25. Rozprawa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1 lutego 2003

O ile wyższe poziomy Ministerstwa Magii bardzo się jej podobały, o tyle sala przesłuchań zrobiła na niej przygnębiające wrażenie. Czuła się w niej, jakby to ona była o coś oskarżona. Jednak ciepły uśmiech Harry'ego oraz milczące, ponure, wsparcie Severusa, dodawały jej wiary w siebie.

Czekając na swoją kolej, starała się nie patrzeć na Dereka, więc nie zauważyła jego kpiącego uśmiechu i pewności siebie wypisanej na przystojnej twarzy. Młody Goldberg był przekonany o tym, że wygra ten proces. Przynajmniej do czasu, gdy sędzia ogłosił, że odrzucił wszystkie zeznania powołanych przez chłopaka świadków. Uznał je za niewiarygodne i przypomniał wszystkim obecnym na sali rozpraw, że za składanie fałszywych zeznań grozi kara odsiadki do dwóch lat w Azkabanie. Goldberg zrozumiał, że właśnie stracił swoje alibi.

Rosalee odetchnęła z ulgą. Teraz nadeszła chwila na jej zeznania, więc wyszła na środek sali i zaczęła opowiadać o tym, co jej się przydarzyło. Grała na emocjach członków Wizengamotu, ale mimo to mówiła płynnie i szczegółowo zrelacjonowała przebieg wydarzeń.

Severus był pod wrażeniem. Jeszcze kilka tygodni wcześniej nie był pewien, czy dziewczynie uda się zbudować spójną wersję wydarzeń. Im więcej o tym myślał, tym bardziej był przekonany, że Rosie polegnie na jakimś szczególe. Okazało się, że jednak posłuchała rady Pottera i skupiła się na odzyskaniu wspomnień z tamtego dnia. Musiało być jej ciężko co noc śnić o tym, jak ktoś rozbija jej czaszkę. Ale wysiłek się opłacił. Nikt nie powinien się domyślić, że dziewczyna cierpiała na amnezję.

Derek był znacznie gorzej przygotowany. Jego linia obrony opierała się na zeznaniach kumpli, którzy twierdzili, że cały ten dzień chłopak spędził z nimi. Zeznania zostały odrzucone, więc teraz musiał kombinować. Zaczął się plątać nie wiedząc, czy trzymać się wersji, którą wcześniej powtarzali jego znajomi, czy jednak wymyślić coś innego. W końcu poddał się i stwierdził, że odmawia dalszych zeznań.

Jako ostatni, głos zabrał Harry:

- Szanowni państwo, podczas dwóch posiedzeń wysłuchaliśmy zeznań obu stron oraz ich świadków. Jestem przekonany, że macie już wyrobioną pewną opinię na temat tej sprawy, jednak zanim przejdziemy do głosowania, chciałbym przedstawić państwu jeszcze jeden dowód, który zdobyła panna Crawford w porozumieniu z Biurem Aurorów. Jest to tak zwany dowód Salvum Facere, który zapewne jest wszystkim państwu dobrze znany - Potter urwał czekając, aż wszyscy sędziowie potwierdzą, że wiedzą, o czym mowa i stuknął swoją różdżką w różdżkę Eileen, która nagle zaczęła odtwarzać rozmowę Rosalee z Derekiem.

Chłopak rzucił swojej niedoszłej ofierze nienawistne spojrzenie i zerwał się z miejsca, ale został na nim usadzony z powrotem przez dwóch pilnujących go aurorów. Zrozumiał, że już nic nie może go uratować. Jedyne, co jeszcze mógł zrobić, to porozumieć się wzrokiem ze swoim ojcem. Pan Goldberg nieznacznie skinął głową i to była jego jedyna reakcja podczas całego procesu.

Sędziowie głosowali bardzo zgodnie i po chwili było już wiadomo, że Rosalee wygrała. Przepełniały ją radość i duma, ale także poczucie mściwej satysfakcji. Goldberg zdąży się zestarzeć, zanim zyska szansę na wyjście z więzienia. I nigdy już nie skrzywdzi żadnej dziewczyny. Pomyślała, że dobrze się stało, że Severus nie będzie musiał wymierzać sprawiedliwości na własną rękę.

Roześmiany od ucha do ucha Potter podszedł do niej i wyprowadził ją z sali.

- Świetnie ci poszło - wyszeptał. - Nawet bez tego nagrania dałabyś radę to wygrać, ale nie mogłem się powstrzymać...
- Dziękuję ci, Harry. Za wszystko - odszepnęła wzruszona i pocałowała go w policzek.

Wychodzący właśnie na korytarz Snape gwałtownie odwrócił głowę. Nie chciał patrzeć na ich zażyłość. I nie chciał się przyznać, że poczuł się zazdrosny. Wolnym krokiem odszedł w stronę windy, którą zamierzał dotrzeć do atrium.

- Zaczekaj - usłyszał za plecami głos Rosalee, a już po chwili roześmiana dziewczyna dogoniła go pod windą. - Może dasz się zaprosić na kawę? Żeby uczcić moje zwycięstwo?

Snape nie wiedział, co odpowiedzieć. Z jednej strony chciał tego, nawet sam wcześniej planował gdzieś ją zaprosić, a z drugiej, nie uśmiechało mu się pokazywanie się publicznie wśród czarodziejów. Próbując podjąć jakąś decyzję, wpatrywał się beznamiętnie w twarz Rosalee.

Dziewczyna doszła do wniosku, że chyba przesadziła i niepotrzebnie wyrwała się z tym pytaniem. Może Severus zamierzał wrócić do domu i zapomnieć o całej sprawie? To by do niego pasowało. Bardziej niż wyjście na kawę.

- To... to może innym razem - stwierdziła cicho, ale nie udało jej się ukryć zawodu, który jej sprawił.
- Chętnie - powiedział w tym samym momencie Snape. - Byle nie na Pokątną.
- Tylko, że ja nie znam żadnej kawiarni poza tą na Pokątnej - przypomniała mu.
- Ja znam - odparł uśmiechając się nieznacznie.

Wsiedli do windy i jechali nią w milczeniu. Snape zastanawiał się, czemu Rosalee tak szybko doszła do wniosku, że on jednak nie zechce się z nią umówić. Przecież nie powiedział ani nie zrobił nic, co by mogło ją naprowadzić na taką myśl. Czyżby jego milczenie tak na nią podziałało? Może nie powinien ukrywać przed nią swoich wątpliwości?

- Czemu sądziłaś, że ci odmówię? - spytał, gdy wysiedli z windy.
- Stałeś tam bez słowa i... patrzyłeś w taki sposób - zaprezentowała mu jego minę. - To co miałam pomyśleć?
- Że się zastanawiam?
- Och... wydawało mi się, że odpowiedź na tak proste pytanie powinna być... odruchowa.
- Być może dla ciebie - mruknął Snape.

Wyszli już z Ministerstwa i Severus dyskretnie rozejrzał się dookoła, a gdy stwierdził, że można się stamtąd bezpiecznie teleportować, chwycił Rosalee za rękę i przeniósł ich gdzieś na przedmieścia Londynu. Wydawało mu się, że to dobry pomysł, ale zupełnie nie pomyślał, że jej może się to nie spodobać.

Dziewczyna wyrwała mu się przestraszona i odskoczyła od niego. Drżącą ręką chwyciła różdżkę. Dopiero po chwili dotarło do niej, że on nie chciał zrobić jej nic złego.

- Nie chciałem cię wystraszyć - zaznaczył Snape, który poniewczasie zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Na wszelki wypadek nie podchodził do niej, dając jej czas na dojście do siebie.
- Już mi lepiej - odetchnęła głęboko. - Mogłeś mnie uprzedzić...
- Nie pomyślałem - przyznał niechętnie.
- Nie podejrzewałam, że mógłbyś to zrobić specjalnie - stwierdziła spokojnie. - Ale nigdy więcej tego nie rób.
- Obiecuję - mruknął Snape.

Początek ich spotkania nie wypadł najlepiej, ale mimo to Rosalee poszła za nim do niewielkiej kawiarenki znajdującej się w pobliżu miejsca, w którym się pojawili. Oboje zdecydowali się na kawę z mlekiem i usiedli przy stoliku, oczekując na zamówienie.

Przez jakiś czas nie odzywali się, próbując przystosować się do nowej dla nich sytuacji. Właściwie jeszcze nigdy nie rozmawiali ze sobą tak po prostu. Bo jednak wyjście na kawę, siedzenie na wprost siebie przy małym stoliku było doświadczeniem pełnym intymności, której brakowało w ich wcześniejszych kontaktach.

Mogli porozmawiać o procesie. O postępach w odzyskiwaniu pamięci. O tym, czego Rosalee nauczyła się w ostatnim czasie. Jednak żaden z tych tematów nie wydawał im się odpowiedni w tamtej chwili. Był taki codzienny, zwyczajny, a oboje chcieli, żeby to spotkanie było inne, wyjątkowe.

- Co teraz? - spytał w końcu Severus, gdy kelnerka podała im kawę.
- Nie wiem - odparła szczerze. - Do tej pory nie myślałam o tym... To znaczy... Myślałam nie raz, ale zawsze dochodziłam do wniosku, że po procesie będę miała na to dość czasu...
- Wspominałaś, że masz jakieś widoki na pracę i mieszkanie... Chcesz wyprowadzić się z Hogwartu?
- Tata zaproponował mi pracę i mieszkanie nad sklepem - wyznała mu. - Kiedyś... Narysowałam dla niego kilka projektów i okazało się, że na ich podstawie powstała kolekcja ubrań, które świetnie się sprzedają. Gdyby udało mi się to powtórzyć, pewnie mogłabym tam pracować.
- Czego się obawiasz? - spytał, bo dziewczyna nagle posmutniała.
- Lubię rysować. Nawet bardzo. I chyba nieźle mi to wychodzi, ale nie wiem, czy właśnie to chcę robić - westchnęła. - Ella twierdzi, że kiedyś chciałam, ale teraz niczego nie jestem pewna.
- Kim jest Ella? - spytał Snape podejrzliwie.
- To elfka, która kieruje moim magicznym piórem - wyjaśniła mu.
- I to stworzonko zna cię lepiej niż ty sama? - zdziwił się.
- Ona... znała mnie. Kiedyś - szepnęła Rosalee. - Tak naprawdę nie wiem, co mam myśleć i robić... Sądziłam, że to przyjdzie samo.
- Gdybyś zgodziła się na mój pomysł... - przypomniał jej.
- Pewnie przystałabym na propozycję ojca - stwierdziła. - Jednak... wciąż się waham.
- Myślałem, że twoja odpowiedź była ostateczna - przypomniał jej, ale zaczął się jej badawczo przyglądać.
- Też mi się tak wydawało, ale teraz... - zerknęła na niego i urwała w pół słowa, napotykając jego czujne, zaniepokojone spojrzenie. - O co chodzi?
- Nie masz poczucia, że gdy cokolwiek zaplanujesz, to później zastanawiasz się, czy dobrze zrobiłaś? Bo może to wcale nie ty tego chcesz, tylko twoje dawne ja? I to w dodatku to, które znasz tylko z własnej, subiektywnej opinii zapisanej przez jakąś elfkę? - zapytał bardzo poważnie.
- Owszem. Tak właśnie się czuję przez większość czasu - przyznała. - To chyba normalne?
- Większość ludzi raczej nie ma problemu z określeniem, kto jest autorem ich pomysłów - zauważył spokojnie, wciąż wpatrując się w jej oczy.
- W sumie... to brzmi logicznie - przyznała zawstydzona i opuściła wzrok. - Czemu tak się dzieje?
- Bo twoja osobowość jest niekompletna - zaryzykował. - Nigdy nie będziesz pewna, czego naprawdę chcesz, jeśli wciąż będziesz myślała o tej drugiej Rosalee, którą byłaś kiedyś. Masz dwa wyjścia. Albo zapomnieć o niej na zawsze, albo przypomnieć sobie wszystko.
- I myślisz, że to mi pomoże podjąć decyzję dotyczącą przyszłości? - spytała odwlekając w czasie kolejną rozmowę o legilimencji.
- Nie wiem - przyznał szczerze. - Może po prostu zaryzykuj. Spróbuj popracować u ojca, a jeśli stwierdzisz, że to ci nie odpowiada, to znajdziesz sobie inne zajęcie. W końcu trafisz na to, co naprawdę chcesz robić.
- Chyba tak zrobię - stwierdziła po chwili namysłu. - Przynajmniej podreperuję swój budżet.

Snape uśmiechnął się lekko i skinął na kelnerkę, żeby podała im jeszcze raz to samo.

- Myślę, że to dobra decyzja - zgodził się z nią.
- Pewnie tak, tylko...
- Tylko co?
- Trochę się boję - podniosła wzrok. - Miałeś rację mówiąc, że do tej pory cały czas byłam pod ochroną. Wiem, że już czas się usamodzielnić, ale to trochę przerażające.
- Zgadzam się, ale także trochę ekscytujące - powiedział nieoczekiwanie, czym wprawił ją w osłupienie.
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę od ciebie coś takiego - roześmiała się.
- Myślisz, że nigdy z niczego się nie cieszyłem?
- Nie myślę tak - zapewniła go szybko. - Po prostu nigdy o sobie nie mówisz. Cieszyłeś się, gdy zaczynałeś pracę w Hogwarcie?

Od razu pożałował, że zaczął ten temat. Teraz już nie mógł się wykręcić od odpowiedzi. Przynajmniej w sposób, który był powszechnie uważany za nieobraźliwy. Nie pozostało mu nic innego, jak powiedzieć jej, w jaki sposób dostał posadę nauczyciela eliksirów.

- Co nie zmienia faktu, że naprawdę się z tego cieszyłem - dodał na koniec. - I że pokochałem to, co robiłem.
- Nauczanie? - niedowierzała.
- Nie - roześmiał się. - Eliksiry.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro