3. Preferencje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez te dwa dni, które minęły od znalezienia kobiety, Snape nawet na chwilę nie opuścił domu. Nie wiedział więc, że zrobiło się jeszcze ciepłej, że za dnia panował nieznośny zaduch, a nocą, gdy temperatura gwałtownie spadała, podnosiły się mgły tak gęste, że ze swojego ganku nie dostrzegłby furtki. Bardzo możliwe, że nawet gdyby jej nie ratował, to i tak niczego by nie zauważył. Że i tak nie miałby potrzeby wychodzić na zewnątrz.
We mgle mokradła wyglądały tajemniczo i groźnie. Karłowata roślinność odcinała się czarnym konturem na tle białego oparu. Coś wyło, coś chlupało, coś warczało. Niewidzialne, przyczajone, zabójcze.
Severus uchylił okno wpuszczając do sypialni zimno i wilgoć, od których przeszły go dreszcze. Był bardzo zmęczony. Tak bardzo, że nie mógł zasnąć. Najpierw przez godzinę nasłuchiwał, czy kobieta niczego nie potrzebuje, a później bezsennie przewracał się na łóżku. Poza cichym szelestem pościeli w domu panowała całkowita cisza.
Wyjrzał przez okno w kierunku mokradeł. Dostrzegł czającą się na nich grozę i zadrżał ponownie. Powinien był kupić dom w innej okolicy. Gdzieś, gdzie nocą nie czaiłyby się we mgle upiory przeszłości. Cofnął się, zaciągnął zasłony i wrócił do łóżka. Zapowiadała się ciężka noc.


~*~

Leżąca w białej, sztywnej pościeli kobieta śniła niespokojny sen.

Dzień, jasny, słoneczny i upalny. Czyjś śmiech mrożący krew w żyłach. I ręka. Najpierw uzbrojona w różdżkę, a później w kamień. Kamień, który zdawał się rosnąć w jej oczach, kiedy zbliżał się do jej twarzy. A później były już tylko ból, rozbłysk oślepiającego światła, a po nich ciemność.

Obudziła się z krzykiem. Serce tłukło się w piersiach, oddech rwał się spazmatycznie, a drobne dłonie obejmowały chude ramiona.
Zanim zdążyła zorientować się, gdzie się znajduje, do pokoju wpadł Snape. Czujny, skupiony, ale też, jak jej się zdawało, wściekły.
– Przepraszam, że cię obudziłam – powiedziała starając się nie szczękać zębami. – Miałam zły sen.
– I tak już nie spałem. Co ci się śniło? – zainteresował się.
Z ulgą opadł na fotel stojący obok jej łóżka. Dziewczyna usiadła wygodniej, podciągnęła kołdrę pod brodę i zamyśliła się.
– Nie jestem pewna – wyznała. – Chyba... to, jak ktoś mnie uderzył.
– Zapamiętałaś jakieś szczegóły?
– Widziałam tylko dłoń... – spojrzała najpierw na swoje, a potem na jego ręce. – Męską, opaloną, z wyraźnymi, czarnymi włosami. Z zadbanymi paznokciami. Złapał kamień...
Urwała i dotknęła dłonią skroni. Pod palcami wyczuła bliznę, dokładnie w tym miejscu, w którym we śnie pojawił się ból.
Nie musiała mówić nic więcej. Snape zrozumiał, że być może było to wspomnienie tego, co jej się przydarzyło.
– Myślisz, że to właśnie się wydarzyło? – spytała.
– Nie wiem. Może to tylko sen. Może twoja podświadomość zasugerowała się tym, co ci powiedziałem.
– Liczyłam na to, że powiesz, że zaczynam sobie przypominać – posmutniała i zwiesiła głowę.
– Wolałabyś, żebym cię okłamał? Żebym dał ci fałszywą nadzieję? – spytał.
– Mogłeś mnie pocieszyć – stwierdziła.
– Mogłem – zgodził się. – A później znosić twoje wyrzuty.
Milczeli przez chwilę. W końcu ona odważyła się spytać:
– A co, jeśli nigdy nie odzyskam pamięci? Przecież może się tak zdarzyć, prawda?
– Nie można tego wykluczyć – mruknął, ponownie mówiąc nie to, co chciałaby usłyszeć.
– I co wtedy? – spytała żałośnie. – Zostanę tu do końca życia? Nie wiedząc, kim jestem i jak się nazywam? Z kimś, kogo nie znam?
Poczuł, że robi się zły. Bardzo zły. Wstał, żeby górować nad nią, zbliżył się i krzywiąc się okropnie, wysyczał przez zęby:
– Ty, chwilowo, nie znasz nikogo.
Skuliła się na łóżku, wciskając głowę między ramiona. Zadrżała ze strachu przed jego gniewem. Nie chciała go obrazić, tylko liczyła na to, że powie jej, czy ma wobec niej jakieś plany.
– Ja nie...
– Nie chciałaś, wiem – warknął i wyszedł trzaskając drzwiami.
Dlaczego tak łatwo się zirytował? Dlaczego każdy kontakt z drugą osobą zawsze kończył się tak samo? Odetchnął głęboko i uspokoił się. Nie powinien być wobec niej taki szorstki. Wziął jej wyprane ubrania i wrócił z nimi do pokoju gościnnego.
– Ubierz się i wyjdź z pokoju – zarządził, starając się choć trochę ocieplić swój głos.
Kobieta została sama i westchnęła cicho. Jej opiekun chyba się na nią obraził, a ona musiała coś zrobić, żeby przestał być zły. Była od niego zależna i wciąż potrzebowała jego pomocy. Spojrzała na pozostawione przez niego ubrania i zaczęła je oglądać. Sukienka, majtki i biustonosz. Wszystkie białe, bawełniane i nieskazitelnie czyste. Zarumieniła się, gdy zrozumiała, że ten zupełnie obcy człowiek nie tylko ją rozebrał, ale też wyprał jej ubrania i bieliznę. Ciekawe, jak on się z tym czuł? – pomyślała. Nie dane jej było długo nad tym rozmyślać, bo nagle wiedziała, z całą pewnością, że ona sama na pewno nie umiałaby tego zrobić. Że nigdy niczego nie prała. Nie było to może zbyt istotne wspomnienie, ale jednak coś o niej mówiło.
Ucieszona szybko się ubrała i wstała z łóżka. Zachwiała się lekko, jednak chęć podzielenia się z nim swoim przebłyskiem pamięci była na tyle silna, że nie czekała, aż stanie pewniej na nogach.
Czekał na nią za drzwiami. Oparty o ścianę, obojętny, ponury. Aż ją zmroziło, gdy na niego spojrzała. I to jemu chciała powiedzieć, że coś jej się przypomniało? Zawahała się.
– Chodź za mną – powiedział Snape i oderwał się od ściany.
Co miała zrobić? Podreptała za nim do innego pomieszczenia i usiadła na krześle, które jej wskazał. Po chwili na stole przed nią stanął talerz puszystych naleśników oblanych sosem maślanym. I znowu ta myśl. Skąd wiedziała, że to naleśniki? Jak to rozpoznała? Po zapachu?
– Coś ci nie pasuje? – spytał Severus i przyjrzał się jej uważnie.
– Skądże – uśmiechnęła się. – Tylko zastanawiam się, jak to się dzieje, że niektóre słowa tak po prostu pamiętam, a inne sprawiają mi problem.
– Zauważyłem to – odparł i wyjątkowo postanowił rozwinąć myśl. – Miałaś problem ze słowem lustro, ale wiedziałaś, jak taki przedmiot może wyglądać. I skojarzyłaś je z oknem.
– No właśnie – ucieszyła się. – Jak ty mnie o coś pytasz, to też jakoś łatwiej mi przychodzi rozpoznawanie rzeczy czy... tego, co się ze mną dzieje.
– Wolisz kawę czy herbatę? – spytał znienacka Snape sięgając niby odruchowo do szafki kuchennej.
– Nie wiem – odpowiedziała po chwili namysłu.
– W takim razie spróbuj i oceń, co ci bardziej smakuje – zaproponował parząc oba napoje.
Dziewczyna domyśliła się, że to jakiś test i ciekawa rezultatu postanowiła rzetelnie wypełnić polecenie. Najpierw powąchała kawę. Zapach był przyjemny, intensywny i pobudzający. Herbata pachniała bardziej kwiatowo, delikatnie. Kobieco. Później spróbowała. Kwaśny smak kawy nie przypadł jej do gustu. Podobnie jak gorycz herbaty.
Snape, widząc to, podał jej cukier i śmietankę. Kobieta wrzuciła po jednej kostce do każdego z kubków, zamieszała i napiła się. Kawa wciąż wydawała jej się zbyt wyrazista, zwłaszcza w porównaniu z herbatą, która okazała się być idealnym dla niej napojem. Jednak nie zakończyła eksperymentu. Dolała do kawy śmietanki i odkryła, że to jest smak, który jej pasuje. Uśmiechnęła się do Snape'a.
– Lubię słodką herbatę i kawę z cukrem i śmietanką – powiedziała. – Ale do naleśników wolę herbatę.
– Czyli nie masz problemu z rozpoznawaniem przedmiotów, ale z własnymi preferencjami już tak – podsumował Snape. – To w sumie mniejszy problem. Ludziom zmienia się gust.
– Tym się nie martwię, w końcu co za różnica, czy wcześniej wolałam kawę czy herbatę – zgodziła się z nim.
– A czym się martwisz? – spytał zaintrygowany.
– Tym, że nigdy nie odzyskam... – zastanowiła się nad odpowiednim słowem – ... tożsamości.
Spojrzał na nią z uznaniem. Na jej miejscu też by się tego bał. Na swoim co prawda niekonieczne. Jednak ona była niewinną dziewczyną, powinna wiedzieć, skąd pochodziła, kim byli jej rodzice, przyjaciele. Znajomość własnych korzeni dawała poczucie bezpieczeństwa.
– Coś ci pokażę – powiedział zaskakująco ciepło i gestem wskazał jej, by poszła za nim. Gdy usiadła na fotelu w salonowej części jego domu, Severus położył na stoliku kilka przedmiotów. – To należy do ciebie. Może będziesz w stanie coś z tego wywnioskować na swój temat.
Były to rzeczy osobiste. Biżuteria. Kilka łańcuszków, kilka pierścionków. Nawet ładne, ale kompletnie nic jej nie mówiły.
– No i? – ponaglił ją.
– Chyba lubię złoto – mruknęła wyraźnie zawiedziona.
Wzięła w ręce łańcuszki i przyjrzała się zawieszkom: kot, pentagram, koniczynka, serduszko. Noszone razem tworzyły coś w rodzaju koli. Ułożyła je w odpowiedni sposób na stoliku i sięgnęła po jeden z pierścionków. Wtedy to zobaczyła. Szybko wsunęła go na palec i marszcząc czoło zaczęła zakładać kolejne. Obejrzała swoją dłoń.
– Brawo – pochwalił ją Snape. – Właśnie tak miałaś je założone.
Cieszyła się, że w końcu coś zaczęło do niej wracać. I chociaż widok upierścienionych palców okazał się znajomy, to dziwnym trafem w ogóle jej się nie podobał.
– Chyba miałeś rację, gust mi się zmienia – szepnęła ściągając biżuterię. – Ale teraz już wiem, czemu wcześniej pomyślałam, że nigdy nie robiłam prania. W tym czymś pewnie by się nie dało.
Severus miał ochotę parsknąć śmiechem. Jej wniosek był jak najbardziej trafny, ale jemu spodobało się brzmienie jej głosu, gdy o tym mówiła. Nuta rozbawienia i goryczy, które i on odczuwał. Ta dziewczyna jeszcze siebie nie znała, a już zaczynała podejrzewać, że być może była inna, niż jej się wydawało. Zaciekawiło go to. Jakie mogła mieć wyobrażenia na własny temat?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro