23. Legilimencja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poppy wpatrywała się w Severusa z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie była zwolenniczką metod, które proponował, ale musiała się z nim zgodzić, że najlepszym wyjściem dla Rosalee byłoby odzyskanie pamięci jeszcze przed procesem. Westchnęła.

– Teoretycznie to nie powinno jej zaszkodzić – stwierdziła w końcu. – Jej mózg działa prawidłowo, tylko coś blokuje dostęp do wspomnień. Może trauma, a może uraz mechaniczny, którego nie udało się zidentyfikować? Jeśli twoje zaklęcie przebije się przez tę blokadę, to Rosie powinna wszystko sobie przypomnieć.
– A jeśli się nie przebije? – spytał Severus.
– To wtedy będziesz musiał odpuścić, żeby nie zrobić jej krzywdy – powiedziała ostro. – W ogóle musiałbyś być bardzo delikatny i, przede wszystkim, taktowny. Bo jeśli ci się uda, to poznasz wszystkie jej wspomnienia, nawet te, o których nigdy w życiu nikomu by nie powiedziała.
– Wiem – skrzywił się lekko. – To ona podejmie ostateczną decyzję, od ciebie chciałem tylko usłyszeć, że nie ma przeciwwskazań natury medycznej.
– Moim zdaniem nie ma – oznajmiła w końcu. – Chociaż chciałabym być obecna podczas tego procesu. W razie gdyby coś poszło nie tak.
– Rozumiem – zgodził się niechętnie. – Porozmawiam z Rosalee i jeśli się zgodzi, to dam ci znać.
– A swoją drogą... Nocowała wczoraj u ciebie? – spytała Poppy, uśmiechając się pod nosem.
– Nie twój interes – warknął odruchowo, choć wiedział, że to narazi go na dalsze pytania i domysły wścibskiej pielęgniarki.
– Oho, czyli dobrze zgadłam – ucieszyła się Pomfrey. – Czy to dlatego chcesz jej pomóc?
– Chcę jej pomóc, bo jakbyś nie zauważyła, jestem wyjątkowo szlachetnym i bezinteresownym człowiekiem – niemalże krzyknął i wyszedł z gabinetu pielęgniarki, trzaskając drzwiami.

Na korytarzu dogonił go jej serdeczny śmiech. Był pewien, że zaraz podzieli się swoimi domysłami z McGonagall, a ta później będzie się nad nim pastwić. Te dwie baby nie miały dla niego litości. Zacisnął dłonie w pięści i zbiegł po schodach, obiecując sobie, że opuści zamek przez główną bramę. W ten sposób uniknie spotkania z Minerwą.

~*~

 

  Rosalee siedziała w swoim pokoju i próbowała skupić myśli. Miała się koncentrować na procesie, ale gdy tylko pozwoliła sobie na chwilę nieuwagi, od razu przypominała sobie poprzedni wieczór.

Severus wyraźnie bawił się jej zakłopotaniem. Samym spojrzeniem wywoływał te cholerne rumieńce, które zdradzały jej uczucia. Szkoda tylko, że nic z tego nie wynikało. Pewnie dla niego była głupią siksą, na którą nie warto zwracać uwagi. Co najwyżej można się z niej ponabijać. A ona rozpamiętywała każde jego spojrzenie, gest, uśmiech. Oddech łaskoczący jej szyję. Pół nocy przez to nie spała. Kiedy Severus, zgodnie z obietnicą, odstawił ją do zamku, zamierzała odespać minioną noc. Z marnym skutkiem.

Pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Otworzyła i prawie jęknęła, gdy napotkała spojrzenie mężczyzny, który bez reszty opanował jej myśli.

– Mogę wejść? – spytał rozbawiony jej reakcją.
– Tak, oczywiście, zapraszam – odrzekła z trudem panując nad drżeniem głosu.
– Rozmawiałem z panią Pomfrey i mam dla ciebie pewną propozycję – zaczął wprowadzać ją w temat.
– Ten twój plan, którego nie chciałeś mi zdradzić? – odgadła i zmobilizowała się, by uważnie go wysłuchać.
– Tak. Czy wiesz, czym jest legilimencja? – od razu przeszedł do rzeczy.
– Czytałam o niej – odparła, co w zasadzie było równoznaczne z potwierdzeniem, bo jej mózg zapamiętywał każde przeczytane słowo.
– W takim razie zapewne wiesz, jak to działa – stwierdził Severus. – To mógłby być sposób, na pokonanie bariery w twoim umyśle, która blokuje dostęp do twoich wspomnień.
– Czy to niebezpieczne?
– W niektórych przypadkach, tak – przyznał. – Znam się na tym, więc mogę ci obiecać, że to nie będzie bolało. Że jeśli blokada będzie zbyt silna, to przerwę zaklęcie. Zrobię to również wtedy, gdy nagle się rozmyślisz. Nie zrobię ci krzywdy, a nad wszystkim będzie czuwała Pomfrey.
– Brzmi obiecująco – odparła po chwili namysłu. – Gdzie tkwi haczyk?
– Musiałabyś mi całkowicie zaufać – wyznał. – Cokolwiek sobie przypomnisz, ja to zobaczę twoimi oczami. Poczuję to tak, jak ty czułaś.

Urwał na chwilę, dając jej czas na zrozumienie sedna sprawy.

– Czemu mam wrażenie, że mi się to nie spodoba? – spytała cicho domyślając się już, do czego zmierzał.
– Istnieje możliwość, że przypomnisz sobie coś wstydliwego, intymnego, coś, o czym ja zdecydowanie nie powinienem wiedzieć – tłumaczył, obserwując jej coraz bardziej czerwone policzki. – Wystarczy, że ty to zobaczysz, a ja już będę o tym wiedział.
– Rozumiem – stwierdziła krótko.

Nie bardzo jej się to podobało. Co innego powiedzieć mu o czymś, nawet kompromitującym, a co innego pozwolić mu to zobaczyć i odczuć. Zwłaszcza, że mógłby na przykład zobaczyć coś z jej najnowszych wspomnień. Coś, co by dotyczyło jego samego. Wiedziała, że podczas legilimencji nie da się w pełni kontrolować własnych myśli, zwłaszcza jeśli nigdy wcześniej się tego nie robiło. Spojrzała na niego i zobaczyła lekko kpiący uśmiech, z którym się jej przyglądał.

– Muszę to przemyśleć – stwierdziła w końcu.
– Jak sobie chcesz – mruknął. – Ja cię do niczego nie będę przekonywał.
– Severusie, a czy jest możliwość, że... te moje wspomnienia... że potraktujesz je selektywnie? – spytała, bo nagle coś jej przyszło do głowy. – Na przykład jeśli wybiorę jakiś konkretny temat czy okres czasu?
– Mógłbym spróbować, ale nie dam ci gwarancji, że to się uda – zastanowił się nad tym. – Czy jest coś, czego nie chcesz pamiętać?
– Jest coś, co już pamiętam, ale nie chcę, żebyś ty to zobaczył – wyjaśniła.
– Teraz to ja muszę się zastanowić, czy coś takiego w ogóle jest możliwe – stwierdził.
– Chyba oboje mamy sporo do przemyślenia – uśmiechnęła się do niego, a jemu zrobiło się jakby cieplej. – Spotkamy się za kilka dni, żeby to przedyskutować?
– Kiedy tylko zechcesz – powiedział cicho. – Do zobaczenia.

Serce Rosalee zabiło mocniej. Czy on to naprawdę powiedział? Czy dał jej przyzwolenie na odwiedzanie go, kiedy tylko będzie chciała? Nie, pewnie aż tak daleko nie powinna się posuwać. Poza tym, nie chciała być zbyt nachalna. I tak już mógł w niej czytać, jak w otwartej książce. Jeszcze by tego brakowało, żeby zaczął uważać, że mu się narzuca. Choćby miała na to wielką ochotę.
Czy właśnie dlatego nie chciała, żeby dotarł do tych kilku wstydliwych wspomnień? W końcu nigdy nie zrobiła nic naprawdę złego. A to, co chciała przed nim ukryć, także nie było złe. Co najwyżej krępujące. Czyli nic nowego w jego towarzystwie.

Poza tym, Rosalee nikomu o tym nie mówiła, ale czasami wcale nie chciała odzyskiwać pamięci. Wystarczało jej to, co przeczytała w swoich pamiętnikach. Doszła do wniosku, że być może skorzysta z propozycji Severusa, ale jeszcze nie teraz.

Ogromnym wysiłkiem woli zmusiła się do przejrzenia notatek, które podrzucił jej Harry i w końcu udało jej się skupić myśli na tym, co powie w sądzie podczas procesu.

~*~


   Severus dotarł do domu i obiecał sobie, że tym razem nie wyjdzie z laboratorium, dopóki nie zauważy jakichś postępów w badaniach nad jadem Nagini. Zmarnował już dość czasu na sprawy innych ludzi, zamiast pomóc sobie. Stare antidotum działało coraz krócej i Snape pił je litrami, żeby w ogóle móc funkcjonować.

Podłączył aparaturę alchemiczną, która miała zbadać dokładny skład jadu i czekając na pierwsze wyniki, rozmyślał nad prośbą Rosalee.

Umysł ludzki był dość skomplikowanym urządzeniem, a podczas legilimencji zapisane w nim wspomnienia nie przewijały się przed oczami widza jak film. Nie można było ich przewinąć do miejsca, od którego chciało się zacząć. Gdyby chociaż chodziło o podsunięcie komuś wybranych obrazów, to owszem, mogłoby się to udać. Ale w sytuacji, gdy wspomnienia były niedostępne, taka operacja była praktycznie niemożliwa.

Wyłapał ze skraplacza pierwszy składnik i wyciągnął z tajnej skrytki starą księgę, w której dokładnie opisano wszelkie możliwe sposoby używania legilimencji. Większość z nich była niezgodna z obecnie obowiązującym prawem, ale tylko tam mógł znaleźć informacje potwierdzające jego tezę.

Na zmianę czytał i obsługiwał aparaturę, aż w końcu dobrnął do końca obu tych czynności. O ile lektura nie wniosła niczego nowego do jego rozmyślań, o tyle był bardzo zadowolony z przebiegu badania jadu. Zamknął i schował księgę i zaczął po kolei rozpoznawać i opisywać poszczególne próbki. Było ich blisko dwadzieścia, więc miał zajęcie na kilka najbliższych godzin.

~*~

 

Wychodził z pracowni wieczorami, tylko po to by coś zjeść, wykąpać się i przespać kilka godzin. Rzucił się w wir pracy, choć wiedział, że jego zdrowie mocno na tym ucierpi. Ale na tym etapie mógł sobie narzucić takie tempo. Dopiero kiedy znajdzie sposób na zneutralizowanie każdej z substancji z osobna, zacznie warzyć prawdziwe antidotum, a wtedy już nie będzie się spieszył.

Po kilku dniach zaczął odczuwać skutki takiego tempa pracy. Bolał go każdy mięsień i każdy nerw powyżej pasa. Snape sam nie wiedział, co nim kierowało. Zamiast odpocząć i pozwolić ciału na regenerację, oprócz dotychczasowego antidotum zaczął zażywać bardzo silny eliksir przeciwbólowy. Wiedział, że jeśli będzie go pił przez dłuższy czas, to skończy z rozwalonym żołądkiem, ale zakładał, że za kilka kolejnych dni będzie mógł wreszcie odpocząć.

~*~


   Po prawie dwóch tygodniach intensywnych wysiłków miał przed sobą gotowy przepis i wstępnie przygotowane wszystkie substancje, potrzebne do przyrządzenia odtrutki na jad węża.

Jednak zanim przystąpił do działania, postanowił porządnie wypocząć. Wzmocnił działanie systemu alarmowego, żeby ten nie przepuszczał już nawet tych osób, które znały jego adres. Wyciszył cały dom, by nic nie zakłócało mu snu i po zjedzeniu pierwszego od dawna solidnego posiłku, wypił dużą dawkę Eliksiru Słodkiego Snu. Tak przygotowany rzucił się na łóżko i przespał bez przerwy trzy dni.

Obudził się wypoczęty i pełen energii. Tak dobrze nie czuł się od lat. Doszedł do wniosku, że to zasługa eliksiru, po którym nie miał żadnych koszmarów. Za to na przyjemne sny, z Rosalee w roli głównej, nie mógł narzekać.

Poszedł do kuchni, zaparzył sobie mocną, słodką kawę i zdjął zabezpieczenia z domu i okolicy. Wtedy usłyszał, że ktoś dobija się do okna. Zrezygnowany podszedł do niego i wpuścił do domu sowę. A zaraz po niej drugą i trzecią.

Powinien poczuć się wzruszony, że tyle osób chciało się z nim skontaktować w ostatnim czasie. Ale był wściekły. Znowu zawracali mu głowę, chociaż powinni byli wiedzieć, że skoro chciał pozostawać niedostępny, to musiał mieć ku temu dobry powód. Rzucił koperty na stół i zajął się przygotowywaniem śniadania.

Chociaż bardzo chciał udawać, że zupełnie go nie interesuje, czego od niego chcieli, to i tak co chwila zerkał na nieprzeczytane listy. Zjadł kanapki, popił herbatą i sięgnął po pierwszą kopertę.

List od Pottera był na szczęście krótki i rzeczowy. Zawierał tylko pytanie o to, czy Snape zamierza pojawić się pierwszego lutego na rozprawie, na której będzie zeznawała Rosalee. Severus nie planował tego wcześniej, ale doszedł do wniosku, że chce być przy niej w tak ważnej chwili. Nawet nie po to, żeby ją wspierać, ale by dopilnować, czy Goldberg dostał to, na co zasłużył. Odpisał Harry'emu i otworzył list od McGonagall.

Minerwa była na niego zła. Z każdego jej słowa wylewała się gorycz, bo pozostawił ją z mnóstwem pytań, na które koniecznie musiała poznać odpowiedzi. Severus uśmiechał się pod nosem. Lubił Minerwę, nawet jeśli była zbyt ciekawska. Ale tym razem bawiło go to, że tak bardzo chciała się dowiedzieć, czemu Rosalee u niego nocowała, że aż sama pofatygowała się na mokradła. I tu trafiła akurat na ten moment, gdy nie mogła wparować na jego teren, by siłą wydobyć z niego zeznania. Na końcu listu wyraziła nadzieję, że jego odcięcie się od ludzi miało związek z czymś naprawdę ważnym, a nie z kolejnym ciągiem alkoholowym, jednak zapowiedziała też kolejną wizytę, czym popsuła mu na nowo humor.

Za to list od Rosalee trochę go rozczarował. Był wyważony, przemyślany i nieszczery. Dziewczyna pytała, co u niego słychać i czy mogłaby go odwiedzić. To go zabolało. W końcu dał jej jasno do zrozumienia, że zawsze jest u niego mile widziana. We własnym odczuciu powiedział to nawet trochę zbyt gorliwie. Ale widocznie ona inaczej to odebrała.

Odpisał jej w podobnym tonie, że jeśli bardzo tego chce, to może wpaść wieczorem w odwiedziny.
Wyszedł przed dom, zagwizdał melodyjnie, a gdy jego puchacz łaskawie przysiadł na barierce otaczającej ganek, przywiązał do jego łapki dwa liściki. Potem obserwował przez chwilę, jak ptak znikał w oddali i kiedy zupełnie stracił go z oczu, udał się prosto do swojej pracowni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro