jeśli stąd znikniesz.
– Nigdzie się stąd nie ruszę, dopóki nie porozmawiamy.

Snape poderwał się z kanapy, na której spał i nie zwracając uwagi na zawroty głowy, zamachnął się na chłopaka. Nie trafił. Zaklął i ciężko usiadł z powrotem. Ból rozsadzał mu czaszkę, ręce mu się trzęsły i czuł się naprawdę podle.

– Idź sobie, Potter.
– Nie – upierał się chłopak. – Mam do pana pytanie i nie wyjdę stąd, dopóki nie uzyskam odpowiedzi. Ale najpierw musi pan wytrzeźwieć.
– Jak tylko to się stanie, to sam cię wyrzucę – warczał Severus, intensywnie myśląc o tym, gdzie też mógł podziać swoją różdżkę. – I odbiorę ci przywilej wchodzenia na mój teren.
– Dobrze, ale niech pan się w końcu ogarnie – Potter nic sobie nie robił z jego gróźb. Już to kiedyś przerabiali. – A ja zrobię panu śniadanie.
– Jasne. Czuj się tu, jak u siebie w domu – mruknął Snape pod nosem.

Po czym wstał, tym razem znacznie spokojniej, i powlekł się do łazienki. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze i skrzywił się okropnie. To był kolejny błąd, który popełnił tego dnia. Wyglądał koszmarnie: skóra miała niezdrowy, szarozielony koloryt; policzki pokrywał tygodniowy zarost; białka oczu były przekrwione, a tęczówki mętne. Miał ochotę rozbić lustro, żeby na siebie nie patrzeć. Udało mu się jednak powstrzymać.

Wszedł do wanny, odkręcił letnią wodę i długo zmywał z siebie pot, brud i upokorzenie. Dawno już nie było z nim tak źle. Od dawna nie pozwalał sobie na utratę kontroli nad swoim życiem. Nawet jeśli było pełne bólu i niechęci do samego siebie. A może właśnie o to mu chodziło? Żeby już nigdy nie czuć bólu, nie oglądać swojej paskudnej gęby i uwolnić się od wszelkich problemów?

Zanurzył się i długo wstrzymywał oddech, ale w końcu wypłynął i zaczerpnął tchu. Nie. Gdyby chciał umrzeć, to nie walczyłby tak zaciekle o życie w trakcie wojny. Dałby się zabić Voldemortowi lub każdemu innemu wrogowi, których miał w tamtym momencie wielu. Ale walczył. Chciał żyć.

W końcu uznał, że jest już prawie trzeźwy. Wypił eliksir wzmacniający, umył zęby, wytarł się i ubrał. Kiedy wyszedł z łazienki, uśmiechnął się lekko. Potter naprawdę zrobił mu śniadanie.

W kuchni czekała na niego jajecznica na boczku i dzbanek mocnej, gorzkiej herbaty. Rzucił się na jedzenie, bo od tygodnia nie miał nic w ustach. Harry na wszelki wypadek odwrócił się tyłem, żeby go dodatkowo nie krępować. Wiedział, że jego były nauczyciel czuje się podle i to nie tylko dlatego, że dał się przyłapać na swoim pijaństwie. Coś musiało się stać, że sięgnął po alkohol, chociaż dobrze wiedział, jak to się skończy. Kiedy już dojdzie do siebie, to na pewno sobie o tym przypomni i albo upora się z problemem, albo będzie pił dalej. Harry po cichu liczył na to pierwsze. Potrzebował zeznań Snape’a.

– No dobra, o co chciałeś spytać? – odezwał się Snape, kiedy skończył jeść i wypił pół dzbanka herbaty.
– Czy zgodzi się pan zeznawać przeciwko Goldbergowi? – Harry od razu przeszedł do rzeczy.

A Snape nie odpowiedział. Myślał o tym wcześniej i wiedział, że powinien to zrobić, żeby pomóc Rosalee wygrać proces, ale teraz nie był pewien, czy naprawdę tego chce. Mógłby odmówić. Ukarać ją za to, że go olała. Jakaś część jego zranionej duszy chciała, żeby dziewczyna cierpiała. Ale druga, ta silniejsza, kazała mu nie odwracać się od niej. Nie chciał być takim małostkowym człowiekiem, jak kiedyś.

– Będę zeznawał – odpowiedział po dłuższej chwili.
– Tak myślałem – wyszczerzył się Potter. – Rosalee na pewno się ucieszy, kiedy jej powiem.
– To przekaż jej jeszcze, że robię to tylko po to, żeby na zawsze się od niej uwolnić.
– Tego jej nie powtórzę – roześmiał się Harry. – Jeśli naprawdę pan tak myśli, to musi jej pan sam to powiedzieć.
– Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, Potter.
– Jak pan chce – westchnął chłopak. – Pójdę już, ale proszę oczekiwać sowy z wezwaniem do sądu.
Zaczął iść w stronę drzwi, ale w progu zawahał się i spojrzał na Snape’a bardzo poważnie.
– Gdyby chciał pan z nią porozmawiać, to... to ona jest teraz w Hogwarcie. Pod opieką pani Pomfrey.

Po tych słowach wyszedł i deportował się, zanim Snape zdążył o cokolwiek spytać.
Severus został sam z mnóstwem pytań. Odszukał swoją różdżkę, szybko uprzątnął bałagan, który zrobił w ostatnim czasie i napalił w kominku. Tym razem nie zamierzał odcinać się od natrętnych myśli i pytań, które rodziły się w jego głowie.

Dlaczego Rosalee trafiła do Hogwartu? I jak? Czy coś się jej stało? Pewnie tak, skoro zajmowała się nią Poppy. Jak się tego dowiedzieć? No, to akurat żaden problem. Minerwa, jak co roku, zaprosiła go na święta, więc tym razem mógł się złamać i przyjąć jej zaproszenie.

I co dalej? Przyznać się wszystkim, że martwił się stanem dziewczyny? Niedoczekanie! Jeszcze by go posądzono o to, że mu na niej zależy. A przecież wcale mu nie zależało! Czyżby? To czemu wciąż o niej myślał?

Zły bez wyraźnego powodu, napisał do Minerwy, upewniwszy się wcześniej, jaka właściwie jest data, bo mogło się okazać, że przegapił święta i poszedł do laboratorium. Jad węża wciąż czekał na przebadanie, ale na to nie miał dość siły. Żeby się uspokoić, zaczął przygotowywać stare antidotum licząc na to, że alkohol wypłukał je z jego organizmu i że dzięki temu zadziała nieco skuteczniej. Przynajmniej przez kilka dni.

~*~


  Do świąt nie zostało już dużo czasu, więc postanowił pójść do miasteczka i kupić Minerwie jakiś prezent. Wiedział, że uwielbiała powieści sióstr Bronte, więc wszedł do antykwariatu, w którym często trafiał na prawdziwe literackie perełki. Sprzedawca, znając preferencje swojego wiernego klienta, od razu wskazał mu regał, na którym mogły znajdować się interesujące go pozycje.

Severus wolno przejeżdżał palcem po grzbietach książek, aż w końcu znalazł to, czego szukał. Wichrowe Wzgórza z autografem autorki. To był prawdziwy biały kruk, gdyż Emily Bronte długo nie chciała ujawnić, że to ona jest autorką tej powieści i w dodatku niechętnie podpisywała swoje dzieła.

Z prezentem dla Slughorna także nie miał problemu – zamówił najlepszy, karaibski rum z czasów, gdy na tamtejszych morzach rządziła Kompania Wschodnio–Indyjska. Horacy powinien być zachwycony. Podobnie jak Poppy z butelki sherry, którą sam wydestylował specjalnie dla niej.

Najtrudniejsze zadanie zostawił sobie na koniec – prezent dla Rosalee. Tak naprawdę nie wiedział, co dziewczyna mogła lubić. Ona pewnie także tego nie wiedziała, ale on chciał, żeby prezent był trafiony. Długo się nad tym zastanawiał, aż w końcu przypomniał sobie, że Rosie, kiedy się uczyła i głęboko nad czymś myślała, to zapełniała marginesy notatek swoimi rysunkami. Nie był co prawda ekspertem w tej dziedzinie, ale wydawało mu się, że dziewczyna miała talent. Może to był dobry trop?

W miasteczku był sklep papierniczy, więc tam skierował swoje kroki. Ekspedientka była przesadnie uprzejma i trochę, według niego, zbyt szeroko uśmiechnięta, ale okazało się, że potrafiła mu doradzić. Spytał o prezent dla osoby, która umie i lubi rysować, ale od pewnego czasu tego nie robiła i wyszedł ze sklepu z ładnie opakowanym zestawem ołówków i kredek dla średnio zaawansowanych. Uznał, że to powinno się przydać Rosalee, żeby mogła rozwinąć swój talent.

Dopiero kiedy wrócił do domu pomyślał o tym, że chyba za bardzo się tym przejął. W końcu... ona mogła w ogóle nie chcieć z nim rozmawiać. Tylko sugestia w głosie Pottera dawała mu nadzieję, że wcale nie został wystawiony do wiatru przez małolatę, która tak naprawdę miała go gdzieś. Czuł, że takie myśli są nie na miejscu. Że dzieje się z nim coś dziwnego, ale nie umiał tego nazwać. I chyba nawet wcale nie chciał.

~*~
 

Rosalee mieszkała w Hogwarcie już prawie dwa tygodnie. Bardzo jej się tam podobało, była otoczona troskliwą opieką, ale mimo to czuła się trochę przytłoczona. Czegoś jej tam brakowało. A może kogoś?
To wrażenie pogłębiło się, po ponownym przeczytaniu pamiętników. Tym razem wszystkich. Umysł Rosalee, próbując odtworzyć zdobyte przez dwadzieścia pięć lat wspomnienia, chłonął informacje z przeszłości i nakładał na nie obrazy ostatnich wydarzeń. Robił to głównie w nocy, kiedy, za radą pielęgniarki, Rosalee pozwalała swoim myślom płynąć swobodnie. Wybierała sobie jakiś temat, powtarzała w myślach to, co o nim zapisała w pamiętniku i gdy zasypiała, liczyła na to, że coś jej się przyśni. Ta metoda była całkiem skuteczna, chociaż powolna. Po obudzeniu się szła do pani Pomfrey i razem analizowały sny, wyodrębniając z nich wspomnienia od wyobrażeń.

Jednak były takie noce, zwłaszcza tuż nad ranem, gdy dziewczyna śniła zupełnie o czymś innym. I z tych snów nie zamierzała się nikomu zwierzać. Początkowo były to wspomnienia dotyczące jej i Seamusa, ich namiętnej, młodzieńczej miłości. Sny były bardzo realne, a o poranku Rosalee trochę ich wstydziła. Zwłaszcza wtedy, gdy przestały być wspomnieniami. Bo pewnego dnia to nie Seamus pojawił się w jej snach. Sceny były nawet podobne, ale ich bohaterem był zupełnie ktoś inny. Rosalee najpierw chciała temu zaprzeczyć, wyprzeć z umysłu wytwory własnej wyobraźni, ale w końcu poddała się. Pozwoliła, by sny z Severusem w roli głównej nawiedzały ją co noc. I na to, by już na jawie, fantazjować na jego temat.

Kiedy Minerwa powiedziała jej, że Severus pojawi się w szkole na święta, dziewczyna najpierw zbladła, a później oblała się szkarłatnym rumieńcem. Spanikowana myślała o tym, czy będzie umiała normalnie z nim rozmawiać. Czy da radę ukryć przed nim i przed innymi swoje pragnienia? I uczucia, których próbowała się wyprzeć? Bo im dłużej o tym wszystkim myślała, tym częściej dochodziła do wniosku, że trochę za bardzo jej na nim zależy, że za mocno tęskni i że to nie jest normalne, by na całym świecie istniał dla niej tylko ten jeden mężczyzna. Była tylko jedna istota, której mogła o tym powiedzieć.

– Ella? – zawołała, a magiczne pióro ożyło. – Chciałam porozmawiać...
– Porozmawiać? – trochę zdziwiła się elfka. – Nie będziemy pisać?
– Nie wiem, czy chcę, żeby to zostało zapisane – szepnęła przejęta dziewczyna. – Chyba mam problem...

Opowiedziała Elli o swoich snach i odczuciach dotyczących Severusa, a także o tym, że mężczyzna całkiem się od niej odciął. Nie chciał podać jej adresu, nie mówił o sobie, o swojej przeszłości, za to wspominał, że pewnie nie będzie chciała mieć z nim nic wspólnego, jeśli przypomni sobie swoje wcześniejsze życie. Że szybko o nim zapomni.

– Ale nie zapomniałaś? – upewniła się Ella.
– Nie – westchnęła Rosalee. – Wciąż o nim myślę. Może dlatego, że tak naprawdę w ogóle go nie znam?
– A może się w nim zakochałaś? – podsunęła elfka.
– Chyba nie... Fascynuje mnie, to prawda, ale...
– Śnisz o nim. Bez przerwy myślisz i analizujesz, co się z nim dzieje – wyliczała Ella. – Jak dla mnie, to wpadłaś po uszy.
– Tak myślisz? – powątpiewała dziewczyna.
– No raczej. Z Seamusem było tak samo – przypomniała jej elfka, choć wiedziała, że jej pani tego nie pamięta.
– Co ja mam teraz zrobić?
– Nie wiem. Nie znam się na tym.
– Przecież nie mogłam się zakochać w kimś, o kim tak mało wiem – stwierdziła Rosalee, ale bez przekonania.
– To dowiedzmy się o nim czegoś więcej – zaproponowała Ella. – W bibliotece na pewno znajdziemy coś na jego temat.
– Severus coś wspominał, że powinnam przypomnieć sobie wydarzenia sprzed kilku lat, żeby zrozumieć, w jakiej sytuacji się znajdował. Wtedy była wojna, prawda?
– Zgadza się – stwierdziła Ella ze smutkiem.
– To od tego zaczniemy – zarządziła Rose.
– Ale chyba po świętach? Bo, zdaje się, że dzisiaj wieczorem jesteś zaproszona na kolację? – elfka jak zawsze bezbłędnie przypomniała swojej pani o jej zapisanych w kalendarzu planach.
– Och, no tak, to już dzisiaj – Rosie poczuła szybsze bicie serca i porzucając wcześniejsze rozważania, zaczęła się szykować na świąteczne przyjęcie w gabinecie McGonagall.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro