6. Reguły

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podczas wyprawy do miasta dziewczyna co chwila gryzła się w język, żeby nie spytać, co też dolega Severusowi. Instynktownie wyczuwała, że takie pytanie byłoby naruszeniem jego prywatności, a już zdążyła się zorientować, że akurat prywatność mężczyzna wysoko sobie cenił. Nie chciała uchodzić za osobę wścibską, więc przezornie milczała.
Severus także milczał, bo jedyne słowa, jakie cisnęły mu się na usta uchodziły za wielce nieprzyzwoite. Dlatego zaciskał zęby i cierpiał w ciszy. Obiecał sobie, że przez kolejny tydzień nie ruszy się z domu nawet na krok. I w końcu da odpocząć zmaltretowanemu ciału.
Przeszli przez mokradła, później przez łąkę, aż w końcu wydostali się na drugą stronę gór. Tam, gdzie leżała najbliższa osada, małe mugolskie miasteczko Northville. Rosalee rozglądała się ciekawie po okolicy, ale czuła też narastającą frustrację.
– Słuchaj, ja nie mam pieniędzy – wyznała w końcu.
– Nic nie szkodzi. Ja mam – odpowiedział jej Snape, ale dziewczyna nie odpuściła.
– Ale ja tak nie mogę... – zaczęła i dopiero po chwili znalazła właściwe słowo – ... żerować na tobie.
– A to coś nowego – zakpił Severus. – Większość kobiet nie miałaby z tym problemu.
– Widocznie nie jestem taka, jak większość kobiet – parsknęła rozzłoszczona.
– Niech ci będzie – stłumił w sobie śmiech. – Skoro nie masz pieniędzy, a nie chcesz na mnie żerować, to powiedz mi, jak zamierzałaś zapłacić za zakupy?
– Myślałam, że da się to wymienić na gotówkę – odpowiedziała z godnością i wyciągnęła z kieszeni prawie całą swoją biżuterię. Zostawiła sobie tylko jeden łańcuszek, ten z pentagramem, który teraz zdobił jej szyję i jeden z pierścionków, bo z czymś jej się mgliście kojarzył.
– Jesteś tego pewna? – zapytał i spojrzał na nią z uznaniem.
– Jestem – zapewniła go. – Te przedmioty nic dla mnie nie znaczą.
– Nie zbiednieję, jeśli kupię ci kilka ubrań – próbował perswadować, ale bez skutku.
– Nie ma mowy i tak już dużo dla mnie zrobiłeś – zarumieniła się zawstydzona.
Uparła się, więc Snape nie miał zamiaru dłużej z nią dyskutować. Zaprowadził ją do lombardu i dość szybko załatwili całą transakcję. Rosalee była zadowolona i bogatsza o prawie dwa tysiące funtów. Potem poszli do sklepu z damską odzieżą, gdzie Snape cierpiał prawdziwe katusze, podczas gdy dziewczyna kupowała ubrania odpowiednie na zbliżającą się porę roku. Odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że przynajmniej na stoisku z bielizną nie życzy sobie jego towarzystwa. Ale i tak w jego odczuciu spędził tam całą wieczność.
– To było ciekawe doświadczenie – stwierdziła dziewczyna w drodze powrotnej.
– Ciekawe? Raczej nudne – mruknął Snape.
– Te wszystkie pytania o to, co lubię, w czym się czuję najlepiej i tak dalej – rozgadała się Rosalee. – Na początku było mi głupio, bo przecież niczego nie pamiętam, ale później spodobało mi się to, że mogę wszystko przymierzyć i... Słuchasz mnie?
– Mhm. To pasjonujące, co mówisz.
– Żebyś wiedział! Przypomniało mi się, że już kiedyś byłam w podobnej sytuacji, tylko... wtedy podobało mi się coś innego niż teraz – dokończyła.
– To ostatnie zdanie było w tym najistotniejsze – odezwał się Severus. – Zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje.
– Ja też, ale nic mi nie przychodzi do głowy.
– Mam pewną koncepcję, ale jest nie do zweryfikowania jak na razie.
– Podzielisz się ze mną tym, o czym myślisz?
– Myślę, że jeszcze powinnaś kupić sobie wygodne buty.
Rosalee parsknęła śmiechem, ale przyznała mu rację. Jej sandałki nie nadawały się na dłuższe spacery, nie mówiąc już o tym, że marzły jej stopy. Weszła do odpowiedniego sklepu i kupiła sobie dwie pary butów trekkingowych: krótkie na jesień i cieplejsze, z wyższą cholewką na zimę.
Severus zastanawiał się, czy to było konieczne. Dziewczyna czuła się coraz lepiej, zaczynała sobie przypominać, kim była, więc to tylko kwestia czasu, kiedy będzie mogła wrócić do domu, do swojego życia. W zasadzie do tej pory ani razu o tym nie rozmawiali, ale Snape czuł, że ten temat niedługo wypłynie. Wiedział, że wtedy będzie musiał zmusić się do działania, do zrobienia czegoś, co w zasadzie powinien był zrobić zaraz po ustabilizowaniu jej parametrów życiowych. Westchnął.
Dziewczyna wyszła ze sklepu i uśmiechnęła się do niego.
– Wracamy, czy masz tu jeszcze coś do załatwienia?
– Możemy wracać – odparł Snape. – Kupiłem ci coś.
Podał jej niewielkie pudełko z napisem: "zapałki". Dziewczyna otworzyła je, obejrzała uważnie zawartość i zamknęła.
– Chyba nie wiem, jak tego używać – westchnęła.
– Pokażę ci później. To łatwe.
Dźwignął torby z zakupami i prawie stęknął z bólu. Po co się głupio upierał, żeby zabezpieczyć swój teren przed możliwością teleportacji? Czy naprawdę do tego stopnia chciał odizolować się od ludzi, że samemu sobie uniemożliwił błyskawiczne opuszczanie kotliny? Lub, jak w tym wypadku, równie szybki powrót do domu? Oczywiście dobrze pamiętał, czemu to zrobił, ale minęło już tyle czasu, że może warto byłoby coś zmienić? Nie warto – pomyślał. – Pewnych rzeczy nie da się zmienić.
– Daj mi to, przecież widzę, że ci ciężko – Rosalee przerwała mu rozmyślania, ale zaraz cofnęła się o krok, widząc jego wściekłą minę.
– Pilnuj lepiej własnego nosa – warknął na nią. Nienawidził, gdy ktoś się nad nim litował, ale mimo wszystko postarał się, żeby jej tego nie okazać. Przynajmniej spróbował zrobić to łagodniej niż zwykle.
Dziewczyna przestraszyła się jego reakcji. Nie rozumiała, czemu Severus nie pozwolił sobie pomóc, w końcu to normalne, że ludzie się wspierają. A może nie? Może nie dla niego? Uświadomiła sobie, że w gruncie rzeczy nic nie wie o swoim opiekunie. Był czarodziejem mieszkającym na odludziu. Trochę znał się na eliksirach i potrafił poskładać rozbitą czaszkę. Czy to dość by móc powiedzieć, że się kogoś zna?
Wracali do domu nie odzywając się do siebie. Jednak tym razem pojawiła się między nimi jakaś bariera – obcość połączona z rezerwą. Severus nie umiał rozładować tego napięcia, w zasadzie nawet nie chciał. Dopóki ona udawała, że nie dostrzega jego niedołężności, mógł sam siebie oszukiwać. Teraz zyskał pewność, że jest tak żałosny, jak mu się wydawało. Młoda kobieta świeżo po operacji mózgu uważała, że ma więcej sił niż on! Bolało go, że nic nie mógł na to poradzić. Właśnie dlatego zamieszkał w tej kotlinie – żeby nikt nigdy się nad nim nie litował.
– Nie chciałam cię zdenerwować – odezwała się Rosalee, gdy poczuła się już trochę pewniej.
– Ustalmy coś raz na zawsze – nigdy nie komentuj stanu mojego zdrowia. Nic ci do tego, jak się czuję! – podniósł na nią głos. – Zrozumiałaś?
– Zrozumiałam – szepnęła przestraszona.
Zrobiło jej się najpierw głupio, później przykro, a na koniec aż jej się zakręciło w głowie z oburzenia. Czemu na nią krzyczał? Przecież nie powiedziała nic złego! Zmęczenie, głód i silne negatywne emocje, w przypadku osoby, która tak wiele przeszła w ostatnim czasie, sprawiły, że dziewczynie zrobiło się ciemno przed oczami. Poczuła mdły smak wymiocin w ustach i straciła przytomność.


~*~

Kiedy się obudziła, stwierdziła, że leży na kanapie, przykryta kocem, a obok niej czuwa Severus. Jego mina nie wyrażała niczego i dziewczyna pomyślała, że wciąż jest na nią zły.
– Przepraszam, że narobiłam ci kłopotu – wymamrotała z trudem.
– Przeprosiny przyjęte – oznajmił jej oschle, chociaż ledwo dał radę ukryć ulgę. I wyrzuty sumienia spowodowane tym, że zdenerwował ją do takiego stopnia, że zemdlała. – Nie powinnaś była wychodzić z domu. Zwiodło mnie to, że zdawałaś się czuć coraz lepiej.
– Nic mi nie jest – prychnęła. – I nie będę cały czas siedzieć w domu.
– To ja będę o tym decydował – odpowiedział spokojnie.
– Wydaje mi się, że mam prawo decydować o sobie – dziewczyna znowu się zdenerwowała.
– Masz rację – wydaje ci się.
– Chcesz mnie tu więzić?
– Chcę, żebyś wyzdrowiała – Snape zreflektował się, że był trochę zbyt apodyktyczny.
Spojrzała na niego ze złością, ale była zbyt osłabiona, żeby kontynuować kłótnię. Ten człowiek był dziwny, ale miał dobre intencje. Może trochę nietypowo okazywał jej swoją troskę, jednak do tej pory słuchanie go sprawiało, że rzeczywiście wracała do zdrowia. Westchnęła ciężko.
– Dobrze, niech ci będzie, ty tu ustalasz reguły.
– Cieszę się, że się rozumiemy – Severus skrzywił się lekko i wyciągnął rękę w jej stronę. – Wstań, zjedz coś i idź spać. Jutro zobaczymy, czy będziesz czuć się na tyle dobrze, żeby móc wyjść na spacer.
Posłuchała go, ale gdy już leżała w łóżku, dotarło do niej, że tak naprawdę to ona wygrała tę potyczkę. Severus nigdy nie przyznałby tego wprost, ale uległ jej i pozwolił, by robiła, co zechce. Oczywiście w granicach rozsądku. Rosalee stwierdziła, że nie będzie nadużywać jego cierpliwości i przez kilka najbliższych dni ograniczy swoją aktywność. Bo w sumie ta utrata przytomności mocno ją wystraszyła. I przypomniała jej o tym, jak bardzo się bała, gdy została napadnięta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro