9. Lęki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Najpierw chciałam powiedzieć, że boję się ciemności, ale... chyba najbardziej przeraża mnie powrót do domu – wyszeptała. – Nie wiem, czemu. Na samą myśl o tym, przechodzą mnie dreszcze.
– Zdążyłem to zauważyć – wtrącił Severus i podał jej zdjęcie, które zrobił podczas jednej ze swoich obserwacji. – Może... spróbujmy tak: to jest twój dom. Co czujesz, gdy na niego patrzysz?
– Nic szczególnego – odpowiedziała, uważnie przyglądając się widocznemu na zdjęciu budynkowi. – Nie pamiętam go, ale w sumie nie dziwię się. Jest... nijaki? Typowy?
– Typowy – potwierdził Snape. – Czyli sam dom nie wzbudza w tobie strachu. A oni?
Podał jej zdjęcia jej rodziców, ale to również nie wywołało u niej żadnych silniejszych uczuć. Stwierdziła tylko, że jest podobna do mamy, jednak był to wniosek, a nie wspomnienie. Severus trochę się obawiał o jej reakcję, kiedy podał jej ostatnie zdjęcie.
Dziewczyna długo wpatrywała się w twarz swojego narzeczonego. Tym razem coś jej świtało, ale nie potrafiła nazwać swoich uczuć. Wiedziała tylko, że zrobiło jej się nieprzyjemnie. Odsunęła zdjęcie od twarzy, żeby objąć wzrokiem całą sylwetkę Dereka i jej spojrzenie spoczęło na jego ręce. Zadrżała i upuściła fotografię.
– To niemożliwe... – jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.
– Co jest niemożliwe? – spytał łagodnie. Podszedł bliżej i ukucnął przed nią.
– Spójrz na jego ręce. Są takie, jak ta z mojego snu – rozpłakała się.
Snape zaklął paskudnie. Jeszcze tego mu brakowało, by musiał ją pocieszać. Nie umiał tego robić i źle się czuł, gdy był do tego zmuszany. Wyciągnął rękę i poklepał ją niezdarnie po ramieniu.
– Nie płacz – powiedział cicho.
Dziewczyna złapała go za przód szaty i przytuliła się do niego, a jej szloch przybrał na sile. Zaskoczony Severus drgnął, nogi odmówiły mu posłuszeństwa i wylądował na ziemi z Rosalee w objęciach. Oczywiście od razu poprawił pozycję i ostrożnie ją odepchnął.
– No już. Przestań płakać – spróbował ją uspokoić, jednak bez skutku.
Jego dłoń zsunęła się po jej ramieniu i bezwiednie znów powędrowała w górę. Zrzucił to na karb uszkodzonych nerwów, bo przecież niemożliwe było, żeby sam z własnej nie przymuszonej woli pogłaskał ją uspokajająco po ręce. On nie robił takich rzeczy i już. Jednak to w końcu podziałało, bo Rosalee przestała płakać.
– Przepraszam – szepnęła zawstydzona.
Tym razem Severus zadziałał energiczniej, wstał, podciągnął ją na nogi i posadził na łóżku. Przyjrzał jej się uważnie. Zapłakane, przekrwione oczy, policzki upstrzone czerwonymi plamkami, zasmarkany nos – wyglądała żałośnie, a jednak jemu ścisnęło się serce na widok jej cierpienia.
– Lepiej ci? – spytał opadając na fotel.
– Nie – szepnęła, a usta jej zadrżały. – Jakbyś się czuł, gdybyś się dowiedział, że ktoś, kogo kochałeś, z kim chciałeś spędzić resztę życia, próbował cię zabić?
– Na pewno bym nie histeryzował – odpowiedział stanowczo.
– A co byś zrobił? – popatrzyła na niego, a jej spojrzenie stwardniało na granit.
– Nie chcesz tego wiedzieć – mruknął.
– Chcę. Gdybyś był na moim miejscu...
– Tak naprawdę masz dwie opcje – uległ jej prośbie, ale i tak nie zamierzał mówić, co on by zrobił. – Pierwsza jest taka, że wrócisz do domu, zgłosisz się do aurorów i powiesz im, co się wydarzyło. Nie jest to najlepsze rozwiązanie, bo ty masz amnezję i zero dowodów na to, że to on to zrobił. Co właściwie odpowiada nam na pytanie, czemu nie użył różdżki.
– Czemu? – nie zrozumiała.
– Gdyby rzucił na ciebie Obliviate, to ktoś w końcu wpadłby na pomysł, żeby sprawdzić, jakich zaklęć ostatnio używał.
– Rozumiem. Ta opcja odpada. Jaka jest druga?
– Taka, że po powrocie do domu zmusisz go, żeby się przyznał i wtedy powiadomisz aurorów – odparł spokojnie.
– Jak miałabym to zrobić? – jęknęła. – Jeszcze teraz, w tym stanie?
– Nie histeryzuj – warknął, tracąc cierpliwość. – Przecież nie mówię, że masz to zrobić dzisiaj! Jeśli chcesz, pomogę ci się przygotować do spotkania z twoim narzeczonym.
– Zrobiłbyś to dla mnie?
– A co przed chwilą powiedziałem?
– No... tak... Od czego zaczniemy? – opanowała się trochę i udało jej się zadać w miarę sensowne pytanie.
– Od początku – uśmiechnął się krzywo.
– To znaczy? – pomimo odczuwanej wdzięczności zaczęła się irytować.
– Najpierw wyjaśnij mi czemu uważasz, że go... kochałaś i... chciałaś spędzić z nim resztę życia? – sam nie wiedział, czemu o to pyta, ale wydawało mu się to ważne.
– Przecież chyba dlatego ludzie decydują się na małżeństwo? – zdziwiła się.
– Czyli to było tylko twoje wyobrażenie waszej relacji, a nie wspomnienie – stwierdził i odczuł prawdziwą ulgę. Gdyby wciąż była zakochana w tym skretyniałym arystokracie, to po pierwsze, w życiu nie udałoby jej się zmusić go do wyznania winy, a po drugie Snape zdecydowanie nie chciałby jej pomagać. Domyślał się, że przed utratą pamięci była kimś zupełnie innym i to kimś, kogo nigdy by nie polubił. Teraz też jej nie lubił, ale przynajmniej tolerował. – Zaczniemy od nauki zaklęć.
– Ale ja nie mam różdżki – przypomniała mu.
– To nie problem. Poznasz teorię, a później... zobaczymy.
– Ile to potrwa?
– Aż tak ci się spieszy do ukochanego?
– Niezupełnie – mruknęła.
– To może chcesz się ode mnie uwolnić? – drażnienie się z nią sprawiało mu przyjemność.
– Czasami – przyznała i uśmiechnęła się pod nosem. – Bardziej zależy mi na tym, by zobaczyć go za kratkami.
– Widzę, że czytanie kryminałów wzbogaciło twój język – pochwalił ją.
– To pasjonująca lektura – przyznała. – Co mi przypomina, że tam było coś o tym, jak zdobywać od przestępców zeznania, ale nie wszystko zrozumiałam.
– To mugolskie książki, a oni mają swoje sposoby... dyktafony, kamery i tak dalej. Żadna z tych zabawek nie zadziała w przeciętnym, czarodziejskim domu. Dlatego musisz nauczyć się odpowiednich zaklęć.
– Da się... jak to było... o, już wiem, zarejestrować dźwięk lub obraz za pomocą magii? – spytała i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Oczywiście i tego, między innymi, zamierzam cię nauczyć – jego cierpliwość była wystawiona na ciężką próbę, ale trzymał nerwy na wodzy.
– A oprócz tego?
– Musisz umieć się przed nim bronić, w razie gdyby znów próbował cię skrzywdzić – oznajmił jej.
– Myślisz, że spróbuje? – skuliła się.
– Jestem o tym przekonany – mruknął.
Rosalee objęła się ramionami i zaczęła kiwać się w przód i w tył. Ciężko jej było się pogodzić z tym, że jej ukochany próbował ją zabić. Jednak uczuciem, które wybijało się na pierwszy plan, był gniew. To przez niego niczego nie pamiętała! To przez niego nie wiedziała, kim jest! Uczucia buzowały w niej jak wulkan, aż w końcu nastąpił wybuch: nienawiść, jak rozpalona lawa, rozlała się po jej wnętrzu. Najchętniej zwabiłaby Dereka na tamtą polanę, rozwaliła mu łeb kamieniem i zostawiła na łaskę Severusa. Nie miała pojęcia skąd to wiedziała, ale była pewna, że mężczyzna potrafiłby się nim odpowiednio zająć.
Te myśli musiały być widoczne na jej twarzy, bo Severus przyglądał się jej z zainteresowaniem.
– O czym myślisz? – spytał.
– O zemście – odparła zimnym, nienawistnym głosem, a Snape uśmiechnął się wyjątkowo paskudnie.
– To dobrze – powiedział. – Będziesz miała lepszą motywację. A teraz chodź ze mną.
Poszedł do salonu i zdjął zaklęcia chroniące jego księgozbiór.
– Możesz zacząć od podstawowych zaklęć, bo te także ci się przydadzą, a poza tym, może coś ci się znowu przypomni – na stoliku wylądowały Standardowe Księgi Zaklęć od pierwszego do siódmego tomu.
– Sporo tego – mruknęła sięgając po pierwszy tom.
– Nie każę ci uczyć się każdego zaklęcia na pamięć, chociaż przeciętnie inteligentna czarownica powinna znać większość z nich – podpuszczał ją.
Zmrużyła gniewnie oczy, ale skinęła głową. Już ona mu pokaże! To, że zawdzięczała mu życie, nie dawało mu prawa do traktowania jej jak pierwszej lepszej uczennicy!
Snape zostawił ją sam na sam z książkami i udał się na strych, gdzie ponownie przeszukał kufer z pamiątkami po swojej matce. To już drugi raz w ciągu ostatnich dni zdobywał się na takie poświęcenie – nienawidził wracać do wspomnień z czasów młodości. Jednak dziewczyna potrzebowała różdżki, a on nie zamierzał użyczać jej swojej. Na samym dnie kufra znalazł to, czego szukał – różdżkę Eileen Snape.
To była ta łatwiejsza część zadania, które przed sobą postawił. Jednak żeby móc nauczyć ją, jak ma się bronić, sam musiał być w stanie walczyć. A to znaczyło, że będzie musiał popracować nad swoją sprawnością.
Przeszedł do swojego pokoju i usiadł przy biurku. To był dobry moment, by zastanowić się, czemu nie czuł bólu wtedy, gdy szpiegował Goldberga. Czyżby większa ilość ruchu pozytywnie wpłynęła na stan jego mięśni i stawów?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro