Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Weszłam do swojego apartamentu. Byłam zmęczona. Za mną kolejna wygrana rozprawa, ale pochłonęła ona tyle mojego czasu, że marzyłam, aby w końcu się skończyła. Od razu po przekroczeniu progu zdjęłam szpilki i odłożyłam na komodę torebkę oraz zamknęłam drzwi.

Idąc w głąb mieszkania, zaczęłam rozpinać kremową, ołówkową spódnicę, a kiedy dotarłam do sypialni, zrzuciłam ją kompletnie i to samo uczyniłam z białą koszulą. Obie rzeczy rzuciłam na fotel w sypialni, a potem skierowałam się do połączonej z sypialnią łazienki. Jedyne, o czym marzyłam po kolejnym ciężkim dniu w pracy, to długa, odprężająca kąpiel. Odkręciłam kurek z gorącą wodą i sięgnęłam po płyn do kąpieli oraz sól. Oba wybrałam o zapachu lawendowym.

Zdjęłam bieliznę, sięgnęłam po pilota, aby puścić jakąś kojącą muzykę. Tak, byłam na tyle bogata, że mogłam mieć wbudowane w łazience radio. W końcu mogłam wejść do wanny, jednak skierowałam się do salonu, gdzie miałam szafkę z alkoholem. Wyciągnęłam butelkę czerwonego, słodkiego wina, zgarnęłam jeszcze kieliszek i wróciłam do łazienki. Kiedy w końcu zanurzyłam się w gorącej wodzie, poczułam, jak moje mięśnie się rozluźniają. Dochodziła osiemnasta, ale po ostatniej rozprawie w sądzie, postanowiłam nie wracać już do kancelarii. Nie miałam po co. Wszystko, co miałam dzisiaj zrobić, dopięłam na ostatni guzik, a reszta spraw, jakie prowadziłam, nie potrzebowała ponaglania. A tak, miałam trochę czasu na relaks. Na szczęście wino było odkręcane i nie potrzebowałam korkociągu. Nalałam sobie lampkę i delektowałam się spokojem.

Był piątek, więc miałam przed sobą cały wolny weekend. Myślałam nad tym, czy nie pojechać do rodziców, albo wyrwać się na weekend z Phoenix. Tak, mieszkałam w Phoenix, ale aktualnie marzyłam, żeby się stamtąd wyrwać. Może Los Angeles albo Las Vegas. Z pewnością pojechałabym do rodziców, gdyby nie mój brat i siostra, którzy pewnie wraz ze swoimi rodzinami wpadną na niedzielny obiadek. Pochodzę z Tucson, jednak wyjechałam do Phoenix na studia i tak tu zostałam.

Aktualnie mam dwadzieścia siedem lat, prowadzę własną kancelarię prawniczą, jedną, z lepszych w mieście. Moje rodzeństwo, Harry i Susan mają swoje rodziny. Starszy brat, Harry tworzy idealną, lekarską parę ze swoją żoną - Camille. Mają dwójkę uroczych dzieci pięcioletniego Patrick'a i dwuletnią Amandę. Moja młodsza siostra zaś dwa lata temu wyszła za Mitchell'a, rugbystę i zmieniła nasze szanowane nazwisko na Walker. Susan prowadzi swój własny sklep odzieżowy, który przynosi niezłe zyski, a kilka miesięcy temu została matką ślicznej Hannah. Moja cała rodzinka była szczęśliwa, spełniona, każdy miał swojego partnera, a moi rodzice byli razem od praktycznie trzydziestu kilku lat. Tylko ja mając dwadzieścia siedem lat, jestem sama i na każdym kroku padają pytania o związek, o dzieci. Dlatego nie jeżdżę często w rodzinne strony, aby uniknąć tego wszystkiego i mieć święty spokój.

Odgoniłam te myśli, bo nie przychylały się do mojego odprężenia, a właśnie to chciałam osiągnąć. Nalałam sobie kolejną lampkę wina i stwierdziłam, że chyba wypiję dzisiaj całą butelkę. Oparłam głowę o wannę i zamknęłam oczy, jeszcze bardziej się odprężając. Nie było mi dane dalej się relaksować, gdyż mój telefon zaczął dzwonić. Jęknęłam i chciałam zniknąć pod wodą, żeby nie słyszeć dzwonka, jednak po chwili dźwięk ustąpił, a ja odetchnęłam. Niestety, po kilku chwilach telefon znów się rozdzwonił. Westchnęłam ciężko i sięgnęłam po telefon leżący na szafce obok wanny. Spojrzałam na wyświetlacz. Ana- moja sekretarka. Jęknęłam, po czym odebrałam telefon, dając na głośnomówiący.

- Tak Ano? - powiedziałam, popijając wino.

- Panno Hughes, ma pani gościa. - powiedziała lekko zdenerwowana, przez co i ja się zaniepokoiłam.

- Mówiłam, że nie będzie mnie już dzisiaj w pracy. Możesz powiedzieć temu komuś, żeby przyszedł w poniedziałek. Umów go na jakąś godzinę. Wtedy go przyjmę. - powiedziałam zmęczona.

- Ale proszę pani, to jest Martin Walker. - powiedziała szeptem, a ja niemal zachłysnęłam się winem.

- Kto? - poprosiłam, aby dziewczyna powtórzyła jeszcze raz jego nazwisko.

- Martin Walker. Najbardziej znany biznesmen w Phoenix. - powiedziała, a ja prawie wyskoczyłam z wanny, potykając się o własne nogi.

- Powiedz mu, że musiałam coś załatwić i będę do godziny. Jeśli chce, niech poczeka, wpuść go do mojego gabinetu, jeśli będzie chciał, ale miej na niego oko. Zaproponuj kawę, herbatę, ewentualnie jakieś ciasto. Na razie. - rzuciłam, rozłączając się i wycierając swoje ciało. Na szczęście zamoczyłam włosów, bo musiałabym je teraz suszyć.

Zrobiłam chyba najszybszy makijaż w moim życiu, klasyczny, podstawowy, lekki. Nałożyłam rozświetlający podkład na twarz, dołożyłam trochę korektora, bronzera i rozświetlacza, całość przypudrowałam. Delikatnie podkreśliłam brwi, pomalowałam rzęsy i nałożyłam błyszczyk na usta. Pędem pobiegłam do garderoby połączonej z sypialnią, aby założyć bieliznę i na szybko wybrać dobry outfit. Wybrałam karmelowe, elegancie spodnie z kantem, które idealnie opinały moje uda, a do tego luźną, czarną koszulę, którą delikatnie włożyłam w spodnie. Elegancko, ale casualowo. Całość dopełniłam marynarką w kolorze spodni i czarnymi, klasycznymi szpilkami.

Zgarnęłam telefon i torebkę, a następnie popędziłam do samochodu. Wsiadłam do mojego czarnego Aston Martina DBS coupé, położyłam torbę na siedzeniu obok i odpaliłam samochód, a następnie wyjechałam z podziemnego garażu i skierowałam się do mojej kancelarii. Na szczęście o tej porze nie było większego ruchu, a więc i droga nie zajęła mi długo. Cały czas rozmyślałam o człowieku, który na mnie czekał. Dużo o nim słyszałam, bo był niesamowicie popularny i bogaty. Nie miałam pojęcia, ile ma lat, ani jak wygląda, bo najzwyczajniej w świecie nie czytałam nowinek światowych, miałam wystarczająco innych rzeczy do robienia. Poza tym nie interesowało mnie jego życie, jednak kiedy usłyszałam, że jest w kancelarii i chce się ze mną widzieć, nie mogłam odmówić. Mógł mi się trafić znakomity klient, dzięki któremu zyskam ich więcej. Nie powiem, miałam w tym swój interes. Uśmiechnęłam się, gdy dotarłam pod budynek i zaparkowałam auto, następnie wysiadłam, zabierając swoją torbę i skierowałam się do wejścia.

Pewna siebie przeszłam przez drzwi wejściowe i przywitałam się z ochroniarzem, a następnie skierowałam do windy, która miała zawieść mnie na dwudzieste czwarte piętro. Moja kancelaria zajmowała dwa piętra. Dwudzieste trzecie i dwudzieste czwarte. Oprócz tego w wieżowcu znajdowało się jeszcze kilka innych, różnych firm. Nigdy nie interesowałam się tym, czym dokładniej się zajmują, ale była chyba jedna organizująca śluby i inne imprezy, jedna z firm projektowała wnętrza i ogólnie rzecz biorąc domy. Było też kilka firm zajmujących handlem, eksportem czy importem różnych towarów, była nawet siłownia, a na ostatnim piętrze znajdowała się także restauracja.

Usłyszałam charakterystyczny dźwięk windy, co oznaczało, że znajdujemy się na odpowiednim piętrze, a zaraz potem drzwi windy się otworzyły, a ja ujrzałam przejrzysty hol, na którego końcu swoje stanowisko miała moja sekretarka. Zaraz za nią były drzwi do mojego gabinetu. Wyszłam z windy, krocząc pewnie przez hol i co jakiś czas odpowiadając na powitania pracowników, z którymi jeszcze tego dnia się nie widziałam. Kiedy Ana w końcu mnie zauważyła, już chciała coś powiedzieć, ale minęłam ją i rzuciłam tylko:

- Przynieś nam kawę i niech nikt nie przeszkadza. Nie ma mnie dla nikogo. - powiedziałam, sięgając klamki drzwi prowadzących do mojego gabinetu, w którym siedział ten słynny Martin Walker.

Odetchnęłam głęboko, po czym pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Nie spoglądając nawet na mojego gościa, zaczęłam mówić:

- Przepraszam, że musiał pan czekać, ale zatrzymała mnie pewna sprawa.

- No nareszcie, długo kazała pani na siebie czekać.

- Moja sekretarka nie przekazała panu, że powinnam być do godziny? Jak już powiedziała panie... - zatrzymałam się w pół słowa, spoglądając na mężczyznę stojącego przy oknie. Był przystojny i to bardzo. Na moje oko miał około trzydziestu lat.

- Martin Walker. - dokończył za mnie i podszedł, podając rękę, którą pewnie chwyciłam.

- Tak wiem, panie Walker. Brooklyn Hughes. Właścicielka Hughes Law Office. Miło mi. - odpowiedziałam, a następnie podeszłam do biurka i odłożyłam obok niego torbę. - W czym mogę panu pomóc? - powiedziałam, zasiadając za biurkiem i wskazując mężczyźnie fotel naprzeciwko.

W tym samym momencie Ana weszła do pomieszczenia, uprzednio pukając i postawiła na biurku dwie kawy.

- Dziękuję. Powiedz innym, że jestem zajęta i nie ma mnie dla nikogo. Przypomnij także o jutrzejszym spotkaniu organizacyjnym i wyborze nowych stażystów, jeśli ktoś jest jeszcze nie zdecydowany, to ma czas do jutro do dziesiątej. To wszystko, możesz iść. - powiedziałam i zaczekałam, aż kobieta opuści pomieszczenie. - Przepraszam, ale takie obowiązki. - powiedziałam mężczyźnie.

- Nic się nie stało. To zrozumiałe. - powiedział z lekkim uśmiechem.

- A więc, w czym mogę panu pomóc? - zapytałam ponownie, a czekając na odpowiedź, osłodziłam jedną łyżeczką cukru kawę i upiłam łyka.

- Może poprowadzić pani moją sprawę.- powiedział, cały czas patrząc na mnie. - Zostałem oskarżony.

- Cóż, musiałabym sprawdzić, czy nie będzie kolidowało to z innymi sprawami, jakie prowadzę. - powiedziałam, zerkając na niego i włączając laptopa, oraz sięgając po kalendarz. - O co pana oskarżono? - zapytałam, szukając jakiś wolnych terminów, na umówienie się z nim na kolejne spotkanie, bo tak doskonale zadawałam sobie sprawę, że zgodzę się przyjąć jego sprawę.

- O gwałt. - powiedział, a mnie wypadł długopis z rąk.

***************************

Witam wszystkich zgromadzonych! Nadszedł dzień dzisiejszy, kiedy to macie przed sobą moje kolejne dziecko. Prolog mojego kolejnego opowiadania. Cieszę się, że w końcu mogę wam uchylić rąbka tej historii. 

Mam nadzieję, że wam się podoba i będziecie czekać na więcej! 

SKY 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro