Prolog
POV. AXL
Szybko zapakowałem najważniejsze rzeczy do plecaka. Zbiegłem wściekły po schodach gdzie zastałem zapłakaną matkę.
-Will proszę zostań - błagała mnie
-Nie! Właśnie dowiedziałem się, że ten facet nie jest moim ojcem! - Odpowiedziałem jej znacznie podnosząc głos. - Że całe moje życie było kłamstwem - dodałem.
Trzaskając drzwiami wyszedłem z budynku który niegdyś był moim domem. Nie wiedziałem gdzie pójść. Jedynym miejscem które przychodziło mi do głowy był dom Izzy'ego - mojego kumpla. Tak naprawdę miał na imię Jeff, ale kazał do siebie mówić Izzy.
Nie zastałem go w domu. Przez chwilę mnie to zdziwiło, ale przypomniałem sobie, że zamierzał uciec. Wiedziałem gdzie go znaleźć. Po kilku minutach marszu doszedłem do małego lasku. Izzy siedział na niewielkiej skarpie.
-Cześć Wiewiórko - przywitał się.
-Hej. To co teraz robimy? - spytałem
- Mam znajomego w Los Angeles. Możemy tam pojechać, tylko go uprzedzę, że będziemy. Mam plan jak się tam dostać.
-Okay. Miej sobie jakie chcesz plany byle wyrwać się z tej dziury.
GODZINĘ PÓŹNIEJ
Szliśmy ulicami Lafayette. Z tego co pamiętam nazwa tego zadupia wzięła się od jakiegoś Francuza walczącego o niepodległość USA. Słońce już zachodziło. Ulice były puste. Tylko ja i Izzy. Dwóch 17-latków zmierzających do Miasta Aniołów w poszukiwaniu nowego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro