28. Katastrofa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Snape dawno już nie czuł takiego zdenerwowania przed spotkaniem z kobietą. Wyjście na kawę wydawało mu się niezobowiązujące, więc specjalnie się nim nie przejmował. Jej obecność w jego domu także wydawała mu się czymś zupełnie naturalnym. Jednak teraz to on miał ją odwiedzić, w jej mieszkaniu. Nic więc dziwnego, że czuł się zagubiony i niepewny.

Umówili się na siódmą wieczorem, już po zamknięciu sklepów. Severus nie był pewien, czy powinien mieć dla niej jakiś prezent, czy może chociaż butelkę wina. Przychodzenie do niej z pustymi rękami zdawało się mu sporym nietaktem. A bardzo mu zależało, żeby wywrzeć dobre wrażenie.

Ponieważ przez ostatnie dni czuł się naprawdę dobrze, postanowił, że czas najwyższy skończyć z wizerunkiem wiecznie skrzywionego, zgorzkniałego samotnika. Chciał w ten sposób podkreślić, że pewien etap jego życia przeszedł już do historii. O tym, że zrobił to również po to, by spodobać się pewnej młodej kobiecie, nawet przez chwilę nie pomyślał. W końcu nigdy nikomu nie próbował się przypodobać, więc czemu teraz miałoby być inaczej?

~*~


  Rosalee też się trochę denerwowała. Zaprosiła go na kolację, ale jej umiejętności kulinarne pozostawiały wiele do życzenia, więc obawiała się, że tylko go w ten sposób do siebie zniechęci.

Nie bardzo wiedziała też, jak powinna się ubrać, żeby Severus od progu nie poczuł się osaczony. Chciała, by zauważył, że stała się pewną siebie kobietą (głównie chodziło jej o to, by dostrzegł jej kobiecość), ale bała się, że przesadzi i wyjdzie na zdesperowaną nimfomankę. Tak się zresztą czuła. Dlatego po przymierzeniu kilku sukienek, wściekła się sama na siebie i ubrała się w dżinsy i męską koszulę, którą kiedyś dostała od Severusa.

Spojrzała w lustro i westchnęła. Czy w ogóle był w tym jakiś sens? Stroiła się dla faceta, który wcale nie zwracał uwagi na wygląd. On pewnie jak zwykle przyjdzie ubrany cały na czarno. I ukryje twarz za zbyt długimi włosami.

Pogrążona w niewesołych myślach, była już bliska ponownego przebrania się w swoją szatę roboczą, ale zapach spalenizny wywabił ją z łazienki do kuchni.

Stało się to, czego się obawiała – na pięć minut przed umówioną godziną całą kolację musiała wyrzucić do kosza. Otworzyła okno, żeby wywietrzyć swąd kulinarnej porażki i w akcie desperacji wezwała skrzata domowego swoich rodziców. Loczek, bo tak się nazywał, stanął na wysokości zadania i szybko dostarczył jej coś bardziej jadalnego niż przypalony makaron z sosem pomidorowym. Zdążył dosłownie w ostatniej chwili.

~*~


  Loczek zniknął, a w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Rosalee nie miała już czas, by po raz ostatni spojrzeć w lustro. Nawet o tym nie pomyślała. Otworzyła drzwi i przez chwilę bezmyślnie gapiła się na stojącego na progu mężczyznę. Zdawała sobie sprawę z tego, że tylko obciął włosy, ale zmiana była niesamowita. Nie była w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.

On także się jej przyglądał. Zakłopotana i zarumieniona wyglądała prześlicznie. Niepewny tego, co powinien zrobić, podał jej butelkę wina.

Rosalee przyjęła ją odruchowo i gestem zaprosiła go do środka. To wystarczyło, żeby doszła do siebie.

– Oprowadzę cię – powiedziała siląc się na spokój.

Ze względu na rozmiar mieszkania, oprowadzanie nie mogło potrwać długo, ale dało obojgu chwilę, by oswoić się z sytuacją.

– Ty to przygotowałaś? – spytał Severus, podejrzliwie zerkając na apetycznie wyglądającą pieczeń.
– Spokojnie, to nie moje dzieło – roześmiała się świadoma tego, że on doskonale zna jej umiejętności. – Resztki tego, co próbowałam ugotować, możesz znaleźć w koszu.
– Chyba sobie odpuszczę – uśmiechnął się lekko.
– Na pewno byłoby to lepsze, od twoich gotowych dań z puszek – parsknęła.
– Pewnie tak, gdybyś tego wcześniej nie przypaliła – odgryzł się. – Ale pieczeń jest naprawdę smaczna.

Rosie nie zamierzała się kłócić. Pieczeń była wyborna, co mogło Snape’a nastawić do niej przychylnie. Nieważne, kto ją przyrządził. Otworzyła butelkę wina i nalała go do dwóch kieliszków. Nie zauważyła, że Severus zastygł w bezruchu, gdy podała mu jeden z nich.

A on nie wiedział, czy powinien się napić, czy nie. Jeśli spróbuje wina z grzeczności, to czy będzie umiał się później powstrzymać? Ciąg alkoholowy to była ostatnia rzecz, na jaką miałby teraz ochotę. Ale jak jej o tym powiedzieć, żeby nie zdradzić, że miewa pewne problemy z samokontrolą?

– Dziękuję – mruknął niewyraźnie.
– Bardzo dobre wino – Rosalee pochwaliła jego wybór, ale nie zwróciła uwagi, że on go nawet nie spróbował.
– Jak ci się tutaj mieszka? – spytał Severus, który był naprawdę ciekaw, jak dziewczyna sobie radziła.
– Fantastycznie – stwierdziła z uśmiechem. – Mam blisko do pracy i do rodziców, ale na szczęście na tyle daleko, żeby nie musieć się ciągle przy nich pilnować.
– A jak praca? Czy już jesteś pewna, że to właśnie to, co chcesz w życiu robić?
– Tak. Myślałam, że to marzenie mojego dawnego ja, ale okazuje się, że w pewnych kwestiach nic się nie zmieniło – odparła. – Robię to, co kocham i dostaję za to pieniądze.
– Cieszę się, że udało ci się to pogodzić – rzekł poważnie.
– A ty? Pracowałeś nad jakimś eliksirem... – przypomniała ostrożnie. – Skończyłeś go?
– Owszem – odparł z dumą. – I powiem ci, że działa nadspodziewanie dobrze.

Po obiedzie przenieśli się z rozmową na kanapę. Rosalee podała kawę i ciasto, które kupiła w cukierni na Pokątnej. Jej zdenerwowanie stopniowo mijało, być może za sprawą wina, którego wypiła prawie całą butelkę. Zaczęła zachowywać się swobodnie i z ożywieniem dyskutowała o swoich planach na przyszłość.

Severus słuchał jej z przyjemnością. Nie żałował, że dał się zaprosić. I nie potrzebował alkoholu, by dobrze się bawić. Pił herbatę, jadł ciasto i jak na swoje możliwości, starał się być dowcipny i rozmowny. Rosalee wydawała mu się coraz piękniejsza, więc nie zwracał uwagi na drobiazgi. Jak choćby na to, że sięgnęła po drugą butelkę. Dopiero kiedy ją opróżniła zorientował się, że dziewczyna jest kompletnie pijana.

– Oj, chyba za dużo wypiłam – zauważyła nagle Rosie i zachichotała. Przysunęła się do niego i zaczęła bawić się guzikami jego koszuli. – A ty, zdaje się, wciąż jesteś całkiem trzeźwy.
– Ja nie piję – powiedział szczerze i spróbował się odsunąć, ale oparł się plecami o podłokietnik kanapy i zrozumiał, że musiałby wstać, żeby to zrobić, a do tego nie był zdolny.

Z niedowierzaniem patrzył na młodą, śliczną dziewczynę, która przybliżała się do niego coraz bardziej, najwyraźniej po to, by go pocałować. Spanikował. Nie mógł jej na to pozwolić. Była pijana i pewnie dlatego nie panowała nad sobą. A on nie chciał, by zrobiła coś, czego mogłaby później żałować. Opanował swoje własne pragnienia i odsunął ją delikatnie.

– Powinienem już pójść – powiedział cicho.
– Nie idź – wyszeptała pełnym namiętności głosem. – Nie zostawiaj mnie samej.
– Rosalee, uwierz mi, że lepiej będzie, jeśli sobie pójdę – mówił do niej łagodnie, cofając się do korytarza.
– Chyba tobie będzie lepiej – wytknęła mu. – Chcę, żebyś został. Tutaj. Ze mną. Na noc.

Zaczynał jej się plątać język i kręciło jej się w głowie, ale wiedziała, co chce mu powiedzieć. Nie była pewna, czy już ją dobrze zrozumiał, więc podeszła do niego i objęła go za szyję.

– Zostań, proszę. Pragnę cię...
– Rosalee... Ja... nie mogę...
– Jak jeszcze mam ci to pokazać? – szepnęła mu prosto do ucha.
– Niczego nie musisz mi udowadniać – powiedział stanowczo, choć przyszło mu to z wielkim trudem. – Odwiedzę cię jutro...
– I porozmawiamy – mruknęła żałośnie, bo w końcu zrozumiała, że on jej nie chce.

Tego było już dla niego za wiele. Wyswobodził się z jej objęć i uciekł z jej mieszkania. Dopiero na swoich mokradłach zaczął głęboko oddychać. Cholera, mało brakowało – pomyślał.

Kiedyś nie wahałby się ani chwili. Pewnie z dziką radością wykorzystałby taką okazję. Teraz miał wrażenie, że gdyby jej uległ, to wykorzystałby niewinną dziewczynę. Mimo to nie mógł przestać o niej myśleć. Och, gdyby tylko wiedziała, jak bardzo on jej pragnął. Jak łakomym wzrokiem błądził po jej ciele, gdy tylko nie mogła tego zauważyć. Jak bardzo był podniecony, gdy próbowała go rozebrać. Gdyby była trzeźwa i w pełni świadoma tego, co próbowała zrobić, to on by się nie opierał.

Wrócił do domu, wziął zimny prysznic, ale nic nie potrafiło ostudzić jego rozpalonego umysłu. Co nią kierowało? Czy naprawdę tego chciała? Czy to była jednorazowa zachcianka, czy też coś więcej? Czy mógł łudzić się, że taka dziewczyna jak Rosalee, zapragnęła kogoś takiego jak on?

Gonitwa myśli nie pozwoliła mu zmrużyć oka. Dlatego, gdy tylko wzeszło słońce, zerwał się z łóżka i bezzwłocznie postanowił wyjaśnić swoje wątpliwości.

~*~


  Nowy dzień zaczął się dla niej bardzo wcześnie, bo jeszcze w środku nocy. Obudził ją kac, który łupał tępym bólem wewnątrz czaszki i wysuszył jej gardło na wiór. Rosalee bała się mocniej odetchnąć, żeby nie spotęgować objawów. Jednak pragnienie było silniejsze, więc w końcu zwlekała się z łóżka i zataczając się poszła do kuchni.

Pijąc wodę prosto z kranu, stopniowo przypominała sobie szczegóły poprzedniego wieczoru. Jakże w tej chwili nienawidziła swoją amnezję i tę przeklętą zdolność do zapamiętywania absolutnie wszystkiego, co się działo wokół niej! Ileż by dała za to, by nie pamiętać o swoim upokorzeniu. Gdyby czuła się choć trochę lepiej, rzuciłaby na siebie Obliviate. Jednak nie czuła się lepiej, nie zapomniała i nie mogła cofnąć czasu. Musiała pogodzić się z tym, co zrobiła i, co gorsza, z tym, że została odtrącona.

Walcząc z poalkoholowymi mdłościami, weszła do łazienki, żeby przynajmniej umyć zęby. Jednak gdy spojrzała w lustro, szybko postanowiła wejść pod prysznic. To sprawiło, że poczuła się ciut lepiej. Przebrała się w czystą piżamę i zamierzała wrócić do łóżka, gdy ktoś załomotał w drzwi. Zaklęła, zadrżała i zawahała się już z ręką na klamce. Wiedziała, kto jest po drugiej stronie, ale bała się stanąć z nim twarzą w twarz.

– Rosalee, wiem, że tam jesteś – powiedział Severus cicho.

Dziewczyna nie reagowała licząc na to, że może on sobie pójdzie. Jednak gdy cisza w mieszkaniu przedłużała się, wystawiając jego cierpliwość na próbę, Snape zapukał ponownie.

– Wczoraj rzuciłaś się na mnie, a teraz nie masz odwagi, żeby ze mną porozmawiać? – zadrwił.

Zrobił to specjalnie. Była pewna, że celowo podniósł głos, żeby zmusić ją do konfrontacji. Udało mu się – Rosalee wolała go wpuścić, żeby jego słowa nie dotarły do jakichś niepowołanych uszu.

– Nie musisz tak wrzeszczeć – wytknęła mu, gdy wszedł do przedpokoju.
– Inaczej byś mnie nie wpuściła – zauważył. – Powinniśmy porozmawiać, nie sądzisz?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro